Ocalenie (Conrad)/Część I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ocalenie |
Pochodzenie | Pisma zbiorowe Josepha Conrada (Józefa Konrada Korzeniowskiego) z przedmową Stefana Żeromskiego |
Wydawca | Dom Książki Polskiej Spółka Akcyjna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Aniela Zagórska |
Tytuł orygin. | The Rescue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część I |
Indeks stron |
CZŁOWIEK I BRYG
Płytkie morze, które się pieni i szemrze u wybrzeży tysiąca wielkich i małych wysp Malajskiego archipelagu, było przez wieki widownią awanturniczych przedsięwzięć. Wady i zalety czterech narodów uwydatniły się przy zdobywaniu tej krainy, która aż po dziś dzień nie została odarta z tajemnicy i romantycznego uroku swej przeszłości — a rasa ludzi, walczących ongi przeciw Portugalczykom, Hiszpanom, Holendrom i Anglikom, nie uległa zmianie mimo nieuchronnej klęski. Ci ludzie zachowali po dziś dzień umiłowanie wolności, fanatyczne przywiązanie do wodzów, ślepą wierność w przyjaźni i nienawiści — wszystkie swe skłonności zgodne z prawem lub prawu przeciwne. Kraj ich z lądu i wody złożony — gdyż morze było ich krajem tak jak i ziemia tych wysp — stał się łupem zachodniej rasy jako nagroda za większą siłę — jeśli nie za wyższą moralność. Prąca naprzód cywilizacja zatrze jutro ślady długiej walki, dopełniając niezawodnego zwycięstwa.
Zdobywcy, którzy rozpoczęli tę walkę, nie mają już dziś następców. Pojęcia świata zmieniły się na to za szybko. Ale mieli naśladowców nawet jeszcze w drugiej połowie tego wieku. Widzieliśmy jak jeden z nich, prawie nam współczesny — rycerski awanturnik wierny swym porywom, człowiek o wielkiej duszy i szlachetnem sercu — oparł podwaliny kwitnącego państwa na gruncie współczucia i sprawiedliwości. Uznał po rycersku roszczenia zwyciężonych; był zdobywcą bezinteresownym, a nagrodą jego szlachetnych instynktów jest cześć, z jaką obca a wierna rasa miłuje jego pamięć.
Choć nie zrozumiano go i zniesławiono za życia, chwała jego dzieła świadczy o czystości jego pobudek. Dziś człowiek ten należy do historji. Ale byli jeszcze inni — nieznani awanturnicy nie mający za sobą jego urodzenia, pozycji i inteligencji; podzielali tylko jego uczucia dla leśnego i morskiego ludu, który on tak głęboko znał i kochał. Nie można powiedzieć o tych ludziach, że zostali zapomniani, skoro nie znano ich nigdy. Ginęli w pospolitym tłumie kupców-żeglarzy archipelagu, a jeśli stawali się głośni, to tylko gdy ich skazywano za wykroczenia przeciw prawu. Roztrwonili życie dla sprawy, której nie wolno było istnieć w obliczu nieubłaganego, zorganizowanego postępu — roztrwonili swe bezmyślne życie, kierowane prostem uczuciem.
Lecz dla niewielu ludzi, znających tamte dzieje, ci marnotrawcy zabarwili romantyzmem krainę płytkich wód i wysp lasami okrytych, leżącą daleko na wschodzie między głębokiemi wodami dwóch oceanów — i wciąż tajemniczą.