[62]5.
DO DNA KIELICHA.
I.
Kto się nie poczuł nigdy, że umarły,
Że już wieczności błękitem oblany
W doczesność wraca, choć dawno się zwarły
Oczy na kwietny ziemi czar — i rany
Nie bolą... dawne olbrzymy na karły
Już postrzyżone; i kmieć między pany
Zaliczon: nigdy sercem nie zrozumie,
Com przetrwał w błędnym snów ogniowych tłumie.
II.
Komu się myśli na strzępy nie pruły,
W proch nie padały — dumne królewięta,
Na śmiech podane, a tętna-gaduły
Nie wydwarzały mąk, szeptem natręta:
„Godniej iść w jarzmo, jak pracowne muły,
Niż, ptak niebieski, święcić cudu święta,
Co nie z twej mocy był!...“ ten ze słów nie wie,
Ile obłędu strawiło zarzewie,
[63]III.
Bywało — ciężkie zbiegają miesiące,
Kiedy nie widzę nic nad mroki celi,
W której, złe zwierzę, gorzkim szałem rzwiące,
Pańscy mię święci na wieki zamknęli —
Abym nie gorszył już.., gdy pałające
Bólem im słowo rzucę, jak anieli
Co ze dna wzgardy o niebiosa biją
Pieśnią — choć przez grzech — własną, a nie czyją!...
IV.
Bom obłąkany był duch — Zeszło lato,
Aż zabliźniła się rana, gdzie ostrze
Przeszyło ciało; w niemocy, bogato
Widzenia rosną — i z onych najprostsze
Wciąż wykwiecały się sny: zbożną Chatą,
Co wrota, jako ramiona, rozpostrze —
A taż lepianka, lip wianem grająca,
W próg dwu Wędrowców i blask prosi Słońca!
V.
Czasem... w te mroki promienie się leją
Z ócz mych, ogromnie złote i czerwone,
I kolorową smagają zawieją
Gorzką czczość jawy... Król, rosnę i płonę —
Tęcz moich głodną porywam... i chcę ją
Tysiącem świateł przemienić na one
Sny, coby żywem cudu były ciałem,
Słowem — od Boga na bój zmartwychwstałem!
[64]VI.
...Kto obłęd cierpi długi, miewa chwile,
Że wzrokiem orlim dna wszystkie przenika:
I we mnie rosły, w tej dziwnej mogile,
W które mię rozpacz pogrzebała dzika,
Iskry objawień Pańskich... Czasem, tyle
Głosów tajemnych w noc modrą wykrzyka,
Że tonę w dźwięków tłum — w cichym klasztorze,
Który dziad Chrobry stawił na Zoborze[1].
VII.
Nitrawa chłodna w noc taką nie gada
Nic u stóp góry — nad pacierze mnisze[1];
Pokora krzyżem tu zaległa, blada,
Bór się eremu żałobą kołysze;
Dniem śnieżą mury gołębiane stada,
Dzwonka głos nikły święte srebrzy cisze. —
Cały się czułem Wieczności podany —
Słodyczą były mi więzienne ściany.
VIII.
Aż przybył do mnie dziwny Gość — zdaleka,
Sercem pragniony, choć już — nie czekany...
Tak bywa duszy, kiedy tęsknot rzeka
O gwiazdy w gorycz rozpryśnie się piany
I w nieskończoność łkań szmerem ucieka...
Cud, jeśli fale wstrzyma Pan nad pany. —
Wszedł Ojciec Gabrjel, zwiastun dobrej wieści,
Co się nie iści bez wieków boleści.
[65]IX.
A chwila za wiek staje. — Znów się święci
Wigilja, wielki dzień. Serca podwoje
Czułem rozwarte, jako wniebowzięci
Prorocy judzkich ziem. Przed oczy moje
Wciąż stają męże, rozkazem zaklęci
Chłopca... W przedziwne prowadzi je boje!
Trysną w lodami skrzącem wrogów gnieździe
Żagwie[2], żar-ptakom podobne i gwieździe...
X.
Aż w chwilę, kiedy krwawe zbiegły jutrznie
Na Nieznanego Chłopca butną głowę
A w kry zwycięzcom wiatr zadzwonił hucznie,
Jakoby w surmy ogromne, bojowe...
Wszedł ten, co Mieszka liczył między ucznie,
I, jak nowinę, powiadał mi owe
Snów moich treści: że Herman dziedzica
Czeka... że Niebios to dar[3] — tajemnica.
XI.
Za obłędnika mię miał. I z litości
Dalej powiadał, jak od Wielkiejnocy
Kraków Madziarów szczerem sercem gości:
Że się Mieszkowi zbiegli ku pomocy
I, prostych ludzi chcąc wziąć, ludzie prości,
Niewyszukani triumfu prorocy —
Pagórek z mąki u bram usypali[4]
Na znak, że długo walczyć mogą dalej!
[66]XII.
On nie wymyślny fortel skruszył bramy
I serca skruszył... i wnet pęta czeskie
Spadły. Głos jeden wybuchnął: „Witamy!
Niech ino jadą dziecięta królewskie!
Szczodry-ć był rodzic... Syn będzie ten samy...
Niech żyje Mieszko!!“ A Świętochna łezkę
Za łzą płakała. Na krakowskim tronie,
Jak ból kamienny trwa — tęsknotą płonie.
XIII.
Serce przeszyły mi radości noże:
Jakże jest szczodry... ten Lud, co pamięta
Cnotę tak nikłą — i w wielkiej pokorze
O strasznych grzechach szeptałem mementa,
Że ich nie wytknął Lud. A to wydroże
Smętne, gdziem czekał wielkich Rocznic święta[5],
Żem tych miłości był echem skrzydlaty,
W słońcem nalane rozpłonęło kwiaty.
XIV.
Och, dziesięć długich lat — jak ciężko mija —
Odkąd raz pierwszy zasiadłem w diademie
Królów... Toż właśnie była Wigilija
Pańska! gdy w zieleń Lud przystrajał ziemię...
Zaś Tochna, Boża zawsze, a nie czyja,
Orędziem wita, pisanem w Eremie
Zoboru... kędy Świerad-cudotworca
Słał ją, nim umarł, do świętego dworca...
[67]XV.
Jak lilja dolin pomiędzy cierniami,
Jaśniał ten cudnik w Zoboru zaciszy,
A potem władnął Pięciu Kościołami —
Gdzie zgasł. Benedykt żywot jego mniszy
Pod Nitrą dalej wiódł[6]. Toż fala gra mi
Od wiosny wieści!... Serce, gdy posłyszy —
Wierzy: „Znów jedzie... nie sama! z Dziecięty“ —
By im proroctwo dał Benedykt święty.
XVI.
„Za chwilę będą tu!“ rzuciłem głucho...
Ów spojrzał na mnie z trochą dusznej trwogi,
Bo pojął nagle, jak w szaleńca ucho
Głos-dziwo szepta. — Dziwne-ż Pańskie drogi!
Otom przez morze przeszedł stopą suchą,
Od Doli swojej pierzchając, niebogiej,
By się raz jeszcze zmierzyć oko w oko
Z widmami złem i, co za mną się wloką.
XVII.
Precz odwaliłem okienną zaworę
I zmierzch błękitny wpadł, jak trybularzy
Dym... Obraz cudny porwał zmysły chore —
Zakrzepłem z grozą męczeństwa na twarzy...
O, serca władze! skąd tyle was biorę,
Że trwać tak mogę, patrzeć — — gdy się marzy
Przede mną w łuczyw blasku orszak lśniący —
Jak wężem sunie wzwyż... sańmi dźwięczący...
[68]XVIII.
Każdy dźwięk lotny wprost w serce się niże,
I targa. Wpiłem w blask rosnący oczy:
A wszystkie dawno odcierpiałe krzyże
W skrawy las męki — westchnieniem jednoczy
Zmierzch on błękitny... Judaszowe, ryże
Strzelają ku mnie pochodnie, z zamroczy
Drogi lodowej — czy patrząc, rozckliwię
Serce wspomnieniem, choć w wieczności żywie?!
XIX.
Szata Ich polska w szafir spowijała.
Gwiazd jasnem złotem o niebie mówiąca;
A w saniach śnieży mara jasnobiała,
Od wschodzącego kuszona miesiąca —
Bo zapatrzyła się... jak dusza z ciała
Już wyzwolona — choć oko łzy strąca,
Dwie łzy ostatnie w darze biednej ziemi,
By nas płomieńmi żegnały cichemi.
XX.
Donia. — Tum poczuł, jak bardzom już iny
Jak na ramionach znów stanęły straże
Świetlane — ponad zamarłe przewiny,
Skrzydła mające anielskie i twarze;
Gdym wewnętrznemi niewidnemi czyny
Odżegnał moce precz od siebie wraże...
Ustały we mnie o mękę przetargi:
Uśmiechem wiednym zwarty mi się wargi.
[69]XXI.
Tu się przede mną skłonił litościwy
Władysławowy poseł: „Chcecie-ż, panie,
To wam tu syna wwiodę? — Miejcież i wy
Bożą Kolędę; król ją na wiązanie
Składa przez ręce me... żeście prawdziwy,
Że się zgorszenie nikomu nie stanie,
Com też miał zbadać, nim kogo dopuszczę
Na tę, co skryła waszę chorość, puszczę“.
XXII.
A jam odejrzał mu — cicho i długo.
„Za troskę króla o mnie, dzięki. Powiedz,
Że Bożym jestem i sług Bożych sługą —
A nie ów pasterz zbłąkany, bez owiec;
Chcę jeno, abym do Boga z zasługą
Tą ladajaką powrócił: manowiec,
Który mię wywiódł ze światowej matni,
Niech wszystkim zda się — że był mi... ostatni[7]“.
XXIII.
„O samobójcy i nędznym warjacie,
Jako nie wiedzą nic tłumy zgorszone,
Niech i wybrani myślą... że nie znacie
Grobu, co schłonął liche szczęty one,
W noc, w której zelżon był król w swej komnacie
Od niewdzięcznika — włóczęgi...“ Koronę
Pychy złożyłem u Wrót Pańskich dawno —
Słów gorzkich słodycz w oczach była jawną.
[70]XXVIXXIV.
Tutaj mdlejące moje podparł ciało
Gabrjel. Duch silny słowa miota jeszcze,
Jak gwiazd gasnących proch... „Dzieciną małą
Żegnał... Pamięta!... Lotne włoski pieszczę —
O!...“ tu mi jękiem serdecznym wezbrało
Rozstań wspomnienie i śmiertelne dreszcze
Mrowią się. Czując, jak poseł się biedzi:
„Com tu rzekł — rzekłem — pod klątwą spowiedzi“ —
XXV.
„Ty — i Władysław...“ Tu mgły mię owiały...
O mur się sparłem głową. Ucho łowi
Dźwięki dalekie... Miesiąc stał już biały
Wysoko — — i słał drogę Aniołowi,
Co szedł z chmur wiotkich na posępne skały
Wieścić wieść dobrą... Goście przyszli owi
Już do kaplicy klasztornej — w oddali
Hymn — Zdrów bądź, Królu Anielski — śpiewali...
XXVI.
O, zdrów bądź, Królu!... Głowę bez korony
Do stóp maluczkich pokorną Ci kładę —
Dziś, gdy wspominków świetnych żarem płonę,
Krwią tętnią przeszłych dni podźwięki blade...
Rzewności echem ludzkie wzbiera łono,
Choć mocno czuje chceń własnych szkaradę,
O, Dziecię Boże... lituj mej niedoli,
Że i piekielnych duchów ból Cię boli —
[71]XXVII.
Złości mej lituj...“ Dwie nocy i dwa dni
Krzyżem leżałem na głazach swej celi...
„Żeś był w porywach skory — sobą władnij:
Czuwaj, gdy twoi najdrożsi posnęli —
O próg odlegli“ — W noc trzecią Anieli
Dwaj do mnie przyśli, niebiescy dwaj radni,
Z uśmiechem jasnym dwie rzekli mi słowie:
„Tyś wolny!“ — W chwilę już byłem w parowie...
XXVIII.
...„Czyś także proroctw złakniony, mój bracie?“ —
Głos posłyszałem idącego ku mnie
W jakowymś czarnym, groźnym majestacie:
„Duchy tu wprawdzie rade wróżyć umnie;
Lecz, gdy nakazu od Boga nie macie,
Nie obaczycie nic. Wczora tu szumnie
Przeciągał orszak... Lecz Pan skrył przed niemi,
Co na ojczystej przygodzi się ziemi“ — —
XXIX.
„A nie wiedzieli nic — że nic nie wiedzą:
Bo gwiazdę swoją na zwierciedle studni
Dał im Pan zoczyć... Idźcież tędy, miedzą!“
Niepewny, czy się zwierciadło zaludni
Mar tłumem... kląkłem. Oczy półmrok śledzą...
Jacyś tam śpieszą pachołowie złudni —
Hej — dziwo!... Obraz drga życiem na fali...
Rozkolebany tłum w dworzyszcze wali!...
[72]XXX.
A, całą swadźbę widzę!... Toż Hermana
Postać wybladła... Przy nim Salomona
Wdowa, w książęcy diadem przyodziana,
Do macoszego dziecię tuli łona —
A w oczach żółte ma skry[8]... W imię Pana
Rzesza się ludzka zdaje zgromadzona...
Szemrają tłumy, jak fale powodzi —
Rosną... ...Pod Krzyżem klękli Oni! Młodzi...
XXXI.
A potem, grzbietem fali uniesieni,
Nad grzmiącym tłumem... jako słońce płoną — —
Chwilę nie widzę nic... Zalew promieni. —
A potem... nikłym brzaskiem rozwidnioną
Widzę komnatę: świt sępny rumieni
Błony w serduszkach okienic i oną
Kolebkę w róże krwawiące owija,
Gdzie Młoda we łzach zasnęła — niczyja.
XXXII.
A Młody, we łzach, na krużganku szepce
Słowa bezdźwięczne.. och, słyszę je — słyszę...!!
Także Jej serce, w różanej kolebce,
Szeptem krwawiącym chłodną kraje ciszę.
Boże mój!!... Ongi światowi pochlebce
Zatruty leli miód... a drwinki mnisze
Piołunem rany żgły: jad był patoką
Wobec tych słów... co na dno piekieł wloką —
[73]XXXIII.
O, na dnie piekieł zostać! Słodkie żarem,
Tęsknotą słodkie słowa... pić bez końca...
Na śmierć!... Lub w otchłań sercem rzucić starem —
Na Życie: krew bolesna tryska, źrąca...
Lecz każda kropla śpiewa róż tych czarem,
Co głosek mają wilgi albo dzwońca...
A przecie grzechem są: śmiertelnym. — „Choć na jawie
Tyś obcy... W śnie jam twoja... Bolesławie“ — —
XXXIV.
Jako dopuszczasz, Panie, iż się dzieje
Zło, mimo wiedzy naszej, mimo woli?!
Jakoś dopuścił, Panie, tę zawieję
Mar zgubnych, których... pospolitość boli!?
Gdy Tej mi obraz... ja chcę!!... niech świetleje
W podniebnych szczytów chłodnej aureoli...
Jakoś dozwolił... ach! zbyt ciężkiej kaźni,
Której brud gminny przed Sobą mię błaźni?!
XXXV.
A szept z krużganka drży: „Ust mi nie dała...
Odjęła się objęciu — och, męczarni
Tęsknoty — kędyż kres?! Dziecina mała,
Do piersi lgnąłem twej... a weź! przygarnij!
Ty, coś mię kochać umiał... czyli chwała
Niebiosów gości ciebie; czyli czarni
Duchowie dzierżą-ć straż... ty Najmilejszy —
Ty utul mię... wraz się mój żal umniejszy...“
[74]XXXVI.
Boże!... o zmiłuj się... nad siły męka!
Czym aż tak nisko padł... że klątwę niosę
Na skroń najdroższą?! Inym serce pęka,
Że śmierć posieli — inym choć łez rosę
Dawasz ku zmyciu winy... Żar, udręka —
Niemoc... na Mojeż Ono! złotowłose!
Błogosławieństwo zlać... Niech śmierć mię zmoże
Wieczna! lecz tego nie daj — Boże! Boże!!...
XXXVII.
„Ojcze!!“ Odśpiewał szept. Dwie cudne pieśni.
Miłości pełne. — Och! Miłości Boże!...
Na dno piekielnej ćmy toć patrzę wcześniej,
Niż serce spalił Sąd... niż w ogień proch swój złożę.
O, stokroć krwawy sen... co się nie prześni. — —
O, jawo straszna — gdy krzyk wielki: „Gorze!“
Dworzyszcza wstrząsa strop. I ludzi lamentI lament długi
Otacza mary... Łkają stare sługi.
XXXVIIIXXXVIII.
O — słyszę — Polska płacze! Jedynaka
Tak syna płacze matka boleściwa[9] — —
Nie była-ć, synku, dola bylejaka,
Że tyle łez twój zgon z dna serc wyrywa!
Przebija niebo szloch, co rwie wieśniaka
Spokojną pierś... Wieść gminna głową kiwa:
O jadzie prawi... ze sąpierzy ręki[10],
Co ich królówki omamiły wdzięki.
[75]XXXIX.
Jam jeden prawdę widział, widząc jasno. —
I cały stałem się, jak głazu bryła:
Niech wydam jęk — szatany mi odwrzasną...
Serce i wzrok głęboka noc spowiła.
Wydało mi się z tą dzieciną własną,
Com jej nieznanym był... oprawcą... miła
Mię drużka, Śmierć, powiodła w kraj daleki — —
(A modrą głąb taiły jej powieki).
|