Pamiętniki jasnowidzącej/Część II/Pułapki nastawiane na mnie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Agnieszka Pilchowa
Tytuł Pamiętniki jasnowidzącej
Podtytuł z wędrówki życiowej poprzez wieki
Wydawca Wydawnictwo „Hejnał”
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Pawła Mitręgi
Miejsce wyd. Wisła
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pułapki nastawiane na mnie.
Dobre duchy ostrzegają oficera.

Tegoż dnia, kiedy ta kobieta była u mnie po raz pierwszy, nie zgłosił się żaden biedny o zapomogę. Na drugi dzień wstałam pod nawałem dziwnych myśli, że chyba nic złego się nie stanie, jeśli raz za pewien czas zatrzymam pieniądze dla siebie. I nagle zaczęły mi się nasuwać natrętnie myśli: „Tego nie mam, to i to trzeba kupić“ i t. d.
Wstałam, otworzyłam szufladę, przeliczając pieniądze. Zdumiałam się — była tam pokaźna sumka. Nie wiedziałam tego wieczorem, ile daję do szuflady, bo wogóle nie przykładałam wagi do pieniędzy i nie lubiłam ich liczyć. Pokazało się, że za kwotę, która mi z wczoraj została, ktoś biedny mógłby sobie kupić całą furę węgla, a może jeszcze i obuwie.
Skądś wzięła się myśl: „Kup sobie ładne trzewiki“. Odpychałam tę myśl: „Mam przecież dobre trzewiki, chociaż skromne! Może właśnie dziś ktoś przyjdzie, co bardziej będzie potrzebował“.
I już chciałam zamknąć szufladę z pieniądzmi, kiedy ujrzałam przez okno nadjeżdżające auto i conajmniej siedem kobiet, zdążających z przeciwnej strony także do mnie. I znów obrzydliwa myśl: „Jeśli dziś nie zgłosi się nikt biedny, to wartoby mi było pójść do miasta z wczorajszemi pieniądzmi i temi, które jeszcze dziś dostanę.“
Lecz już tak przelękłam się tej myśli, że z powrotem uciekłam do łóżka, zakrywając się aż na głowę — i ze smutkiem przypomniałam sobie, że jeszcze się nie modliłam, a już przeliczałam pieniądze. Zaczęłam się modlić gorąco, by odpędzić te niedobre myśli — i dopiero wtedy ujrzałam, jak całą noc wysilały się ciemne duchy, by złapać mnie w te myślowe sieci. Czułam, jakby moje dłonie były zbrukane i odruchowo wciąż je ocierałam o prześcieradło, modląc się. Lecz już dawano mi do zrozumienia, że na mnie czekają ludzie.
Wyszłam do nich. Trzy nieznajome wyciągnęły do mnie rękę na powitanie i odrazu chciały mi wsunąć pieniądze, prosząc o radę. Było mi smutno jeszcze po tem, co przeżyłam, ale w tym odruchu wyczułam dokładnie, jak niska siła nie daje za przegraną i jak atakuje mnie w dalszym ciągu w sposób, w jaki miała nadzieję ściągnąć do upadku moją duszę. Odmówiłam przyjęcia pieniędzy, lecz także odmówiłam im udzielenia jakiejkolwiek rady, widząc, że przyszły z nieczystemi sprawami, mianowicie bym poradziła im, gdzie mają schować beczkę spirytusu, 9 worków cukru i inne rzeczy, by komisja na to nie wpadła. Odeszły niezadowolone, patrząc na mnie chmurnym wzrokiem.
I tak się złożyło, że i cztery inne przyszły do umie z brudnemi sprawami. Ledwo tamte trzy odeszły, weszła za mną do pokoju jedna z kobiet, mówiąc:
— Zapłacę pani dobrze, mam dom murowany, a także starą chałupę i cztery morgi gruntu przy niej. Podaruję pani tę chałupę wraz z polem — ale niech pani tak zrobi, żeby z mojego męża odpadały kawałki mięsa.
Nie odpowiedziałam nic, tylko wzięłam ją lekko za ramię, wyprowadzając za drzwi i aż do drugich drzwi wejściowych na dwór. Kobieta może myślała, że jej chcę poradzić na dworze, więc wyszła posłusznie. Tam dopiero odezwałam się:
— Idźcie i nawet na ten dom się nie oglądajcie, a nigdy więcej z czemś podobnem progu mego nie przekraczajcie! Pamiętajcie o tem, że Chrystus nie kazał tak czynić, a ja chcę żyć według woli Bożej.
Jakoś nie chciało mi się wracać do mieszkania, chętnie poszłabym w pola. Zauważyłam, jak w pewnem oddaleniu od domu przechadzał się jakiś wyższy oficer, widocznie czekał, aż oddalą się te kobiety; nie chciał może razem z niemi czekać na swoją kolej.
Pozostałe trzy przyszły ze sprawami sądowemi i wszystkie trzy właśnie ponosiły winę, a jeszcze chciały, żeby tak zrobić, aby bydło zdychało ich przeciwnikom i aby kości połamali.
Aż ręce złożyłam, stojąc tak pomiędzy niemi.
— Odejdźcie — rzekłam — nie zakłócajcie mi spokoju! Jesteście winnemi, wy jesteście przyczyną krzywd innych i jeszcze dalej chcecie ich krzywdzić?
I nagle stanęła przedemną jasno cała sprawa długoletniego sądu i wszystkie krzywdy, zadane przez nie. Szybko jednej, drugiej i trzeciej powiedziałam, w czem zawiniły, oraz dałam im rady, jak mogą naprawić krzywdy. Zmieszane przyznały, że to prawda, co widzę, ale trudno, one darować nie mogą, niech się dzieje, co chce.
Poszły. Za chwilę przyszedł oficer z papierosem w ustach. Zwróciłam mu uwagę, żeby natychmiast rzucił papieros w piec, lub za drzwi, gdyż nie znoszę wszelkiego rodzaju tytoniu i przeszkadza mi w spokojnem patrzeniu wzrokiem ducha. Usłuchał. Byłam jeszcze trochę niespokojna po tem, co przeżyłam zrana i z temi kobietami. On zapytał:
— Czy pani może mi powiedzieć, poco tu przyszedłem?
— Nie wiem — odparłam krótko, — przeżyłam coś przykrego, nie jestem zupełnie spokojną. Proszę zaczekać minutę, zaraz przyjdę i rozpatrzę.
Poszłam pomodlić się i już w trakcie modlitwy ujrzałam życie tego oficera; ujrzałam naraz tego tyle, że przyszedłszy z powrotem nie wiedziałam, od czego mam zacząć. Lecz odezwał się sam:
— Słyszałem o pani nadzwyczajne rzeczy i przyszedłem także po radę do pani, więc jeśli pani już może, niech mi pani z łaski swej odpowie na moje zapytania, skreśliłem je sobie już przed przybyciem tu.
Powiedział pierwsze pytanie: wymienił imię panienki i zapytał, czy mogę mu coś powiedzieć o tej istocie, nie mówiąc, że to jest jego narzeczona.
Odrzekłam mu, że resztę zapytań nie potrzebuje czytać, gdyż wiem, o co chodzi. Powiedziałam mu, jak wygląda jego narzeczona, skąd przyjechała, jak się poznali. Lecz on chwilami przerywał mi. Kiedy mu powiedziałam, że narzeczoną swą krótko zna, rzekł:
— To prawda.
— Przyjechała z głębi Rosji, gdzie bawiła dwa lata.
Pokręcił głową, mówiąc:
— Nie wiem, prawdopodobnie pani się myli, bo tego wcale mi nie mówiła jej babcia.
Opisałam mu, jak ta babcia wygląda i gdzie według jej opowiadania spędziła wnuczka te dwa lata.
— A ja tymczasem widzę tę panienkę z butelkami w rękach, obsługującą gości i bawiącą się wesoło. Widzę także jej ciało i widzę, że nie jest zdrową; przechodziła taką a taką chorobę i są jeszcze ślady po tem.
Było mi przykro mówić o tem, lecz jeden z dobrych duchów wprost trzymał mnie za ramiona, każąc mi to wszystko powiedzieć. Gdy wymieniłam rodzaj choroby, oficer zerwał się na równe nogi, zaczął nerwowo chodzić po pokoju, wreszcie stanął przede mną, mówiąc:
— Dużo prawdy mi pani powiedziała, ale niektóre rzeczy są tak straszne i nieprawdopodobne, szczególnie co do tej choroby, że pani sobie może nawet nie zdaje sprawy, jak ciężko pani obraziła moją narzeczoną, którą niebawem mam poślubić. Niech mi pani wierzy, gdyby to zrobił kto inny, to zabiłbym go na miejscu! Niech pani popatrzy dobrze, przecież to jest dziecko takie czyste, młode, bo niespełna osiemnastoletnie. Ona nawet jeszcze mi się nie pozwoliła pocałować — prędzej nie, aż po ślubie.
Przykrą mi była cała ta scena, lecz dobry duch kazał mi mówić dalej:
— Po powrocie ode mnie niech pan powie swojemu przyjacielowi, lekarzowi, żeby zbadał ją osobiście, a to dlatego, że gdyby pan nie uwierzył mi i ożenił się, a dowiedział się smutnej prawdy po ślubie, zastrzeliłby pan nietylko ją, lecz i siebie, a pan ma żyć jeszcze, mając matkę i rodzeństwo, którym ma być jeszcze podporą w życiu, a przytem sam należy pan do budzących się duchów.
Oficer wypadł z mieszkania, nie żegnając się wcale. Zamknęłam za nim drzwi i niemal jęknęłam:
— Boże, jakie ciężkie zadanie!
Za pięć dni przyszedł ten sam oficer, bardzo zmieniony, dziwnie złamany i zaczął mówić pokornym głosem, kryjąc twarz w dłonie:
— Pani miała rację... Nie chciała się dać zbadać mojemu przyjacielowi. Została zbadana przemocą, a przyciśnięta do ściany wyznała wszystko. Więc prawdą jest, pani uratowała mi życie! Jakże się pani odwdzięczę? I czy ma pani jakie lekarstwo, bym zapomniał o tym przykrym epizodzie mego życia, bo mi to sen odbiera i staję się taki jakiś niesamowity. Nie wiem, nie wiem, czy o niej kiedy zapomnę, ja ją tak kochałem!
W tejże chwili odczułam przy sobie opiekuńczego ducha i powtórzyłam podane przez niego myśli: Nie ma wypuszczać ze swej opieki tej nieszczęśliwej, gdyż nie tyle winna tu ona, ile babka chciwa pieniędzy, która popchnęła ją na tę drogę, chcąc ją wydać potem zamąż za bogatszego człowieka i mieć się przy nich dobrze. Dziewczyna wówczas nawet 15 lat nie miała, kiedy ją babka na tę drogę popchnęła, a zarazem nauczyła ją, jak się ma maskować przed ludźmi, jak się ma zachowywać w towarzystwie, by udawać bardzo porządną. Duch opiekuńczy polecił oficerowi, by ją dał do lecznicy i dopomógł jej, aby później sama mogła uczciwie pracować na siebie; pieniędzy, które chciał mi dać w nagrodę za radę, niechaj także użyje na ten cel.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agnieszka Pilchowa.