Piętnastoletni kapitan (Verne, tł. Tarnowski)/Część 2/6
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Piętnastoletni kapitan |
Wydawca | Nowe Wydawnictwo |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Grafia |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po odejściu dobrej pani Weldon, biedny chłopiec rozpłakał się gorzko. Nie były to łzy bezsiły, bólu, rezygnacji, — lecz łzy spętanej mocy.
Bezsennie przemęczył się noc całą, z niecierpliwością wyczekując świtu.
Dzień nie przychodził wszelako, najmniejszy odbłysk światła nie wnikał przez otwór, u podstawy stożka się znajdujący. Odgłos grzmotów, przygłuszony grubością ścian, dowodził jednak, że burza nie ucichła bynajmniej. Dick uważnie przysłuchiwał się odgłosom spadającej ulewy i zauważył, że woda spada teraz już nie na grunt spalony, że nie daje odgłosów, jakby metalicznych, lecz plusk, co dowodziło, że równina uległa zalaniu, że stoi już na niej wszędzie woda.
Okoliczność ta zaniepokoiła go nie na żarty. Przez wybity otwór woda mogła się dostać do wnętrza mrowiska przecież, należało więc zasłonić otwór. W wykonaniu myśli tej, Dick rozmiękłą gliną. zalepił wybity przez Herkulesa otwór, pozostawiając u góry wystarczająco wielką szczelinę jedynie, by przez nią napływać mogło świeże powietrze.
Po wykonaniu pracy tej, która odebrał mu resztki sił, Dick postanowił sobie, że zaśnie na dwie choćby godziny, Przez przezorność jednak położył się przy samym otworze i zasnął bardzo szybko.
Obudziło go uczucie dotkliwego chłodu. Zerwał się prędko i ujrzał z przerażeniem, że woda zalewała mrowisko i to do togo stopnia szybko, iż dochodziła do wyższego już piętra, to znaczy do komórek, które zajmowali murzyni, Obudził ich natychmiast, powiadamiając o nowem niebezpieczeństwie.
Obudzony Herkules zapalił natychmiast małą lampkę podróżną i przy jej świetle zaczął badać stan wody.
— Woda już się więcej nie podnosi, kapitanie, lecz stoi w mierze — powiedział po chwili — niebezpieczeństwo natychmiastowe nie grozi nam więc przeto.
— Nie grozi nam jeszcze... odpowiedzieł Dick. — Nie wielka to pociecha. A gdy woda znów podnosić się zacznie?
— To zalepić otwór, a wtedy nic nas przybierająca woda obchodzić nie będzie — odezwał się Akteon.
— I wtedy znaleźlibyśmy się jakby w dzwonie dla nurków. Nie potonęlibyśmy, lecz za to bez ratunku się podusili — Dick odpowiedział.
— A to jakim sposobem?
— Z przyczyny braku powietrza. W dzwonie dla nurków bowiem powietrze jest odnawiane bezustannie przy pomocy pomp, dzięki czemu nurkowie swobodnie oddychać mogą; my natomiast, tutaj, bylibyśmy w zupełności od dopływu świeżego powietrza odcięci.
— Co więc robić mamy? — rzucił zapytanie Tom stary.
— Wybijemy otwór w samym szczycie stożka, a po rozpatrzeniu się w położeniu, naradzimy się nad tem, co nam czynić należy?
Zgodnie z tem, Herkules udał się na najwyższe piętro i toporem bardzo szybko uczynił otwór dość wielki, by się przezeń przedostać mógł człowiek.
Słońce w chwili tej wschodziło właśnie.
Wydźwignięty przez Herkulesa Dick Sand wychylił się poza otwór stożka.
Lecz w tejże chwili stało się coś okropnego. Zaledwie Dick się znalazł na szczycie zrąbanego szczytu mrowiska, gdy usłyszał świst licznych strzał. Przerażony, cofnął się szybko, lecz zdążył w tej krótkiej chwili objąć wzrokiem sytuację.
Cała równina zalana była wodą. i stanowiła jedno wielkie jezioro. Jedyną wyspą jakby, na rozległem morzu tem, stanowił szczyt góry, zauważonej już przez Dicka wczoraj, na którym rosło parę drzew, u stóp których widniały w obecnej chwili liczne namioty dużej jakiejś karawany.
To było na dalszym planie. bliżej, mrowisko, które zajmowali, okrążone było kilkunastoma łodziami, wypełnionymi krajowcami dobrze uzbrojonymi.
Wobec tego młody wódz szybko zeskoczył z bark Herkulesa i w krótkich słowach opowiedział widziane.
Herkules pochwycił broń, to samo uczynili pozostali jego towarzysze, lecz stary Tom ostudził ich zapał i chęć do walki.
— Nie gubcie pani Weldon i jej synka — mówił — Bronić się chcecie? Jak? Zbyt wielka jest wrogów liczba. Bronić się będziemy godzinę, dwie, zabijemy wystrzałami kilkunastu, lecz pozostała reszta rzuci się wkońcu na nas i wymorduje wszystkich, nie oszczędzając nikogo. Lepiej się poddać.
Ten głos rozsądku zwyciężył i nieszczęśliwi rozbitkowie nasi dobrowolnie oddali się w niewolę.
Krajowcy wtargnęli wobec tego do mrowiska, wyciągnęli z niego siłą panią. Weldon wraz z synkiem przedewszystkiem, a następnie i wszystkich pozostałych. Nieszczęśliwi nie mieli możności zamienić ze sobą słów pożegnania nawet, gdyż ich wszystkich brutalnie rozłączono.
Na pierwszej łodzi odpłynęli razem: pani Weldon, Janek i kuzyn Benedykt. Do drugiej wtłoczono razem Dicka wraz z towarzyszami i powieziono ich w przeciwległym, aniżeli łódź pani Weldon, kierunku.
Ze wszystkiego tego było widoczne, że napad był uplanowany i że atakujący oddział działał według z góry wydanych rozkazów.
Po pewnym czasie łódź wioząca Dicka przybiła do brzegu.
W chwili tej, Herkules, korzystając z zamieszania, wyrwał karabin z rąk jednego z żołnierzy i pierwszy wyskoczył na brzeg, a następnie, waląc kolbą karabinu jak maczugą, znikł w pobliskim lesie, ścigany gradem kul, które jednak nie dosięgły go szczęśliwie.
Po tej utarczce, niepowodzeniem dla oddziału wojska uwieńczonej, wysadzono Dicka, wraz z pozostałą resztą towarzyszy, na brzeg po uprzedniem silnem skrępowaniu ich rąk.
Z ludzi wolnych — niewolnikami się stali.