O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic |
Wydawca | Macierz polska |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Drukarnia Zakładu Nar. im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Dwór wojewody sandomierskiego, Andrzeja Tęczyńskiego, był jednym z najświetniejszych między dworami wielkich panów. Młodzieży ukształconej, wykwintnie wychowanej, znającej świat szeroki, bywało tam sporo, więc gdy Mikołaj między takich się dostał, uznawać począł, że czegoś przecie i z książek nauczyć się potrzeba. Zabrał się do pracy skwapliwie, by nie uchodzić między rówieśnikami za nieuka. Przekonał się, że lepiej było przysiedzieć fałdów za młodszych lat i książką nie pogardzać, bo teraz mógłby „śmielej i poważniej stąpać po wojewódzkich komnatach, gdyby był głowę przystroił wiadomościami“.
Rozumny, światły wojewoda poznał się wnet na wrodzonych, wielkich zdolnościach Reja, widział w nim umysł pochopny do zastanawiania się nad wszystkiem, dlatego takie mu wyznaczał zajęcia, które Mikołaja kształcić i rozwijać mogły. Ów Trzycieski, co żywot Mikołaja opisał, tak o tem mówi: „Wprawował (wprawiał) go więc (wojewoda) w listy polskie, bo po łacinie Rej prawie nie umiał. Tamże potem z listów, z rozmów, z czytania, a snadź więcej z natury, jął się już przegryzować (przecierać) potroszę i łacińskiego pisma czytać, a czego nie rozumiał, o to się pytał, tak, że potem począł rozumieć, co czytał, i już rozumiał, co czarno, a co biało“.
Łaciny nauczył się widać dosyć, skoro potem tłómaczył łacińskie książki, a z wszelkich nauk, jakie wówczas były znane, tyle nabrał wiadomości, że się mógł obracać śród najukształceńszych ludzi. Nabrał też, na dworze Tęczyńskiego, zamiłowania do muzyki i do starych polskich pieśni i zaczął też sam tworzyć: „teksty dziwne, a wiersze rozmaite“, jak Trzycieski powiada, i to „tak nie rozmyślając“, jakby od niechcenia. Piosenkami zabawiała się młodzież, a niezawodnie Rej i do takiej zabawy był pierwszy. Chociaż uczył się tu i czytywał wiele, a zwłaszcza dzieła starożytnych poetów i uczonych, wesołości wrodzonej się nie pozbywał, za ochoczem towarzystwem przepadał.
Z nabytkiem niemałym w nauce, obyty ze wszystkiem, co wówczas światłych ludzi zajmowało, ale zawsze ten sam: szczery, prosty, wesoły, opuszcza Mikołaj dwór Tęczyńskiego i udaje się na Ruś, gdzie znowu bezczynnie kilka lat spędza, bawiąc się z przyjaciółmi, których mu nigdy nie brakowało. Najczęściej przebywa na dworze hetmana Mikołaja Sieniawskiego. Aż wreszcie i znudziło mu się takie plątanie po świecie, więc podobno do wojska zaciągnąć się zamyślał, gdy w r. 1529. umarł mu ojciec.
Osiadłszy teraz na roli, ożenił się w r. 1530. z siostrzenicą arcybiskupa lwowskiego, Zofią Kosnówną z Wywli, córką Jana Kosna (czyli Kościenia), i otrzymał za żoną w posagu znaczne dobra w ziemi Chełmskiej.
Tymczasem rodzeństwo jego ojca wymiera prędko. Ze stryjów żył tylko Piotr, bezżenny, więc fortuna, którą babka, Barbara z Topoli, wniosła do rodziny Rejów, znowu zaczyna się skupiać. Stryj Piotr przekazał Mikołajowi część swego mienia, a wnet potem umierając w r. 1539. wszystkie swoje dobra w spuściźnie mu zostawił. Przeniósł się zatem Mikołaj do gniazda rodowego, do ziemi Krakowskiej, a przeniósł się tem chętniej, że już zasmakował w towarzystwie ludzi uczonych, w świetności dworu królewskiego, który poznał, gdy jeszcze był u Tęczyńskiego. Na Rusi mniej było wtedy ożywienia umysłowego, niż w ziemi Krakowskiej, bo brakowało jej takich ognisk oświaty, jakiemi były: akademia Jagiellońska i dwór królewski.
Osiadłszy na roli w ziemi Krakowskiej, zajął się gospodarstwem bardzo pilnie, a przy tem zaczął pisywać rozmaite drobne wiersze, piosenki, dowcipy, napisy na nagrobki, co rozchodziło się między przyjaciółmi, docierało do dworu królewskiego i tam mu na stałe przystęp wyjednało. Widywali go chętnie na swoich dworach wszelacy dygnitarze, zapraszali do siebie. Oczywiście, że powinowactwo przez matkę z pierwszymi rodami na Rusi także się do tego przyczyniało, a niemniej wesołość Reja, wszystkim miła, pożądana.
Lubił go bardzo stary król, Zygmunt I. i królowa Bona i młody król Zygmunt August. Wyznaczył mu też król roczną płacę, co było zwyczajem naówczas powszechnym. Wszyscy monarchowie w Europie wyznaczali płacę ludziom zdolnym do pióra, lub w nauce biegłym, aby bez troski oddawać się mogli pisaniu. W takiej płacy było też odznaczenie, podobne do tego, jakiem dzisiaj bywają ordery. Drugim zaszczytem był dla niego tytuł sekratarza królewskiego, nadawany uczonym ludziom, lub znakomitym poetom. Dał mu też król i wieś z dochodem obfitym. Obdarzali go również bogaci panowie i krewniacy.
Miał więc dobra i w ziemi Chełmskiej po żonie, i w Krakowskiej po ojcu i stryju, i coś mu się po matce z Żórawna dostało. Do tego darowizny znaczne. Jeden z krewniaków, nie mając potomstwa, darował mu dwie wsi w ziemi Lubelskiej. Fortuna wielka! Rej porządkuje wszystko, gospodaruje; wszędzie by rad zaprowadzić takie porządki, jakie widział u Tęczyńskiego i Sieniawskiego, bo tam gospodarstwo udoskonalone było, wzorowe, niezwykłe na owe czasy.
Główną siedzibę miał w okolicy Proszowic, gdzie były rodzinne wsi dziedziczne: Topola po babce, i Nagłowice po pradziadach. Była tam ziemia bujna, pod pług dobrze przydatna, wydajna; były też lasy ogromne i wielkie stawy, ale nie brakło też moczarów, nieużytków, łąk kwaśnych. Rej moczary osusza, nieużytki w urodzajną glebę zamienia, łąki czyści, przekopuje, poprawia.
Niedość mu było gospodarstwa na tem, co miał. Ruchliwy, obrotny, chciał nowe tworzyć osady. W majątku żony, w ziemi Chełmskiej, trzebi gęsty las dębowy i na świeżem karczowisku zakłada miasteczko Rejowiec. Potem koło Miechowa zakłada miasto Okszę. Sam rynek wymierza, ulice wytycza, na jarmarki pozwolenie królewskie wyrabia, rękodzielników i kramarzy sprowadza i osiedla. Dziś te miasteczka podupadły zupełnie.
Rej gospodarny był i zapobiegliwy, widać z tego, że jeszcze wiele ziemi dokupił, a niczego nie uronił.
Rzecz jasna, że mając w różnych okolicach dobra, a tak odległe jedne od drugich, wiele musiał jeździć to tu, to tam, do Halicza na Ruś, w Chełmskie, do Proszowic. Nie bardzo go to martwiło, bo ruchliwe miał usposobienie i jeździć lubiał. Po drodze wstępował do znajomych, gdzie zabawiał ich dowcipem i wierszykami, a siebie rozweselał.
Gdy go jazdy zmęczyły, na odpoczynek zazierał do Krakowa, gdzie chętnie przebywał. „Był to pan ciekawy i nigdy na jednem miejscu długo posiedzieć nie mógł“ — powiada Trzycieski w opisie żywota Rejowego.
O urzędy i godności nie ubiegał się wcale, aby mieć głowę swobodną i do gospodarki i do pióra. Próżności nie miał, więc chociaż mu jaki urząd powierzyć chciano, nie przyjmował go, a tylko poselstwo na sejm przyjął i na sejmach kilkakrotnie głos zabierał, a zawsze bardzo poważnie i z wielką rozwagą.
Bardzo był gościnny, to też dwór jego roił się od wesołych gości, a szczególnie ludzie młodzi do niego lgnęli, a i on z młodymi rad przestawał. Przy najweselszej nawet zabawie rozprawiano tam i o najpoważniejszych sprawach, bo wszystkiemi Rej się zajmował, o dobro publiczne się troszczył, więc z przyjemnością rozprawiał o tem, co mu się wydawało dobrem, a bez miłosierdzia nastawał na to, co mu się złem widziało. Tak to owe zabawy i biesiady bywały niekiedy dla młodszych poniekąd nauką o tem, jak sądzić o sprawach publicznych.
Poważano dom jego powszechnie. W najdalsze okolice rozchodziła się wziętość Reja; odwiedzali go chętnie ludzie głośni, znaczni. Od usług sąsiedzkich nie usuwał się, do porady był chętny, więc jej szukano u niego, a i pomocy nie rzadko. Brano go na rozjemcę w sądach polubownych, rozstrzygał spory rodzinne, bywał często opiekunem małoletnich, a nie tylko krewniaków, ale i obcych.
Gospodarował, jeździł, bawił się, posłował, a jednak starczyło mu czasu na ciągłe czytanie ksiąg, czy to kościelnych, czy świeckich i na pisanie dzieł rozmaitej treści. Pisywał też wiele i coraz więcej zyskiwał sobie wziętości i rozgłosu, a ludzie coraz bardziej nawykali przez to do polskich książek.
Miał też i nieprzyjaciół dość, a nawet srodze zawziętych, a ci wymyślali na niego różne bajki, że jest żarłokiem, jakiego na świecie nie było. Jeden z owych nieprzyjaciół Reja pisze o nim, że każdego dnia zjadał na czczo korzec śliw, praśnego miodu „pół rączki“, wielkie niecki surowych ogórków, grochu w strączkach cztery kwarty. A potem garniec mleka z chlebem, kopę jabłek, kilka półmisków rozmaitego mięsiwa i misę kapusty, co wszystko kilkoma dzbanami piwa zapijał.
Temu już chyba nikt uwierzyć nie mógł, żeby tyle zjeść można, ale powtarzano przecie, chociaż nie wierzono, bo zdawało się złośliwym, że tem Rejowi dokuczą i sławy mu umniejszą. Był to człek rosły, silny, zdrów; w ciągłym ruchu, więc też więcej może jadał, niż inni, ale nie był ani żarłokiem, ani opojem.
Nieprzyjaciół przysparzał sobie także i przez to, że zaczepiał niekiedy duchowieństwo, oderwawszy się od Kościoła, pod wpływem „nowinek“, które się wdarły do Polski i za Zygmunta Augusta dość sprawiły zamętu. A stało się to z takiego powodu.
Oto w Niemczech oderwał się od Kościoła zakonnik z klasztoru Augustyanów, Marcin Luter, i ogłosił w r. 1517. nową religię. Rozszerzyła się ona prędko w północnych krajach niemieckich, a że ją przyjął książę pruski Albert, lennik Polski, przeto z Prus dostawała się do naszego kraju. Oprócz Lutra, wystąpił z inną nauką Francuz Kalwin w Szwajcaryi. I ta nauka do Polski się dostała. Ale nie dość tego. Prócz Luteranów i Kalwinów, pojawili się Aryanie, Socynianie, Unitaryusze, Trynitaryusze i Menonici.
Wszyscy na swój sposób tłómaczyli naukę Chrystusa Pana, przyczem oczywiście kłótnie były między nimi, spory zawzięte i bałamuctwa coraz większe. Te właśnie religijne zamęty zwano u nas „nowinkami“.
Zajmowano się niemi z ciekawości raczej, niż z upodobania w nowej nauce; częściej przez niesforność, niż z przekonania; a najbardziej to chyba z onej płochości, o którą u nas tak łatwo. Znajdzie się lada kto, choćby i nicpoń jaki, byle śmiały, to gdy zacznie do czegobądź namawiać, a obiecywać gruszki na wierzbie, to wnet go posłucha ten i ów, a potem inni gromadzą się za pierwszymi, chociaż sami nie wiedzą, po co i na co.
Z takiej to płochości, a nie z przekonania, odstąpiło wielu od Kościoła, ale ogół narodu nie porzucił wiary ojców. Trwały te nowinki przez kilka dziesiątków lat, aż uspokoiło się wszystko. Przy „nowinkach“ mało kto z Polaków wytrwał, wrócili na łono Kościoła, a tylko Niemcy po miastach pruskich pozostali Luteranami.
Z tej burzy był ten bodaj pożytek, że ci, co w sporach religijnych głos zabierali, przemawiali i w słowie i w piśmie tylko po polsku, aby ich każdy mógł zrozumieć, przez coby się może do nich nakłonił. Drukowano zatem coraz więcej rozpraw i dzieł po polsku, przez co język się urabiał, i ustalał się zwyczaj pisywania w mowie ojczystej.
Mikołaj Rej nowinkom uległ, Kalwinem został, z duchowieństwem kłótnie poczynał, a i w niektórych pismach swoich za kalwińską nauką obstawał, a przeciw urządzeniom Kościoła występował. Oczywiście, że to dla nas bolesne, iż wiarę ojców porzucił, iż na nasz Kościół nastawał i jużcić nie za to pamięć jego czcimy, ani też nie za to, że się dobrze bawił, wesoło żył i majątek zbierał. Czcimy jego pamięć, bo mimo ulegania „nowinkom“ uczciwym był, cnotę cenił, nabożnym był w swej nowej wierze, ojczyznę kochał rzetelnie, w pismach swoich wiele pożytecznych, zdrowych, przykładnych nauk pozostawił, a mowę ojczystą w książkach utrwalił, czyli, jak historycy mówią: dał początek literaturze narodowej. Za to go też i współcześni cenili wielce i zaszczytami otaczali.
Umarł Mikołaj Rej w jesieni r. 1569. Miał trzech synów i pięć córek. O życiu syna jego Krzysztofa niema wiadomości. Drugi syn, także Mikołaj, ożenił się z Dorotą, córką Jana Hlebowicza, wojewody wileńskiego. Andrzej był żonaty z Katarzyną, córką Walentego Dembińskiego, kanclerza wielkiego koronnego. Z córek: Anna, była zamężna za Hubrowieckim, łowczym chełmskim, Dorota za Jerzym Czaplicem, a Bogumiła za Wawrzyńcem Piotrowskim. Były jeszcze Elżbieta i Barbara, ale o ich życiu nic nie wiadomo.
Przez pamięć zasługi ojcowskiej, godziło się także i o dzieciach tu wspomnieć. Potomkowie Mikołaja Reja wrócili na łono Kościoła, jak tylu innych.