Nieprawy syn de Mauleon/LI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nieprawy syn de Mauleon |
Data wyd. | 1849 |
Druk | J. Tomaszewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Karol Adolf de Sestier |
Tytuł orygin. | Bastard z Mauléon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Mauléon zabrał się natychmiast do odjazdu.
Nie posiadał się z radości; bowiem od tej chwili myślał o nieprzerwaném połączeniu się z swoją kochanką i o jej miłości. Bogata, piękna, kochająca Aissa wydawała mu się jak sen, którego Bóg udziela ludziom, aby im dać poznać cóś więcéj, jak życie doczesne.
Musaron podzielał uniesienie swego pana, gdyż przepełniona tłumem wyobraźnia poczciwego germka Agenora, zajęta słodkiémi urojeniami, przedstawiała sobie, już to wybudowanie wielkiego domu w tym bogatym kraju Gaskonii, gdzie ziemia dostatecznie wyżywia leniucha, zbogaca pracowitego, i staje się rajem, już to mieniem pod rozkazami służących, poddanych, chodowaniem zwierząt, ujeżdżaniem koni i polowaniem.
Już sądził Mauléon, że przez rok przynajmniéj zaprzestanie wojować, że Aissa zabiorze mu wszystkie wolne chwile, bowiem on do niej należał, a jemu téż potrzeba było z rok czasu spokoju i szczęścia na wynagrodzenie tylu bolesnych godzin.
Z niecierpliwością więc oczekiwał powrotu Hrabiego de Laval.
Hrabia zbiérał u rozmaitéj szlachty bretońskiéj znaczne summy przeznaczone na okup Konetabla; pisarze Króla i Księcia Bretonii porównywali swoje rachunki, które ich przekonywały, że połowa siedmdziesięciu tysięcy florinów złotem już była złożoną.
Nie pragnął więcej Mauléon, spodziewał się że Król Francyi dopełni resztę; znał także Księcia Galii i wiedział, że skoro połowę zapłaci się Anglikowi, to wypuszczą Konetabla na wolność, jeżeli tylko polityka nie zaleci zatrzymać go.
Lecz Mauléon, dla uzupełnienia swego sumiennego postanowienia, jeździł dalej po Bretonii ze sztandarem królewskim, przemawiając do ludu Bretońskiego.
Za każdym razem, jak się ukazał na mieście, powstawały żałosne głosy: „Poczciwy Konetabl jest jeńcem Anglików, Bretończycy, pozwolicież mu być w niewoli?“ za każdym razem, mówiémy, kiedy napotykał tych nabożnych, melancholicznych i smutnych Bretończyków, zawsze słyszał te same użalania i skargi. Biedacy, mówili sobie „bierzmy się ochoczo do pracy, pożywajmy mniéj naszego chleba, a zbierajmy co można na okup Bertranda Duguesclin.
Tym sposobem Agenor uzbierał drugie sześć tysięcy florinów, które powierzył ludziom Hrabiego, będącym na statku Tifanii Raguenel, do któréj przed odjazdem poszedł na pożegnanie.
Lecz naówczas tę okoliczność miał na uwadze, że jeżeli mógł odjechać, powinienby iść zabrać swoją kochankę, a włożone na niego poselstwo nie zupełnie jeszcze było spełnione, a kiedy przyrzekł donnie Maryi nigdy nie pokazać się w Hiszpanii, winien był jednakże oddać Bertrandowi uzbierane swojém staraniem pieniądze tak bardzo pożądane, i do których bez wątpienia wzdychał jeniec.
Agenor miotany temi dwoma obowiązkami, długo się wahał: bo jeżeli uczyniona donnie Maryi przysięga, była mu świętą, to przychylność i szacunek dla Konetabla, zdawały mu się nierównie świętszémi.
Zwierzył się zatem Musaronowi.
— Nic łatwiejszego, rzecze dowcipny germek, zażądaj pan od Tifanii konwoju z kilkunastu uzbrojonych okrętów, dla odprowadzenia piéniędzy; Hrabia de Laval doda ze czterech włóczników; Król Francyi téż czém pomoże, byle go tylko nic nie kosztowało; a tym sposobem, pod strażą kilkunastu ludzi, z orszakiem, któremu pan będziesz przywodził aż do granicy, pieniądze będą w bezpieczeństwie, a gdy się pan dostaniesz do Rinazares, napiszemy do Księcia Galli, ten przyśle nam list bezpieczeństwa, i pieniądze w nienaruszoności dostaną się do Konetabla.
— Ale ja... moja nieobecność?
— Wymówka, rzecz bardzo łatwa.
— Kłamstwo!
— To przecie nie kłamstwo, ponieważ rzeczywiście przysiągłeś pan Maryi... Zresztą, niech sobie będzie i kłamstwo, dla szczęścia warto zgrzeszyć.
— Musaron!
— Eh, mój panie, nie udawaj tak bardzo nabożnego, ożenisz się z Saracenką... A jak mi się zdaje, to jest grzech śmiertelny.
— Prawda, odrzekł z westchnieniem Agenor.
— Bo téż, mówił daléj Musaron, pan Konetabl byłby za bardzo wymagający, gdyby chciał i pana i piéniędzy.... Wierzaj mi pan, ja znam ludzi, jak tylko zabłysną pieniądze, zapomną o panu... Zresztą, jak Konetabl będzie we Francyi, i zechce pana widziéć, to zobaczy, przecież, jak myślę, nie zakopiesz się w ziemię.
— Agenor jak zawsze, ustąpił germkowi.
Musaron miał téż i zupełną słuszność. Hrabia de Laval wysłał swoich ludzi; Tifanija Raguenel uzbroiła dwadzieścia okrętów; setnik Menu na rozkaz Króla, dostarczył dwunastu ludzi, i Agenor łączyć się z jednym z młodszych braci Duguesclina, pojechał spiesznie do granicy, dążąc, aby w dwa lub trzy dni, stanął na oznaczoném przez Padillę miejscu.
Odsetka trzydziestu sześciu tysięcy florinów, przeznaczonych na okup Konetabla, podobna była do tryumfalnego marszu; niektórzy bowiem towarzysze pozostali we Francyi, od czasu odjazdu oddziałów, stali się rabusiami, których jednak ta bardzo piękna zdobycz, była nie podobną do zagarnięcia; woleli zatém, widząc przechodzących koło ich szponów, pozdrawiać wykrzykami rycerskiemi, błogosławić imię więzionego, i udać zmyślony szacunek, jak postępować inaczéj, i zostawić swoje kości na pobojowisku.
Mauléon tak przyspieszał swój marsz, iż istotnie na czwarty dzień przybył do Rinazares, małego mieściny, które mimo spustoszenia, odznaczało się przez czas niejaki używanym przejściem z Francyi do Hiszpanii.