Piczomira, królowa Branlomanii/Akt III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Piczomira, królowa Branlomanii
Data wyd. 1920
Miejsce wyd. Wiedeń
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Uwagi
Tekst zawiera treści erotyczne
Tekst zawiera zwroty uważane za wulgarne
Indeks stron



AKT III.





AKT TRZECI.
Teatr wystawia namiot Brandalezyusza — przedział; dużo rycerzy branlomańskich i chujawskich. Klitorys wychodzi z za przedziału z gabinetu księcia a za nim Focenleker, który się z nim żegna i za namiot wyprowadza. Branlomańscy rycerze idą z Klitorysem; Focenleker wraca się.
SCENA PIERWSZA.
FOCENLEKER, RYCERZE.

FOCENLEKER: Pospieszaj, cny rycerzu, bez najmniejszej zwłoki.
Aby nieprzyjacielskie zatrzymano kroki.
Niechaj ustaną mordy i walki zawzięte,
Gdyż warunki pokoju przez księcia przyjęte.

(Do drugiego rycerza).

Rozkaż niech oddział wojska stojący w odwodzie
Wejdzie na stanowisko na obozu przodzie
Niechaj dawna straż będzie i nie składa broni.

(Do trzeciego rycerza).

Idź, a major Schwancewajch w Bugrów dziesięć koni
I Pałaszenków dziesięć niech tu zaraz staje
Przy księciu, co się teraz do miasta udaje.

(Dawszy znak, aby reszta rycerzy odeszła, sam).

Poselstwo Klitorysa dobry obrót wzięło:
Nieba, dajcie ukończyć to tak ważne dzieło!



SCENA DRUGA.
BRANDALEZYUSZ i FOCENLEKER.

BRANDALEZYUSZ: Mądrem więc twem staraniem, cny Focenlekierze,
Stałe nas z Piczenburgiem połączy przymierze,
I po tak dotąd niewidzianym boju,
Nad nadzieję będziemy używać pokoju.
FOCENLEKER: Nie moja w tem zasługa, lecz ten bój szalony
Obie ze sił potrzebnych wycieńczył już strony
Niemoc wzajemna, oręż wytrącając z dłoni
Walczyć dalej ze sobą mimo chęci broni
Jednak miru stałego warunek tak srogi
Mało radości, dużo mi już sprawia trwogi.
BRANDALEZYUSZ: Czegóż, czegóż twą duszę próżnym dręczysz strachem?
Czyż rozumiesz, żem jednym nie zdolny zamachem
I zniszczyć prawiczeństwo nadobnej królowej,
I dodać jeszcze blasku sławie narodowej?
FOCENLEKER: Ach, nie zawsze to skutek dorównywa chęci!
Przeszłą dzielność twej pyty mam dobrze w pamięci
Ależ wiek — o nim mówić wybaczysz mi panie —
Czy nie zawiedzie twoje w sobie zaufanie?
BRANDALEZYUSZ: Chociażby nawet wiekiem zwątlone już siły
Miłej mej dzisiaj walce wsparcia odmówiły.
I pięknej Piczomiry okrutnym wykazem
Gdybym winę przepłacił, ginąc pod żelazem
Czyż może jakakolwiek większe mieścić wdzięki;
Możesz być milszą jak śmierć z ukochanej ręki?
FOCENLEKER: Śmieć twoja, panie, skutkiem takiego dowodu
Ustali także hańbę i jarzmo narodu,
Jak niegdyś Rzym wojenne odwracając ciosy,
Jednomyślnie trzem braciom powierzył swe losy,
Tak dzisiaj i Chujawia mieczem już nie władnie
Lecz z twym chujem się wzniesie lub wraz z nim upadnie.
BRANDALEZYUSZ: O jak okropny widok oczom się otwiera!
Stracona już, stracona dla mnie Piczomira
Nie mogę się odważyć zaufać mej pycie,
Nie dlatego jakobym wiele cenił życie,
Lecz gdy nam dobro kraju powierzają nieba
O nim myśleć, o sobie zapomnieć potrzeba.
FOCENLEKER: Wielki Brandalezyuszu, monarcho wspaniały,
Zawsze jesteś tym samym dla kraju i chwały!

BRANDALEZYUSZ: Wyrzekam się obłapki, lecz jakaż twa rada;
Czy nam się wyrzec szczęścia z pokojem wypada?
Mamyż haniebnie wracać, zbici, pokryjomu
Albo poddać się jarzmu niewoli — i komu?
FOCENLEKER: Nie panie, i bezpieczna będzie nasza sława
I dzisiaj Branlomania przyjmie twoje prawa.
To co nam w tej czynności stoi na zawadzie,
Na to mądry znalazłem sposób w takiej radzie:
Podług umowy musisz wypiździć królowę,
Chcąc jej łoża i państwa dziedziczyć połowę,
Lecz, gdy dla ważnych przyczyn nie jesteś już w stanie,
Mężem tylko ukrytym będziesz dzisiaj panie.
Jebat zaś rysy twarzy przyłbicą nakryje,
Na zjednanie nam miru dzielności użyje.
Na szyszak z innym strojem zmieniwszy na stronie
Jako zwycięzca i król usiądziesz na tronie.
BRANDALEZYUSZ: Kochany przyjacielu od twojej mądrości
Ja i naród odbieram drogi dar wolności.
Ale któż jest ten Jebat, czy znasz jego siły?
FOCENLEKER: Widziałem jej dowody w chwili nam niemiłej.
Gdy z murów przed kurwami Chujawy pierzchały,
Jak łokciową kusicą wstrzymał atak cały.
Jako niegdyś Grek Ajaks dzielny i zawzięty
Gromiąc śmiałe Trojany bronił swe okręty
Tak Jebat w miejscu stanie; wyprężona pyta
Niejednego przebija, niejednego chwyta
Kładzie wszystkich pod siebie, kogo z ciżby urwie,
Nie przepuszcza prawiczce, nie przepuszcza kurwie.
BRANDALEZYUSZ: Dosyć na tem, niech będzie użyty w tej sprawie
Idź więc, rozkaż mu, działaj, pamiętaj o sławie!

(Focenleker odchodzi).



SCENA TRZECIA.
BRANDALEZYUSZ (sam):

Obrzydły niewdzięczniku! Chuju złego rodu
Czy mogłem się po tobie spodziewać zawodu?
Tobie zawsze dogodzić, czy nie byłem skory,
Nie płaciłem dla ciebie najlepsze doktory?
Ileż ja nie poniosłem trudów i cierpienia,
Pełniąc zawsze twą wolę na lada skinienia?
Takaże to w tej chwili mych starań nagroda?
Odmawiasz swej pomocy, gdy powszechna zgoda

Dwóch potężnych narodów od ciebie zależy.

(po krótkiem milczeniu, patrząc na chuja).

Głowa twoja zawzięta niżej jajec leży
Bogdajżeś się w ich sakwach schował brzydki flaku
I najmniejszego nigdy nie zostawił znaku!
Gnij, psia żyło skurczona, niechaj cię nie widzę,
Niech sobie twym widokiem żywota nie brzydzę! (Odchodzi).




SCENA CZWARTA.
Teatr wystawia pokój w Piczenburskim zamku.
PICZOMIRA I SRAKOTŁUKA.

SRAKOTŁUKA: Wybacz pani, lecz dotąd nie mogę uwierzyć,
By się z tobą miał stary ten miękochuj mierzyć.
PICZOMIRA: Ach niestety jest pewne! Srakotłuko luba
Dziś mego prawiczeństwa nieochybna zguba.
SRAKOTŁUKA: Lecz czemuż, gdy masz zrzucić ten ciężar niewieści
Na miejscu łez radości ronisz łzy boleści?
Ach zawierzaj mi pani, bom już doświadczyła;
Niemasz szczęścia rozkoszy, jak gdy twarda żyła
Ciasno pomiędzy piczne wsunie się granice
I gorącym potokiem zażyga macicę.
Wtedy ziemia i niebo zwolna z oczu znika
I nie dość, że się dużą kusicę połyka,
Całego chłopa w chuja zmienićby się chciało,
W piczę włożyć i jeszcze byłoby za mało.
Wierz mi, panie, gdy mnie kto zjebie należycie,

Chciałabym pod nim leżeć całe moje życie
Wszystko marności świata, mając chuja w dziurze.
PICZOMIRA: Za taką rozkosz dzięki składam ja naturze,
I choć nie znam, wystawiam sobie nader często.
Nie myśl, żebym ceniła moje prawiczeństwo,
Ale szczerze w tej chwili wyznać ci to muszę:
Miłość już ujarzmiła całą moją duszę.
A za moim kochankiem doznając tęsknoty,
Mogęż z kim innym dzielić radości, pieszczoty?
SRAKOTŁUKA: Ach czemuż, pani, łączysz z miłością jebanie?
Niech każda z nich, mem zdaniem, osobno zostanie.
Oddalenie kochanka, cóż lepiej osłodzi,
Jak obłapka! Ach ona nigdy nam nie szkodzi
Lecz dla kogóż twe serce miłością goreje?
PICZOMIRA: Pamiętasz pewnie dobrze te wielkie turnieje,
Które mój ojciec Kuśkar kosztownie wyprawiał.
Ten, który tam z rycerstwa najwięcej się wsławiał,
Który bez żadnych znaków czarną nosił zbroję,
Ten jednem swem wejrzeniem zyskał serce moje.
I jużby mi panieństwo nie było ciężyło,
Gdyż raz już mu zagrażał natężoną żyłą,
Ale nieszczęściem Kuśkar podszedł do mnie skrycie
A on musiał uciekać, ratując swe życie:
SRAKOTŁUKA: Pojmuję rozpacz, która wtenczas cię przejęła
Bo nic okropniejszego, jak nie skończyć dzieła.
Jednak, gdyby ten rycerz był wiedział twą wolę,
Niechybnie byłby stanął w zalotników kole.
Czemuż ją nie oznajmia?
PICZOMIRA: Byłam-że spokojna
Choć jedną chwilę? Ciągle sroga trwała wojna
A teraz dla ojczyzny jestem przymuszona
Brandalezyusza wezwać do mojego łona.
Cieszyła mnie nadzieja, że jego wiek stary
Wznieci w nim pewnie bojaźń otrzymania kary,
Której mu nie przepuszczę, gdy zawód uczyni,
Ale inaczej chciała miłości bogini.
Nowy ogień lubieżny w jego żyły wkłada
A mnie o moją wolność lękać się wypada.
SRAKOTŁUKA: Nie trać, pani nadziei; naród twierdzi cały,
Że zdawna Brandalezyusz do piczy nie zdały.

(Słychać trąby).

PICZOMIRA; Trąby już go witają, brama się otwiera
Chodźmy! Bogowie, wasza niech mnie ręka wspiera! (Odchodzą).



SCENA PIĄTA.
Teatr wystawia salę audyencyonalną; na środku stoi łoże. Wkoło podług dostojeństwa wodzowie, kapłani, rycerze, kobiety — lud osobno nieco na przedzie.
KLITORYS, TWARDOSTAJ, SPRĘŻYKUS, FOCENLEKER i JEBAT.
JEBAT (ze spuszczoną przyłbicą, na stronie):

Sen-że to czyli prawda, zastępca książęcia
Mam spełniać z Piczomirą miłe przedsięwzięcia
O wszechwładni bogowie, jakie jestem w stanie
Ukrywać dotąd radość, miłość, pomieszanie!
Czemuż jeszcze nie biegnę przed mą ulubionę
U nóg jej złożyć rękę, chuja i koronę!
Ale na krótkie chwile wstrzymam me zapały
I wtedy dam się poznać, gdy dostąpię chwały,
Złażąc cicho zwycięzcą z Piczomiry łona.
Ach, już mi pyta staje, lecz otóż i ona!



SCENA SZÓSTA.
CI SAMI, PICZOMIRA i SRAKOTŁUKA.
PICZOMIRA (wsparta na Srakotłuce):

Wspieraj, o Srakotłuko, słabe kroki moje!
Drżę cała.
SRAKOTŁUKA: Uśmierz pani próżne niepokoje,
Idź śmiało!
KLITORYS: Oto wielka i piękna królowo,
Książę przed tobą stoi z czułością gotową.
Jeśli dzisiaj otrzyma chwalebne zwycięstwo
Przysięgamy mu wszyscy wierne posłuszeństwo,
A tobie zaś królowo wielkiego narodu
Przysięgamy się zemścić w przypadku zawodu.
SRAKOTŁUKA: To to jest Brandalezyusz książę niedołężny?
Ledwie mogę uwierzyć, jaki on jest mężny. (W zachwycie):
Co za plecy szerokie, jakie łydy, uda!

(Jebat przyskakuje do Piczomiry, chwyta ją jedną ręką za cyckę, którą wpierw odsłonił, drugą podnosi spodnicę i kładzie tylko lekko broniącą się na łoże stojące na środku. Potem spozierając na jej pulchne uda, wypuszcza z pod koszuli wyprężoną pytę).

SRAKOTŁUKA: Co za pyta, o Nieba! Ach piękności cuda!

(Jebat kładzie się na królowę, której nogi w górę zadziera. Daje się słyszeć muzyka na dętych instrumentach. Chóry zaczynają śpiewać, jak następuje:


CHÓR KAPŁANÓW: Łączcie się, łączcie piękne ciała!
Wam rozkosz i wam chwała!
Obłapka w niebie i na ziemi słynie,
Każdy człowiek jej hołduje,
Niechaj więc rosnący potok jebin płynie,
Niechaj pani rozkosz czuje!
CAŁY NARÓD: Łączcie się, łączcie piękne ciała!
Wam rozkosz i wam chwała!
CHÓR MĘŻCZYZN: Obłapka ludziom dar nieba zbyt drogi.
Co za szczęście nad szczęściami,
Wlazłszy miłośnie kurwie między nogi,
Chlastać dupę cynadrami!
CAŁY NARÓD: Łączcie się, łączcie piękne ciała,
Wam rozkosz i wam chwała!
CHÓR KOBIET: Obłapka pierwsza z pomiędzy słodyczy,
Niknie z oczu świat nam cały,
Gdy się poczuje twardą kuśkę w piczy
A przy dupie ciepłe gały.
CAŁY NARÓD: Łączcie się, łączcie piękne ciała,
Wam rozkosz i wam chwała.
CHÓR KAPŁANÓW: Pryapie otwórz piździnę powoli,
Wiedź w nią bohatera pytę,
Niechaj najpiękniej królowę dziś zgoli
Niech ma radość należytą,
I dwa narody dzisiaj poruszone
W jedną połączy koronę.
CAŁY NARÓD: Łączcie się łączcie piękne ciała,
Wam rozkosz — i wam chwała!

PICZOMIRA (po krótkiem milczeniu, głośno pod Jebatem i boleśnie):

Ach!

CAŁY NARÓD (przy uderzeniu muzyki janczarskiej):

Wiwat!

PICZOMIRA (słabnącym głosem):

Mdleję!
CAŁY NARÓD: Wiwat!
PICZOMIRA (przy muzyce): Stój!
CAŁY NARÓD: Wiwat!
PICZOMIRA (słabym głosem): Już konam:

JEBAT (przerywanym głosem):

Ożyjesz... wnet... królowo gdy dzieła dokonam,
SRAKOTŁUKA: Jak miło będzie służyć takiemu królowi!

(Wstają z łoża a bębny biją werble).
PICZOMIRA (osłabiona):

Narodzie moja niemoc niech ci za mnie mówi!
Wiecie jaka przysięga oddawna mnie wiąże;
Więc oto mój mąż, wasz król, Brandalezyusz, książę!
JEBAT: Stój królowo! Nie jego tu nazwać wypada!
Nie wart on berła; patrzcie!
(podnosi przyłbicę): Oto Jego zdrada!

(Focenleker wychodzi).

PICZOMIRA: Nieba, co widzę! Nieba, rycerz czarnej zbroi!
JEBAT (do narodu): Tak jest, nie Brandalezyusz przed wami tu stoi.
Chciał on cudzą zasługą otrzymać koronę,
Potem zniszczyć ustawą władzę powierzoną,
A piękna Piczomira, co tyle cnót liczy,
Nie zaznałaby nigdy małżeńskiej słodyczy.
PICZOMIRA: Przebóg! Jak straszne losy groziły mi skrycie!
JEBAT: Nie chcę jednak być królem przez zdrady odkrycie.
Ja żądam berła rodu i zwycięstwa prawem.
Jestem znanym na wschodzie jurnym Chujosławem,
Któremu ród niewieści liczne hołdy składa,
Potomkiem Gromijebca, co Jebarnią włada,
Książęciem na Bugrowie i następcą tronu, (klękając)
Lecz twym poddanym panie pragnę być do zgonu.
PICZOMIRA (podnosząc go): Ach Chujosławie nim cię jeszcze z cnoty znałam
Już byłam pod twą władzą, już ciebie kochałam. (Ściskają się).



SCENA SIÓDMA.
CI SAMI i BRANDALEZYUSZ wsparty na FOCENLEKERZE.

BRANDALEZYUSZ (do Jebata): Zdrajco! Także to pełnisz dane przyrzeczenie?
Poprzysiągłeś nieszczęsny i zrywasz milczenie.
Wysłuchajcie próźb moich sprawiedliwe bogi,
Wysłuchajcie, w piekielne gdy już idę progi!

(z natężeniem do Jebata):

Oby ta wielka pyta zrobiła się mała,
I ta już mała, aby nigdy ci nie stała!



PICZOMIRA (znosząc ręce do góry):

Nieba łaskawe, zniszczcie tak straszne przekleństwo!
BRANDALEZYUSZ (do Piczomiry): Oby dzisiaj spędzone twoje prawiczeństwo
Zastąpiła skwarząca wścieklizna macicy!
Abyś swoich pożarów nie znając granicy
I z ludźmi i z bydlęty ciągle się jebała
A krwią już deszarżując, jeszcze dość nie miała.
Tak więc abyście żywot pędząc marnie
Cierpieli nieustannie Tantala męczarnie.
JEBAT: Pryapie, odwróć od nas zbyt srogie przekleństwo
I błogosław już tobie podległe małżeństwo!
BRANDALEZYUSZ: Lecz dlaczegoż nie śpieszę rozstać się z żywotem,
Gdy mi pizda ohydą a kuśka huncwotem?
Umrę, uniknę hańby, żalu i niedoli!

(Ucina jajca, rzuca je pod nogi Piczomiry, a potem padłszy na ziemię, słabym głosem):

Masz, czego łakniesz... wy.... wy... nasyć się do woli! (Umiera).
FOCENLEKER: O nieszczęśliwy panie!
SRAKOTŁUKA (podnosząc ucięte jajca): Przebóg obciął jajca!
TWARDOSTAJ: Niechaj zginie przebrzydły miękochuj i zdrajca.
PICZOMIRA: Ach weźcie go i złóżcie odemnie zdaleka
Nie mogę znieść widoku bez jajec człowieka.



CHUJOSŁAW: Chodź, piękna Piczomiro, nie łamiąc zwyczaju
Naradzać się w zaciszu o potrzebie kraju,
Któremu dziś nazwisko Jebomanii daję,
Co niech naszego dzieła pamiątką zostaje.
Jutro zaś na ustawach przysięgę mą złożę.
PICZOMIRA: Idźmy sobie odpocząć już czeka nas łoże.
CHUJOSŁAW: Narodzie, niech dziś wszędzie lubieżność panuje
Niechaj dzień cały sterczą i żygają chuje!
CAŁY NARÓD: Niech żyją długie lata wśród ciągłej swobody,
Nadobna Piczomira i Chujosław młody!

KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.