O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic |
Wydawca | Macierz polska |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Drukarnia Zakładu Nar. im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Mikołaj Rej pochodził ze starej, uczciwej rodziny szlacheckiej, herbu Oksza, osiadłej w ziemi Krakowskiej. Pisali się Rejowie „z Szumska“, potem „z Szumska i z Nagłowic“, a wreszcie tylko „z Nagłowic“, od wsi, które pierwotnie były ich rodzinnem gniazdem.
Nie wznosili się Rejowie ani mieniem, ani dostojeństwami ponad ogół szlachty. Jeden tylko, kanonik krakowski, zasłynął w piętnastym wieku zdolnościami niepospolitemi tak, że go król Kazimierz Jagiellończyk w poselstwie do papieża Eugeniusza IV. wyprawił. Zresztą ród to był cichy, skromny, nie żądny godności i zaszczytów.
Dopiero w piętnastym wieku widzimy jednego z Rejów panem wielkiej fortuny. Był to Mikołaj, syn Jana, łowczego ziemi Krakowskiej, podpisujący się „z Szumska i z Nagłowic“. Ożenił on się z Barbarą, córką Sławka z Topoli, dziedziczką wsi: Topola, Bobin, Krzesławice, Mirzeń, Kwapinka, Sieraków, Gruszów, Slanowice. Taka fortuna mogła być podstawą do wyniesienia Rejów między magnatów, ale że Mikołaj dwanaścioro miał dzieci, a to ośmiu synów i cztery córki, więc rozdrobniło się bogate wiano pani Mikołajowej i każdemu z dzieci przypadła już tylko skromna, acz zasobna fortunka szlachecka.
Syn Mikołaja: Stanisław, porzuca ziemię Krakowską i ciągnie na Ruś Czerwoną, gdzie żeni się z Anną, córką Jana z Niemczyna Buczackiego, pana znakomitego, mającego wielką powagę w kraju. Przez żonę spowinowacił się Stanisław Rej z pierwszymi wówczas na Rusi rodami jak: Skarbkowie, Herburtowie, Jazłowieccy i Dzieduszyccy, a przez to nazwisko Rejów nabrało większego rozgłosu i znaczenia.
Ale nie długo cieszył się pożyciem małżeńskiem z Anną, bo umarła po niewielu latach, zostawiwszy mężowi pięcioro drobnych dzieci: dwóch synów i trzy córki. Drobiazg taki bez matki wychować trudno, więc pan Stanisław żeni się ponownie, a i tym razem bierze córkę znacznego rodu. Była to Barbara z Herburtów, wdowa po Żórawińskim, który w czasie wyprawy króla Jana Olbrachta poległ w r. 1497. na Bukowinie, albo też umarł w niewoli tureckiej, jak niektórzy o tem piszą. Barbara była panią na Żórawnie. Majętność to wielka, miasteczko nad Dniestrem, słynne, potem za Jana III., a do dziś dnia kwitnące.
Tu w Żórawnie urodził się Mikołaj Rej, dnia 7. lutego w r. 1505., ów sławny pisarz, który przyzwyczaił naród do czytania i cenienia ksiąg polskich, a innych pisarzy przekonał, że po polsku pisać można.
Mikołaj był chłopcem wesołym, swawolnym, a chociaż zdolności miał wielkie, do nauki pociągu nie okazywał, bo też może i zachęty do tego, albo i przykładu mu brakło. Ojciec jego był to człowiek pobożny, poczciwy, spokojny, gospodarstwu oddany, ale do uczonych nie należał i nie bardzo też o tem myślał, żeby nauka była koniecznie potrzebna szlachcicowi na bogatej roli, więc też nie naganiał syna do książki. Ale bez nauki zostawić go przecież nie było można, a że jakoś widać nie znaleziono zdolnego pedagoga, coby chłopca w domu rodzicielskim uczył i kształcił, oddano go, gdy miał lat dziewięć, do Skalmierza, gdzie pobierał nauki przez dwa lata, pod opieką stryja swego, Piotra, który w ojczystym majątku, w ziemi Krakowskiej pozostał.
Nie bardzo się to jakoś wiodło z ową nauką w Skalmierzu, bo zabierają rodzice Mikołaja do Lwowa, aby go mieć bliżej siebie. Tu widać zaprawił się do nauki cokolwiek, bo w r. 1518. uczęszcza do akademii Jagiellońskiej w Krakowie.
Wówczas była ona najlepszą szkołą w środkowej Europie; w Krakowie były liczne zastępy uczonych i polskich i włoskich i angielskich i innych; dwór króla Zygmunta I. przyczyniał się do rozrostu nauk i oświaty. Można też było nauczyć się tu wiele, ale Mikołaj do nauki garnął się mało, a za to szukał zabawy w gronie rówieśników. Był przyjacielski, szczery, serdeczny, więc nie brakło mu towarzystwa; wszyscy co go poznali, polubieć go musieli.
Zaledwie rok tu przebył, a już, mimo zabaw i towarzystwa, zatęsknił za rodzicami, za domem, za wiejską swobodą, i jakoś dokazał tego, że go rodzice do Żórawna zabrali. Tu spędza teraz najpiękniejsze lata młodości od 14. do 20. roku życia, bez nauki, bez żadnej pracy, zajmując się chyba łowieniem ryb i myśliwstwem, albo płataniem figli rozmaitych. Andrzej Trzycieski, wielki Mikołaja Reja przyjaciel, opisał jego żywot, a w tym opisie mówi, że Mikołaj wówczas biegał tylko ze strzelbą i wędką i zbijał bąki. „A gdy przyniósł pełne zanadrze płocic, laskowych i wodnych orzechów, a kaczora albo gołębia, albo wiewiórkę za pasem, to się rodzice tem cieszyli i mawiali, że na starość nie zależy gruszek w popiele“.
Ale w tej pustocie i swawoli, na tych igraszkach i figlach, nie marniał umysł Mikołaja, serce się nie psuło, rozum też nie rdzewiał, bo chłopiec miał bystrość wielką, więc przyglądał się wszystkiemu ciekawie, co ludzie koło niego robili i jak robili; nabywał, jak to mówią, praktyki życia, poznawał ludzkie zalety i wady. A pod wpływem pięknej przyrody, wykołysały się w chłopcu szlachetne, uczciwe popędy duszy, rosły w nim zacne uczucia, ogarniające miłością Boga, naród, ludzi, cnotę, piękno, dobro wszelakie. Gęste lasy, urocze wzgórza Żórawna, piękne dokoła widoki, szumiący Dniestr, przemawiały mu do serca silniej, niż miejskie mury we Lwowie i w Krakowie. I dlatego to ukochał ziemię ojczystą tak, że nigdy jej opuścić nie chciał, ani na chwilę, i nigdy za granicę kraju nie wyjechał.
Nie tylko się tego nie wstydził, że krajów zagranicznych nie zwiedzał, ale nawet z zadowoleniem później o tem pisał:
»Bom ja też prosty Polak, nigdzie nie jeżdżając,
Tum się pasł na dziedzinie, jako w lesie zając.
Z granicy polskiej milim nigdzie nie wyjechał,
Lecz co widzieć przystoi (potrzeba) przedsiem nie zaniechał.
Pod wpływem pięknej przyrody wyrastał umysł bujny, samodzielny, na wskroś rodzimy, swojski, nie wzbogacany nauką, ale nabywający mądrości z doświadczeń życia. Rozwinął się w Mikołaju ów prosty rozum wieśniaczy, który słusznie zdrowym rozumem nazywamy.
Spostrzegli przecież rodzice, że Mikołaj na tem poprzestać nie może. Jeżeli już nie głębokiej książkowej nauki, to bodaj otarcia się między ludźmi zapragnęli dla syna.
Było to powszechnym zwyczajem, że młodzież szlachecka przebywała na dworach różnych dostojników, gdzie zaprawiała się do sprawowania urzędów, lub do służby rycerskiej. Nie było w tem ujmy dla nikogo, bo dostojnicy, jak wojewodowie, kasztelanowie i inni, otrzymywali od królów różne dobra, aby z nich czerpali dochód potrzebny na opędzanie kosztów swego urzędowania, a więc i na utrzymanie młodzieży, co praktykę urzędową na ich dworach odbywała.
Wedle tego zwyczaju, postanowili rodzice wyprawić Mikołaja na dwór jakiegoś dostojnika. Najdogodniej im się wydało oddać go na dwór wojewody Andrzeja Tęczyńskiego, w pobliżu Krakowa, aby też i do stryja swego Piotra, w Topoli mieszkającego, miał niedaleko, więc go też do Topoli wyprawili, skąd na dwór wojewody zawieźć go miano.
Aby chłopca oporządzić przystojnie, kupiono kitajki na żupan, lecz on ją zabrał, pociął na chorągiewki i wron nałapawszy, do ogona pod skrzydła owe szmatki im przywiązał i puścił. Wszelkie ptactwo płoszyło się widokiem wron, z czerwonymi ogonami, i uciekało z gumien folwarcznych, przez co ubyło w nich szkody. Kupiono nowy żupan i wreszcie zawieziono swawolnika na dwór wojewody.