Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XLIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Naszyjnik królowej |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Collier de la reine |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Odnalezienie prawdy stawało się prawie niemożliwem, dzięki zagmatwaniu sprawy przez Joannę.
Joanna nie mogła zdecydować się na uchodzenie za zwyczajną złodziejkę, choć dowiodły tego świadectwa osób, godnych wiary, oznajmiając o skradzeniu przez nią brylantów.
Perswadowała sama sobie, że hałas, sprawiony skandalem wersalskim, doskonale ukryje jej przestępstwo, a jeżeli nawet skazana będzie hrabina de la Motte, wyrok najbardziej dotknie królowę.
Lecz kalkulacja zawiodła ją.
Ponieważ królowa poddała się podwójnemu procesowi, a kardynał zgodził się na badania śledcze, sądy i hałasy, spadła z Joanny aureola niewinności, jaką sobie, dzięki swemu milczeniu, wytworzyła.
Wszystkie prawie zdarzenia wydawały się nieprawdopodobne wszystkie wyjaśnienia były wyczerpane.
Joanna spostrzegła, że nie wywarła należytego wrażenia na sędziach.
na sędziach.
W ciszy swego pokoju rozmyślała Joanna o swoich siłach i widokach.
Joanna sądząc z tego, co mówił pan Berteuil, uznała za słuszne, aby oszczędzać królowę, a bezlitośnie obwiniać kardynała.
Co zaś dotyczyło kardynała, członka możnej rodziny, samej sądzącej sprawy ogólne, duchownego, zaopatrzonego w mnóstwo sposobów radzenia sobie, Joanna uznała za potrzebne wyznać prawdę, wyjawić intrygi dworskie i takich narobić awantur, aby zamieszanie śmiertelne dotknęło głowy koronowane.
Wszystko to jednak niepokoiło Joannę; przypominało jej, o czem już wiedziała, a mianowicie, że większość sędziów przychylna była kardynałowi; że ulegnie ona w tej walce; przypominało jej, choć już nawpół była stracona, iż lepiej dać się skazać za kradzież brylantów, niż za obrazę majestatu.
Tu było zwycięstwo pewne. Entuzjazm narodu objawiał się razem z życzliwością dla kardynała. Dla wielkiej ilości ludzi nie istniała Oliwja, pomimo, że żyła, że przyznała się i była do królowej podobną; jeżeli zaś uznawali jej istnienie, to twierdzili, że królowa naumyślnie wyszukała ją, aby się uniewinnić.
Joanna zastanawiała się nad wszystkiem.
Jej właśni prawnicy opuszczali ją, a sędziowie nie ukrywali swej niechęci; rodzina Rohan obwiniała ją energicznie, opinja publiczna pogardzała nią...
Postanowiła użyć ostatniego środka, aby zaniepokoić sędziów, przyjaciół kardynała i aby wzbudzić nienawiść dla Marji-Antoniny.
Sposób ten miał być: Udawać, że oszczędzała dotąd królowej, lecz że, doprowadzona do ostateczności, wyjawi wszystko.
To było w rzeczy samej tylko planem postępowania podczas procesu; lecz nowe zajścia mogły szyki popsuć. I oto co wymyśliła hrabina dla przeprowadzenia swych planów: napisała list do królowej, list, którego wyrazy ujawniały jej charakter:
Pomimo okropności mego położenia, nie wymknęła się z ust moich skarga. Wszystkie wybiegi, jakich użyto, aby wydobyć ze mnie wyznania, przyczyniły się tylko do umocnienia mnie w mem postanowieniu nie skompromitowania mej zwierzchniczki.
Długie uwięzienie, konfrontacje bez końca, wstyd i rozpacz, że jestem oskarżona o kradzież i przestępstwo, choć czuję się niewinną, zmniejszyły moją odwagę; drżę na samą myśl, że stałość moja upadnie pod tylu silnemi ciosami.
Najjaśniejsza Pani, jednem słowem zdoła tamę położyć tej sprawie przy pomocy pana de Breteuil, który podda myśl tę ministrowi (królowi), bez narażenia Najjaśniejszej Pani na kompromitację. Obawa, że zmuszona będę wyjawić wszystko, popchnęła mnie do napisania tego listu, lecz czynię to w przekonaniu, że Wasza Królewska Mość zechce mieć na względzie powody, które mnie do tego skłoniły i że wyda rozporządzenie uwolnienia mnie z przykrego położenia.
Pozostaję z najgłębszym szacunkiem uniżoną i posłuszną sługą Najjaśniejszej Pani.
Joanna ułożyła to, jak widzimy, dwie mając myśli: albo list przestraszy królowę dowodem trwania w złem, a wtedy, zmęczona walką, zgodzi się na uwolnienie Joanny skoro proces i uwięzienie na nic się nie zdały; albo też, co było nader prawdopodobne i dowiedzione zakończeniem listu, Joanna na nic nie liczyła, gdyż królowa, zamieszana w procesie, sama naraziłaby się na podejrzenia. Jasnem więc jest, że Joanna nie mogła liczyć na to, aby list jej doszedł rąk królowej.
Była przekonana, że wszyscy dozorcy są oddani duszą i ciałem zarządzającemu Bastylją.
Nie ulegało żadnej wątpliwości, że posłaniec, któremu poruczvła odniesienie listu, jeżeliby nie oddał go nadzorcy więzienia, z pewnością zachowałby go dla stronników swojej partji.
Starała się urządzić wszystko w ten sposób, aby list, wpadłszy w obce ręce, zbudził podejrzenie, nienawiść i cień niesławy rzucił na królowę.
Jednocześnie z listem do Marji Antoniny, wystosowała drugi list do kardynała, następującej treści:
„Nie mogę pojąć Waszej Eminencji, że trwasz pan w zamiarze milczenia. Podług mego zdania, uczyniłbyś pan znacznie lepiej, zdawszy się na łaskę i niełaskę sędziów, a wtedy może los nasz polepszyłby się. Co do mnie, postanowiłam milczeć, jeżeli pan nie ma zamiaru mowie. A dlaczego właściwie pan milczy?...
Ze swoje strony nie możesz się pan obawiać niczego; znasz pan moje do niego przywiązanie. Jeżeli ona nawet okaże się w swojem postanowieniu niewzruszona, jesteśmy tak silnie ze sobą zespoleni popełnionemi winami, że, wiedz o tem, godzina, w której ja otrzymałabym wyrok kary, byłaby jednocześnie i godziną twego potępienia.
Ja jednakże poświęciłabym wszystko, aby wydobyć pana ze szponów zemsty, ale niepowodzenia dzielićbyśmy musieli“.
„P. S. Jednocześnie z niniejszem wysłałam list do niej, który, mam nadzieję, zdoła ją przekonać i skłonić do wypuszczenia nas na wolność. Wszak nie można nam nic zarzucić, chyba tylko lekkomyślne postępowanie, które spowodowało pomyłką, lub co najwyżej uparte milczenie“.
List ten, arcydzieło przebiegłej kobiety, wręczony został kardynałowi przy spotkaniu w sali rozmów w Bastylji.
Zdarzenie to zdziwiło niewymownie kardynała, bo zbladł i zupełnie stracił zimną krew wobec takiego zuchwalstwa. Wybiegł, aby swobodniej odetchnąć.
List zaś do królowej inne przechodził koleje; pierwotnie został wręczony przez hrabinę księdzu Lekel, jałmużnikowi Bastylji, który towarzyszył kardynałowi w charakterze wypełniającego jego zlecenia.
— Panie — rzekła do niego — przyjmując na siebie wypełnienie tego poselstwa, możesz stać się wybawcą moim i kardynała. Wniknij w treść tego listu. Powołanie pana daje mi rękojmię, że dyskrecja jest zapewniona.
Jałmużnik odmówił.
— Nie możesz pani wymagać, ażebym ja jako osoba duchowna, przyjął na siebie tę misję a przez to wywołał niezadowolenie Jej Królewskiej Mości; może ona sądzić, że pani powierzyła mi swoją tajemnicę i pod moim wpływem list ten skreśliła.
— A zatem — rzekła Joanna, tracąc wiarę w swoją przebiegłość, a pragnąc pozyskać kapłana swą postawą — pokaż mi pan choć jeden środek dla wykazania mej niewinności, oprócz, odwołania się listownego do królowej. Sądziła, że tym razem nie będzie jej mógł odmówić i podała mu list.
— Jeżeli zabierze to pismo — przebiegło jej po głowie — jestem uratowana, bo wtedy, w obecności całego dworu, będę mogła zapytać, co z niem zrobił; jeżeli zaś nie odda, królowa jest zgubiona, wahanie się rodziny Rohan‘ów utwierdzi tylko wszystkich w przekonaniu, że królowa jest winna, a ja stałam się ofiarą cudzych intryg.
Zaledwie kapłan dotknął się listu, gdy, jakby go ręce paliły, zwrócił go z pośpiechem.
— Nie bądź pan tchórzem — rzekła do niego ze złością — nic pan tu nie ryzykujesz, list ten mieści się w kopercie, adresowanej do pani de Misery.
— Jest to jeszcze jedna przyczyna więcej — odparł ksiądz — abym tego nie uczynił. Dwie osoby posiadałyby tę tajemnicę... podwójny więc powód, dla którego nie chcę się narazić na gniew królowej.
To mówiąc, odtrącił od siebie list.
— Zważ pan — rzekła do niego — że jeżeli i tym razem przyjdzie mi się spotkać z pańską odmową, zmuszona będę zrobić użytek z listów pana de Rohan.
— A gdyby tak nawet, to cóżby się tak wielkiego stało...
— I pan możesz wyrzec: „Niechaj tak będzie, wobec tego że gdyby tajemna korespondencja kardynała z królową stała się udziałem wszystkich, głowa kardynała spadłaby z szafotu?
Przy tych słowach drzwi się raptownie otworzyły i na progu ukazał się kardynał de Rohan, z dumnem, zachmurzonem obliczem.
— Niechaj jeden z rodziny Rohan‘ow zginie marnie na szafocie, Bastylja i tłumy Paryża przyzwyczajone są do podobnych widowisk, ale przedtem niczego nie zaniedbam, abym mógł panią widzieć napiętnowaną jako złodziejkę fałszerkę. — Pójdź, księże, opuśćmy to miejsce.
Wyrzekłszy te piorunujące słowa, odwrócił się od Joanny i ująwszy jałmużnika pod rękę zmierzał ku drzwiom.