<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Okrutne łowy
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ VIII
Okrutne łowy
Nostagio degli Onesti miłuje dzieweczkę z rodu Traversari. Traci na nią bogactwa swoje, aliści jej wzajemności dobić się nie może. Zgodnie z radą krewniaków Nostagio udaje się do Chiassi i tam spostrzega rycerza, który prześladuje jakąś dzieweczkę, a potem zabija ją i na pożarcie psom rzuca. Nostagio sprasza krewniaków, aby wraz z umiłowaną przez niego dzieweczką na obiad do Chiassi przybyli. Dzieweczka, widząc jak psy zjawę rozszarpują, poczyna się obawiać podobnej kary i wychodzi zamąż za Nostagia

Skoro Lauretta zamilkła, na wezwanie królowej Filomena w te słowa zaczęła:
— Piękne damy! Ponieważ Bóg miłosiernemi nam być przykazał, tedy Jego sprawiedliwość wszelkie okrucieństwo surowo karać musi. Aby wam dać dowód tego i skłonić was do wystrzegania się nieczułości serca, chcę opowiedzieć historję, która powinna niemniej zabawić, jak i współczucie w was obudzić.
W Rawennie, odwiecznem mieście Romanji, żyło ongiś wielu szlachetnych ludzi. Między nimi wyróżniał się szczególnie niejaki Nostagio degli Onesti, który po śmierci ojca i wuja swego stał się wielkim bogaczem. Ów, w bezżennym stanie żyjąc, zakochał się w córce pana Paolo Traversari. Żywił nadzieję, że pozyska jej względy staraniami swojemi, mimo, że ród jej był o wiele starszy i świetniejszy od jego rodu. Jednakoż cała jego wytrwałość, miłość i wspaniałość nanic się nie zdały; owszem, zdawało się, że, im więcej przypodobać jej się stara, tem bardziej sobie szkodzi — tak szorstką, nieżyczliwą i niechętną okazywała się dla niego umiłowana dzieweczka. Niewiedzieć co było tego przyczyną: czyli zbytnie rozumienie o piękności swojej, czyli też pycha niezmierna, dosyć na tem, że ani Nostagia, ani najmniejszej rzeczy, jemu miłej, znosić nie mogła. Ta nieczułość kochanki tak Nostagia trapiła, że nieraz chciał już z boleści życie sobie odjąć.
Czasami zasię obiecywał sobie, że zapomni całkiem tę okrutnicę, albo przynajmniej tak ją znienawidzi, jak ona jego znienawidziła. Jednak wszystkie jego postanowienia na niczem spełzły, bowiem, im bardziej ginęła szczęścia nadzieja, tem miłość jego gorętszą się stawała. Gdy Nostagio tak uparcie trwał w afektach swoich i brnął coraz dalej w obłędliwe szaleństwa i nadmierne wydatki dla przypodobania się pięknej a okrutnej dzieweczce, krewniacy jego i przyjaciele do tej myśli przyszli, że w grze takiej wnet życie i majątek cały postrada. Radzili mu więc po wielekroć i zaklinali go, ażeby Ravennę opuścił i do innego jakiegoś grodu na dłuższy pobyt się udał; mniemali bowiem, że tym sposobem z miłości go wyleczą i od ruiny uchronią. Nostagio z początku żartował sobie z tych rad i nalegań, widząc jednak, że niepodobna wiecznie trwać przy swojem, oświadczył wreszcie, że ma zamiar do Francji, Hiszpanji, albo do jakiegoś innego oddalonego kraju wyjechać, i w samej rzeczy niemałe przygotowania do drogi uczynił. Poczem wsiadł na konia i w towarzystwie licznych przyjaciół swoich Rawennę opuścił. Aliści dojechał tylko do Chiassi, miejscowości o trzy mile od miasta oddalonej; tam, zatrzymawszy się, kazał rozbić rozmaitego rodzaju namioty dla siebie, a potem rzekł towarzyszom, że mogą wracać do Rawenny, bowiem on tu pozostać postanowił.
Przebywając w Chiassi, jął prowadzić równie świetny i okazały żywot, jak pierwej, i, jak zwykle, znajomych swoich na obiad, lub wieczerzę do siebie zapraszał. Pewnego dnia, właśnie na początku maja, gdy piękna pogoda panowała, Nostagio znów w myśli o okrutnej kochance się pogrążył. Ażeby tem swobodniej smutkowi swemu się oddać, oddalił się od wszystkich towarzyszów swoich i sam, bez celu błądząc, doszedł do wielkiego sosnowego lasu. Już dawno przeszła południowa godzina; Nostagio bez myśli o jadle i napoju już na pół mili prawie w gęstwinę się zagłębił, gdy nagle płacz i rozpaczliwe jęki, gdzieś w bliskości brzmiące, z rozmyślań, pełnych melankolji, go wyrwały. Zdziwiony, stanął i, spojrzawszy dokoła, ujrzał, jak z jałowcowych i cierniowych zarośli, sterczących przed nim, wypadła cudownie piękna naga dziewczyna z rozwianemi włosami i z ciałem, przez gałęzie i kolce poszarpanem, pędząc ku niemu bez tchu prawie wśród głośnego płaczu i wołania o litość. Po obu jej bokach gnały nieodstępnie dwa rozjadłe kundle, co chwila zatapiając w jej ciele kły, gdzie tylko schwycić mogły, za nią zasię gnał rycerz na czarnym koniu i w czarnym rynsztunku z twarzą, pałającą gniewem, ze szpadą w ręku i straszliwemi, hańbiącemi słowy śmierć jej zapowiadał. Na ten widok Nostagia w pierwszej chwili przejęły podziwienie i trwoga, wnet jednak współczucie wzbudziło w nim żądzę ocalenia nieszczęśliwej niewiasty od mąk takich i śmierci. Nie mając broni pod ręką, schwycił potężną gałąź i nią drogę psom i rycerzowi zagrodził. Czarny rycerz, spostrzegłszy to, zdaleka już na niego zawołał:
— Zaniechaj walki, Nostagio, i pozwól mnie i psom moim uczynić z tą niewiastą to, na co zasłużyła!
Przy tych słowach dwa kundle schwyciły z całej siły dziewczynę za biodra i osadziły ją na miejscu; rycerz zasię przypędził na koniu i skoczył z niego, podnosząc szpadę. Nim jednak mógł coś uczynić, Nostagio stanął przed nim i zawołał:
— Nie wiem, ktoś jest, choć mnie tak dobrze znać się zdajesz; tyle ci jednak powiedzieć mogę, że w wysokim stopniu haniebną jest rzeczą, gdy zbrojny rycerz nagą kobietę chce mordować i psami ją szczwa, niby dzikie zwierzę, dlatego też bronić jej będę z wszystkich sił moich.
— Nostagio — odrzekł na to rycerz — pochodzę z tego samego, co i ty, miasta. Byłeś jeszcze małem dziecięciem, kiedym ja w tej oto dziewczynie zaiste o wiele goręcej się kochał, aniżeli ty teraz w pannie Traversari. Aliści pycha jej i okrucieństwo wtrąciły mnie w taką rozpacz, że wreszcie tą szpadą, którą widzisz w mojem ręku, bezbożne życie sobie odebrałem i za to na wieczyste męki skazany zostałem. Wkrótce potem umarła i ona, niezmiernie z śmierci mojej się radująca. Za okrucieństwo i za to, że cieszyła się z mąk moich, nie uważając tego nigdy za grzech, na wieczne męki piekielne skazana została. Gdy do piekła przybyła, obojgu nam za karę naznaczono: jej uciekać przede mną, mnie zasię, którym ją niegdyś tak gorąco miłował, za nią się uganiać, nie jako za przedmiotem miłości, ale jak za śmiertelną nieprzyjaciółką swoją. Ilekroć ją dopędzę, przeszywam ją tą samą szpadą, którą się niegdyś zabiłem, otwieram, jak to zaraz obaczysz, jej pierś, wyrywam z niej twarde i zimne serce, do którego miłość, ani litość przystępu znaleźć nie mogły, i rzucam je psom moim na pożarcie. Po pewnym czasie jednak zmartwychwstaje ona znowu za Boga sprawiedliwym wyrokiem i wszechmocy jego władzą, jakgdyby nigdy zabitą nie była. Wówczas zaczyna się odnowa jej żałosna ucieczka i moja wściekła pogoń za nią. Tak dzieje się w każdy piątek, o tej, co dzisiaj, godzinie i na tem samem miejscu. Dopadam jej i, jak wnet ujrzysz, morduję; nie sądź jednak, że w inne dni spoczynek mamy; codziennie w tych wszystkich miejscach, gdzie jakieś okrutne myśli piastowała, prześladuję ją i ścigam. Ponieważ zasię z najczulszego kochanka wrogiem jej się stałem, tedy tyle lat muszę ją w ten sposób dręczyć, ile miesięcy ona się znęcała nade mną. Pozwól mi wyroku sprawiedliwości bożej dopełnić i nie próbuj sprzeciwiać się temu, czemu przeszkodzić nie jest w twojej mocy.
Na te słowa Nostagio osłupiał, a włosy ze strachu zjeżyły mu się na głowie. Odstąpiwszy kilka kroków, zwrócił oczy na dziewczynę i czekał drżący na to, co dalej się stanie. Rycerz zasię, słowa te wyrzekłszy, skoczył nakształt rozjuszonego zwierzęcia ku dziewczynie, która, przez dwa kundle szarpana, na klęczkach o litość błagała, i pchnął ją szpadą w piersi z taką siłą, że ostrze wyszło plecami. Z jękiem śmiertelnym zwaliła się nieszczęśnica od ciosu tego na ziemię, a wówczas rycerz chwycił sztylet, bok jej nim otworzył, wyrwał serce i cisnął psom, które je z żarłocznością połknęły. Ledwo kilka chwil upłynęło, dziewczyna podniosła się, jakgdyby nic się nie stało, i jęła uciekać na nowo w kierunku morza; obok niej, jak pierwej, gnały psy, nie przestając jej szarpać. Rycerz, dosiadłszy czarnego swego rumaka, ze szpadą w ręku szalonym pędem za nią podążył. Wkrótce tak się oddalili, że Nostagio stracił ich z oczu.
Nostagio, obaczywszy to wszystko, stał nieruchomo na miejscu, miotany litością i trwogą. Naraz jednak uderzyła go myśl, że to zdarzenie, powtarzające się co piątek, może mu się stać pomocne wielce. Zapamiętał więc sobie dokładnie miejsce, a po powrocie do Chiassi posłał po wielu krewnych swoich i przyjaciół do Rawenny.
— Długo staraliście się to na mnie wymóc — rzekł do nich — abym miłości mojej do owej okrutnicy się wyrzekł i szalonych wydatków zaprzestał. Otóż obecnie jestem gotów to uczynić, pod warunkiem jednakowoż, że pana Paolo Traversari k’temu skłonicie, aby w towarzystwie żony, córki i wszystkich krewnych wraz z wami i damami, jakie wybrać zechcecie, w najbliższy piątek obiad tutaj u mnie spożyć zechcieli. Dlaczego zasię domagam się tego, wnet się dowiecie.
Krewni i przyjaciele postanowili spełnić tę skromną prośbę Nostagia, powróciwszy tedy do Rawenny, we właściwym czasie wskazane im osoby zaprosili. Najtrudniej poszło z ukochaną przez Nostagia dzieweczką, ale i ta wreszcie zgodziła się wziąć udział w uczcie. Nostagio z rozrzutnością królewską obiad przygotować kazał, stoły rozstawiono pod sosnami na miejscu, gdzie nieczuła dziewica tak okrutnej karze podległa. Poczem, wskazawszy wszystkim gościom ich miejsca, dla kochanki swojej takie miejsce przeznaczył, aby siedziała ona naprzeciw polany, gdzie, jak sądził, przerażające zjawy się ukażą. Już drugą potrawę podano, gdy naraz krzyk ściganej dziewicy do uszu wszystkich dobiegł. Obecni zadrżeli na ten głos przeraźliwy i jęli się pytać, skąd on pochodzić może; aliści nikt wyjaśnienia dać nie mógł. Wreszcie strwożeni podnieśli się i wytężyli wzrok w stronę, skąd odgłos ten dobiegał. Nagle ujrzeli dziewczynę, rycerza i psy. Na ten widok z okrzykami oburzenia i gniewu jedni rzucili się naprzeciw rycerza i psów, a drudzy zasłonili sobą dziewczynę. Aliści rycerz obrócił się do nich z podobną mową, co pierwej do Nostagia. Słowa jego nietylko odjęły przytomnym chęć do obrony dziewczęcia, lecz przejęły ich zarazem osłupieniem i przerażeniem. Pośród gości znajdowało się wiele dam, spokrewnionych z nieszczęsną dziewczyną, a takoż i z rycerzem. Wszystkie pamiętały dobrze śmierć jego; widząc, że rycerz wykonywa straszliwy wyrok na dzieweczce, uderzyły w płacz tak ogromny, jakby wyrok ów nad niemi samemi miał być dopełniony.
Gdy zjawy znikły wreszcie z przed oczu przytomnych, nikt otrząsnąć się z wrażenia nie mógł. Największa jednak trwoga odmalowała się na twarzy ukochanej przez Nostagia panny. Wspomniawszy bowiem na okrucieństwa, jakich się tylekroć względem tego młodzieńca dopuszczała, poczuła, że widowisko, którego przed chwilą naocznym świadkiem była, dla nikogo z obecnych straszniejszą nie jest przestrogą, jak dla niej; zdało się jej, że Nostagio gna już za nią przez lasy i że dwa spienione kundle kły w jej ciele zatapiają. Na tę myśl taka obawa ją zdjęła przed podobnym losem, że nagle nienawiść na miłość w jej sercu się przemieniła. Jeszcze tego wieczora przy zdarzonej sposobności tajemnie do Nostagia zaufaną służkę wysłała. Służka ta poprosiła go w imieniu pani o odwiedzenie jej i oświadczyła, że pani gotowa jest spełnić wszystko, czego Nostagio zapragnie. Nostagio odparł na to, że wieść ta przejmuje go radością niewysłowioną, aliści że chce cel pragnień swoich osiągnąć, czci jej na szwank nie przywodząc. Młoda dama, świadoma dobrze, że od niej tylko zależało być już dawno żoną Nostagia, udała się do swoich rodziców i pierwsza oświadczyła im chęć wyjścia za niego. Rodzice, niezmiernie tem uradowani, następnej zaraz niedzieli odbyli uroczyste zaręczyny młodej pary. Po okazałem weselu, które wkrótce nastąpiło, młodzi małżonkowie przez długie lata szczęściem swojem się cieszyli. Straszna zjawa nietylko ten jeden szczęśliwy skutek wywarła, wszystkie bowiem białogłowy w Ravennie tak się zastrachały, że od tego czasu bardziej uległemi wobec mężczyzn się stały.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.