Panna Maliczewska (Zapolska, 1912)/Akt III/Scena XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Panna Maliczewska
Podtytuł Sztuka w 3 aktach
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. 1912
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Akt III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
SCENA XV.
TEŻ SAME — BOGUCKI.
BOGUCKI.

Jest?

MICHASIOWA.

Przyjaciel!

STEFKA (skacze).

Z nieba spadł!...

(rzuca się ku niemu)

Miałam kartkę posyłać...

BOGUCKI (szybko).

Wyszedłem z sądu — widzę jak Daum jedzie dorożką strasznie blady — odwrócił się odemnie — co jest?

STEFKA (z entuzyazmem).

To jest że jestem wolna... wolna... że nikt niema do mnie prawa... że mogę sobą rozporządzać...

BOGUCKI (zdziwiony).

Zerwane?

STEFKA (z energią).

Na fest! Daum pogrążon! z Dauma nici!...

BOGUCKI.

Ale dlaczego?

MICHASIOWA (szybko).

To przez wielmożnego pana — bo tamten wielmożny pan był zazdrosny o wielmożnego pana...

BOGUCKI (nieufnie).

Oho! ho! żeby aż tak...

STEFKA (szybko).

Mniejsza czy o to czy o to — dość, że jestem wolna... I ja powiem panu od razu, że jestem bardzo szczęśliwa, że niepotrzebuję go zdradzać z panem

(z wdziękiem dziecka)
bo ja byłabym go zdradziła, a to przecież brzydko... zawsze... więc przecież lepiej otwarcie i szczerze...
BOGUCKI (bez entuzyazmu).

No... tak...

(do Michasiowej)

Niech Michasiowa wyjdzie, bo ja mam pomówić z panienką.

(Michasiowa wychodząc mówi do siebie).
MICHASIOWA (d. s).

Może da Bóg, że się wygrzebiemy!...

STEFKA (dziecinnie i serdecznie).

Pan się cieszy, że ja już będę całkiem panowa?

BOGUCKI (lisio).

Bardzo... Ale siadaj Stefuś naprzeciw mnie i pogadajmy rozsądnie. Jak ma już być tak, że ja mam zastąpić Dauma — to w miarę moich środków. Otwarcie mówię — wiele zrobić nie mogę, nawet prawdopodobnie mniej jak Daum. Ale ja lubię czyste sytuacye. Tak jak on. O! teraz rozeszliście się — a ponieważ on nic nie przyrzekał...

STEFKA.

Oho! ho!... co przyrzekał!...

BOGUCKI (jakby ucinał nożem).

Ale ogólnikowo! nic wyraźnie. Rozeszliście się i nie macie pretensyi jedno do drugiego... Tak samo i ze mną. Żadnych pretensyi.

(wstaje, zagląda do kuchni, do niży)
Mieszkanie może zostać to samo, meble wynajęte, bo to praktyczniejsze w razie wyjazdu... a długi są?...
STEFKA (cicho siedzi na szezlągu i patrzy za nim).

Są.

BOGUCKI (siada na szezlągu na poręczy).

Dużo?

STEFKA (j. w.).

Sto osiemdziesiąt reńskich.

(szybko)

Ale zaraz nie trzeba będzie wszystkiego płacić.

BOGUCKI.

To się ułoży... Tylko zapowiadam — nic więcej płacić nie będę — ani centa długów po za to — to niech Stefka pamięta. — Także... żeby żadna rodzina o...! tego nie lubię. I proszę, jedno, niech to, że ja tutaj bywam, zostało w zupełnej tajemnicy... zupełnej...

STEFKA (smutno).

To pan znów będzie tak po ciemku przychodził?

BOGUCKI (z obleśnym uśmiechem).

No... naturalnie ja wyrabiam sobie sytuacyę... ja muszę liczyć się z opinią.

STEFKA (nieśmiało).
I nigdzie mnie pan ze sobą nie weźmie?
BOGUCKI (jak wielki pan).

Może kiedy... za miasto... wieczorem...

STEFKA (ironicznie).

Z podniesioną budą... A! z Milowiczówną to pan chodził nawet w dzień.

BOGUCKI (wymijająco).

Byłem o kilka lat młodszy, dziś mam zastanowienie i muszę myśleć o przyszłości.

STEFKA (coraz smutniej).

A z dyrektorem się pan zobaczy?

BOGUCKI.

Naturalnie... przy sposobności...

STEFKA (nieśmiało).

I o mnie mu pan powie?

BOGUCKI (wymijająco).

Przez jednego z moich przyjaciół. Mnie samemu teraz nie wypada... Cóż to? humorek niedobry?

(wstaje)

O! to już wypraszam sobie. — Trzeba się zawsze uśmiechać i wesoło mnie przyjmować, bo ja sam mam często chwile strasznego zdenerwowania i należy mnie rozrywać. To jest moje ultimatum. Cóż — sztimt?...

STEFKA (smutno).
Sztimt!
BOGUCKI.

O! tak nie lubię... wesoło... no... roześmiać się...

STEFKA (śmiejąc się blado).

Sztimt!...

(Bogucki ją całuje, ona się biernie poddaje. — Bogucki patrzy na zegarek).
BOGUCKI.

Ho! ho!... trzecia... idę do kancelaryi — wieczorem przyjdę... sam coś przyniosę na kolacyę — tak coś...

STEFKA (z ironią).

Przyjacielską przekąskę..

BOGUCKI (ubiera się).

To... to... no!... pa!... a jakie to zgrabne... jakie to zgrabne...

(całuje ją)

do wieczora! Zawołaj Michałową!

STEFKA.

Po co?

BOGUCKI.

Czy tam niema kogo na schodach?

STEFKA (kiwa głową).

Ha no!...

(idzie sama, patrzy)
jest!... pies właścicielki.
BOGUCKI.

A Stefuś dowcipny! pa!... kotuś! pa dzidziuś! pa! czekać i tęsknić!

(przysuwa ją do siebie)

Kocha?

STEFKA (z całą zawiedzioną duszą).

Chciała... Teraz już nie...

BOGUCKI (jak do dziecka niedbale).

Będzie... będzie... pa!

(wychodzi).



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.