O rymotworstwie i rymotworcach/Część II/Pieśń o Apollinie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł O rymotworstwie i rymotworcach
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Pieśń Homera.


O APOLLINIE.


Nigdy ja tego z bogów nie zapomnę,
Który rażące puszcza nadal strzały,
Apollo! dzieła twoje wiekopomne,
Powszechne niebian ściągają pochwały.
Powstają na twe spójrzenia ogromne,
Zdziwione bóztwa i Olimp wspaniały.
Ma względy na twój kołczan pełnogroty,
Jowisz, co spuszcza pioruny i grzmoty.

Sama Latona z nim razem złączona,
Na syna swego wejście nie powstaje,
I łuk co wzniosłe nosiły ramiona,
Zdejmuje z niego: jej kołczan oddaje.
Spuszcza cięciwę co zbyt natężona,
I co strzał płytkich jeszcze pozostaje:
Wszystko to składa za złotym filarem,
A Jowisz syna zasila nektarem.

Wówczas dopiero siadają bogowie,
A matka z syna swojego się cieszy.
Ciebie uwielbiam i szczęśliwą zowię,
Wzniosła Latono wpośród niebian rzeszy;
Twój płód Apollo, czczą go Ortygowie,
Twój płód Dyana, co za zwierzem śpieszy,
A gdzie Cynt wznosi swój szczyt pod obłoki,
Widzi Inopu pieniste potoki.

Dnia pogodnego sprawco wielowładny,
Jak cię uwielbić godnie Apollinie:
Z ciebie rytm płynie dotkliwy i składny,
Tyś uczył, jak wieść, paść trzody w dolinie.
Gór miłośniku! gdzie przystęp niesnadny,
Bierzesz spoczynek w cienistej krzewinie.
Miłe ci w chłodzie takowe siedliska,
Gdzie zdrój szumiący z opoki wytryska.

Od czego zacząć w twojem uwielbieniu?
Czy od tej pory, kiedyś na świat wchodził,
Abyś zakwitnął ku uszczęśliwieniu,
I żądzom wszystkich powszechnie dogodził?
Wówczas Latona gdy w uciemiężeniu
Była, a nastał czas, abyś się rodził,
W pośrodku morza, trwożna o swym losie,
Sama bez wsparcia błądziła w Delosie.

Stamtąd wyszedłeś ty, co rządzisz kraje
Krety, Eginy, Eubei i Egi,
I gdzie Pelion wyniosły powstaje,
Gdzie Perepatu są nadmorskie brzegi.
I gdzie się Athos obloczny wydaje,
Lemnos i innych wysp liczne szeregi,
I Autokana, co się skałmi zmniejsza,
I Chios wpośród innych najżyźniejsza.

Zaszczyca Traki twoje panowanie,
Samos się cieszy być pod twoją władzą,
Idy wyniosłej, Focydy ziemianie,
I ci co plenne szczepy w Imbros sadzą,
Milet, Kos, Knida, Paros, Naxyanie,
Wszyscy się chętnie do ciebie gromadzą:
Wszyscy cię wielbią, chlubni swoim stanem,
Iż ty być raczysz ich wodzem i panem.

Nie chcieli oni przyjąć twojej matki,
Kiedy szukała u nich przytulenia.
Tyś wówczas życia miał powziąć zadatki.
Nie chcieli świadki być twego rodzenia.
Wszystkich obiegła: trwożni o dostatki,
Trwożni o całość swojego plemienia,
Nie chcieli, abyś u nich był zrodzony,
Bojąc się gniewu zawziętej Junony.

Przyszła do Delos, i tak jej mówiła:
«Widzisz, jak jestem złych losów igrzysko,
«Przyjm mnie, abym tu syna urodziła,
«Co Apollina będzie mieć nazwisko:
«Dotąd i pustą i niepłodnąś była,
«Skoro mi z płodem przyszłym dasz siedlisko,
«Staniesz się sławną, obfitą i żyzną,
«Staniesz się bóztwa wieszczego ojczyzną.»

Rzekła: «A Delos wieścią ucieszona,
«O córko! rzekła Saturna wielkiego:
«Chciałabym z chęcią przyjąć cię do łona,

«I w płodzie twoim bożyszcza wieszczego.
«Wiem o tem, jakem jest upośledzona,
«Ale się lękam losu okropnego:
«Wieść głosi, iż twój syn dziki i srogi,
«Zwycięży ludzi ponęka i bogi.

«Gdy przyjdzie na świat, skoro mnie obaczy,
«Kto wie, gdy będzie tak działał niebacznie,
«Szczupłości mojej jeżeli przebaczy,
«I gwałtów swoich odemnie nie zacznie:
«Albo jeżeli wzgląd na mnie mieć raczy,
«Z innemi działać nie będzie opacznie
«Coś obiecała niech stwierdzi przysięga,
«Na Styx, co bogi mocą swoją sięga.»

Natychmiast ręce podniosła Latona,
I powołując duchy nieśmiertelne,
Rzekła: «W ustępach swoich niezmierzona,
«Niechaj wie ziemia; niech kręgi oddzielne
«Niebios, któremi zewsząd otoczona,
«Wiedzą, i Styxu odmęty piekielne;
«Kocyt ciemnisty i Acheron srogi,
«Na ktorych wzmiankę straszną drżą i bogi.

«Niech słyszą. Delos nad wszystkie krainy
«Świątnicą syna mego słynąć będzie:
«Tam wielbić będą Apollina czyny,
«Tam gdy przychodzień zdziwiony przybędzie,
«Widok w swym kształcie obaczy jedyny,
«Ofiar kadzidła dymy ujrzy wszędzie,
«Tłum ofiarników mnogi i wspaniały,
«Bóztwu cześć dawać będzie i pochwały.

Dziewięć dni nocy Latona bolała,
Sama w tem dzikiem ustroniu bogini:
Lubo niekiedy towarzystwo miała,
Nic jej to ulgi w boleściach nie czyni.
Juno Lucynę u siebie trzymała,
Zazdrosna Juno gdy Latonę wini,
O to, iż niższa godnością i rodem,
Śmiała się szczycić Jowiszowym płodem.

Rhea i Themis, bóztwa litościwe,
Użaliły się nad srogiem cierpieniem:
Słysząc jęczenia Latony płaczliwe,
Słały Irydę, z usilnem proszeniem:
Iżby Lucyna, mimo bóztwo mściwe,
Raczyła przybyć, a względnem wejrzeniem
Wzmogła Latonę w tak okropnym stanie.
Na ich usilne prośby i wezwanie,

Jak piorun znikła Irys, i stanęła
Tam, kędy bogów są wzniosłe stolice,
Szukać natychmiast Lucyny poczęła,
A odwiedziwszy wszystkie okolice,
Znalazła skrytą, prośby ją ujęła.
Lecą na powrót, jak dwie gołębice,
Lecą, a kiedy coraz zniżają się,
Na szczycie skały stanęły w Delosie.

W cieniu Latona palmowego drzewa
Legła, oburącz trzymając się drzenia.
Jak wiatr przyjemny, gdy w wiośnie powiewa,
Wzmaga rośliny trawy rozzielenia:
Tak przyjście bogiń w radość przyodziewa
Posępną Delos i dziką z wejrzenia.
Zda się śmiać ziemia, i gdy wymagać wszczyna,
Świat zadziwiony ujrzał Apollina.

Wzniósł się głos bogiń, a hasło radości
Wdzięcznym odgłosem Echa powtarzały:
Wzmogły Latonę w boleściach i mdłości,
Boginie niebios płód gdy oglądały,
A usługując pełne troskliwości,
W pieluchy świetne dziecię obwijały,
Temis z pośpiechem z Olimpu przybyła,
Słodkim natychmiast nektarem poiła.

Skoro napoju tego zakosztował,
Potargał więzy, a zdziwione bogi
Czekały, z niemi jak będzie obcował.
On widząc orszak wkoło siebie mnogi,
Rzekł: «Odtąd ludziom będę prorokował,
«Będę uśmierzał żale, zmniejszał trwogi,
«Dajcie mi lutnią do słodkiego grania,
«Kołczan, łuk, strzały, znamię panowania.

Szedł a wiatr igrał z włosy, co spadały,
Trzymał grot w ręku: smutne okolice
Delosu wdzięczną postać przywdziewały,
Delosu co ma ścisnione granice:
A czego inne pobliższe żądały,
Chlubny, iż bóztwa osiągnie świątnicę,
Nad inne wyspy, iż został wzniesiony,
Przez Apollina za wolą Latony.

Apollo! ty co nadal puszczasz strzały,
Nadbrzeżaś wówczas zwiedzał położyste.
Patrzał lud na cię zdaleka zdumiały,
Kiedyś na szczyty Cyntu krzemieniste,
I lam gdzie z szumem pieniły się wały,
Szedł na wyniosłe opoki skaliste,
Postacią twoją wspaniałą strwożeni,
Patrzali na cię ludzie zadumieni.

Co za widoki! gdy twe Jowijany
Święta żarliwość w obrządkach rozżarza,
Ściga się żywa młodzież na przemiany,
Strój i uroda ozdoby przysparza,
Starców poważnych zbiór z wielu wybrany,
Zwolna się zbliża do twego ołtarza:
Kupią się tłumy, a przybyłe nagle,
Śklnią się po morzu i maszty i żagle.

Poczet ozdobny, wdzięczny, okazały,
Bóztwu oddane śpiewają dziewice,
Apollinowej głosicielki sławy,
Wstydliwe skromność zarumienia lice.
Pieśni ich wdzięczne powtarza lud cały,
Brzmią uwielbieniem wszystkie okolice:
Słyszą rycerzów dzieła i nagrody,
W sławnych obrządkach zebrane narody.

Pozdrawiam ciebie Dyano, Latono,
I ciebie wielkie bóztwo Apollinie.
Delos! jeżeli przyjmiesz na twe łono
Przychodnia, który do ciebie zapłynie,
I będzie pytał kogo tu mieszczono,

Kto był u ciebie, co pieśniami słynie?
Powiedz: przyszedł tu był niegdyś zdaleka,
Z gór Chios nędzny i ślepy kaleka.

Miłe nam dotąd, i w pamięci trwają,
Pieśni, które tu będąc u nas śpiewał:
Dotąd je czule nasi powtarzają;
I czego on się może nie spodziewał,
Pochwały jego nigdy nie ustają.
Przychodzień choćby na to się zdumiewał,
Gdy pieśń usłyszy, zdziwienie uśmierzy,
Westchnie, i waszej powieści uwierzy.

Nigdy w pochwałach twoich nie ustanę,
O królu Delos, Licyi, Meonu!
Wydała dźwięki odtąd niesłychane
Lutnia, gdyś zagrał na skałach Pythonu.
Świetnem ramiona twoje przyodziane
Były okryciem, gdy do bogów tronu
Śpiesząc, opuścić ziemię przedsięwziąłeś,
I w górnych progach Olimpu stanąłeś.

Skoro cię postrzegł, wzmógł się Olimp cały;
Odgłos twej lutni pocieszył niebiany:
Muzy natychmiast śpiewać zaczynały,
Jak umysł z cnotą bywa uwielbiany:
Jak złych przewrotny, krnąbrny i zuchwały,
W zapędach swoich nieuhamowany,
Jak chciwość, wszystko co do siebie garnie,
Winne swej zbrodni odbiera męczarnie.

Te co czułości nadawają prawa,
Siostry, od których wdzięk nadobność bierze;
I owe którym czat zwierzchność nadawa,
Nad godzinami w chwil naszych rozmierze:
Hebe bogini młodości powstawa,
I sama Wenus do tańca się bierze,
Bierze do tańca, nie idzie, lecz leci,
Najprzyjemniejsza i Jowiszowych dzieci.

Nieporównane bóztwo jak cię sławić?
Jak wydać pienia chwały twojej godne?
Mamże twe czyny miłośne objawić;
Jak cię ujęły dziewice dorodne?
Jakeś Azanie raczył się postawić,
Eleanlonie usługi dogodne.
Jak uczyniłeś, gdy walcząc z nią razem,
Miotałeś klęski strzał twoich żelazem.

Gdyś zszedł z Olimpu, o Jowisza plemie!
W Pijerze pierwsza bytność twoja była,
Przeszedłeś dalej Magdeneńską ziemię,
Lektos, Perrheby i gdzie Kolchos miła,
Byłeś w Eubei, Elancie i Lemie,
Żadna cię z krain nie zastanowiła.
Próżno się Euryp kręty swemi zżymał,
Dzielnego bóztwa zapędów nie wstrzymał.

Przebywszy morza odnogi pieniste,
Zatrzymałeś się na wzgórkach zielonych,
Gdzie Mikalezu doliny spadziste,
Ozdobne z cedrów, w obłoki wzniesionych,
Gaje tam były gdzie, teraz wieczyste
Wznoszą się Teby w twierdzach uzbrojonych.
Na które teraz poglądać tak miło,
Jeszcze ich znaku naówczas nie było.

Nie były twojej podróży zamiarem,
I szedłeś, nadal który puszczasz strzały,
Onchesty sławne Neptunowym darem,
Obrządki swemi ciebie nie wstrzymały,
Gdzie wody spadku szumnego ciężarem,
Pędzą Cefisy potok między skały:
Gdzie strumień cichym szeptem w Leli mruczy,
A trzody żyzna Amaltei tuczy.

Tam twoje Delfy, Delfy! miejsce święte.
I tam spocząłeś. Wówczas twoje oczy
Miłym widokiem zostały ujęte,
W rozkosznej miejsca wdzięcznego uboczy.
Wówczas twe dzieło było przedsięwzięte,
Tam gdzie Cefisa bystre wody toczy,
Tam gdzie rozkoszne zewsząd okolice,
Założyć twoję wieczystą stolicę.

Rzekłeś: O ziemio, ciebie ja nad inne
Chcę wznieść, i dary memi uszczęśliwić:
Uznasz zdarzenia moje dobroczynne,
Ty będziesz wierne sługi moje żywić,
U ciebie moje wyroki uczynne
Znajdą pragnący, i będą się dziwić
W uroczystościach mojego wielbienia
Wyborem ofiar i całopalenia.

Natychmiast zaczął budowlę wspaniałą,
I przyszłych gmachów stanowił zasady;
Bogini miejsca widząc okazałą
Postać i gmachy wśród swojej osady,
Rzekła: Racz słuchać w kraju zasiedziałą,
I przyjąć wierne, któreć daję rady:
Tu zgiełk trzód, stadnin, w każdym bywa czasie,
Spokojność cicha trwa w górnym Parnasie.

Tam pomknij dzieło i stawiaj świątnice.
Dał się nakłonić bożek strzałolotny;
Górzystą zatem wybrał okolicę,
Gdzie mieszkał naród Flegeów przewrotny.
W zaciszy gajów wynalazł krynicę,
Z niej płynął strumyk w czystych wodach zwrotny.
Tu, rzekł, przybytek mojego imienia,
Tu źródło wieszczby i dobrze czynienia.

Bogom przyjemny Agamedes prawy,
Z Trofoniuszcm męże znamienici,
Do tak zbawiennej użyci zabawy,
Jęli się pracy, która Delfy szczyci,
W pośród przyjemnej w dolinie murawy,
Równie wytworni, jak i pracowici.
Tych kiedy dzielność i cnota ujęła,
Ryją w marmurze znamienite dzieła.

Przy źródle była głęboka pieczara,
Gdzie smok straszliwy miał swoje siedlisko:
Straszyła trwożne mieszkance poczwara,
Gdy opuszczała swoje stanowisko,
Z zajadłej paszczy wychodząca para,
Niszczyła trzody, pasące się blisko.
Przeszyły grotem Apollina strzały,
Legł rycząc srodze dziwotwór zuchwały.


Juno zazdrośna, Juno zemsty chciwa,
Gdy ją niewierność Jowiszowa wzrusza,
Na płód odrodny kiedy się zdobywa,
Czułym strażnikiem swego Tyfeusza,
Smoka owego z otchłań wydobywa,
I być na jego usłudze przymusza.
Wówczasto było, gdy przez głowy przerwę.
Jowisz sam z siebie dał światu Minerwę.

Że ją tak zacnym nie zaszczycił płodem;
Taka przed bogi była onej skarga :
« Równi powagą, zacnością i rodem
« Patrzcie, jak więzy poślubione targa :
« Nowy płód, krzywdy jest mojej dowodem,
« Jak między nami nie ma być zatarga,
« Kiedy Wulkana, co ma ze mnie, szpeci
« Mąż zdradny! wdzięczy inne swoje dzieci!

« Mężu! co ze mną tak poczynasz zdradnie,
« Czyliż już niedość mam z ciebie cierpienia?
« Płodzisz Minerwę z siebie wielowładnie,
« Nie chcąc brać ze mnie zacnego plemienia.
« Nie łamiąc wiary, uznasz to dokładnie,
« Sama bez twego, mężu dołożenia
« Z siebie płód wydam, płód dzielny i srogi,
« Pomści się za mnie nękający bogi. »

Rzekła, a ręką gdy ziemi dotknęła,
Ta się wskroś wstrzęsła na swojej zasadzie :
Odtąd z Olimpu mieszkań się umknęła,
Z Jowiszem odtąd przestała być w radzie.
Dokonywając to co przedsięwzięła,
Strzegła się bywać w niebieskiej gromadzie.
Gdy pora czasu wyszła przeznaczona,
Wydała na świat strasznego Tyfona.

Strażnika jego znękał lotnostrzały,
A widząc, jak się rycząc w kłęby zwija,
Jak jeszcze resztą zjadłości zuchwały,
Miota się, targa, szarpie i zabija,
Dognębił grotem zwyciężca wspaniały.
Wstrzęsła się siły ostatniemi żmija,
A nim ostatni dech wyzionąć miała,
Taki dla siebie wyrok usłyszała :

« Będą się bielić odtąd kości twoje
« Na polach, któreś pustemi czyniła,
« Gdzieś zbyt okropne działała rozboje,
« I płaczu nędznych wznosicielką była.
« Gdy zgubą twoją ja jęczenia koję,
« Czas aby smutki radość zastąpiła.
« Nastaną pieśni mojego wielbienia,
« Na pamięć wieczną twojego zgnębienia.

« Tyfon obrzydły przez zrządzenie boże,
« Choćby go inne wzmagały potwory,
« Mimo swą dzielność już ciebie nie wzmoże,
« Ani Chimera i Hypperus skory.
« Na wyniszczenie twoje zwłoki złożę,
« Pithona imie wezmiesz od tej pory,
« A na znak twego tu niegdyś łożyska,
« Nastaną sławne Pitejskie igrzyska. »

Nimfa wód Delfów i źródła czystego,
Z którego potok Kastalski wypływał,
Chciała ochronić smoka straszliwego,
Przed strzałmi bóztwa : do siebie gdy wzywał,
Rzekł : « Za przestępstwa karę zdradliwego
« Zwrócę twój potok, skąd się wydobywał. »
Sprowadził zatem przez górne łożyska,
Gdzie teraz w jego świątnicy wytryska.

Gdy skończył dzieło, a chciał mieć kapłany,
Postrzegł na morzu Apollo wyniosły,
Jak lekką łodzią rzucały bałwany,
Jak ją po morzu wiatry w pędzie niosły,
Jako trwożliwe majtki na przemiany
Wzmagały nawę i sterem i wiosły :
Gnossy cnotliwi mieszkańcyto byli,
Z Krety do Pilos piaszczystej dążyli.

Natychmiast w morską rybę się przemienia,
I płytkim grzbietem słone wody porze :
Wśród niezwykłego wód swych zamącenia,
Wzrusza się, pieni wkoło niego morze.
Bojaźnią zdjęci, pełni zadziwienia,
Trwożni w takowej Kreteńczycy porze,
Nie ustawają ku wspólnej usłudze,
Ostatniej siły dobywać w żegludze.

Już żyżne brzegi Malejskie minęli,
Już do Lakonów krainy zbliżają :
A gdy w Tenarze na brzeg wysiąść chcieli,
I łódź ku ziemi coraz przybliżają,
Daremne prace i troski ujrzeli,
Kotwice w gruncie łodzi nie trzymają.
A wiatr, co w mocy się swojej nie szczędzi,
Coraz je żywiej przejmuje i pędzi.

Peloponezu żyżne okolice
Widzieć się dają w tym locie zdaleka,
I gdzie Areny są szczupłe granice,
Argiffy z Askrą ledwo wzrok docieka :
Thrium, gdzie z czystej płynący krynice,
Alfeusz kręty do morza ucieka.
Widzą Pilosy nadbrzeża piaszczyste
Dymę i Krony wzgórki położyste.

Snują się pasmem za nagłemi biegi,
Rozlicznych osad i krajów widoki :
Kolchidy sławne ukazują brzegi,
Elidy nadal wydatne opoki,
Wysp górno wzniosłych rozliczne szeregi,
Same, Itaka i Zacynt wysoki.
W tem gdy już w atry nieznacznie słabieli,
U portu w Kryssie żeglarze stanęli.

W Kryssie, co płodna w sady i winnice,
Spoczynek trudy nakoniec zyskały,
Wtem się wzniósł z masztu blask, jak błyskawice Gwiaździstoświetne iskry wysypały :
Objaśniły się wszystkie okolice,
Wszedł w swój przybytek Apollo wspaniały.
I gdy strach wszytkich objął, w tymże czasie
Wrócił, młodzieńca postać wziąwszy na się.

Przystąpił zatem do mieszkańców Krety,
I rzekł : « Powiedzcie, skąd do nas płyniecie,
« Do jakiej zmierza ta żegluga mety.
« Czy wszczynać handel z mieszkańcami chcecie?
« Czyli zdobyczy i gwałtu podniety,
« Każą wam morzem tułać się po świecie?
« Zbliżcie się ku nam, a w godnym zamiarze.
« Bierzcie spoczynek strudzeni żeglarze. »

Kiedy to mówił, tchnął w ich umysł trwożny,
Miłej otuchy dzielne zasilenie :
Rzekł wódz Kretensów : « Młodzieńcze przemożny,
« Ty co masz bóztwa wspaniałe wejrzenie;
« Pozdrawiamy cię, umysł nasz niezdrożny,
« Pragniem w tym kraju mieć zabezpieczenie.
« Odpowiedz wzajem na nasze pytanie,
« Co za kraj widzim, jacy są ziemianie.

« Gdy się z moimi towarzyszmi trudzę,
« Abyśmy z drogi nieco wypoczęli,
« Widzimy próżny nasz zawód w żegludze,
« Płyniem do Pilos : gdyśmy rozumieli,
« Iż go obaczym, widzim kraje cudze
« Kraje, których my jeszcze nie widzieli.
« Z błędu w który nas bóztwo jakieś wdało,
« Pragniem, aby nas wywieść znowu chciało. »

« O cudzoziemcy! Rzekł do nich bóg dzielny :
« W rozkosznych Gnossy gajach urodzeni,
« Nie obaczycie tej ziemi oddzielnej,
« W tym zostaniecie kraju umieszczeni :
« Wzywa Jowisza was syn nieśmiertelny,
« Wzywa Apollo : odtąd zaszczyceni
« W świątyni Delfów, najwspanialszej w świecie,
« Obrządków moich służbą zostaniecie.

« Jam was w żegludze waszej w błąd wprowadził,
« Nie żebym czynił to na jaką szkodę,
« Lecz abym w mojej świątnicy osadził,
« I cnocie zdolną oznaczył nagrodę.
« Tutaj się mnogi lud będzie gromadził,
« Który do mojej wieszczbiarni przywiodę.
« Spuszczajcie żagle, i czasu nie trawcie,
« A na tym brzegu ołtarz mi postawcie.

« Wziąłem był postać na siebie Delfina,
« Gdyście mnie w waszym postrzegali biegu :
« Niech się od tego mój obrządek wszczyna,
« Zwijcie Delfickim, a w wieków szeregu,
« To będzie sławne znamię Apollina,
« W ołtarzu, który sławicie na brzegu;
« Tam ku czci mojej gdy złożycie dary,
« Ucztą radosną zakończcie ofiary. »

Rzekł : a posłuszni rozkazom żeglarze,
Natychmiast żagle okrętu spuścili,
Bóztwu co ściśle nagradza i karze,
Naprędce z darnia ołtarz postawili :
Mąki, owoce, kwiaty, nabiał w darze
Miotając, w ogień bóztwu poświęcili.
Sprawiwszy ucztę, przez onej ciąg cały,
Apollinowe śpiewali pochwały.

Szli zatem w górę ku bożej świątnicy,
Im strzałolotny Apollo przodkował,
Śpiewali jego pieśni ofiarnicy,
On tony dawał i dźwięki wskazował.
Choć ciężki przystęp wzniosłej okolicy,
Bożą się sprawą żaden nie zmordował.
Wskazał wspaniałość przybytku swojego,
A wódz Kreteński tak mówił do niego.

« O wielowładny! któryś nas prowadził,
« Powiedz, jak dalsze mamy pędzić życie. »
Rzekł strzałonośny : « natom was osadził,
« Byście mych darów użyli obficie.
« Lud, który będzie do mnie się gromadził,
« Wielkiemi tłumy śpieszący ujrzycie;
« Wszystkich przyjmować wy będziecie sami,
« Których świątnicy czynię strażnikami.

« Przyjmujcie trwożnych, troskliwych, zbłąkanych,
« Niech ulgę w waszej dobroci uczują,
« Miejsce to czynię pociechą stroskanych,
« Błędni niech miły spoczynek znajdują.
« Niech słyną Delfy w wieszczbach pożądanych,
« A te w umysłach waszych niech wiekują. »
Ten wyrok dałoś, bóztwo wiekopomne!
Nigdy ja pochwał twoich nie zapomnę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.