Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!/Część I/Rozdział pierwszy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Włodzimierz Bzowski
Tytuł „Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!“
Podtytuł Pogadanki o społecznych stowarzyszeniach gospodarczych
Wydawca Komisja Hodowlana Centralnego Towarzystwa Organizacji i Kółek Rolniczych
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia Polska
Miejsce wyd. Moskwa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Część I.
ROZDZIAŁ PIERWSZY.

Patrzmy w przyszłość!

Jaki będzie ostateczny wynik wojny dla naszej Ojczyzny tego przewidzieć dokładnie nie można. To jedno jest pewnem, że odrodzenie Polski nastąpi. Nietylko dlatego, że jej się słusznie po tylu ofiarnych wysiłkach w przeszłości i po niesłychanych przejściach obecnej wojny należy, ale i dlatego, że bez wolnej Polski Europa cała nie zazna spokoju, a państwa coraz lepiej to rozumieją. Wojna obecna, ze straszliwemi jej klęskami, jest chłostą, którą Sprawiedliwa Historja wymierza tym, co zbrodnię w przeszłości popełnili, lub do niej dopuścili. Nasz naród, który padając pod przemocą — przez stworzenie pierwszego w świecie znakomitego państwowego Wydziału szerzenia oświaty („Komisji Edukacyjnej“), przez uchwalenie w ustawie Konstytucyjnej 3-go Maja nowych praw — dał światu dowody zdolności do odrodzenia i samodzielnego życia, dziś nad wszystkie ludy cierpi, a jednak z ufnością oczekuje wyroku sprawiedliwości dziejowej. Ale czy tylko oczekuje? Z całą mocą można powiedzieć: — Nie! Polska współpracuje z temi siłami dziejowemi, które dziś na jej korzyść działają. Ona, idąc po cierniowej drodze, najwyższe wysiłki czyni, by tę przyszłość przygotować jak najpomyślniej! Dobry wyrok historji niewiele pomógłby narodowi, niezdolnemu do wykazania w tak trudnej okazji — siły ducha i umiejętności działania. A właśnie wojna obecna wykazuje światu, jaka to umiejętność działania i chęć do życia tkwi w narodzie polskim. Przecież tak po ludzku biorąc, po tem, co się z narodem naszym podczas tej wojny działo i dzieje w rozmaitych stronach Polski i poza jej granicami, to zdawałoby się, że nic, tylko rwać włosy na głowie i ryczeć nieludzkim głosem. Wiadomo, płaczu po ludziach nie brak, bo jakże może być inaczej, ale naród, jako całość, pełen jest mocy ducha — i ciągle ją w dzielnej pracy ujawnia.
Weźmy tylko dla przykładu dwie niezwykłej wagi sprawy: ratowanie najbardziej zagrożonych przez wypadki wojenne rodaków od śmierci głodowej, i to z najwyższym porywem wykonywane druzgotanie głównej przeszkody na drodze rozwoju narodowego — braku oświaty powszechnej.
Kiedyśmy jeszcze byli wszyscy w Polsce i pierwsze nieszczęścia spadły na naszą ziemię ukochaną, na naszych braci lub na nas samych, już po innych dzielnicach Polski, a w szczególności w Poznańskiem, które i do dziś dnia od bezpośredniej nawały nie ucierpiało, potworzyły się komitety pomocy z co najpierwszymi ludźmi w narodzie na czele, i naszym głównym organizacjom pomocy słały datki, bratnie grosze, droższe nad wszelkie inne zasiłki. Odezwała się wtedy żywą ofiarnością i brać nasza z dawniejszych czasów zamieszkała w Rosji, przyjmowały pierwszych tułaczy i pomoc słały, blizkie sercu Polski, Litwa i Białoruś, Wołyń i Podole. Zaznaliśmy serca, jak od rodzonych. Kiedy znowu zawierucha dziejowa stratowała Galicję, cośmy tam biedacy z Królestwa Kongresowego[1] mogli, pomagaliśmy, nie liczbą groszy wprawdzie, ale siłą serca, które je dawało. To tak, jakby brat ostatnią cieplejszą kapotę siostrze na mrozie oddawał. A przecież, naprzykład, taki Polak ze stron Poznańskich, czy to on teraz, choćby tam wojny niema, siedzi, jak pączek w maśle? Dużoby o tem można powiedzieć, jak mu tam teraz jest i jak mu było od lat. Siedziałby sobie jeden z drugim, zamknąwszy się w swojej biedzie, i póki ma swój dach nad głową i jeszcze co do gęby włożyć, aniby się odezwał, że tam gdzieś, „w innem państwie” ktoś ginie…
Ale tak mu rozumować nie pozwalała jego myśl o przyszłości całej Polski, tak samolubnie położenia odczuwać mu nie dawało jego serce Polaka. I oto nietylko groszem, dawanym do Komitetu pomocy dla Królestwa, sumienie swoje narodowe zaspakajał, ale, gdy mu się możność otworzyła, sam wysyłał na objazd wysłańców komitetowych, co badali w Królestwie, gdzie nędza największa i pomagali doraźnie. A Galicja, ze Lwowem na czele, jak pięknemi braterskiemi słowy odezwała się do Warszawy, w późniejszym okresie wojny nawiedzionej widmem nędzy i głodu! I sama nędzarka, przez wojnę zbiedzona, posyłała wdowie grosze na pomoc. Krakowski Komitet Biskupi ulżył wielu nieszczęśliwym, głównie w południowych okolicach Królestwa; składki na „głodną Warszawę” zbierane były powszechnie.
Nietylko Galicja i Poznańskie tak się wobec niedoli Królestwa zachowały. Nawet ziemie dawnej Polski, które już kilka wieków temu odpadły od macierzystego łona, jak naprzykład Ślązk, albo te co choć niemal do ostatka były przy Polsce, ale, dławione już zdawna z wielką siłą, uznane były przez Niemców za przepadłe dla nas — jak Prusy Królewskie, koło Gdańska, nie wyłączając najdalej wysuniętych do morza Bałtyckiego stron, zamieszkałych przez Kaszubów „co pilnują Polski morskich granic”, nawet te wszystkie dawne ziemie polskie brały żywy udział w nadsyłaniu ofiar na głodnych w Polsce. I gdzie tylko są Polacy na świecie — śpieszą z ofiarami bratniemi. Słusznie ktoś powiedział, że księga ofiarności polskiej, wykazanej podczas tej wojny, stanie się kiedyś złotą narodu naszego księgą.
Kierowany przez przednich synów Polski — zmarłego niedawno znakomitego pisarza ś. p. H. Sienkiewicza, wielkiego muzyka J. Paderewskiego i niestrudzonego działacza społecznego, A. Osuchowskiego, Komitet Polski w Szwajcarji zebrał w rozmaitych państwach duże zasoby na pomoc. A Polacy w Ameryce? Jakże się zachowali wobec niedoli rodaków w Ojczyźnie? Oto słowa z ich odezwy: „Nie miałby chyba serca ten z pomiędzy nas, coby dziś nie ulitował się nad nędzą własnych braci i nie pośpieszył z pomocą. Nie byłby chyba człowiekiem ten, coby pozostał głuchym na nędzę miljonów. Nie bałby się chyba strasznej kary Bożej ten, coby dziś braciom nie pośpieszył z pomocą. Tam giną nasi bracia, siostry, krew nasza. Tyle Polski, ile jej ocali się z tego potopu, ognia, krwi, zarazy i głodu. Ratujmy ich, ratujmy ich wszyscy, aby nam przez resztę życia nie stały widma poginionych, jak straszny wyrzut sumienia… Ratujmy Ojczyznę naszą!”
Tak do Polaków amerykańskich wołają naczelne stowarzyszenia polskie w Ameryce. I cel osiągają.
I my tu na wygnaniu przez pomoc wzajemną choć potrosze łagodzimy niedolę, to wielu z nas chyba widzi, a bodaj na swym losie coś nie coś odczuwa. Zapewne, że pomoc nie jest wystarczającą, dostatku od niej nikt nie zazna, ale jakaż to siła ludzka zatrzyma rzekę wielką, wezbraną w łożysku, gdy tamy mocne nie są wcześniej przysposobione? A rzeką znagła wezbraną rozlało się to polskie nieszczęście po rozległych przestrzeniach państwa rosyjskiego. Jakże je opanować, jak mu poradzić?
Wielkie dzieło pomocy dla najbiedniejszych, to sprawa przedewszystkiem bratniego miłosierdzia, ale także i chęci zachowania dla wolnej Polski odrodzonych przez cierpienie dla niej, dojrzałych wiekiem rodaków, lub też zwłaszcza dzieci, które są szczególnie narażone przez wojnę. A druga sprawa — ta najważniejsza dla przyszłości Polski? Z jakąż radością czytamy dziś wieści nadchodzące z kraju, a mówiące nam o tym powszechnym wielkim porywie w dziele szerzenia oświaty! Wśród ciężkich dni wielkich trosk o chleb powszedni nasi rodacy budują fundament pod gmach narodowej pomyślności. Wciąż czytamy o powstawaniu nowych szkół rozmaitego stopnia i zakresu nauki, o różnych stowarzyszeniach oświatowych, które rozwijają coraz żywotniejszą działalność. Dnia jednego się nie traci! Tak się naród wśród znojów wojennych przygotowuje na spotkanie wielkiego dnia wolności! Bowiem rozumie, że za politycznem zerwaniem więzów, które ma zapewnić mu obecna wielka wojna, musi pójść niezwłocznie wytężona i rozumna, twórcza praca ogółu. Tylko oświata powszechna może to sprawić.
I my tutaj na tułaczce, jako część narodu polskiego, nie sprzeniewierzyliśmy się pracy narodowej. Nasze naczelne stowarzyszenia wiele trudu poświęciły zapewnieniu dla dziatwy polskiej nauki. Nie wszystkie dzieci mogły być objęte tym błogosławionym w swych skutkach wysiłkiem, ale to przecież jest ponad możność obecnych warunków.
Polska w czasie swoich smutnych dziejów stu kilkudziesięciu lat ostatnich tem się może wykazać, że ilekroć miała możność bardziej swobodnego działania — wysiłki zbiorowe kierowała przedewszystkiem ku szerzeniu oświaty. Tak też dzieje się i obecnie.
Możnaby przytoczyć wiele więcej przykładów z zachowania się Polski podczas tej wojny, świadczących o niespożytej sile duchowej narodu polskiego, o gotowości poniesienia największych ofiar dla wolności. Te wysiłki ogromne, które dziś naród polski wykazuje, dokonywane w imię przyszłości Ojczyzny, gdy pali się dach nad głową, dzieje kiedyś, daj Boże, w dni szczęsnego losu Polski, zapiszą nam, jako zasługę wobec przyszłych pokoleń. My dziś, choć znękani tułaczką, zwróćmy swe myśli ku przyszłości i bądźmy pełni wiary w zbiorowe siły narodowe, z taką mocą w tej wojnie ujawnione.
Przed Polską otwiera się piękna przyszłość i dni szczęśliwego życia są przed nami.
Jeżeli się zwrócimy myślą ku niedawnemu życiu polskiemu w Królestwie Kongresowem i porównamy je, choćby w sposób najbardziej ogólnikowy, z tym bytem, który nam zapewni niepodległa, a daj Boże i jednocząca wszystkie ziemie nasze Polska, to, mocny Boże, aż radosnego zawrotu głowy człowiek doznaje. Wolność idzie do Polski!
Po niemiecko-austryjackim akcie o niepodległości Królestwa Kongresowego, po odezwie prezydenta Wilsona, uznającej konieczność przywrócenia niepodległej i zjednoczonej Polski, przyszła wiekopomna rewolucja rosyjska — i znowu posunęła naprzód naszą ukochaną sprawę, głosząc przez usta przedstawicieli całego społeczeństwa rosyjskiego zasadę uznania prawa Polski do bytu niepodległego, na obszarze trzech rozbiorowych dzielnic. Zaraz potem ogłoszono nieskrępowane już obłudnem zachowaniem się poprzedniego rządu rosyjskiego oświadczenia przedstawicieli państw Koalicji—Francji, Anglji i Włoch, witających przyjaźnie lub nader gorąco zwrot Rosji w sprawie Polski.
Tak w miarę trwania wielkiej wojny rośnie nasza sprawa, dziś uznana już w całej pełni przez świat niemal cały, z wyjątkiem Niemców i sprzymierzonych z nimi mocarstw, pragnących wciąż połowicznie tylko wybrnąć z tego trudnego położenia, jakie wysuwa dla nich zasada zjednoczenia ziem polskich.
Wolność Polski—jako jeden z wyników tej wojny—jest już dziś niewątpliwa, a należy mieć nadzieję, że dalszy rozwój wypadków doprowadzi naszą sprawę do całkowicie pomyślnego jej rozstrzygnięcia. Czy my ogarniamy zrozumieniem—jak wspaniałe dary niesie dla narodu ten wyraz wolność, wcielony w życie? Każdy z nas choć coś nie coś wie z dziejów naszego stuletniego przeszło zmagania się o wyzwolenie z pod niesłychanej przemocy, nie widzącej miary i pohamowania w gnębieniu. Iluż to miłujących swą Matkę Ojczyznę synów padło w walce, ile krwi i łez wylało się, ile cierpień przetrwali dziadowie i ojcowie nasi! Przychodziły pory, że naród nie mógł ścierpieć, szedł do boju z okrzykiem duszy: więzy rwij! Za wolnośc Polski i wolność powszechną ludów, za naszą i waszą wolność, jak głosiły napisy na polskich sztandarach, ginęli i cierpieli tysiącami przodkowie nasi, latami odsiadując więzienie i Sybir za pielęgnowanie nakazanych przez Boga uczuć miłości Ojczyzny.
Aż straszno dla Polaka wgłębiać się w te dzieje!
I dziś, choć już nic nie staje na zawadzie, by straszną prawdę o panowaniu w Polsce carów rosyjskich, i nasyłanych przez nich rządców, opowiadać, nie będziemy tego czynić, rozumiejąc, że teraz dla nas wygnańców przedewszystkiem czas jest myśleć i mówić o przyszłości. Jeżeli wspominamy przeszłość to przedewszystkiem dlatego, abyśmy wzbudzili w sobie poczucie potrzeby oddania hołdu, choćby w myślach i sercach naszych, pamięci tych bohaterskich przodków, którzy ginęli lub latami cierpieli dla sprawy wolności, a po drugie dlatego, abyśmy przez zestawienie przeszłości z tem, co nas czeka po wojnie, nabrali siły ducha do ostatecznego dotrwania tu na obczyźnie z godnością, nakazaną przez noszone imię Polaków.
W życiu naszem po tej wojnie zmieni się wszystko w sposób niedoświadczony jeszcze przez żadne pokolenie polskie. Przyjdzie nareszcie ów wielki dzień szczęścia narodowego: ziemia polska nosić więcej nie będzie obcego najeźdźcy! Łzy radości zabłysną w każdem oku polskiem, że oto okupują się ofiary tylu pokoleń i cierpienia obecne narodu polskiego.
I my wygnańcy nie będziemy już w tym dniu pamiętać naszych, ciężkich nieraz, przejść tułaczych, złożymy je natomiast jako ofiarę za sprawę Odrodzenia Ojczyzny,—pożałujemy zapewne w tym dniu wielkim, jeżeli tu na obczyźnie niezawsze zachowaliśmy się tak, jak tego Polska cała i nasi najbliżsi, pozostali w kraju, pragnęli,—i radośnie wracać będziemy do Ziemi-Matki, która czeka pracowitych rąk naszych i serc odrodzonych ku dobremu, oraz gorącej chęci służenia pospołu z ogółem rodaków wielkiej sprawie doprowadzenia Ojczyzny do pomyślności. Tęsknota porywa duszę do tego dnia, który nie jest już dalekim!
Jakiejkolwiek sprawy dotkniemy, czy to z dziedziny bytu narodowego i gospodarczego Polski, czy to z dziedziny naszego życia osobistego, jakież to inne warunki zapowiadają nam się w odrodzonej Ojczyźnie! Jak gdybyś ptaka niewolonego w klatce do majowego gaju wypuścił…
My chyba sami w całej pełni pojmiemy okropność naszej dawnej niewoli dopiero wtedy, gdy pożyjemy w wolnem państwie polskiem.
To tak jakby narodzony w ślepocie człowiek—z czasem przejrzał!
Wszystko, co jest prawem wolnego człowieka i obywatela, co jest prawem niepodległego narodu, zorganizowanego we własnem państwie, będzie nam—każdemu z osobna i całemu narodowi—dostępnem i nigdy niezaprzeczonem. A przedewszystkiem żadnej krzywdy, żadnego znęcania się i bezprawia!
Wiary naszej nikt nie tknie i żaden wydział „obcych wyznań” nie będzie swoich trzech groszy wtykał w nasze sumienie i wogóle w sprawy Kościoła. Nie powtórzą się już nigdy ponure dzieje Podlasia…
Nad wolnością osobistą każdego z nas nie będą krakać żandarmskie kruki samowoli, wietrzące wiecznie „przewinień” i żądne żeru. Mądre prawo i sprawiedliwe sądy zastąpią wszelką samowolę, nikt nie będzie więziony i skazywany bezprawnie.
Oświata — ta podstawa wszelkiej pomyślności osobistej i narodowej—rozkwitnie w Polsce tak jak nigdy, bo cały naród jej pragnie przedewszystkiem, stanie się najpierwszym obowiązkiem i zasługą, przestanie być wyjątkiem, stanie się powszechnością. Z tego wynikną dla narodu błogosławione skutki.
Swoboda tworzenia wszelkich związków zawodowych, stowarzyszeń, urządzania zebrań i narad, stanie się jednym ze sposobów gospodarczego rozwoju Polski. Prawa polskie możliwie ułatwią zakładanie różnych związków i stowarzyszeń i jednoczenie ich w celu współdziałania.
Samorząd miast i wsi, najszerzej rozwinięty, stanie się potężną dźwignią dobrobytu Polski i ładu w najważniejszych dziedzinach życia publicznego. Cała Europa, nie wyłączając samej Rosji, miała już oddawna mniej lub więcej rozwinięty samorząd, jedyne Królestwo Kongresowe dusiło się w ciasnych ramach rządów urzędniczych. Przyznany Królestwu samorząd gminny — wskutek nadużyć władz administracyjnych i braku oświaty i potrzebnej świadomości wśród ludności wiejskiej — nie mógł spełnić swego zadania w stosunku do potrzeb gminnych. A przecież dziś jedną z podstaw dobrych rządów państwowych jest oddanie spraw miejscowych i niektórych ogólno-państwowych w ręce ogółu ludności, a nie wyznaczonych przez rząd urzędników. Tak będzie i w Polsce. Ludność, przez oświatę podniesiona do zrozumienia zadań społecznych i dobra powszechnego, będzie wybierała swoich przedstawicieli i w miastach, i gminach wiejskich, i w większych okręgach, na które kraj będzie podzielony, i ci najlepsi wybrańcy zarządzać będą takiemi sprawami, jak naprzykład, szerzenie oświaty, rozwój ważniejszych gałęzi pracy gospodarczej — rolnictwa i przemysłu jak zabezpieczenie zdrowia publicznego, opieka nad chorymi, starcami i kalekami — i wogóle będą mieć pieczę nad całością spraw, największej wagi dla wszystkich mieszkańców. Każdy z nas będzie miał prawo i obowiązek wziąć udział w samorządowej pracy, która w przeciwstawieniu do obcych dotychczasowych, pełnych wyzysku i nieładu, rządów, będzie wstanie zapewnić ogółowi, zbiorowymi środkami i siłami, zaspokojenie jego najżywotniejszych potrzeb i umożliwi mu wykonanie, z myślą o pomyślności całego narodu, obowiązków ciążących na każdym wolnym obywatelu niepodległego państwa Polskiego.
To poczucie współudziału w ogólnem budownictwie narodowem jest czemś wspaniałem! Pszczoła to czuje w sposób dla nas zupełnie widoczny, nawet to maleństwo — mrówka przyziemna — jest cała pochłonięta troskami swojej zbiorowości. W człowieku to poczucie obowiązków wobec państwowej Macierzy wzrasta do najwyższych granic wtedy właśnie, gdy dla narodu, jak dziś dla Polski, po długotrwałej niewoli rodzi się wolność i możliwość państwowego budownictwa. I zaiste, wielką jest żywotność naszego narodu, gdy po wyczerpujących walkach i latach ciężkiej niewoli, w warunkach tępienia oświaty i wszelkich prób samodzielności, przy umyślnem waśnieniu stanów i wprowadzaniu w nasze życie wszelkiego nieładu i rozprzężenia, dziś staje o to ten, przeznaczany przez obcych na zagładę, naród, wszystkie jego stany w swej większości, jakby na progu państwa polskiego — w wielkiem pragnieniu przestąpienia tego progu, z głębokiem poczuciem odpowiedzialności wobec przyszłych losów Polski, oraz z gotowością poniesienia dla dobra Ojczyzny jeszcze dalszych ofiar i wysiłków, i teraz w dobie wielkiego przełomu i potem już w niepodległej Polsce. Ten naród żyć będzie w pomyślności własnej, i złoży swoją cegiełkę przy budowie ogólnoludzkiej pomyślności.
Tak nam Panie Boże wszystkim dopomóż, byśmy mieli siły i godni byli dokonać tego zbiorowemi siłami całego narodu!
Całkowite warunki po temu zapewni jedynie niepodległe i zjednoczone, na najsprawiedliwszych zasadach nowoczesnych zbudowane, państwo Polskie. Ukoronowaniem jakby wszystkich najogólniejszych warunków, niezbędnych do osiągnięcia pomyślności narodowej, będzie w przyszłej Polsce właśnie rząd narodowy polski, odpowiedzialny przed najwyższem sejmowem przedstawicielstwem całego narodu. Rząd polski, przez sam naród ustanowiony, będzie jakby uosobieniem najżywotniejszych jego myśli, jakby wyrazem najszlachetniejszych jego uczuć i najlepszych dążeń. Ten rząd, mając za sobą współdziałanie wszystkich myślących, czujących prawdziwie po polsku i gotowych do pracy narodowej obywateli państwa (a któż się nie będzie rwał do oświaty, w kim serce polskie żywiej nie zabije w te dni Wielkiej Odbudowy!) — spełni niewątpliwie ciążące na nim dziejowe zadanie. O działaniach dawnego rządu rosyjskiego w Królestwie Kongresowem, lub rządu pruskiego w Poznańskiem, możnaby całe „skóry wołowe” zapisywać. To były działania na wyraźną szkodę naszego narodu, lecz nie na pożytek. Jeżeliby chodziło o dorywcze obrazowe porównanie działań tych obcych rządów z przyszłem działaniem naszego własnego rządu — to nic innego nie można powiedzieć, jak—ponura, pełna złowieszczych niespodzianek noc — i świeży poranek majowy. Albo — wielka burza gradowa — i słoneczny, siewny dzień wiosenny. Gdyby tu wejść w porównania rzeczowe — ileżby przykładów słuszności tamtych porównań przytoczyć można!
O bądź błogosławiona już niedaleka, a tak wielka chwilo dziejowa wskrzeszenia Państwa Polskiego!


∗             ∗

Zaprawdę ta wojna — to chwila osobliwa. Przetworzy ona losy państw i ludy same, jakże się w niej człowiekowi pojedyńczemu nie przerobić! Od własnych nieszczęść, jakże się ma nie zwrócić myśl wygnańca polskiego do spraw narodu jego! Wniknijmy wszyscy w swe sumienie polskie i niech ono nam powie, czy i my, każdy z nas tu na wygnaniu, w granicach możliwości postępujemy zgodnie z ogólnym porywem całego narodu do budowania przyszłości. Jest aż nadto pewnem, że ogromna większość z nas tęskni do kraju bardzo, i że ta tęsknota w miarę czasu i napływających z kraju wieści wzmaga się jeszcze. Do udręczeń ciała, zmuszonego w wielu wypadkach znosić straszne niewygody, przybywa jeszcze i powiększa się udręczenie duszy, szarpanej tęsknotą. „Ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto Cię stracił!” — wołał do Ojczyzny z obcego kraju Adam Mickiewicz. Któż z nas dziś nie powtórzy tych słów z głębokiem przejęciem! Niech jednak ta żrąca tęsknota nie wpędza nas w przygnębienie!
Godną Polaka pociechę mamy: świadomość tego, że obecna burza dziejowa zwiastuje nam odbudowanie niezależnego państwa polskiego i udział w wysiłkach narodu dla szczęśliwej przyszłości Ojczyzny. Pamiętajmy, że człowiek uczciwy, nieskalany żadną nieprawością ani brudem, światły i gotowy zawsze do wytrwałej pracy, odpowiedni jego powołaniu i uzdolnieniu, będzie największą wartością dla Polski. Tem przyszłem bogactwem Ojczyzny niech się staną dzieci nasze, a i my sami, nawet ci z siwizną na skroniach. Zastanówmy się nad tem do głębi! Niech nasze serca w ogniu wojny hartują się i uszlachetniają, nasza myśl niech się rozwija, abyśmy lepsi i światlejsi oddali się w kraju wraz z całym narodem zbiorowym wysiłkom ku odrodzeniu i szczęśliwości Ojczyzny i jej synów. Lud polski, światły, szlachetny i gospodarny, przystąpi nareszcie w wolnej Polsce do budowania gmachu ojczystego na równi z innymi stanami.


∗             ∗

Intencją pisarza tej książeczki jest dostarczyć ludowi polskiemu nieco sposobności do rozważania już teraz niektórych ważnych spraw z dziedziny gospodarczego życia przyszłej Polski.





  1. Tak zwane Królestwo Polskie, bez Galicji, Poznańskiego i innych ziem, należących dawniej do Polski, ustanowione było na naradach międzypaństwowych czyli na kongresie w Wiedniu, w 1815 roku, ztąd zwane jest Kongresowem. Miało ono stanowić osobne państwo pod berłem cesarzy rosyjskich. Ustawa państwowa, czyli Konstytucja, nadana wtedy Królestwu przez cesarza Rosji Aleksandra Pierwszego, była wkrótce naruszona — i wreszcie, wskutek ciągłych gwałtów, czynionych przez urzędników cesarskich, wybuchło powstanie w 1830 roku. Po upadku powstania byliśmy już w całkowitej niewoli — i z Królestwa pozostała tylko nazwa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Włodzimierz Bzowski.