Podpalaczka/Tom II-gi/XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podpalaczka |
Podtytuł | Powieść w sześciu tomach |
Tom | II-gi |
Część | pierwsza |
Rozdział | XXIX |
Wydawca | Nakładem Księgarni H. Olawskiego |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Jana Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La porteuse de pain |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Siedzącej w zadumie córce milionera oznajmiono, iż jakaś młoda dziewczyna, przysłana ze szwalni, chce się z nią widzieć.
Marya wydała polecenie wpuszczenia przybyłej.
— Cóż panno Łucyo — pytała wchodzącej żartobliwie — dokonałaś pani cudu, według słów pani Augusty?
— Starałam się — odpowiedziała szwaczka — wywiązać jak najlepiej z powierzonej sobie roboty, niewiem wszelako, czy pani będziesz zadowoloną?
— Przynosisz mi suknię już wykończoną?
— O! nie, przygotowaną dopiero, radabym przymierzyć ją pani.
— Dobrze, ale czy oznaczyłaś, w jaki sposób spódnica i stanik mają być przyozdobione kwiatami?
— Oznaczyłam, natychmiast pani pokażę.
Tu szwaczka zdjąwszy pokrycie rozłożyła suknię na kanapie.
— Ślicznie, przecudnie — wołała córka Pawła Harmant. Sposób jej przystrojenia jest nader oryginalnym.
— Ja to wymyśliłam — rzekła z naiwną dumą robotnica.
— Winszuję pani, szczerze winszuję. Masz gust wytworny.
Marya powoli odzyskiwała wesołość. Zniknęła bladość jej twarzy, mimo, że drobny, suchy kaszel napastować jej nie przestawał.
— Biedne dziecię — myślała Łucya — ona rzeczywiście jest chorą.
I ta uboga dziewczyna całem sercem żałowała milionerki.
— Zaczniemy przymierzać więc — poczęła Marya.
— Jestem na rozkazy pani.
— Czy mam przywołać pokojówkę?
— To nie potrzebne, ja ją chętnie zastąpię.
Rozpoczęło się przymierzanie, owa tak ważna czynność znana dobrze naszym czytelniczkom.
Marya pociągniona sympatycznym wyrazem twarzy robotnicy zawiązała z nią rozmowę.
— Jak dawno pani pracujesz w zakładzie pani Augusty? — pytała.
— Od piętnastu miesięcy...
— Zdaje się, że ona panią bardzo lubi?
— W rzeczy samej okazuje mi wiele życzliwości.
— Wspominała mi kiedyś, iż życzyła sobie, byś pani u niej zamieszkała.
— Tak jest, wolę jednak pracować u siebie.
— Mieszkasz zapewne przy rodzicach lub krewnych?
— Nie mam wcale rodziny — Łucya smutno odrzekła.
— Jesteś więc sierotą?..
— Nic nie wiem. W pierwszym roku mojego życia oddaną zostałam do przytułku dla niemowląt.
— Do przytułku dla porzuconych dzieci? — powtórzyła Marya.
— Tak pani.
— Zatem twój ojciec i matka opuścili cię?.. ach! to okropne...
— Smutne w rzeczy samej — odpowiedziała dziewczyna — czuję albowiem, iż kochałabym tkliwie mą matkę. Nigdy jednakże na myśl mi nie przyszło złorzeczyć jej za to. Przyszedłszy z wiekiem do zastanowienia, wytłomaczyłam sobie, iż ona nie była winną, że być może głód, nędza, zmusiły ją do tego postąpienia, nad którem zapewne wiele cierpiała.
— Masz słuszność — odparła córka Pawła Harmaut — chociaż co do mnie, wołałabym umrzeć raczej z głodu, niźli rozłączyć się z dzieckiem. W tym razie matka twoja w części zasługuje, być może na uniewinnienie, lecz ojciec twój... ojciec?..
— Mój ojciec może umarł... matka wdową być mogła...
— To prawda.
— Zresztą — dodała Łucya — czyż mało znajduje się nieszczęśliwych, uwiedzionych dziewcząt, pozostawionych wraz z dzieckiem?..
— I w tem masz słuszność zupełną — szepnęła Marya w zadumie. — A czy nie powiedziano ci kiedy w przytułku, w jaki sposób zostałaś tamże oddaną? Czyli nie pozostawiono jakiego znaku, wskazówki, po których mogłabyś kiedyś odszukać swą matkę?
— Pytałam o to, przyszedłszy do dojrzałego wieku.
— I cóż ci odpowiedziano?
— Że jednocześnie z oddaniem mnie tam, pozostawiono coś, co pozwoliłoby mej matce kiedyś mnie odnaleźć?
— Cóż to było takiego?
— Przepisy zakładu wzbraniają wyjawiania miejscowych tajemnic.
— Czyż podobna? ależ to bezrozumne postanowienie!
— I ja to uznaję zarówno, lecz z drugiej strony obawiają się może, ażeby opuszczone dzieci, wprowadzone na fałszywą drogę źle zrozumianemi wskazówkami.. nie wnosiły zamięszania i niepokoju do rodzin powszechnie szanowanych. Zresztą dochodzenie ojcostwa jest wzbronionym...
— Do czego więc służy ów znak, pozostawiony przy oddaniu dziecka?
— Pozwala on rodzicom upomnieć się kiedyś o opuszczone dziecię, jeżeli sumienie popchnie ich ku temu, lub zmiana położenia da im możność zajęcia się jego wychowaniem. Dzień i godzina, w których dziecię w przytułku umieszczonem zostało, zapisanemi są w księgach regestrowych. Jednocześnie notują tam szczegółowo ubranie dziecka, znaki na jego bielźnie, jeśli takowe istnieją, jakieś drobne wskazówki, umieszczone przy niem, któreby je w przyszłości poznać dozwoliły. Każde z dzieci oznaczone jest numerem. Ja miałam numer dziewiąty, do tego numeru dołączają imię dziecka, tworząc tym sposobem listę niejako stanu cywilnego opuszczonych dzieci, z której mogłyby korzystać one w dalszem swem życiu.
— Wszystko to dziwnym mnie smutkiem przejmuje — wyrzekła córka milionera — smutne to i straszne zarazem... Jak dawno oddaną zostałaś do tego przytułku? — spytała po chwili.
— Przed dwudziestu laty. Tam zostałam wychowaną i nauczyłam się pracować. Gdym poczynała rok szesnasty życia, umieszczono mnie w szwalni, u pewnej zacnej kobiety, która, nie szczędząc mi rad, ani przestróg uczciwych, prawdziwą, była mi matką. Zgon jej oblałam gorącemi łzami. Miałam natenczas lat dziewiętnaście. Mogłabym była znaleźć miejsce w przytułku jako robotnica, wołałam jednak sama u siebie pracować. Zebrawszy nieco zaoszczędzonych pieniędzy, kupiłam sobie sprzęty, wynajęłam pokoik i udałam się do znakomitszych magazynów, prosząc o robotę. Jedna z modniarek, u której przez rok pracowałam, wyjechała na obczyznę, natenczas pani Augusta przyjęła mnie i dotąd u niej pozostaję.
— Ileż lat masz, Łucyo, obecnie — pytała Marya — wszak pozwolisz mi się tem imieniem nazywać, nieprawdaż?
— Najchętniej — odpowiedziało dziewczę; — uważam to za dowód wysokiej życzliwości dla siebie ze strony pani i jestem ci wdzięczną.
— Powiedz mi zatem, ile masz lat obecnie?
— Zaczęłam rok dwudziesty drugi?
— Dlaczego, posiadając tyle gustu i zręczności, nie otworzyłaś na własną rękę magazynu?
— Ponieważ do tego potrzeba dwóch rzeczy, których nie posiadam.
— A mianowicie?
— Najprzód klijenteli, a następnie kapitału na pierwsze urządzenie zakładu.
— Zdaje mi się, że posiadając podobnie korzystną zdolność, łatwoby ci było znaleźć męża, jeśli nie bogatego, to w każdym razie z pewną sumką pieniędzy, która posłużyćby mogła na urządzenie szwalni, klijentela zaś wkrótceby się potem znalazła.
Na wspomnienie męża Łucya się zarumieniła.
— Ej! ja zgaduję — zawołała Marya z uśmiechem, spostrzegłszy zakłopotanie dziewczyny — ty masz już narzeczonego...
— Tak... w rzeczy samej — odrzekła zapytana.
— I rychłoż nastąpią zaślubiny?
— Nic nie wiem. Ten, którego kocham, nie posiada majątku, oczekujemy więc, gdy przy staraniach zdoła pozyskać odpowiednie dla siebie miejsce. Po wyjściu za mąż szyciem sukien zajmować się nie będę, żąda on bowiem, bym w zupełności poświęciła się domowemu gospodarstwu.
— Niesłusznem mi się to wydaje — odrzekła Marya — lecz w każdym razie żona do woli męża stosować się powinna. W dniu twoich zaślubin, droga Łucyo — dodała — przyjemnie mi będzie przysłużyć ci się jakąś drobną sumką na pierwsze zagospodarowanie, pod warunkiem jednakże, iż twój mąż dla mnie wyjątkowo pracować ci pozwoli.
— Będę go o to prosiła — wyrzekło dziewczę z uśmiechem — i mam nadzieję, że nie odmówi, skoro opowiem mu o życzliwości, jakiej ze strony pani doznałam.
Przez cały czas tej rozmowy trwało przymierzanie; całość balowej sukni okazała się bez zarzutu. Łucya, złożywszy ją starannie, okryła muślinem, dopomagając następnie swej klijentce przywdziać ciepły błękitny negliż flanelowy.
— Na kiedy pani będzie potrzebowała tej sukni? — spytała.
— Na przyszły czwartek. Jestem zaproszoną w tym dniu wraz z ojcem na tańcujący wieczór do jego przyjaciół.
— Będzie wykończoną na czwartek nieodmiennie; chciałabym jednak prosić, byś mi pani pozwoliła ubrać cię w nią mnie samej. Gdyby się okazały potrzebnemi jakie drobne poprawki, uskutecznię je na poczekaniu.
— Dziękuję ci z całego serca, przyjemnie mi będzie mieć cię obok siebie w owej chwili. Mam zamówić u pani Augusty kilka dla siebie kostiumów, zobowiążę ją więc, ażeby zleciła tobie odrobienie takowych. Pragnę odtąd jedynie przez ciebie być ubieraną.
— Szczęśliwą się uczuję, mogąc dla pani pracować — odpowiedziała Łucya.