Oda IV. Do książąt Europy — o potrzebie wyjarzmienia Wschodniego Państwa

ODA IV.
Do książąt Europy — o potrzebie wyjarzmienia Wschodniego Państwa.

Nondum minaci cornua Bosphoro...

Bogaty księżyc błyszczy na Bosforze, —
Zły los przyświeca nadpontyjskim stronom,
Pieni się, ryczy, jęczy Czarne morze,
Że musi służyć niegodnym Gelonom,

I w dzikim gniewie brzeg Bosforu ryje.
Hańba Tessalcom żuć tręzlę niewoli!
Hańba Pelasgom kornie zniżać szyję,
Aby służyła siepaczowi gwoli!

Tu na Cykladach słychać jęk boleści,
Tu łzy zalały morejską krainę,
I tracki Hebrus wodami szeleści,
Żałośnie bieżąc z pagórka w dolinę.

Czyliż na zawsze Stambuł się weseli,
Że pyszny Ganges, że Afryka skwarna,
Ze mocne niegdyś baszty Dardaneli
Korzą się przed nim, jak pastwa ofiarna?

Czyż to na zawsze czarnomorska fala,
Czyż to na zawsze Arabska odnoga

I morze Jońskie smutnie się użala,
Smutnie złorzeczy, przeklinając wroga?!

O! my fałszywi przyszłości wróżbici,
Którzy się z dziejów prorokować ważym
I wróżym szczęście — klęska nas pochwyci,
Jeżeli miecza z pochew nie obnażym.

Gdy nie umiemy silnie ująć tarczy,
Naciągać łuków i wyostrzać włócznie,
Chociaśmy mądrzy, mądrość nie wystarczy,
Choć pięknem słówkiem szermować rozpocznie.

Napróżno zima, siadłszy przy kominie,
Cieszyć się będziem uczonemi gwary,
Że Turczyn padnie, że marnie zaginie,
Ze zniży k'ziemi swe harde sztandary.

Pójdziemyż walczyć! ale z jakim mieczem?
Broń nasza — cacko, jeno oko pieści.
Zaiste! karku wrogom nie rozsieczem,
Gdy miecz złocony, złoto w rękojeści!

Odzież nam błyszczy za najmniejszym ruchem,
Miasto rzemienia nosim pas ze złota,
Pierś zawieszona bogatym łańcuchem,
A rząd na koniu błyszczy i migota.

Ozdobny oręż znak to jest złowrogi,
On nic nie działa, nic nie zabezpiecza,
Nawet gdy chmurą następują wrogi,
Rycerz się cofnie — bo mu szkoda miecza.

Kto złotą zbroją piększy słabe cielsko,
Niech się już nigdy Kwirytą nie zowie!
Bo świętą cechę, cześć obywatelską,
Pohańbią na nim zwycięzcy — wrogowie.

Ktokolwiek włosy pierścienić zaczyna,
Kto przywdział szatę od wymyślnych tkanin,

Wara mu nosie imię Rzymianina!
Bo gardzi zbytkiem prawdziwy Rzymianin.

Pieszczoch nie zwalczy, nie odpędzi zdala,
Jako Rzymianin przez męstwo ochocze,
Wojsk Antyocha, albo Hannibala,
Szyków nie złamie, murów nie zgruchocze.

Pan silnym ruchem wskrzesić ziemię życzy,
Widać w tem cele, widać myśl wyniosłą.
Tu wiek pasterski, tu wiek wojowniczy
Oparł na sztuce rycerskie rzemiosło.

Tu wpośród forum krasomówcze słowo
Walczy za cnotę, prześladuje zbrodnie;
Tu wiek wyradza i wskrzesza na nowo
Traków, Cylicyan i narody wschodnie.

Świat ten już stary, i my postarzeli,
Niedołężniejem, nic już nas nie bodzie;
Radziśmy gnuśnieć w leniwej pościeli,
Jak na sromotę, na hańbę przyrodzie.

Grzeszne-śmy dzieci bez końca, bez tamy!
Mało gdzie cnotę na świecie już widzę,
Ducha nie wznosim, myśli zabijamy,
Cali się płaczem w zdradzieckiej intrydze.

Chlubmy się z tego (wszak nie wstyd nam zbrodni)
Żeśmy wzgardzili przykazaniem Bożem!
Wołajmy głośno, wołajmy wyrodni,
Żeśmy dowcipni i cnotę przemożem!

Na co nam serca? i na co nam miecze?
Więc je przedajmy, ustroim się pięknie,
I wezmiem złoto, gmin cześć nam wyrzecze,
Bo gmin ma uszy, gdzie złoto zabrzęknie,

I umie uczcić hołdem coraz świeżym,
Kogo fortuna pod swe skrzydła bierze.

Miłoż brać hołdy! jeśli tylko wierzym,
Że je przynoszą serdecznie i szczerze.

Szczerze, serdecznie gmin się nam pokłoni,
Padnie ma klęczki, kiedy złoto widzi,
Lecz zniknie złoto ze spodlonej dłoni,
A gmin nas popchnie, zelży i zawstydzi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maciej Kazimierz Sarbiewski i tłumacza: Ludwik Kondratowicz.