<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Szarecki
Tytuł Panna Jadzia
Pochodzenie Groźny kapitan
Wydawca Biblioteka Prenumeratorów „Kuriera Porannego“
Data wyd. [1928]
Druk Drukarnia Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PANNA JADZIA.


Gdy statek wasz wchodzić będzie do portu Gdańskiego i minie już latarnię, spojrzyjcie ze sterburty na brzeg.
Tam, niedaleko budynku komory celnej zobaczycie młodą kobietę. Powiewać będzie chusteczką. To panna Jadzia.
Ponieważ lubicie młode, ładne kobiety, będziecie się ciągle patrzeć na nią z pokładu.
Nie lękajcie się stracić jej z oczu — iść będzie za statkiem wzdłuż kanału.
A gdy się już przycumujecie i wyjdziecie na ląd, panna Jadzia podejdzie do was i spyta: — Czy Stefan nie przyjechał z wami?
Wy, nie wiedząc, o jakiego Stefana jej chodzi, odpowiecie, że nie, nie przyjechał.
Wówczas spochmurnieje na chwilę twarzyczka panny Jadzi, ale wnet się rozpogodzi i powie wam z uśmiechem: — Cóż ja mam za głowę. Ciągle zapominam, że Stefan przyjedzie nie dziś, lecz jutro!
Gdy patrzyć będziecie na nią ze zdziwieniem, spojrzy wam wszystkim pokolei prosto w oczy i spyta: Marynarzyki, pójdziecie do mnie?
I pójdziecie, bo panna Jadzia jest zgrabna, ma kształtne nóżki i takie ładne, dziwne, trochę smutne spojrzenie.
Po ciemnych, wąskich schodach zejdziecie nadół do suteryny, gdzie mieszka Jadzia.
Zobaczycie mały, skromny pokoik. — Stoi tam stolik, szafa, łóżko i kozetka.
Gdy będziecie odchodzić od łóżka, zwróćcie uwagę na wiszącą nad niem fotografję marynarza z jedną naszywką na rękawie.
To jest właśnie ten Stefan, o którego pytała się Jadzia.
A gdy, wychodząc już, wręczycie jej brudny banknot i spytacie, jak to wy zawsze pytać lubicie: — co cię do tego przywiodło, me złotko? — panna Jadzia opowie wam chętnie swoją historję.
Nie usłyszycie od niej ani o okrutnym poruczniku, który ją podstępnie zwabił do siebie i zniewolił, ani o widmie głodowej śmierci, ani o strasznych rodzicach, zmuszających córkę wyjść na ulicę.
Opowie wam rzetelną prawdę. Oto, co usłyszycie od niej:
Pięć lat temu panna Jadzia była jeszcze na pensji. Chodziła do piątej klasy. Miała serdeczną przyjaciółkę Kirę. Kira była o trzy lata starsza od niej.
Kiedyś przyjaciółki pokłóciły się ze sobą o jakiegoś chłopca.
Jadzia, uniósłszy się, nazwała nawet Kirę rudą małpą.
Bo rzeczywiście włosy Kiry były rude.
Zaraz po kłótni zaczęła oczywiście żałować swych słów i przeprosiła przyjaciółkę. Nastąpiła zgoda, Kira jednakże chowała do niej w sercu głęboką urazę.
Gdyby nie było tej kłótni, może panna Jadzia nie byłaby tem, czem jest.
Zdarzyło się tak, że bawiąc podczas wakacyj w Gdyni, Jadzia poznała pewnego przystojnego chłopca.
Był to starszy marynarz, Stefan Tomanek.
Od pierwszej chwili Stefan ogromnie się spodobał młodej, wrażliwej dziewczynie.
Jeździli z sobą ciągle łódkami na morze.
Po tygodniu tych wodnych spacerów Jadzia była już zakochana w młodym marynarzu, po trzech — szalała za nim, a gdy minął miesiąc, nie mogła już wyobrazić sobie, jak się obędzie bez kochanego Stefusia.
I tu właśnie, gdy miłość Jadzi osiągnęła swój zenit, stało się nieszczęście: Stefan zaczął jej unikać.
Gdy zrozpaczona, ze łzami w oczach pytała swe bożyszcze, co się stało, czy już się mu nie podoba, młody marynarz odpowiadał jej, że widywać się więcej nie będą, gdyż przekonał się, że Jadzia jest uczciwą dziewczyną, a więc wszelkie miłostki między nimi byłyby podłością a on, jako człowiek szlachetny, nigdy się na podłość nie odważy. Ożenić się zaś z nią nie może, gdyż będąc zaledwie starszym marynarzem, nie może dać żonie utrzymania. Z tych względów żegna Jadzię i uważa znajomość za skończoną.
Spłakana, nieszczęściem przybita dziewczyna poszła się zwierzyć i spytać o radę swoją przyjaciółkę, Kirę.
Kira udawała współczucie i płakała nawet nad niedolą koleżanki, ale w głębi serca, chowając urazę za „rudą małpę,“ cieszyła się z niepowodzenia Jadzi.
Obiecała coś poradzić nieszczęśliwej zakochanej.
I oto po kilku dniach, spotkawszy Jadzię na Oksywji przed koszarami marynarki wojennej, zaczęła przekładać oszalałej z bólu dziewczynie swoje rady.
Tłumaczyła jej, że każdy marynarz, a więc i Stefan też, jest człowiekiem rozpustnym i lubi tylko wyuzdane dziewczyny uliczne. Zrozumiałe zupełnie, że z takiemi gęśmi, jak Jadzia, która się przy byle głupim całusie czerwieni, Stefan nie chce mieć nic do czynienia. Marynarze lubią tylko uliczne dziewczyny. Jeżeli więc chce się przypodobać ukochanemu, musi wyjść na ulicę. Jeżeli Jadzia nie wierzy, niech przyjdzie w nocy tu pod koszary, a na pewno zobaczy Stefana, jak pójdzie do szynku Piątka z pierwszą lepszą dziewczyną, złapaną na rogu. Jeżeli więc Jadzia chce, żeby ją Stefan kochał, musi się stać taką, jakie on lubi.
Oburzona dziewczyna dała niecnej przyjaciółce siarczysty policzek i, plunąwszy w jej stronę, odeszła.
file ziarno padło na grunt podatny.
Miała zresztą w pamięci słowa Stefana, który mówił, że wszelkie miłostki z uczciwą panną uważa za podłość i podłości takiej nigdy nie popełni. Dopóki więc jest uczciwą dziewczyną, Stefan jest dla niej niedostępny.
To też, gdy pewnej nocy zobaczyła przez rzęsiście oświetlone szyby oberży Stefana w objęciach jakiejś wymalowanej podstarzałej kobiety, w umęczonem serduszku panny Jadzi zapadła decyzja: niechże więc będzie tak, jak mówiła Kira. Bez Stefana nie mogę żyć!
Tejże nocy oddała swe ciało jakiemuś przygodnemu znajomemu.
Po tygodniu zaś już z czarną książką w torebce oczekiwała Stefana przed koszarami.
I tu spadł na nią drugi zupełnie nieoczekiwany cios.
Dowiedziała się od marynarzy, z którymi już weszła w stosunki, że starszy marynarz Stefan Tomanek odbył swoją służbą w marynarce wojennej i, zaciągnąwszy się na jakiś statek handlowy w Gdańsku, odpłynął do Bombaju.
Od tego uderzenia losu pomieszało się w biednej główce panny Jadzi. Długo, uważnie przyglądała się swojej czarnej książce i nie mogła w duszy znaleźć odpowiedzi na pytanie: poco jej teraz ta książka, gdy Stefan wyjechał? Może ją teraz wyrzucić, choć rodzice i tak już nie przyjmą pod dach wyrodnej córki.
Po kilku dniach spotkała Kirę i zadała jej to pytanie.
A tamta, widząc szaleństwo w oczach swej dawnej przyjaciółki, odpowiedziała jej żartem: — Jakto poco? Przecież Stefan wróci pewno jutro z Bombaju i zabierze ciebie ze sobą na piwo do oberży Piątka!
Radość rozbłysła w nieprzytomnych oczach panny Jadzi. Chciała się spytać jeszcze swej pocieszycielki, czy aby na pewno już jutro powróci Stefan, ale Kira czem prędzej ją pożegnała, tłumacząc, że nie może rozmawiać z nią na ulicy, gdyż obcowanie z uliczną może jej popsuć opinję.
Panna Jadzia wyjechała z Gdyni do Gdańska i tu w porcie, stojąc obok komory celnej, oczekuje codziennie statku, którym jedzie do niej Stefan.
Gdy statki przychodzą, a Stefana niema, Jadzia przypomina sobie, że przecież Kira powiedziała, iż Stefan przyjedzie jutro. Nazajutrz więc przychodzi znowu i czeka.
Taką historję opowie wam panna Jadzia. Później podprowadzi was do łóżka, nad którem wisi fotografja marynarza z jedną naszywką na rękawie, i powie: — To mój Stefan, on jutro przyjedzie.
A gdy wychodzić będziecie ciemnemi, wąskiemi schodami na górę, panna Jadzia poświeci wam małą naftową lampką i powie: — Przyjdźcie jeszcze kiedy, ogromnie z was mili chłopcy!
I wy przyjdziecie, bo panna Jadzia jest zgrabna, ma kształtne nóżki i takie ładne, dziwne, trochę smutne spojrzenie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Szarecki.