Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Naszyjnik królowej |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Collier de la reine |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz był ostateczny termin płatności jubilerom pierwszej raty przez królowę.
Ponieważ pismo królowej, zalecało ostrożność, czekali, aż przyniosą im sumę 500,000 liwrów.
Jak dla wszystkich kupców, nawet najbogatszych, suma taka była dla jubilerów kwotą niemałej wagi, przygotowali więc najstaranniej napisane pokwitowanie.
Jubilerzy przepędzili noc okrutną, oczekując posłannika królowej. Marja Antonina musiała się ukrywać, może więc pieniądze przybędą dopiero po północy.
Brzask dnia, niestety, rozproszył marzenia jubilerów. Jubiler Bossange chciał być wprowadzony do królowej, naco mu powiedziano, że skoro nie ma listu audjencyjnego, posłuchania mieć nie może.
Zdziwiony był i niespokojny, zaczął natarczywie nalegać; umieszczono go narazie w miejscu, gdzie królowa przechodzi, wracając z przechadzki po Trianon.
Marja Antonina pod wrażeniem jeszcze owego zajścia z Charny’m, zajścia — przy którem stała się jego kochanką, nie będąc jego metresą, była wesoła i swobodna, gdyż znalazła nowy w życiu urok, zdziwiła się więc, spostrzegając Bossange, którego wygląd, miał w sobie skruchę i uszanowanie. Królowa uśmiechem tak łaskawym odpowiedziała na ukłon, że Bossange zdobył się na odwagę i poprosił o chwilę posłuchania, które mu królowa wyznaczyła na drugą po południu, to jest na poobiedzie.
Gdy druga wybiła, Bossange był na stanowisku; wprowadzono go natychmiast do buduaru królowej.
— No i cóż, panie Bossange — zawołała Marja Antonina, zdala go spostrzegłszy — czy chcesz pan mówić ze mną o naszyjniku. Doprawdy, nie masz pan szczęścia, mój panie...
Bossange myślał, że królowa obawia się, iż ktoś podsłuchuje, zrobił więc minę przebiegłą i patrząc wokoło, odparł:
— Tak jest, Najjaśniejsza Pani.
— Czegóż pan szukasz? Masz pan jaką tajemnicę? — zapytała zaciekawiona królowa.
— Nie, — odpowiedział, zbity tem przypuszczeniem.
— Zapewne taka tajemnica, jak ostatnia: klejnot rzadkiej i piękności i wartości; nie bój się pan, nikt nas nie słyszy.
— W takim razie mogę powiedzieć Waszej Królewskiej Mości...
Jubiler przybliżył się z uroczym uśmiechem.
— Mogę powiedzieć Waszej Królewskiej Mości, że zapomniała o nas wczoraj...
— Zapomniałam o was? Jakto? — zapytała królowa.
— Wczoraj był... termin płatności...
— Termin płatności! Jaki termin?
— Wybaczy Wasza Królewska Mość, że ośmielam się... może popełniam niestosowność... może królowa nie jest przygotowana... to byłoby nam przykro, ale...
— Ależ, panie Bossange! — zawołała królowa nie rozumiem nic zgoła..
— Wasza Królewska Mość widocznie zapomniała, co wcale nie jest dziwnem, przy różnorodnych jej zajęciach.
— Ale co zapomniałam?
— Wczoraj przypadała nam pierwsza rata za naszyjnik — wybąknął nieśmiało Bossange.
— Więc sprzedałeś pan ten naszyjnik? — zapytała królowa....
— Ależ... — bąknął Bossange, patrząc ze zdziwieniem na królowę — zdaje się, że sprzedaliśmy.
— A ci, kitórzy go kupili, nie zapłacili, tem gorzej panie Bossange. Trzeba, żeby tak zrobili jak i ja: jeżeli nie mogą zapłacić za naszyjnik, powinni oddać go, zostawiając panu zadatek.
— Co, Najjaśniejsza Pani powiedzieć raczyła. zapytał, jakby ogłupiały.
— Mówię, że gdyby dziesięciu kupujących ten naszyjnik, oddawało go tak, jak ja, zostawiając panu zadatek ćwierć miljonowy, zarobiłbyś pan dwa miljony i naszyjnik w dodatku.
— Najjaśniejsza Pani — rzekł jubiler w potach cały mówi zatem, że zwróciła nam naszyjnik?...
— No, tak jest — odparła spokojnie królowa. — Cóż panu jest?
— Najjaśniejsza Pani zaprzecza, że kupiła naszyjnik?
— Cóż za komedję odgrywamy? — zapytała surowo królowa. — Czyż nieszczęsny ten naszyjnik ciągle komuś spokój odbierać musi?...
— Zdawało mi się — rzekł Bossange, drżąc na całem ciele — że królowa twierdzi, iż oddala nam naszyjnik.
— Na szczęście — rzekła — mam coś takiego, co pamięć panu powróci, gdyż, jak widzę, łatwo pan zapomina, że nie wyrażę się dobitniej.
Powiedziawszy to, podeszła do kasetki, z której wyjęła bilecik, a przebiegłszy go oczyma, podała go Bossangowi.
Twarz tegoż najpierw miała wyraz niedowierzania, potem wyraz ten zmienił się na wyraz okropnego strachu.
— Więc przyznajesz się pan do tego pokwitowania, w którem najwyraźniej oznajmiasz, że odebrałeś naszyjnik... A może zapomniałeś pan, jak się nazywasz?
— Ależ, Najjaśniejsza Pani — zawołał, dusząc się ze strachu i złości — ja nie podpisałem tego pokwitowania!
— Zaprzeczasz pan?... — zawołała królowa.
— Stanowczo! Gdybym nawet wolność mą i życie miał postradać, nie mogę nic innego powiedzieć; nie podpisałem tego.
— Więc jakże — odparła, blednąc królowa, czy ja pana okradłam? Czy ja mam pański naszyjnik?
Bossange poszperał w portfelu i wyjął list, który podał królowej.
— Sądzę — rzekł głosem pełnym uszanowania, lecz wzruszonym — że Najjaśniejsza Pani nie napisałaby tego kwitu, tego przyznania się do długu, gdyby zwróciła naszyjnik.
— Jakto! — zawołała królowa — jam tego nie pisała! To wcale nie moje pismo!
— Wszak podpis jest — zauważył Bossange.
— Marie-Antoinette de France... ależ pan zmysły postradałeś!. Czyż ja jestem: de France? Przecież jestem arcyksiężniczką austrjacką! Absurdem jest wierzyć, że ja to pisałam! Ej, panie Bossange, żarcik jest zbyt gruby powiedz pan to swoim fałszerzom.
— Moim fałszerzom?... — jęknął jubiler bliski przy tych słowach omdlenia — Najjaśniejsza Pani podejrzewa mnie?
— Wszakże pan podejrzewa mnie, Marję Antoninę. odparła królowa z godnością.
— A ten list? — zauważył jeszcze, wskazując bilecik, który trzymała królowa.
— A to pokwitowanie? — odparła monarchini wskazując bilecik, trzymany przez jej gościa.
Bossange zmuszony był oprzeć się o fotel; cały pokój obracała się dokoła niego.
— Oddaj mi pan pokwitowanie — rzekła królową, a ja oddam panu list z podpisem „Marie-Antoinette de France“. Prokurator objaśni pana, jaką wartość ma ten podpis.
Przy tych słowach, wyrwała z jego rąk pokwitowanie, a rzuciła mu list, poczem wyszła do sąsiedniego pokoju, zostawiając nieszczęśliwego Bossange, który wbrew etykiecie upadł na fotel.
Po chwili przyszedł do siebie, zerwał się na równe nogi i popędził do wspólnika Bochnera, czekającego nań w powozie. Opowiadanie jego tak brzmiało, że Bochner sam go zaczął podejrzewać. Lecz szczegóły kilkakrotnie powtórzone, powróciły mu wiarę i zaczął targać perukę, Bochner zaś targał własną czuprynę.
Nie można jednakże dzień cały przesiedzieć w pojeździe; otóż jubilerzy postanowili wspólnie udać się do pałacu i wybłagać jakiekolwiek objaśnienia od królowej.
Skierowali też zaraz swe kroki w stronę zamku, a byli w opłakanym stanie. W tem zachodzi im drogę jeden z oficerów dworu i oznajmia, że królowa chce pomówic z nimi.
Wprowadzono ich natychmiast.