Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Naszyjnik królowej
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Collier de la reine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Widział też dolną część jej twarzy.
XXI
DWIE SĄSIADKI

Od chwili, kiedy obie kobiety się spostrzegły, Oliwja oczarowana wdziękiem sąsiadki, nie udawała już obojętności; ostrożnie poruszając się pomiędzy kwiatami, uśmiechami darzyła ją za uśmiechy.
Cagliostro nie omieszkał zalecić Oliwji, aby się miała na baczności, aby nie była zbyt uprzejma.
Uwaga ta, jak piorun spadła na serce Oliwji, która wiele obiecywała sobie przyjemności z obserwowania ruchów i zajęć nieznajomej.
Nie być dobrą sąsiadką — to znaczyło odwrócić się od ślicznej tej kobiety o słodkich, błyszczących oczach, której ruch każdy był zdolny upoić, to znaczyło zrzec się rozkoszy ciągłego porozumiewania się, to znaczyło — zerwać z przyjaciółką. Wyobraźnia Oliwji tak dalece unosić się umiała, że w Joannie już widziała dla siebie istotę drogą i interesującą. Nieszczera Oliwja zapewniła swego opiekuna, że nie omieszka skorzystać z jego rady, że nie zawrze żadnych z sąsiadami stosunków, lecz, gdy Cagliostro pokój jej opuścił, zaraz umieściła się na balkonie, w miejscu, gdzie mogła ją widzieć sąsiadka. Joanna była widocznie zadowolona z tego obrotu rzeczy, gdyż po pierwszych uśmiechach Oliwji, odpowiadała ukłonami i całusami, posyłanemi w przestrzeń.
Oliwja zastosowała się chętnie do tych awansów, zauważyła, że nieznajoma nie opuszczała swego miejsca przy oknie, że nie zapominała nigdy pożegnać ją, odchodząc, przywitać, powróciwszy.
Z takiego stanu stosunków wyniknąć musiała chęć zbliżenia się wzajemnego.
Gdy Cagliostro po dwóch dniach znów przybył z wizytą do Oliwji, opowiadał z niezadowoleniem, że jakaś nieznajoma osoba miała być w pałacyku.
— Jakimże sposobem? — zapytała rumieniąc się Oliwja.
— Zjawiła się tu jakaś dama młoda, ładna i szykowna, i mówiła z lokajem, który zmuszony był jej otworzyć, dzięki wytrwałemu dzwonieniu. Dopytywała się, kto jest ta młoda osoba, która zajmuje pawilonik na trzeciem piętrze, mówiła więc o tobie, moja droga, opisała cię jąknajdokładniej... Czyżby cię znaleziono? Bądź ostrożna... w policji zarówno czynne są kobiety jak i mężczyźni, a ja zmuszony byłbym oddać cię, gdyby pan de Crosne odemnie tego zażądał.
Z opisu Cagliostra poznała Oliwja w owej damie sąsiadkę, była jej nad wyraz wdzięczna za dowód życzliwości i postanowiła okazać jej możliwie dobrze tę swoją wdzięczność.
— Nie boisz się? — zapytał Cagliostro.
— Nikt mnie nie widział — odparła Nicolina.
— Jednakże, odgadnąć byłoby trudno, że w pawiloniku mieszka kobieta. Zalecam ci ostrożność.
— Ależ, hrabio — zawołała Oliwja — jakże możesz się obawiać... Jeżeli mnie widziano — o czem zresztą wątpię — nie zobaczą mnie po raz wtóry, a gdyby się nawet i to trafiło, to przecież zdaleka tylko, bo wszakże do domu nikt wejść nie zdoła.
— Tak, wejść tu rzeczywiście nie można — odparł hrabia — chybaby w murze wyrąbać otwór, co nie jest rzeczą łatwą, lub mieć klucz od małej furtki, co znów jest niemożliwem, bo ja swego nigdy nigdzie nie zostawiam. Zresztą nie mam zamiaru cię gubić, nie pożyczę więc też nikomu tego klucza, a ponieważ nicbyś pani nie zyskała, dostawszy się w ręce pana de Crosne, nie pozwolisz zatem chyba — wyrąbywać muru... Uprzedziłem cię, moje dziecko, twoją jest teraz rzeczą zastosować się do tego lub nie.
Oliwja zaprzeczała gorliwie, hrabia zaś nie był zbyt uparty.
Nazajutrz, już o szóstej rano była na balkonie, oddychała czystem powietrzem porannem i uważnie patrzyła w okna sąsiadki. Ta zazwyczaj wstawała około jedenastej, lecz dnia tego zaraz po Oliwji przy oknie się ukazała. Zdawałoby się, że i ona z niecierpliwością oczekiwała na zjawienie się sąsiadki.
Obie kobiety ukłoniły się sobie; Joanna wychyliła się za okno i uważnie zaczęła rozglądać się po ulicy, lecz nietylko na ulicy nikogo nie było; wszystkie nadto okna były jeszcze zamknięte i samotne.
Obie ręce nakształt trąbki przyłożyła do ust i rzekła głośno wyraźnie i dobitnie:
— Chciałam odwiedzić panią.
— Cyt! — zawołała Oliwja — cofając się z przestrachem i kładąc palec na usta.
Joanna schowała się prędko poza firankami, sądząc, ze ktoś nie dyskretny się zjawił, lecz widząc uśmiech Nicoliny, zaraz się znów ukazała.
— Nie można widzieć się z panią?
— Niestety, nie można, znaczył gest Oliwji.
— Czekaj pani — odparła Joanna czy nie możnaby pisać do pani?
— Niechże Bóg broni! — zawołała wystraszona Oliwja.
Joanna namyślała się przez kilka chwil. Oliwja po wzroku sąsiadki odgadła, że ta coś nowego, pomyślnego wynalazła.
I rzeczywiście, Joanna powróciła po dwóch godzinach; słońce roztaczało cały swój blask, kamienie paliły, jak piasek nadmorski pod działaniem promieni słonecznych.
Joanna ukazała się przy oknie, trzymając kuszę ręczną, śmiała się i dawała znaki Oliwji, aby się nieco odsunęła. Oliwja była posłuszną i cofnęła się ku okiennicy.
Joanna, uważnie celując, wyrzuciła małą kulkę ołowianą, lecz, niestety, nie padła ona na balkon, tylko odbiła się o kratę i upadła na ulicę.
Oliwja krzyknęła z rozpaczy. Joanna wzruszyła ramionami, szukała oczyma swego pocisku na ulicy, a potem znikła na kilka minut.
Druga próba Joanny była udatniejsza: kusza wrzuciła do pokoju kulkę, która owinięta była w karteczkę następującej treści:
„Zaciekawiłaś mnie, piękna pani. Podobasz mi się i już cię kocham. Czy jesteś uwięziona?... Czy wiesz, że się napróżno starałam, aby cię odwiedzić?... Czy czarnoksiężnik, który pilnuje cię niewidzialnie, pozwoli mi kiedykolwiek pomówić z tobą, abym ci mogła wyrazić, ile czuję sympatji dla biednej ofiary tyranji mężczyzny?...
Mnie, jak i tobie zresztą, myśl służy do podtrzymywania przyjaźni... Czy chcesz być moją przyjaciółką?... Zdaje się, że wychodzić ci nie wolno, lecz możesz pisać, a ponieważ ja wyjść mogę, kiedy mi się tylko podoba, zauważ, gdy będę przechodzić pod balkonem, i zrzuć bilecik. Gdyby manipulacja z kuszą okazała się niedogodna lub niebezpieczna, uciekniemy się do prostszego sposobu: o zmroku spuścisz nitkę z przywiązanym listem, ja bilecik twój odwiążę, mój zaś przyczepię.
Jeżeli oczy twoje nie kłamią, to zdaje mi się, że liczyć mogę na przyjaźń twoją, a wtedy, we dwie, zwyciężyć potrafimy świat cały.

Twoja przyjaciółka“.

P. S. „Czy widziałaś, kto podniósł pierwszą kulkę?...“
Oliwja nie posiadała się z radości, przeczytawszy bilecik; odpowiedziała następującemi słowy:
„Kocham cię tak samo, jak i ty mnie. Jestem rzeczywiście ofiarą niegodziwości mężczyzny, lecz ten, który mnie tu trzyma, jest moim protektorem, nie zaś tyranem. Odwiedza mnie w tajemnicy raz na dzień. Objaśnię ci wszystko innym razem. Wolę, abyśmy się porozumiewały za pomocą kuszy. Nie mogę, niestety, wychodzić: jestem pod kluczem, lecz to dla mojego dobra. Mogłabym ci wiele opowiedzieć, gdybym kiedykolwiek miała szczęście rozmawiać z tobą. Tylu szczegółów opisać nie podobna!... Nikt nie podniósł twego pierwszego bileciku, chyba przechodzący właśnie zbieracz gałganów; lecz tacy nie umieją czytać, ołów pozostaje dla nich ołowiem.

Twoja przyjaciółka,
Oliwja Legay“.

Stanęła przy oknie i pokazała motek nici, kiedy zaś wieczór nadszedł, opuściła bilecik, jak było umówione.
Joanna przystanęła pod balkonem, wzięła nitkę, odwiązała kartkę i poszła do domu, aby przeczytać ten ciekawy list.
Po półgodzinnej przerwie przyczepiła do tej samej nitki następujący liścik:
„Dla chcącego niema nic trudnego. Niezbyt czujnie cię pilnują, skoro zawsze cię widzę samą, możesz więc przyjmować lub wychodzić. Jakim sposobem zamyka się twój dom?... Na klucz?... Kto posiada ten klucz?... Czy ten, który cię odwiedza?... Czyż tak bardzo strzeże tego klucza, że nie możesz wziąć go na chwilę i zrobić sobie odbitkę?... Nie namawiam cię do złego... chcę tylko dopomóc ci do tego, abyś używać mogła trochę swobody; przechadzka przy boku kochającej przyjaciółki, która pocieszać cię będzie w twem nieszczęściu, bardzo cię pokrzepi. A może z czasem zupełnie skorzystasz ze swobody?... Pomówimy o tem obszernie, za pierwszem naszem widzeniem się“.
Oliwja pożerała liścik oczami. Czuła budzącą się w niej chęć swobody; serce jej radowało się na myśl o zakazanym owocu.
Zauważyła, że hrabia, wszedłszy do niej, aby oddać książkę lub drobnostkę jakąś, niby sprawiającą jej przyjemność, stawiał latarkę na komódce, obok zaś kładł klucz. Oliwja zgóry już przygotowała miękki, podatny wosk i za pierwszą bytnością Cagliostra zrobiła sobie odbicie klucza. Hrabia nie odwrócił nawet głowy, gdy Oliwja pośpiesznie ważnej tej czynności się oddawała; oglądał świeżo rozkwitłe kwiaty, Oliwja mogła więc dobrze zamiar swój wykonać.
Zaledwie hrabia odszedł, kiedy nitka spuszczała pudełeczko z odbiciem klucza i bilecikiem do Joanny.
Nazajutrz około południa wyrzuciła kusza bilecik tej treści:
„Moja kochana, dziś o jedenastej wieczór, to jest po odejściu twego pana, zejdź, porusz tylko zamek, a znajdziesz się w objęciu tej, która pisze się szczerą twoją przyjaciółką“.
Nie spostrzegłszy u hrabiego żadnych podejrzeń, zaszła Oliwja o jedenastej i zastała Joannę, która uścisnęła ją serdecznie i umieściła w powozie, czekającym na przyszłość.
Joanna pierwsza doradziła Oliwji, aby do domu powróciła, tylko dla uniknięcia jakichkolwiek podejrzeń. Wiedziała już od Oliwji, że opiekunem jej był Cagliostro. Bała się sprytu tego człowieka i objaśniała, że trzeba przed nim zachować najgłębszą tajemnicę.
Oliwja zwierzała się bez bojaźni: opowiedziała o panu de Beausire, o policji... przyznała się do wszystkiego.
Joanna wylegitymowała się jako wykwalifikowana kokota; mówiła, że żyje z kochankiem bez wiedzy rodziny.
Jedna więc wiedziała wszystko, druga była w zupełnej nieświadomości: taka była przyjaźń, zawarta między dwiema kobietami.
Od tego dnia nie potrzebowały już wcale posiłkować się kuszą lub nitką. Joanna miała klucz i Oliwja wychodziła, kiedy tylko przyjaciółka jej tego chciała.
Czasami, zaniepokojona Joanna zapytywała:
— Czy pan de Cagliostro nie domyśla się niczego?...
— Co?... gdybym mu powiedziała, nie wierzyłby mi — odparła pewna siebie Oiiwja.
Wycieczki te, powtarzające się przez tydzień co wieczór, stały się przyzwyczajeniem, potrzebą i przyjemnością.
Po tygodniu, usta Oliwji o wiele częściej wymawiały imię Joanny, aniżeli wymawiały kiedykolwiek imiona Gilberta lub Beausire‘a.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.