Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Naszyjnik królowej |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Collier de la reine |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz około — dziesiątej rano, wjechał do Wersalu powóz z herbami pana de Breteuil.
Czytelnicy przypomną sobie, że pan Breteuil był rywalem i nieprzyjacielem pana de Rohan i tylko czekał na to, aby wywołać upadek kardynała.
Pan de Breteuil, który już przed godziną posłał prosić o posłuchanie u króla, zastał monarchę przy ubieraniu się na mszę.
— Przykro mi niezmiernie — zaczął minister — że muszę zachmurzyć spokój Najjaśniejszego Pana. Jestem, doprawdy, zakłopotany; nie wiem, jakby to Najjaśniejszemu Panu opowiedzieć; sprawa ta nie należy do mego wydziału... jestto kradzież, a zatem jedynie powinna martwić szefa policji...
— Kradzież! — zawołał król. — Jesteś pan dozorcą pieczęci państwa, a złodzieje prędzej czy później ze sprawiedliwością spotkać się muszą. Sprawa więc należy do wydziału pańskiego, mów pan, słucham.
— Czy Wasza Królewska Mość słyszał o naszyjniku brylantowym? — Naszyjnik Bochnera? — Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Naszyjnik, który królowa mu zwróciła?...
— Waśnie, o nim mowa.
— Najjaśniejszy Panie — zauważył pan de Breteuil, niezrażając się tem, że wiele narobi złego — właśnie ten naszyjnik został skradziony.
— O! to szkoda — odparł król — to była rzecz drogocenna, lecz łatwo poznać takie brylanty; nikt ich nie zmniejszy i policja je znajdzie napewno.
— Najjaśniejszy Panie, nie idzie tylko o samą kradzież, lecz i o pogłoski... Najjaśniejszy Panie, twierdzą, że królowa naszyjnik zatrzymała.
— Jakto zatrzymała? W mojej obecności odmówili kupna, nie chciała wcale nań patrzeć.
— Najjaśniejszy Panie, nie dobrze się wyraziłem; potwarze rzucane na rządzących są zawsze tak niejasne, że wyrazić je, byłoby obrazą dla uszu królewskich. Wyraz „zatrzymała“...
— Panie de Breteuil — przerwał z uśmiechem król — nie powiedzieli chyba, że królowa naszyjnik brylantowy „ukradła“.
— Najjaśniejszy Panie — odparł pan de Breteuil — mówią, że królowa zgodziła się później na kupno; mówią — nie potrzebuję chyba nadmieniać, jak dalece szacunek mój i przywiązanie dla dworu potępia niegodziwe te przypuszczenia — mówią, że, jubilerzy mają list Jej Królewskiej Mości, w którym Najjaśniejsza Pani potwierdza, że naszyjnik zatrzymuje...
Król zbladł.
— Tak mówią?... — powtórzył — ale czegóż nie mówią? Pomimo to jednak, dziwię się bardzo. Gdyby nawet królowa poza moimi plecami kupiła naszyjnik, nie widziałbym nic złego. Królowa jest kobietą, a naszyjnik był rzadkiej piękności.
Baron pochylił się na te szlachetne słowa króla. Lecz Ludwik XVI udawał tylko stanowczość, w chwilę już po jej okazaniu był niespokojny i chwiejny.
— Cóżeś pan mówił o kradzieży? Zdaje mi się, żeś pan powiedział... kradzież... Gdyby naszyjnik był w rękach królowej, nie mogłoby być mowy o kradzieży. Gdzież logika?...
— Gniew Najjaśniejszego Pana — odparł baron — nie dał mi dokończyć...
— Mów pan, mów wszystko; powiedz nawet, że królowa sprzedała naszyjnik żydom... Biedna królowa często potrzebuje pieniędzy, a ja ich nie zawsze jej dostarczam.
— Na to właśnie chciałem zwrócić twoją uwagę, Najjaśniejszy Panie. Królowa kazała przez pana de Calonne prosić o pięćset tysięcy franków, a Wasza Królewska Mość odmówiła. Mówią właśnie, że suma ta służyć miała na zapłacenie pierwszej raty przynależnej za naszyjnik. Królowa nie miała pieniędzy, więc nie mogła zapłacić. Właśnie tu zaczyna się sprawa, którą obowiązek nakazuje mi opowiedzieć Waszej Królewskiej Mości.
— Co — zawołał król — tu się sprawa dopiero zaczyna?
— Mówią, Najjaśniejszy Panie, że królowa udała się do kogoś o pożyczkę pieniężną.
— Dziwy jakieś pan mi mówi, panie de Brteteuil. A — już zgaduję... tkwi w tem intryga zagraniczna; królowa żądała pieniędzy od brata lub od kogo z rodziny... Czuje w tem Austrję...
— Lepiej byłoby, gdyby tak było — odparł de Breteuil.
— Jakto, lepiejby było... więc od kogóż królowa żądała pożyczki?
— Nie śmiem... Najjaśniejszy Panie...
— Dziwię ci się, mój panie — rzekł król — przybierając ponownie ton królewski — mów pan natychmiast, nazwij mi tego wierzyciela?
— Pan de Rohan, Najjaśniejszy Panie.
— I pan nie wstydzisz się wymieniać pana de Rohan, najzupełniej zrujnowanego?
— Najjaśniejszy Panie — rzekł de Breteuil, spuszczając oczy.
— Ton mowy pańskiej nie podoba mi się wcale — odparł król — musisz się pan wytłumaczyć, panie strażniku pieczęci państwa....
— Za nic w świecie, Najjaśniejszy Panie; nic nie zdoła wycisnąć z ust mych słów, ubliżających czci mego króla i mojej królowei.
Ludwik XVI zmarszczył brwi.
— Pan de Roban! — szepnął — ależ to nieprawdopodobieństwo... Kardynał pozwala to mówić?
— Wasza Królewska Mość raczy przekonać?ie; pan de Rohan umawiał się z iubilerami Bochnerem i Bossangem: pan de Rohan zajmował się sposobami regulacji kupna.
— Czyżby tak było rzeczywiście? — zawołał król przejęty smutkiem i zazdrością.
— Powieść tego łatwo może najzwyczajniejsze śledztwo; obowiązuję się wyśledzić wszystko...
— Obowiązujesz się pan?
— Tak, biorę to na moją odpowiedzialność, Najjaśniejszy Panie.
Król wielkiemi krokami chodził po pokoju.
— Okropne to sprawy — rzekł — lecz nie widzę jeszcze kradzieży.
— Najjaśniejszy Panie, jubilerzy mają pokwitowanie, podpisane przez królowę, musi ona więc mieć naszyjnik...
— A! — zawołał król, a w głowie jego brzmiała nadzieja — królowa zaprzecza... Breteuil...
— Najjaśniejszy Panie, wszak zawsze dawałem dowody tego, że poważam, że uwielbiam królowę, czułbym się też bardzo nieszczęśliwy, gdybym przypuszczał, że Wasza Królewska Mość, nie widzi szacunku mego i przywiązania dla najniewinniejszej z niewiast.
— W takim razie oskarżasz pan tylko pana de Rohan?.. To ciężkie oskarżenie, baronie.
— Może upadnie ono wobec śledztwa, lecz to jest koniecznie potrzebne. Pomyśl, Najjaśniejszy Panie, że królowa twierdzi, iż nie ma naszyjnika, że jubilerzy obstają, jakoby naszyjnik królowej sprzedali; naszyjnika znaleźć nie można, ktoś powiedział „kradzież“... i słowo to wytrącił pomiędzy nazwiska królowej i pana de Rohan.
— Prawda, panie Breteuil, ta sprawa musi być wyjaśniona. Ależ... Boże mój! Czy to tam pod galerją nie przechodzi właśnie pan de Rohan?
— Nie, Najjaśniejszy Panie; pan de Rohan teraz jeszcze nie może iść do kaplicy. Niema jeszcze jedenastej, a ponieważ pan de Rohan dziś odprawia nabożeństwo, byłby w szatach pontyfikalnych... Nie on przechodzi, Wasza Królewska Mość ma jeszcze półtorej godziny czasu. Pozwól mi, Najjaśniejszy Panie, dać ci jedną radę: nie rozgłaszaj tej sprawy, nie pomówiwszy z królową.
— Słusznie — zauważył król — ona powie mi prawdę. Usiądź pan, panie de Breteuil i opowiedz mi wszystko: okoliczności oskarżające i łagodzące.
— Przygotowałem już wszystko i mam w portfelu, mam nawet dowody...
— Do dzieła więc, tylko zapowiem, aby nam nie przeszkadzano.
Król wydał rozporządzenia, poczem znów wyjrzał z okna.
— Ale teraz — rzekł — naprawdę już kardynał idzie.
Breteuil wstał, przybliżył się do okna i ujrzał pana de Rohan w stroju kardynała-arcybiskupa.
— Dobrze, że jest! — zawołał król, wstając.
— Bardzo dobrze — powtórzył baron — wytłumaczenie nastąpić może bez zwłoki.
W portfelu starannie zebrane było wszystko, coby mogło wpłynąć na upadek kardynała. Król coraz więcej widział dowodów winy pana de Rohan, lecz nie widział wcale dowodów niewinności królowej. Dokuczało mu to bardzo... Nagle rozległy się krzyki... Król zaczął uważnie przysłuchiwać się, baron przerwał czytanie.
Oficer dworu zapukał do drzwi królewskich.
— Co to się stało? — zapytał zdenerwowany monarcha.
— Najjaśniejszy Panie, Jej Królewska Mość, pragnie widzieć się z Najjaśniejszym Panem.
— Widocznie coś zaszło — rzekł król, blednąc. Spieszę do królowej; czekaj pan tu na nas.
— Dobrze... rozwiązanie sprawy już bliskie, — szepnął nadzorca pieczęci państwa.