O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom II/Rozdział LVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | De l’amour |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Dotąd, rozebraliśmy kwestję małżeństwa jedynie teoretycznie[1]; oto jak się przedstawia ona w świetle faktów.
Który kraj w świecie wydaje najwięcej szczęśliwych małżeństw? Bezsprzecznie protestanckie Niemcy.
Przytaczam następujący ustęp z dziennika kapitana Salviati, nie zmieniając ani słowa:
„Pan von Bülow kocha się poprostu i otwarcie w pannie von Feldheim; chodzi za nią wciąż i wszędzie, mówi z nią bezustanku i często przystaje z nią o dziesięć kroków od nas. To jawne wyróżnienie razi towarzystwo, rozbija je; nad brzegiem Sekwany uchodziłoby za szczyt nieprzyzwoitości. Niemcy o wiele mniej od nas troszczą się o „rozbicie towarzystwa“, nieprzyzwoitość zaś jest prawie wyłącznie złem konwencjonalnem. Od pięciu lat pan von Bülow zaleca się w ten sposób do Miny, której nie mógł poślubić z powodu wojny. Każda panna z towarzystwa ma kochanka wiadomego wszystkim; ale też wśród Niemców znajomych mego przyjaciela pana von Mermiann, niema ani jednego, któryby się nie ożenił z miłości; a mianowicie:
„Mermann, brat jego Jerzy, pan von Voigt, pan von Lazing, etc. Wymienił ich z tuzin.
„Jawny i namiętny sposób, w jaki wszyscy ci miłośnicy zalecają się do swych dam, wydawałby się we Francji szczytem nieprzyzwoitości, śmieszności i nieobyczajności.
„Mermann powiadał mi dziś wieczór, wracając z pod Zielonego Strzelca, że, ze wszystkich kobiet w jego bardzo licznej rodzinie, nie sądzi aby bodaj jedna zdradziła męża. Przypuśćmy że się myli o połowę, zawszeć to szczególny kraj.
„Jego drażliwą propozycję, uczynioną własnej bratowej, pani von Münichow, której ród wygaśnie z braku męskich spadkobierców a znaczne dobra przypadną skarbowi, przyjęła ona spokojnie, ale ze słowami: „Proszę mi już nie mówić o tem“.
„Wspomniał coś o tem w bardzo oględnej formie niebiańskiej Filipinie (rozwiedzionej właśnie z mężem, który chciał ją poprostu sprzedać panującemu księciu); szczere oburzenie, nietylko nie przesadzone, ale złagodzone w formie: „Więc ty nie masz żadnego szacunku dla naszej płci? Dla dobra twego honoru, chcę wierzyć że żartujesz“.
„Kiedy jechał do Brocken z tą naprawdę piękną kobietą, ona oparła się na jego ramieniu śpiąc lub udając że śpi; jakieś wstrząśnienie pchnęło ją lekko ku niemu; objął ją, na co ona cofnęła się w kąt karety. Nie przypuszcza aby było niemożliwe ją uwieść, ale sądzi że zabiłaby się nazajutrz, po upadku. To pewna, że on ją kochał namiętnie i ona jego, że się widywali bezustanku i że ona jest bez skazy; ale słońce w Halberstadt jest bardzo blade, rząd bardzo małostkowy a te dwie osobistości bardzo zimne. W ich najnamiętniejszych sam na sam, Kant i Klopstock zawsze byli obecni.
„Mermann opowiadał mi, że żonaty mężczyzna, przekonany o cudzołóstwie, może być skazany przez sądy brunszwickie na dziesięć lat więzienia; prawo wyszło z użycia, ale działa bodaj o tyle, że nikt tu nie żartuje z takich rzeczy; opinja kobieciarza nie jest tu bynajmniej, jak we Francji, przymiotem, którego niemal nie można zaprzeczyć żonatemu mężczyźnie w oczy bez obrazy.
„Gdyby ktoś powiedział memu pułkownikowi albo panu Ch....., że, od czasu swego małżeństwa, zrezygnowali z kobiet, przyjęliby to bardzo kwaśno.
„Przed kilku laty, pewna tutejsza dama, przyparta wyrzutami sumienia, wyznała mężowi, dygnitarzowi na dworze brunszwickim, że go zdradzała sześć lat z rzędu. Mąż ów, taki sam dudek jak jego żona, poszedł wszystko opowiedzieć księciu; otóż gaszek musiał złożyć wszystkie urzędy i opuścić kraj w ciągu doby, pod groźbą księcia że każe zastosować ustawę“.
„Mężów tu się nie zdradza, to prawda; ale co za kobiety, wielkie bogi! To posągi, bryły ledwie że ożywione duchem. Przed zamążpójściem są bardzo miłe, zwinne jak gazele, z okiem żywem i tkliwem, w lot chwytającem aluzję miłosną. Bo wówczas polują na męża. Ledwo znajdą tego męża, już są poprostu tylko falbrykantkami dzieci, w nieustannem uwielbieniu dla wytwórcy. W rodzinie gdzie jest czworo lub pięcioro dzieci, musi być stale któreś chore, skoro połowa dzieci umiera przed siódmym rokiem; a w tym kraju, gdy któryś z malców jest chory, matka nie rusza się z domu. Uważałem że znajdują niewymowną rozkosz w pieszczotach dzieci. Niebawem tracą wszelki przebłysk myśli. To tak jak w Filadelfji. Młode dziewczęta, czarujące niewinną wesołością i pustotą, zmieniają się w ciągu roku w najnudniejsze z kobiet. Aby skończyć z małżeństwami protestanckich Niemiec, posag żony jest prawie żaden z przyczyny praw lennych. Panna von Diesdorff, córka człowieka posiadającego czterdzieści tysięcy funtów renty, będzie może miała posagu dwa tysiące talarów (siedm tysięcy pięćset franków).
„Pan von Mermann otrzymał za żoną cztery tysiące talarów.
„Reszta posagu płatna jest w próżnościach dworskich. — Znalazłoby się w mieszczaństwie, powiadał mi Mermann, panny z posagiem atu lub stupięćdziesięciu tysięcy talarów (sześćset tysięcy franków zamiast piętnastu). Ale człowiek traci prawo bywania na dworze, wychodzi z towarzystwa, w którem spotyka się księcia lub księżnę: to okropne“. To jego wyrażenie, i to był krzyk serca.
„Niemka, któraby miała duszę Filipiny, z jej inteligencją, z jej szlachetną i żywą fizjognomją, z temperamentem jaki musiała mieć w ośmnastym roku (dziś ma dwadzieścia siedm), uczciwa i pełna naturalności wrodzonej temu krajowi, a zarazem, dla tej samej przyczyny, nie zanadto religijna, dałaby z pewnością mężowi wiele szczęścia. Ale jak się łudzić, że ktoś będzie stały przy tak nudnych matkach rodziny?
— Ależ on był żonaty, odpowiedziała mi dziś rano, kiedy ganiłem czteroletnie milczenie lorda Oswalda, kochanka Korynny[2]. Nie spała do rana czytając Korynnę; romans ten wzruszył ją do głębi, i oto odpowiada mi z wzruszającą niewinnością: Ależ on był żonaty!
„Filipina ma tyle naturalności i tak naiwną wrażliwość, że nawet w tej krainie naturalności wydaje się skromnisią tym małym móżdżkom osadzonym na małych duszach. Żarty ich budzą w niej niesmak, i nie kryje tego.
„Kiedy jest w swojem kółku, śmieje się jak szalona z najśmielszych konceptów. To ona opowiedziała mi hiistorję o tej szesnastoletniej księżniczce, później tak sławnej, która wpuszczała często do swego pokoju oficera stojącego na warcie u jej drzwi“.