Pieśni Ossjana (tłum. Krasicki, 1830)/Duma I
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Pieśni Ossjana | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Tam, gdzie się wznoszą wieże niebotyczne,
I bramy Tury, i twierdze rozliczne,
Gdzie wiatr gałęzie kołysał powoli;
Siedział Kukulin pod cieniem topoli.
Oszczep, waleczne co go ręce niosły,
Oparł na skale, mchem zewsząd obrosłéj:
Puklerz tuż przy nim leżał na murawie.
W tej mąż waleczny zostając postawie,
Dumał, jak zwalczył i życia pozbawił
Karbara: wtem się Moran przed nim stawił;
Moran, któremu straż morza przeznaczył,
I ostrzegł wodza o tem, co obaczył.
«Wstań Kukulinie, mówi rycerz młody,
Swaran się zbliża: oceanu wody
Z pienistym szumem pędzą żagiel wzdęty.
Patrz, jak się liczne zbliżają okręty;
Pełne Mocarzów:» — «O synu Fityla,
Widzę, że straszna ta dla ciebie chwila,
Drżysz, trwoga w oczach nieprzyjaciół mnoży,
Możeto Fingal, rzekł Kukulin hoży:
Fingal górzystej monarcha krainy,
Mnie ku pomocy śpieszy w te niziny.»
«Widziałem, rzecze Moran, jak wspaniała
Postać ich wodza: śklnąca lodem skała
Nie tak przeraża blaskiem zdjęte oczy,
Puklerz, jak xiężyc, co się w pełni toczy:
A co w przemożnej ręce swojej niesie
Oszczep, jak jodła wybujała w lesie.
Siedział u brzegu na skale wysokiéj,
A wkoło niego, jak ciemne obłoki,
Snuły się zewsząd hufce okazałe.
Rzekłem, mocarzu, masz wojsko niemałe:
Czeka cię mnóztwo rycerzów u Tury.»
Jak łoskot wału, lub grom straszny chmury,
Ozwał się Swaran, wspierając na tarczy:
«Kto mojej sile w tych polach wystarczy?
Kto się nie wzdrygnie, gdy ja rzucę okiem?
Leżą rycerze, co zuchwałym krokiem
Chcieli probować razów zamaszystych.
Sam tylko Fingal, król pagórków dżdżystych,
Mógł mi się oprzeć: gdyśmy się spotkali,
Tęgiemi kroki ziemięśmy zorali.
Na górze Malmor rwały się opoki,
A w bystrym pędzie przelękłe potoki,
W inszą się stronę przerżnęły przez lasy,
Uciekły, mrucząc na nasze zapasy.
Trzy dniśmy coraz tak się pasowali,
Drżący rycerze na ustroniu stali;
Gdy się zaczęły pokazywać zorza
Czwartego, krzyknął Fingal, padł król morza!
Nie padł, rzekł Swaran, utwierdzony w kroku.
Niechże Kukulin, posępnego wzroku,
Ustąpi temu, ustąpi w pokorze,
Co tak jest straszny, jak chmura w Malmorze.
«Nie, nie ustąpi Kukulin, Swaranie,
Padnie, lub będzie wielkim; ty Moranie
Idź, weź mój oszczep, niech nim uderzona
Brzmi Kabaita tarcza zawieszona
W Turze; niech wojny głos brzmi w twierdzach, w murach,
Niech go usłyszą mocarze po górach.»
Rzekł; skoczył Moran, bije w tarcz, brzęk głośny
Po górach, skałach, rozległy, donośny,
Daje się słyszeć, drży łań przy jezierze.
Konnal zrdzewiały od krwi oszczep bierze,
Kurat z wierzchołka porywa się skały,
I syn Tawila, Krugal, jak śnieg, biały.
«Słyszę, dźwięk tarczy, woła Ronuar mężny,
Grot Kukulina bije weń potężny,
Zawołał Lugar; przywdziej hełm Kalmarze,
Pilno pośpieszaj; a ty Kaitbarze
Rzucaj las Kromli; Eth kolana giętkie
Sposób do biegu, porzuć wrzosy miętkie,
Tam kędy Lena bystre wody toczy.
I ty Kaolcie hoży i ochoczy,
Śpiesz się na wdzięczne odwadze igrzyska,
Niech z ziół pod twemi kroki rosa pryska,
Przepasuj biodra, biodra twoje białe,
Bielsze od piany, gdy w Kuton na skałę
Rzuca się morze.» — Gromadzą się mężni,
Wspaniali w kroku, a w boju potężni,
Pamięć dzieł dawnych zarumienia lice,
Na hasło wojny śklnią się już źrenice.
Rękojeść miecza każdy tęgo ściska,
A stal hartowna, jak piorunem błyska.
Schodzą z pagórków, jak potoki dżdżyste,
Wodzowie zbroje przywdzieli ojczyste,
Za niemi groźna i posępna tłuszcza;
Jak gdy się obłok płomienisty spuszcza;
Przodkuje chmurze, co ulewę nosi,
Trzaskają gromy, deszcz niziny rosi.
Brzęk słychać groźny, tarcz szczęka o tarczą,
Brytany wyją i przy panach warczą.
Już pieśń pogromu mocarze zaczęli,
Echo odgłosy po padołach dzieli,
Drżą lasy Kromli, na wierzchołkach Leni
Spoczywa wojsko. Tak w dżdżystej jesieni,
Coraz się dymy wznoszą nad potoki,
A w grube dalej gęszcząc się obłoki,
W czarną mgłę wierzchy gór wielkich gdy mienią,
Pod samę niebios wznoszą się przestrzenią.
«Zdrowie, Kukulin rzekł, dzieciom padołu;
I wam jeleni gońcom dziś pospołu.
Na insze teraz przychodzim igrzyska;
Straszne, jak bałwan, co na skały pryska.
Mamyż się z królem Loklinu potykać,
Lub z wdzięcznych nizin Insfału umykać?
Czy ręka nasza na odpór wystarczy?
Mów, ty Konnalu, kruszycielu tarczy.»
Rzekł Konnal: «Oszczep gotowy do wojny,
Lubi krew oszczep, lecz umysł spokojny;
Ręka chce bitwy, ale serce zgody.
Wodzu! patrz, jako Oceanu wody
Swarana flotą okryły się nagle,
Nieprzeliczone i maszty i żagle.
Jak giętkie trzciny na Legony bagnie,
Rycerzów mnóztwo; Konnal zgody pragnie.
Fingal najpierwszy z mocarzów walecznych,
Swarana ręki ciosów niebezpiecznych
Strzeże się; Fingal, co jak wietrzna słota,
Przerzadza hufce i mocarzmi miota.»
«Ustąp, rzekł Kalmar, miłośniku wczasu:
Idź, a wśród nizin spokojnych i lasu,
Gdzie głucho zawsze, i zwierz nie zaskomli,
Trwożne uganiaj łanie w puszczach Kromli.
Niechaj strzał twoich żelezca stępione,
Rażą jelenie w biegu ugodzone.
Ty Semy płodzie! pędź Loklińce w strony,
Twój oszczep na ich klęsce zaprawiony,
Niech gromi hufce, niech zuchwalców znosi,
Niech nasze morze ich żaglów nie nosi.
Wstańcie ò wiatry Erynu burzliwe!
Wichry i burze i grzmoty straszliwe:
Od gniewnych cieni porwany w obłoki,
Niech wśród was Kalmar spełznie, jeśli kroki
Milsze mu w puszczach, niż na placu wojny.»
«Kalmarze! na to rzekł Konnal dostojny.
Nigdym ja z placu nie zszedł, a na czele
Rot moich, znali mię nieprzyjaciele.
W oczach się moich bitwy wygrywały.
O synu Semy! tron Kormaka trwały,
Tron starożytny, lecz pokój żądany.
Choćby i zlotem miał być kupowany,
Choćby połową państwa, dajmy hojnie,
Póki nas Fingal nie wspomoże w wojnie.
Chcesz jej koniecznie? ja się jej nie wzdrygam,
Z ochotą oszczep w ręce mojej dźwigam,
Przywdzieję oręż, zbroję włożę na się,
W bitwie duch raźny, a dusza się pasie.»
«Mnie, rzekł Kukulin, miły szczęk oręża,
Jak gdy się odgłos grzmotowy natęża,
Wdzięcznym jest w wiośnie deszczu poprzednikiem.
Niechaj rycerze nasi staną szykiem,
Niech tak jaśnieją śpieszący przez wrzosy,
Jak promień słońca ukształca niebiosy,
Gdy wdzięcznym blaskiem zwykł przodkować słocie,
Nim góry zabrżmią w ogromnym łoskocie.
Gdzież jest Kaitbat śnieżystego łona?
Dukomar, piorun, co mężnych pokona?
Fergus, co ze mną dobre chwile dzielił,
Fergus, co swemi dziełmi mię weselił? »
«Zdrowie synowi Rossy, wdzięczne chwile![1]
Czemu ponury?» — «Na szczupłej mogile
Cztery kamienie, a Kaitbat w ziemi,
Rzekł Fergus smutny; rękami mojemi
Dziś Dukomara pogrzebałem zwłoki.
Synu Tormana! jak między obłoki
Świeci jutrzenka, takiś ty był z nami.
Dukomar straszny z nieprzyjaciołami;
Morna przecudna słodkiemi powieki,
Najmilsza z dziewic, i ty śpisz na wieki!
Nie masz cię piękna, takeś znikła właśnie,
Jak światło gwiazdy, które w biegu gaśnie.»
Rzekł wódz; — «opowiedz, jak zginęli mężni?
Czyli Loklinu mocarze potężni
Wzięli im życie? Mów, jakiemi kroki
Poszli w posępny padół i głęboki?»
«Gdzie potok szumi, a dąb rozwiódł zwiędłe sęki,
Rzekł Fergus; legł Kaitbat z Dukomara ręki.
Poszedł do pieczar Tury zabójca niesforny,
Napotkał, i te słowa powiedział do Morny:
O najpiękniejsza z dziewic! pocożeś ty sama?
Wdzięczna córko Kormaka, ta odludna jama
Pocóż ciebie ukrywa? Potok smutnie brzęczy,
Nadpróchniała topola pod wiatrami jęczy,
Wody się przezroczyste mieszają w jezierze;
Obłok ciemno posępny światłość słońcu bierze,
Ale ty jesteś biała, jako śnieg na wrzosach,
A powab miły, co się zaśklnił w twoich włosach,
W mych oczach, jak mgła jasna, na wierzchołku skały,
Gdy przy zachodzie słońca daje blask wspaniały.»
«Skąd idziesz? rzekła Morna: ty, który tęsknice
Masz na brwiach twoich czarnych, śklnią ci się źrenice?»
Rzekł Dukomar: daleko na łowy chodziłem,
Byłem na blizkich górach, trzy sarny zabiłem:
Weź je wszystkie, mam jeszcze pięknego jelenia,
I tego weź; a pozwól wdzięcznego wejrzenia.
— Niechcę ja twoich darów, piękna Morna rzekła:
Niechcę, patrzy ci z oczu jakaś dzikość wściekła.
W twojej się tylko kocham Kaitbacie cnocie;
Tyś mi tak pożądany, jak promyk po słocie;
Powiedz, czyś go nie potkał na sarnim parowie?
— Próżno go czekasz Morna, Dukomar odpowie:
Próżno: stawiam mogiłę walecznemu mężu,
Krew jego stygnie jeszcze na moim orężu.
— Niestety! zginął wdzięczny potomek Tormana,
Rzekła jęcząc natychmiast Morna zapłakana:
Leży martwy w mogile rycerz, piękny, młody,
Ten, co bystre jelenie uganiał w zawody;
Leży martwy. Ogromne nieprzyjaciół roty,
Nie raz przed nim pierzchały. O mężu bez cnoty!
Dukomarze nieprawy! z ciebie moja strata,
Daj przynajmniej miecz, gdzie krew mego Kaitbata.»
Dał miecz, wzięła go w ręce; na wskroś nim przebodła.
Padł Dukomar, jak w lesie wybujała jodła,
Padł, a drżącą ku Mornie wyciągając rękę,
«Masz zemstę, rzekł, obfitą, czuję srogą mękę,
Zmiłuj się! niechaj umrze Dukomar spokojnie,
Oddaj nieczułe zwłoki młodej mojej Mojnie:
Ta mnie wiernie kochała, grób wystawi nowy;
A kiedy się myśliwiec zapędzi na łowy,
Gdy go w puszczy postrzeże, westchnie przy mogile.
Przebóg! ostatnie teraz gdy dopędzam chwile,
Zlituj się przecie piękna, wyjm żelazo z łona.
Wskróś mię mrozi, Dukomar niech spokojnie kona.»
Zbliżyła się ku niemu, a za jednym razem
Miecz wyjęła; wyrwał go, i przebił żelazem.
Padła Morna natychmiast, wybujałe wrzosy
Pięknemi niegdyś wkoło okryty się włosy.
Twarz owa pełna wdzięków, zupełnie się mieni,
Pierś śnieżystą krew zsiadła szpeci i rumieni,
Kona, a gdy ostatnie siły odstąpiły,
Jęki, serca rażące, echa powtórzyły.»
«Pokój nazawsze, rzekł Kukulin, takim,
W niebezpieczeństwie niech wzmogą wszelakim,
Niech się ich cienie w oczach naszych snują,
Twarze waleczne niech się ukazują;
Na taki widok krzepi się odwaga,
Umysł się cieszy, i dusza się wzmaga.
A ty, ò Morna nadobnego lica,
Zbliż się, na świętym promieniu xiężyca,
Kiedy snem miłym zdjęte będą oczy,
Niech cię spokojny duch naówczas zoczy.
Idźmy na bitwę, wrzask, szczęki i zgroza
Niechaj się snują koło mego woza:
Kładźcie oszczepy, w walecznej pogoni,
Idźcie za śladem rączych moich koni.
Gdy bitwy chmura przysuniona zbliska
Miecz mój osiędzie, miecz, co na śmierć błyska,
Niech każdy z moich ku sławie się śpieszy,
Niech mnie widokiem swych czynów ucieszy.»
Jak bystry potok, co się wydobędzie
Z wierzchołka Kromli, zapieniony w pędzie,
Gdy gromy biją, i niebo się czerni,
Tak lecą wodza towarzysze wierni.
Ten jak wieloryb, co bałwany porze,
Gdy wpośród burzy puszcza się na morze,
I zwałmi igra, a gdy fale wzrusza,
Zwraca, i z sobą iść gwałtem przymusza.
Pędzi, już słychać nadejście rycerza.
Swaran w swój puklerz oszczepem uderza.
«Mój synu Arna! rzekł, coza brzęk słyszę,
A jak w wieczorne dni letnich zacisze
Polne się świrki zdala odzywają,
Krzyki Insfału słyszeć nam się dają.
Zapewne to jest odgłos mężnej tłuszczy,
Jak szelest wiatru wychodzący z puszczy;
Tak jęczy Kormal, gdy z jego padołu
Huk się zaczyna, a gromy pospołu
Wzdymają morza bałwany pieniste,
Wstąp synu Arna, na wzgórki wrzosiste.»
Wstąpił, zszedł trwożny: Wstań, rzekł, synu morza!
Wóz Kukulina, jak posępna zorza,
Wóz zbrojny, szczęka srogiemi łoskoty:
A jako czarna chmura wzdęta grzmoty,
Toczy się z hukiem, pogrom śmierci niesie.
Wprzężon Syffada[2], codo boju drze się,
Rwie grunt kopytem, i wędzidła pieni,
Głos rżenia jego słychać po przestrzeni,
Jak wiatr w Gormalu śnieżnym szum roznosi.
Duzronal drugi, równą żartkość głosi,
Ogniste nozdrzem wypuszcza oddechy:
Nogi mu drgają na lotne pośpiechy.
Śklnącym okryte kruszczem kola błyszczą,
Zajęte lotnym biegiem wiatry świszczą.
Taki wóz: na nim siedzi czarnobrwisty,
Kukulin, jego źrenic żar ognisty:
Oszczep ma w ręku, pogromu nie czekaj,
O królu morza! grzmi chmura, uciekaj.»
«Niech grzmi, ja stoję; kiedyż mężu podły,
Bitwy Swarana do trwogi przywiodły?
Ja, com na gromy nie dbał i na fale,
Ja mam uciekać? chociażby zuchwale
I sam tu Fingal stanął, nie przestraszy;
Do mnie rycerze, ufam sile waszéj.
Kupcie się młodzież koło mego miecza.
Jak skały, które ogrom ubezpiecza,
Czekają gniewnych obłoków z weselem.
Tak się otrzyjmy dziś z nieprzyjacielem.»
Już się zbliżają; jak gdy między góry,
Dwie groźne razem uderzą się chmury,
Grom się podnosi, a gdy wzmaga jeszcze,
Pienią potoki ulewy i deszcze;
Tak pełne chęci i wojny zapału,
Starły się wojska Loklinu, Insfału.
Walczy wódz z wodzem, a rycerz z rycerzem,
Puklerz szczęk daje przytarty puklerzem,
Hartowne miecze błyskają i błyszczą,
Cięciwy brzęczą, lotne strzały świszczą,
Kruszą się groty, krew rozlana kurzy.
A jako nocnej błyskawica burzy,
Mnogie żelazca taką jasność dają,
Okropne wrzawy razem się mięszają.
Tak huczy morze, gdy zapienia piaski.
Tak głuszy piorun ostatniemi trzaski.
Choćby sto Bardów tę bitwę śpiewało,
Sto Bardów tegoby nie dokazało,
Żeby następcom podać dostatecznie,
Wiele rycerzów tam padło walecznie.
Płaczcie ò Bardy zejście Sytalina;
Odgłos w Fionie żałosny się wszczyna,
Płaczą Ardana: jak jelonki stepu,
Padliście oba z Swarana oszczepu.
Zaryczał Swaran, jako duch pogromu,
Co na Kormalu siedząc pokryjomu,
We mgle zawarty, wśród wichrów i burzy
Cieszy się, okręt gdy w wałach zanurzy.
I twoich ciosów, ciosów zamaszystych
Doznał niejeden na polach ojczystych;
Miecz Kukulina, jak piorun, co pali.
Okropnym głosem coraz poryżali,
Duzronal[3] znojem pobitych okryty:
Skrwawione zwłoki żartkiemi kopyty
Tłoczy Syffada: tak gdy ćmy wichrzyste,
Ciemne obłoki na pola wrzosiste
I lasy pędzą, pod okropną falą,
Jęczą padoły, a dęby się walą.
Zapłacz na skałach córko Inistory,
Piękniejsza niżli duch pagórków skory,
Co po słonecznych promieniach się wije,
Płacz ponad brzegi, twój miły nie żyje.
Zginął twój miły mieczem Kukulina,
Trenar, ach Trenar! nadzieja jedyna
Plemienia swego, padł w nieszczęsną chwilę,
Psy jego wierne wyją na mogile.
Łuk jego tęgi zawieszon na ścienie,
W puszczach okropne panuje milczenie.
Tysiąc bałwanów uderza o skałę,
Tak idzie wojsko Swarana wspaniałe;
Tysiąc bałwanów skała się nie boi.
Tak mężna tłuszcza Insfałczyków stoi.
Już śmierć zawyła wpośród broni szczęku,
A każdy rycerz miecz trzymając w ręku,
Jak ciemny obłok, z którego grom pryska,
Jęczą okropne bitwy stanowiska.
Huk się roznosi, wzmaga po przestrzeni:
A jak żelazo, co ogień czerwieni,
Stokroć tłuczone ogromnemi młoty;
Trzęsie się ziemia strasznemi łoskoty.
Jacyżto straszni, ponurzy i dzicy
Wiodą spór w polach Leny wojownicy?
Jak dwa obłoki piorunowe trą się,
Szczęk mieczów padół powtarza w odgłosie.
Synto jest morza, co z wodzem Eryna
Okropną bitwę samnasam zaczyna.
Patrzą się na nich rycerze zdumiali,
Ci w zajadłości swej zapamiętali,
Śmiertelne ciosy zadawają zbliska,
Noc zakończyła straszne widowiska.
Na rozłożystej Kromli Dorglas schyłku
Przyprawia sarnę, braci ku posiłku:
Ci się krzątają, wrzosem ogień niecą,
Dym się podnosi, gęste iskry lecą.
Kukulin mężny po boju odpoczął,
Wsparł się na mieczu, i tak mówić począł:
«Dla nas to tylko samych ta biesiada?
Karylu! ty, co i ojca i dziada
Śpiewasz zwycięztwa; nad brzegami rzeki,
Swaran spoczywa od swoich daleki.
Mów mu odemnie, niech do nas pośpieszy,
Niechaj się naszą biesiadą ucieszy:
Gdy wiatr szeleści w tych lasów zaciszy,
Niech przyjdzie, dumy niech nasze usłyszy.»
Powstał wspaniały Karyl, szedł do niego,
«Swaranie! odwiedź, rzekł, wodza naszego:
Czeka uprzejmie wszystka młodzież nasza,
Kukulin chętnie na ucztę zaprasza.»
A Swaran na to, jak łoskot przed chmurą,
Głosem niewdzięcznym i miną ponurą
Rzekł: «Choćby wszystkie Insfału dziewice,
Wdzięki, urody i nadobne lice
Stawiły razem, ja się stąd nie ruszę,
I póty w waszej ziemi zostać muszę,
Póki nie zbawię życia Kukulina.
Miły z Loklinu wiatr, kiedy się wszczyna,
Kiedy się wzmaga, a powstawszy nagle,
Wzrusza bałwany i dmie w moje żagle:
Natenczas gotów na boje, na blizny,
Wzmagam się słodką pamięcią ojczyzny.
Jeśli Kukulin poddać nam się leni,
Krew jego pianę potoków zrumieni.»
Powraca Karyl. «Swarana srogiego
Głos, rzekł: złej wróżby. — «Złej wróżby dla niego,
Wódz odpowiedział: idź, wznieś głos twój miły,
Mów, na co dawne wieki już patrzyły:
Słodź przykrość nocy twojemi pieśniami,
Zacny Karylu, a ojców dziejami
Orzeźw potomków: miło słuchać żale.
A gdy myśliwiec spoczywa na skale,
Kiedy potoki ciche mruczą, zrana
Echo powtarza pieśni Ossjana.
Czasów onych dzieci morza
Kiedy do nas przybyły,
Tysiąc masztów pierwsze zorza,
Tysiąc żaglów odkryły.
Wyszła przeciw tej gromadzie
Raźna młodzież Erynu,
Za powinność sobie kładzie
Bronić brzegów Ulinu.
Karbar ów nąjpierwszy z ludzi,
Piękny Grudar, tam byli,
Nieprzyjaźni gniew ich budzi,
Nieraz bitwy toczyli.
Kiedy przyszło do odporu,
Zapomnieli o bliznie,
Zjadłość dawnego rankoru
Darowali ojczyznie.
Na ich przyjście; ludzie morza
Co przypadli, jak wściekli,
Skoro tylko zeszły zorza,
Obelżywie uciekli.
Wracają razem, postrzegli,
O co była waśń stara,
Znowu do potyczki biegli,
Zabił Karbar Grudara.
Przyszedł Karbar sam do Tury,
Gdzie najmilsza z sióstr jego
Brassolis, wdzięcznej postury,
I oblicza pięknego,
Od wieczora do poranka
Wylewała łzy hojnie,
Trwożyła się o kochanka,
Czy nie zginął na wojnie.
Weź ten puklerz zakrwawiony,
Rzekł brat, powieś na szczycie,
Czyj był, zginął, zwyciężony,
Odebrałem mu życie.
Poznała puklerz miłego,
Wzięła w rękę i zbladła,
Nie rzekła słowa żadnego,
Jękła i martwa padła.
Przy tym posępnym padole,
Kędy rolą zorano,
Patrzaj, gdzie są dwie topole,
Tam ich zwłoki schowano.
Rzekł wódz, Karylu! głos twój tak jest wdzięczny,
Jak rosa wtenczas, gdy promyk miesięczny,
Bladawą jasność na góry przywdziewa,
O Bardzie! niechaj arfa twa opiewa
Tę, którą kocham; śpiewaj tę odludną,
Śpiewaj tę gwiazdę Dunskaru przecudną.
Niechaj kochana, wybrana wśród wiela,
W twych pieśniach wdzięcznych nam zabrzmi Bragela.
O małżonko Semowica!
Otrzyj łzy z twojego lica,
Wychodź na wierzch górnej skały,
Patrz, czy pędzą okręt wały.
Dzieli morze serca wierne,
Patrz, jak bałwany niezmierne
Bielą się pienistym szumem,
Jedne drugie pędzą tłumem.
Nieraz się ucieszysz nagle,
Biorąc bałwany za żagle;
Nieraz cię wzrok miły zwiedzie,
Że twój wierny mąż przyjedzie.
Wróć się do domu kochana,
Wiatr północny wieje zrana:
Wróć się, niech cię żal nie dręczy,
Śpij, mąż czuje, śpij, mąż jęczy.
«Mów mi Konnalu, rzekł wódz rozrzewniony.
Mów mi o wojnie.» — Konnal rzekł: «z tej strony
Gdzie Swaranowe czują na nas roty,
Miej baczność, jakie ich będą obroty,
Póki wojsk swoich Fingal nie sprowadzi
Konnal nietrwożny, ale pokój radzi.
Uderzył w puklerz wódz, co byli legli
Wszyscy rycerze na odgłos przybiegli.
Wysłał na zwiady mocarzów wybranych,
Miły sen objął resztę zmordowanych.
Tymczasem zeszłych wojowników duchy,
Głuchym odgłosem straszyły podsłuchy.
Echo jęk niesie, a żałosne krzyki,
Pewne są przyszłych śmierci poprzedniki.