Pieśń nad pieśniami (tłum. Brodziński, 1921)

<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Pieśń nad pieśniami
Podtytuł Szir ha Szirim
Pochodzenie Dywan wschodni, dział Izrael
Redaktor Antoni Lange
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Kazimierz Brodziński
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały dział Izrael
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIEŚŃ NAD PIEŚNIAMI
(SZIR HA SZIRIM).
I.

Niech on mnie całuje całunkiem ust swoich,
Bo jego kochanie jest słodsze od wina.
Olejem rozlanym jest imię twoje,
Ztąd Ciebie kochają dziewice wszystkie.

Pociągnij nas z sobą, pobieżym do ciebie;
I mnie król wprowadził do swoich podwoi,
My w tobie się cieszym twej pieśni miłości,
Nad wino pierś twoja, od serca kochany.

II.

Czarnać ja jestem, lecz miła,
O córki Jerozolimskie!
Jako Kaderu namioty,
Jak Salomona kobierce.

O! nie patrz na mnie żem czarna;
To słońce mnie opaliło.
Źli mojej matki synowie,
Winnicy strzedz mi kazali;
Ja zato w mojej winnicy
Nie byłam pilna.

O! powiedz duszy kochanku,
Gdzie pasiesz, gdzie śpisz w południe?
Bym nie błąkała się sama
Za trzodą twych rówienników.

Czy nie wiesz ty tego
O! z dziewic najmilsza?
Idź tylko w ślad trzody,
I swoje paś kozy
Przy budkach pasterzów.

III.

Zaprzęgom moim w wozie Faraona
Równałem ciebie, o miła!
Miłe twe lica przy tych zausznicach
I szyja przy tym łańcuchu.

Łańcuszek złoty zrobić ci każę,
Srebrnemi ćwieczki skrapiany.
Gdzie król mój lica odwrócił,
Tam kwiat mój wonie roztoczył;
Mój miły wiązką jest myrrhy,
Na mojej piersi zatknioną;
Mój miły pączkiem palmowym,
Z Engeddi wonnych ogrodów.

IV.

„Jak piękną jesteś kochanko!
Jak piękną!
Twe oko okiem gołąbki“
„Jak piękny jesteś kochanku!
Jak hoży!
Nasze się łoże zieleni.
Z cedru belki naszych domów,
A ściany z cyprysu,
A ja jestem różą polną,
Liliją doliny“.

„Jako lilija między cierniami,
Tak miła moja między córkami“.

„Jak jabłoń między drzewami w lesie,
Tak jest mój miły między synami,

Pod cieniem jego wypocznę sobie,
I owoc jego słodki mym ustom.

On mię wprowadził do domu wina,
A sztandar jego nademną,
Jest miłość...
Wzmocnijcie mię winem,
Posilcie jabłkami,
Bom chora z miłości.

Lewica jego pod moją głową,
Prawica jego mię obroniła.

Błagam was, córki Jerozolimy
Błagam na sarny, polne jelonki,
Am jej budźcie, ani jej ruszcie,
Aże się sama obudzi.

V.

To głos mojego kochanka, —
Widzicie! oto przychodzi.
Wzgórki przeleciał,
Doły przeskoczył;
Chybki jak sarna mój miły,
Jako jelonek pędliwy.

Patrzcie! już zdążył,
Stoi za węgłem;
W okno zagląda,
Sięga za kratę.
Mój miły mówi,
Do mnie to mówi:
Wstań o kochanko,
Wstań miła moja,
I pójdź...

Bo oto już zima minęła,
Bo oto już deszcze zszumiały.
Na polach się kwiaty rumienią,
Do pieśni, do pieśni czas nastał

Czas wino obcinać w ogrodzie,
Turkawka już grucha na łące,
Już figa swój owoc zmiodziła,
W winnicy już grona wonnieją,
Wstań, o kochanko!
Wstań, miła moja,
I pójdź...

O! wyleć ze skalnych rozpadlin,
O! wyleć gołąbko ty moja!
Niechaj zobaczę,
Niechaj usłyszę
Miłe twe lica
I głos.

VI.

Moim jest miły,
A ja miłego;
On w kwiatach pasie
Aż dzień ochłodnie,
I cień zaleci.
O! powróć miły!
Bądź mi jak sarna,
Jak jeleń żywy,
Pośpiesz przez góry,
Które nas dzielą.

VII.

Przez całą noc go szukałam,
Kochanka mego;
Na mojem łóżku szukałam,
Lecz jego niema!

Ach! wstanę, miasto obiegnę,
Ulice wszystkie
I rynki miasta;
Szukałam wszędzie,

Kochanka mego,
Szukałam lecz nie znalazłam,

I miejskich stróżów spotkałam
Strzegących miasta:
Widzieliście
Mego kochanka? —
Zaledwo przeszli,
Spotkałam mego kochanka.

Już trzymam, już go nie puszczę
Aż wejdzie ze mną
Do matki domu,
Do matki mej komory.

Błagam was córki Jerozolimy!
Błagam na sarny, polne jelenie,
Ani jej ruszcie, ani jej budźcie,
Aże się sama obudzi.

Któżto jest ona,
Co z puszczy wychodzi,
Jako słup dymu,
Jak wonne kadzidła?

VIII.

Oto łoże Salomona:
Sześćdziesiąt mężnych wokoło,
Mężnych szczepu Izraela,
U wszystkich dłoń na orężu,
Wszyscy w boju wyćwiczeni,
U wszystkich oręż przy boku,
Oręż gwoli nocnej trwogi.

Wspaniałe łoże Salomona,
Z libańskich cedrów wystawił:
Filary ze srebra,
Ze złota sklepienie,
Z szkarłatu pokrycie,

A środek nasłał miłością,
Dla córek Jerozolimy.

O! wyjdźcie córki syońskie,
Widzieć króla Salomona,
W koronie którą w dzień ślubu,
Matka jego mu włożyła,
W dzień wesela jego serca.

IX.
Salomon.

O! jakaś ty piękna, o miła,
O jakaś piękna!
Twe oczy pomiędzy splotami,
Oczami gołąbki;
Twe oczy są trzodą kóz dzikich
Pasionych w Gilead.

Twe ząbki są trzodą owieczek
Po strzyży z kąpieli.
Z nich każda prowadzi bliźnięta,
Żadnego nie zbywa.

Szkarłatu tkaniną twe usta
I głos twój miodowy;
Twe lica jak jabłko czerwone
Pomiędzy włosami.

Twa szyja jak wieża Dawida
K’ obronie stawione —
Tysiącem puklerzów obwisła,
Puklerzów rycerskich.
Twe piersi jak sarnie bliźnięta
Śród lilii pasione.

Sulamit.

Póki nie minie dzień
Póki nie zbiegnie cień:

Pójdę do myrrhy gór
Pójdę na wzgórki ziół.

Salomon.

Nadobną mi jesteś kochanko,
Nadobną bez zmazy:
Ty ze mną się spuścisz z Libanu
Od góry Anana —
Z wierzchołka Seniru, Hermona
Będziemy patrzali:
Od lwicy legowisk i rysiów
Będziemy patrzali.

O, siostro i moja kochanko,
Zraniłaś mi serce!
Podbiłaś mię sobie spojrzeniem
I splotem twych włosów.

Twe usta, o, siostro kochanko,
Są słodsze od wina:
I wonność co z ciebie wysycha
Nad wonie wszelakie.

Tyś ogród, zamkniony zdrój święty
I studnia warowna —
Tyś jabłoń jest rajska nietknięta
Z kosztownym owocem.

Cynamon i krokosz i myrrha
I wonie rozliczne
I zdroje wód żywych Libanu
I studnie ogrodu. —

Hej, wiatry z północy powstańcie,
Z południa się zbierzcie —
Przewiejcie mój ogród dokoła —
Niech płynie woń jego.

Sulamit.

Pójdź więc, kochanku mój —
Ogród odemknij twój:
Pożyj owoców twych!

Salomon.

Wszedłem do mego ogrodu,
O siostro, oblubienico,
Myrrhy wonności zbierałem,
Zbierałem miody najsłodsze,
Piłem i mleko i wino:
A teraz, wy przyjaciele,
Jedzcie i pijcie z ogroda,
Wy się upójcie kochani.

X.

Śpię ja, ale serce czuwa,
Słyszę głos kochanka mego,
On puka:
Otwórz siostro przyjaciółko,
Mój gołąbku, moja miła,
Ach, otwórz!

Szata moja zewleczona,
Jakże ja wstanę?
Nogi moje sąż umyte?
Jakże ja pójdę?

On ściągnął rękę za kratę
Aż serce we mnie zadrżało.
Pospiesznie wstałam, miłemu,
Miłemu memu otworzyć.

Pełne woni palce moje,
Z ręki myrrha mi kapała
Przewonna.
Otworzyłam drzwi miłemu,

Ale miły, niewidziany —
Już zniknął.

Gdzieś mi dusza odleciała,
Znikła jakoś baczność moja,
Gdy prosił.
Biegłam za nim, nie nalazłam.
Obwołałam: on się nigdzie
Nie ozwał.

Mnie stróże znaleźli,
Co miasto obchodzą:
Oni mię zbili,
Oni zranili —
Z głowy mi wzięli zasłonę;
Murów stróżowie.

Ja was zaklinam, córki syońskie,
Jeśli znajdziecie mego kochanka,
Powiedzcie odemnie,
Żem chora z miłości.

I któż jest twój miły nad miłych,
O najmilsza z dziewic?
I któż jest twój miły nad miłych,
Że nas tak zaklinasz?

Mój miły jest biały, rumiany,
Naczelnik tysiąców,
Jak złoto najszczersze ma głowę,
Włos jego czarniejszy od kruka,
Wzrok jego jak oczy gołębi,
Co w mleku kąpane pływają,
A lica jak grzędy woniami osnute,
A usta jak róże myrrhami woniące,
A ręce jak złoto turkusem osute:
Jak słupy z marmuru na złotej postawie są jego nogi?

Postawa jak góra Libanu,
Wyniosły jak drzewo cedrowe,

Słodycze ma wuściech i cały jest słodki
Ach, ten jest mój miły, wy córki Syońskie.

„I gdzież poszedł twój kochanek
O, najmilsza z dziewic?
I gdzież poszedł twój kochanek —
Wnet go szukać będziem.“

Mój miły szedł do ogrodu,
Pomiędzy grzędy kwiatów;
Tam będzie paść jagnięta
I wonne róże zbierać.
Ja jestem miłego —
Mój miły jest moim,
Co w różach pasa.

XI.

Piękną ty jesteś, o miła moja!
Piękną jak Thyrsa, jak Jeruzalem.
Straszna jak wojsko stojące w szyku —
Odwróć ode mnie, ach, odwróć oczy:
One mocniejsze ode mnie!

Twe włosy są trzodą kóz dzikich,
Pasionych w Gilead;
Twe zęby są trzodą owieczek —
Po strzyży w kąpieli;

Z nich każda prowadzi bliźnięta,
Żadnego nie zbywa:
Twe lica, jak jabłko czerwone —
Pomiędzy włosami.

Sześćdziesiąt żon królewskich,
Ośmdziesiąt jest nałożnic,
A dziewic liczby nie ma.
Jedna dla mnie jest gołąbką —
Jedynaczka swojej matki —
Matki swej najukochańsza!

Widziały ją córki, szczęśliwą sławiły —
Wszystkie królowe i nałożnice
Jej wdzięki wielbiły. —

XII.

Któż jest? co błyszczy jak zorza,
Miły jak księżyc,
Czysty jak słońce,
Straszny jak wojsko śród boju!

Ongi szłam ja ku leszczynie
Widzieć owoc na dolinie,
Czy jabłka kwitną?

Nie wiedziałam ja na tedy,
Że mię kiedyś dusza moja
Wojowniczym wozem stawi
Mojego ludu.

Odwróć się, odwróć, o Sulamito!
Odwróć się do nas, niech cię widzimy.

Sulamit.

Co widzieć chcecie na Sulamicie?

Taniec wojsk boskich widzieć pragniemy

Jak piękne twe stopy w obuwiu,
Jak piękne, o córko szlachetna!

Zagięcia twych bioder, jako łańcuch
Ukuty ręką misterną. —

Twój pępek — jak puhar okrągły —
Co zawsze swą pełność dotrzyma;
Twe łono, jak wzgórek pszenicy —
Różami w koło obrzucon.

Twe piersi, jak sarny bliźnięta,
Za jednym porodem wydane;
Twa szyja jest wieżą słoniową,
A oczy stawem Hesbonu.

A nos twój, jak zamek Libanu,
Ku stronie Damaszku patrzący;
Twa głowa — jak Karmel nad tobą,
A splot twych włosów jak szkarłat
Fałdzistej szaty królewskiej: —

O, jakżeś piękna,
O, jakżeś wabna!
Twa kibić sarnie podobna,
Twe piersi gromu winnemu.

Ja rzekłem: wejdę na palmę,
Za jej gałązki pochwycę;
Twe piersi będą gronami,
A woń twego oddechu —
Wonnością będzie jabłoni;
Z ust twoich słodycz pić będę —
Jak wino!

Ach, słodkie wino! kochanka mego
Zwolna zmogło,
Słodyczy pełne usta jego
Marzą we śnie. —

XIII.

Cóż to za jedna od puszczy idąca —
Słodko na ręku kochanka oparta?
Tam pod jabłonią jam cię obudził,
Tam urodziła cię matka —
Tam się rodziła twa matka.
Jak pieczęć w twoje wciskam się piersi —
Jak pieczęć w twoje ramiona,
Bo miłość jak śmierć jest silna!
Jak piekło jej żar nie zgasa,

Jej węgiel — węglem żarzącym —
Płomieniem Pana.
Miłości ogień nie zgasi,
Ni rzeki schnąć jej mogą:
Niech mąż za miłość da dobra i mienie,
Będzie i wyśmian i wzgardzon.

XIV.

Nasza siostra jeszcze mała —
I w pączku jej piersi, —
Co my z siostrą uczynimy,
Gdy o nią starać się będą?

Jeśli ona murem, na niej zbudujemy
Pałac srebrzysty.
Jeśli ona bramą, bramę obwarujem
Drzewem cedrowem.
Tak jest, bracia! murem jestem
I wieżą moje się piersi,

Jam jest miłego — jam jego rozkosz!
O, pójdź kochanku —
Ze mną na polach — na wsi zamieszkać
Rano wstaniemy: pójść do winnicy,
Czy wino kwitnie? Grona dojrzeją.
Tam ci, o luby! miłość poświęcę.

Kwitną już kwiaty miłości —
Wokoło mieszkania —
Tam wszystko jest piękne —
I stare — i nowe —
Tobiem to wszystka chowała.
Ktoby mi ciebie dał bratem,
Ach, bratem co jednej
Pierś ze mną ssał matki.

Gdziebym cię w dworcu znalazła,
Całunek bym dała;
Od wzgardy bezpieczna

Powiodłabym ciebie
Do matki komory.
Tybyś mię nauczał,
Jabym cię poiła
Sokami drzew moich.

Jego lewica pod moją głową,
Jego prawica by mię objęła!

Ja was zaklinam, córki Syońskie —
Ani jej ruszcie, ani jej budźcie —
Aże się sama zbudzi!
Przeto byłam wobec niego
Jako pokój wskazująca.

Król Salomon miał winnicę
W Baal Hammonie —
I wyznaczył do niej stróżów —
Każdy wnieść miał za owoce
Tysiąc srebrników.

Moją winnicę przedemną
Widzą oczyma:
Tysiąc srebrników przynieśli,
Lecz przy stróżach Salomona
Dwieście zostało.

O, ty — mieszkanko ogrodu!
Twe rówiennice pragną twych pieśni —
Niech cię usłyszą!
Uciekaj, mój miły, jak sarna,
Uciekaj jak jeleń z gór wonnych.


(Kazimierz Brodziński).




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Kazimierz Brodziński.