Poezje (Gaszyński)/Konstanty Gaszyński

<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Konstanty Gaszyński
Pochodzenie Poezje Konstantego Gaszyńskiego
Wydawca  F. A. Brockhaus
Data wyd. 1868
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KONSTANTY GASZYŃSKI.


Dotkliwe czasy nastały dla poezji polskiej. Zastępy wodzów słowa ostatniej emigracyjnej generacji opuszczają życie tego świata, aby zrobić miejsce nowym genjuszom. Tylko, niestety, nowych imion nie widzimy, bo zdaje się iż mija czas poezji, ginie piękność uczucia w matrjalizmie XIX wieku. Wszelako nie rozpaczajmy. Naród polski, Bogu dzięki, nie stanął jeszcze na tej przewrotnej stopie oświaty, aby wyzuwszy się z tego co jest piękne i wzniosłe, tylko temu co jest wygodne i korzystne stawiać ołtarze. Cielec złoty nie zabrał jeszcze miejsca na naszych ołtarzach. Przeczekawszy tę chwilę przejścia z generacji do generacji, stworzymy i bardów nowych. Młody kwiat męczenników rozkwitnie, zwycięży słowo i duch: panowanie genjuszu jeszcze raz powróci.
Ostatni lat dziesiątek zabrał nam wiele drogocennych wieszczów z tego świata! Począwszy od niezrównanego Adama Mickiewicza, opuścił nas Zygmunt Krasiński, Gaszyński, Gorecki, Zmorski — dogorywa kilku. Z pozostałych milczą prawie wszyscy, i zaledwie od czasu do czasu wzleci do nieba skowronek polski z piosnką na ustach. Naród umęczony, przygnębiony powtórnie po rozpaczliwem powstaniu ostatniem, nie ocknął się jeszcze z otrętwienia boleści — pierwszym głosem jego, co mu się z piersi dobędzie jest jęk cierpienia! W cierpieniu nadzieja — oto poetyczna przyszłość nasza, z której wypłyną czyste duchy, by nam w obu przewodniczyć.
Obok koryfeów przemijających z generacją ostatnią, Konstanty Gaszyński zaszczytne zajmuje miejsce. Instynktem genjuszu w nim uśpionego, pobudzony do pracy na polu literackiem, należał do pierwszych odrodzenia duchowego przewódców z początkiem nowej ery dla pognębionej Polski; po upartej walce z przeszłością zawładał duchowo, i po równi ze współpracownikami, błyszczący meteor, przeleciał i zagasł — ale nie rozprysnął. Po równi z drugimi żyje on między nami duchem swoim. W skarbnicy narodowej przechowywamy duchowe szczątki nasze — w pamięci narodu. Wdzięczność narodu zbudowała mu pomnik w swych sercach i wyryła na nim uczucia swoje, testamentem przekazując przyszłości — aby nigdy nie był zapomniany.
W początkach XIX wieku, gorzej niż dzisiaj stała literatura nasza, pomimo świetnych Augusta dla niej czasów. Odnowiony język zapanował już w kraju, ale nie mogliśmy się otrząść z wpływów zagranicy i młoda literatura odrodzenia zagrażała wyrodzić się na nowo. Ale wydała polska ziemia rodzime wieszcze, którzy ster w swe silne dłonie schwycili, by wyprowadzić okręt skołatany na pełne morze. Potrzeba wszakże było walczyć z zawadami — z przeszłością. W walce na zabój o śmierć i życie, wyobrażającej nie tylko walkę zasad, ale właściwie walkę o istnienie, o wydobycie sił żywotnich ducha, o zaprzeczenie śmierci moralnej, wyrobiły się te genjusze myśli, co po drodze uczuć i serca zaprowadziły kraj aż do czynu. Walka ta, oprócz obudzenia ducha narodowego na wewnątrz, otworzyła narodom oczy, aby ujrzały, iż Polska żyje, iż ocknęła się z otrętwienia, a chcąc się i z kajdan sromotnych otrząsnąć, chwyta za broń, myje się we krwi własnej oczyszczenia i zdobywa sobie prawa posiadania korony męczeńskiej chwały.
Instynktowe poczucie konieczności istnienia, wydobywające się z narodu w postaci odrodzonej swojskiej literatury, tak silnie zawładło kwiatem narodu, młodzieżą polską, iż z zapałem rzuciła się do pióra, pragnąc przekazać ogółowi swe młode marzenia. Z tego powodu czytaliśmy nieraz twory nie zrozumiałe, bo przez twórców samych nie jasno pojęte. Było to odrodzenie myśli, rzucenie rękawicy przeszłości. Słabe pióra musiały też wytrzymać walkę z przeszłością — i ostrze krytyki niemiłosiernie je krajało. Ale nic nie pomogły ataki i strzały — kraj rozpadł się na dwa obozy — młodzież i zwolennicy nowości tej przyklasnęli ohoczo! To co dla doświadczenia i starej praktyki śmiesznem było, zachwycało właśnie młode serce barwą niezwykłą, uderzając oko i zdumiewając pojęcie jaskrawym połyskiem wschodzącego słońca nowej ery i wonią wyższej poezji.
Powoli młoda bezsilność nabrała doświadczenia i miłość ojczyzny musiała przeprzeć zasady nauki, musiała zwyciężyć. Naród polski, pochodzenia sławiańskiego, spokojnej natury, charakteru łagodnego, tęsknego, tylko okolicznościami zmuszony do przedzierzgnięcia w naród wojowniczy — wzdychał za wspaniałością bojowych czynów swych przodków: przeto chętnie podtrzymywał nową naukę, drogą wspaniałą do sławy pędzącą. Melancholiczne wybrzeża rzek naszych, niebo pochmurne i szare, klimat zimny północy, stały się kolebką pieśni przeszłości, pieśni rzewnej słowem i melodją.
Ale zanim chaos wzbudzony walką przycichł, zaś myśl nowa cel swój ostatecznie wytknęła, potrzeba było sternika coby nią przewodził. I z tego chaosu wypłynął sternik pożądany: Kazimierz Brodziński, jako pierwsza podstawa zasady, na której oparta, przetrwać potrafiła czasy krytyczne i wywalczyć przyszłość z postępem i doskonałością w parze. On pierwszy w literaturze polskiej stanowczo wytknął drogę narodową, polską, oczyszczoną ze wszelakiej obcości. Przezeń przejrzano czego nam do istnienia potrzeba, co nas z przeszłością wiązać powinno, a co naszego ducha dla przyszłości uszlachetniać. Zerwawszy ostatecznie z obczyzną na drodze literatury, chętnie poezja polska włożyła na siebie jarzmo religji, co stawiając szranki wybrykom pióra, uszlachetniało ją i podnosiło do najwyższej potęgi. Uczucie szlachetnego piękna było najlepszą nadal miarą krytyki, co nie dopuszczała skrzywienia myśli, zbaczenia pojęć — zkąd przekonania wchodząc w zasadę, stanęły na szczycie szlachetności.
Na tych więc podstawach wytwarzała się literatura ojczysta i nowe grono pracowników rosło nagle, widocznie, zmuszając ostatecznie przeszłość do złożenia broni. I wyrabiała się myśl wielkiego oswobodzenia kraju z pod jarzma obcego — jako myśl młoda poezji oswobodziła się z pod jarzma naśladownictwa i niesmaku. Grono pracowników wyścigało się wzajemnie po tej drodze odrodzenia, wydawając mężów takich jak Mickiewicz.
Konstanty Gaszyński do grona tych współpracowników należał, a wkupił się do niego już jako młodzian świeżutki, w pierwszej chwili umysłowego ocknienia. Pierwsze utwory jego datują z czasów pobytu w Szkole Głównej (Uniwersytecie) w Warszawie, które mu między rówiennikami już wtenczas imię poety zyskały, a przez nich do domów się dostawszy, powoli i powszechną nań zwróciły uwagę.
Konstanty Gaszyński rodził się 1808 roku z Tekli Bzowskiej i Antoniego Gaszyńskiego, dawnego Wicebrygadjera, potem Radcy Województwa Mazowieckiego, w Małej wsi, ziemi Czerskiej, Województwie Mazowieckiem. Do szkół i uniwersytetu w Warszawie uczęszczał.
Jakeśmy wspomnieli, jego pierwsze prace odnoszą się do szkolnego czasu między 1827 i 1830 rokiem, w którym to czasie począł występować publicznie w dodatku literackim do «Korespondenta literackiego» i w «Pamiętniku dla płci pięknej» jako jego współpracownik. Były to po części tłomaczenia z Schillera, Byrona, Moora, i t. p. Wszelako jego własne «Pieśni sielskie», zachwycające prostotą i miłym zwrotem języka, jaki tylko w pieśniach naszego ludu napotkać można — te pieśni zyskały mu imię i zajęcie ogółu. Jawiąc się około 1830 roku, były pierwszą skazówką zmian mających nastąpić na polu polskiej literatury. Piosnki to jako czysto swojskie, pozostały też najlepszą cząstką prac Gaszyńskiego przed powstaniem listopadowem pisanych, które pragnął już wtenczas razem ogłosić. Rewolucja stanęła temu na przeszkodzie, a po jej przejściu dojrzała myśl młodziana uszlachetniona wyższym polotem, rozogniona miłością nieszczęśliwej ojczyzny, zajęła się innemi potrzebami, zapominając tego zamiaru. Najlepsze tylko z nich wydał w «Zbiorze poezji» 1844 roku w Paryżu — wszelako i te nawet z nowego wydania później prawie wszystkie wyrzucił, jako «nie odpowiednie jego dojrzałemu pojęciu.»
Roku 1829, oprócz drobnych kawałków teatralnych jak np. «Warjat z potrzeby» grywanych w Warszawie, ogłosił on swój pierwszy romans historyczny pod tytułem: «Dwaj Śreniawici.» Najprawdziwiej ocenił ten utwór Wójcicki w swej «Literaturze», pomawiając go o brak barwy historycznej panowania Władysława Łokietka. Wszelako rzecz to do przebaczenia, gdy zauważymy, iż autor wziął się do tego dzieła kierowany tylko przeczuciem, bez praktycznego zmysłu ducha historji, znając tylko powierzchownie serce ludzkie i tylko z dzieł szkolnych polską historję. Podobnych utworów mieliśmy wonczas więcej, chociaż nieraz wychodziły one z pod ręki ludzi doświadczonych. Przykład z zagranicy zachęcał do szkiców jednolitych na tle historji, gdzie chodziło głównie o jaskrawość kolorytu i rozbudzenie zajęcia. Historja stawała dopiero w drugim rzędzie potrzeby — nieznajomość lub brak faktów zastępowano fantazją. Były to próby talentów, z których się miał wyrodzić polski Walter Scott. Wszelako zrozumiano u nas prędko, że Polska to nie Szkocja, że tu zupełnie inne tło, inne obrazy, inne życie, i spokojny charakter naszego sławiańskiego pochodzenia. W tym kierunku otrząsało się naśladownictwo nasze, wydając godnych współzawodników, jak Bronikowski, Bernatowicz i inni.
Tego czasu przewodniczył Konstanty Gaszyński młodemu Zygmuntowi Krasińskiemu, wypracowując z nim wspólnie «Rodzinę Rajchstalów» i «Władysława Hermana.»
Przyjaźń tych dwóch wieszczów, datująca od ławek szkolnych, a cechująca się niezwykłą solidarnością w pierwszych krokach wystąpienia publicznego, związała ich aż do śmierci. Całe życie ich było pasmem również uczutych uciech i utrapień. Wspomnienie solidarności tych dwóch dusz musi być najlepszym dowodem, iż tam uczucia i pojęcia sympatyzowały z sobą. Tylko to, co panicz wysoko urodzony z łona macierzyńskiego wyssał, a życiem wytwornem wyrobił — tego nie było w sercu jego przyjaciela. Szlachetność uczuć przyciągnęła i związała obu — lecz w tworach swych o tyle się rozeszli, iż Krasiński w swem stanowisku i po niemiłych doświadczeniach szkolnych, wyniósł ztamtąd gorycz oraz obawę; gdy Gaszyński tylko miłość ojczyzny i rodaków, niczem nie przyprawną odziedziczył. Przyjaźń ta otworzyła mu salony jenerała Wincentego Krasińskiego, ojca Zygmunta. Widziany tam chętnie dla ujmującej powierzchowności i charakteru, dla bystroty pojęcia i śmiałości poglądu, miał sposobność poznać koryfeów ówczesnego literackiego świata Warszawy — w ich pełnych treści rozprawach i gawędach czynny brać udział. Towarzystwo to ludzi, zajmujących wysokie stanowisko w społeczeństwie, po części rodem, zawsze rozumem, dało mu poznać świat ówczesny w jego naukowem rozwiciu. Rozprawy tam miewane wpływały nauczająco na jego wrażliwą istotę, wyrabiając zawczasu charakteru stałość, dając determinację w obcowaniu, znajomiąc praktycznie z historją i istotą życia społecznego. Nie dziw, że dojrzały młodzieniec uczuł gorąco położenie ojczyzny, pojmował potrzebę jej odrodzenia.
Po wybuchu powstania listopadowego w 1830 roku, jako uczeń szkoły Głównej należał do Gwardji Honorowej z samych Akademików złożonej, pod dowództwem Lacha Szyrmy; a wybrany na członka Komitetu tej Gwardji, uczestniczył w wydawaniu «Dziennika Gwardji Honorowej», wychodzącego tylko od 1go do 11go Stycznia tego roku. Kierunek tego dziennika i śmiała opozycja przeciw Chłopickiemu, po przejrzeniu i ocknięciu się młodzieży z zapału, do tego człowieka żywionego, zpowodowały iż otrzymał odeń surową naganę i ścieśnienie polityczne; gdy zaś z tego powodu młode pismo tem śmielej wypowiadać poczęło swe myśli, dyktator wydawanie onego całkowicie zakazał. Postępowanie takie dyktatora tem bardziej rozbudziło niechęć młodzieży: obawiając się następstw zgubnych, dyktator wkrótce Gwardję Honorowę rozwiązał.
Po rozwiązaniu Gwardji Honorowej, wspólnie z wielu kolegami wstąpił Konstanty Gaszyński do szeregów narodowego powstania i odbył całą tę kampanję, w końcu jako porucznik artylerji — aż póki roku 1831 nie opuścił kraju z korpusem Giełguda. Chwile powstania, w którem tak czynny brał udział, nie zatarte wrażenie na uczuciowym młodzianie sprawiwszy, napiętnowały niem wszystkie jego poetyckie utwory, barwiąc je na tle miłości ojczyzny, cudnemi farbami cnót narodowych. Pieśni jego, układane pod namiotem obozowym, śpiewało całe wojsko.
Po wyjściu za granicę udał się Gaszyński do Paryża, skąd przesiedlił się wkrótce do Aix-en-Provence, przyjemnej okolicy południowej Francji, zmuszony do opuszczenia stolicy przez rząd owoczesny. Napływ bowiem wychodźców polskich, pozbawionych ojczyzny przez najazd północy, tak oburzył i roznamiętnił Francuzów, iż obawiano się na korzyść Polski wybuchu ludu przeciw rządowi, aby go do czynnej interwencji w tej sprawie przymusić.
Zagospodarowawszy się w Aix, zwiedził Korsykę, ojczyznę Napoleona. Oczekiwania jego w tym względzie zawiodły go po części — owocem przejażdżki wiersz pod napisem: Ajaccio. Wrócił ztamtąd na stałe mieszkanie do Aix. Charakter jego miły i słodki, dowcip bystry i humor wesoły, pomogły mu do szybkiego zaznajomienia się z publicznością tamtejszą. Zabrał się ochotnie do pracy nad językiem francuzkim i tak doskonale go sobie przyswoił, iż wkrótce pisać nim potrafił, czego dowodem sonet jego do Wiktora Laprada, w 1834 roku napisany.
Nie poprzestając na tem, zabrał się do badania miejscowości pod względem historji, oraz do nauki prowensalskiego narzecza zwanego «la langue d’oc.» Owocem tych jego poszukiwań jest znakomity zbiór wyciągów i opisów z historji tej prowincji. Pobyt jego w Aix przeciągnął się aż do 1844 roku. Dziesięć lat pracy w przedmiocie obranym dozwoliło mu wystąpić publicznie — i ujrzano jego twory w «Memorial d’Aix» i «Gazette du Midi», do których pisał jako ich współpracownik stały. Mémorial d’Aix powierzono mu wkrótce pod zarząd wyłączny. Artykuły jego pisane stylem kwiecistym, chciwie czytano. Znaczniejsze utwory swoje czerpał bowiem z historji i życia prowensalskiego, wartując na ten cel archiwa i zbiory tamtejsze.
Oto znaczniejsze artykuły jego z historji: Quentin Metsys, chwila z życia malarza flamandzkiego, przebywającego w Aix za panowania króla René — Charles V. à Aix, epizod z roczników miasta — Christine, reine de Suède à Aix, studjum charakterystyczne — Marguèrite Voland, spomnienie dobrowolnej męczennicy, co obudziwszy miłość pożądliwą Franciszka I., spaliła sobie twarz siarką, aby się od niej uwolnić. — Z biografji: żywot Chardiniego, Chastela i innych mniej głośnych. — Z opisów! Saint Antoine — l’Eremitage de Saint Sers — les Figons. — Ze wspomnień obozowych i politycznych: Une causerie de bivaque. — Les deux prisoniers d’Etat. — Fantastyczne: Le pasage des Anglais — Histoire d’un clou et d’un tableau. — Recherches sur la pipe — i mnóstwo ulotnych opowiadań. — Ze sztuki: Les cabinets de tableaux et Collections artistiques de la ville d’Aix, które to dzieło przypomniało Francuzom ważność tych zbiorów i powszechną na się zwróciło uwagę. — Z poezji nawet głosił po francuzku wiele kawałków formy pięknej i zgrabnej. Prócz tego po za granicami dziennika wydał po francuzku dość prac bardzo szacownych, jak: Studjum kościoła Saint Sauveur w Aix, Nord et Midi, a wreszcie przełożył Krasińskiego Ostatni (le Dernier) i Przedświt (l’Aube) ze zwykłą zręcznością.
Widać że tam czasu nie trwonił i za gościnność doznaną, zostawił Prowensalom drogie prac swoich owoce. Ale też instynkt zdrowy Gaszyńskiego wprowadził go tam zaraz w grono ludzi światłych, z talentem i wyższą dążnością. Oni to, pokochawszy go serdecznie, byli mu najwierniejszymi przewodnikami w zawodzie na drodze nie zepsutej fantazji. Tym też sposobem przyciągnęła go Prowancja do siebie i zniewoliła uważać za drugą ojczyznę, jak nawet i w poezjach kraj ten przezywał. Pomimo że po latach dziesięciu porzucił to miłe miejsce pożytecznej pracy: ani chwili o niem nie zapomniał, ani też pozostawieni tam przyjaciele nie przerwali z nim szlachetnych stosunków. Rozmowa o latach pobytu w Aix była dla niego prawdziwą roskoszą — korespondował pilnie i odwiedzał często miejsce to, gdzie znalazł przytułek i poczciwych przyjaciół. Wyjazd swój ztamtąd uczcił pięknym wierszem polskim, gdzie przywiązanie jego rzewnie a dobitnie się maluje.
Przesiedliwszy się 1844 roku do Paryża, wydał po raz pierwszy całkowity zbiorek swych poezji, jeżeli pominiemy maleńki zeszyt pod tytułem: «Pieśni pielgrzyma polskiego» jaki jeszcze 1834 roku w Paryżu prasę opuścił. Zbiorek ten przyjęto wdzięcznie, chociaż nie wspominano o nim wiele. Bo poezje te nie błyszczały oryginalnością samoistną, ani też brylantowym stylem, jakim władał jego serdeczny przyjaciel Zygmunt Krasiński — wszelako pociągały serca miłym urokiem świeżości uczuć, kolorytem czarującym każdego; a w szczególności były tak prostym i narodowym językiem uwite, iż je każdy sercem zrozumiał! Nie potrzeba było zastanawiać się i szukać myśli autora: błyszczała ona tam tak jasno, jak jutrzenka na niebie, i chociaż w niej odbijały się barwy tęczowe zachwytu, to przecież promienie jej wpadały wprost do każdego serca i uderzały najczulsze struny narodowego uczucia. Poezje Gaszyńskiego były równianką skromnych kwiatków polnych, złożoną na ołtarzu ojczyzny — to też nęciły swą wonią dziewiczą i wzruszały rodzinne uczucia — czytano je chętnie i czytali wszyscy. —
Głównym powodem przesiedlenia się Gaszyńskiego był Zygmunt Krasiński i zajęcie się wydawnictwem tegoż utworów, z których nawet «Przedświt» pod Gaszyńskiego wyszedł nazwiskiem. Wszelako nikt się tem uwieść nie dał; bo pomimo, że «Przedświt», co do sposobu widzenia rzeczy zbliża się więcej do prawdy, aniżeli Irydjon i Nieboska — którąby nawiasem, pominąwszy wielkość artystyczną, raczej «Niepolska» nazwać lepiej było — sam już ów styl nadzwyczaj górny, djamentowy i złoty, wonczas był tylko jedyną Krasińskiego własnością. A jakaż to w zrozumiałości i jasności poglądu różnica między piórami tych dwóch przyjaciół! Chcieli oni zapewne obydwa jednej i tej samej ojczyzny; wszelako po zupełnie innych drogach dążyli do niej w pismach swoich, pomimo ich serc najściślejszego związku — a raczej, gdy Gaszyński jasno czuł i pisał, złotousty Krasiński szukał, i z tego powodu był nie zawsze pojęty, często fałszywie zrozumiany. Dla przyjaźni więc Krasińskiego przesiedlił się do Paryża, i ztamtąd do wód robił wycieczki — przyczem własne restaurował zdrowie. Celem ich podróży był najczęściej Ren i kąpiele nad nim leżące.
Życie to koczownicze zabierało mu cale lato, iż ledwo zimą brać się mógł do pióra. — W roku 1846 wydał prozą «Pan Dezydery Boczko i sługa jego Pafnucy» szkic emigranckiego życia. Szkic ten humorystyczno-historycznie nakreślony, przedstawia polskiego szlachcica w Paryżu, który szukając partji do jakiejby się z przekonania przyłączył, odwiedza wszystkie kluby owoczesne, aż nareszcie rozgniewany na dziwne ich pomysły, na stale w «Zjednoczeniu» osiada. Traci zupełnie zasoby i upada na duchu — gdy sługa jego Pafnucy spanoszony, zostaje arystokratą i łączy z partją książęcą. Prawda tu głęboka, a wizerunek życia emigranckiego wierny — i żałować wypada, że Gaszyński temu rodzajowi literatury więcej czasu nie poświęcił. Przedmiot ten życia emigranckiego tyle posiada materjału, iż wiele i bardzo nauczających dałoby się zeń wyrobić wzorów — na naukę przyszłości.
Następnego roku wypracował: «Reszty pamiętników Macieja Rogowskiego, Rotmistrza Konfederacji Barskiej.» Utwór ten zawiera bardzo wiele nie znanych historji i interesujących szczegółów. Widać że wydawca rzeczywiście posiadał źródło, czy prawdziwe Pamiętniki owoczesne, chociaż styl onych zupełnie wznowiony. Pojedyńcze ułamki, szczególnie z żywota Kazimierza Pułaskiego, najlepszym tego dowodem. Chociaż więc pamiętniki te nie zajmują tyle formą, to owe nieznane szczegóły klasyfikują one w rzędzie źródeł historycznych. Z powodu niespółczesnego języka, sfałszowania tej książki całkowicie autorowi zarzucać byłoby nie logicznie, jak to w swym czasie krytyka uczyniła: właśnie dla tego, że nie miano w myśli form powierzchownych, ani zachowania typu, tylko podano interesujące fakta.
Tu nastała wielka przerwa w publikacjach Konstantego Gaszyńskiego. Życie jego w towarzystwie i dla Krasińskiego, co schorzały ciałem, nigdzie długo nie mógł zabawić, oraz własne cierpienia, nie pozwoliły Gaszyńskiemu brać na dłużej pióra do ręki. Tych lat nie zagrzał on nigdzie miejsca, ale pielgrzymując po Francji, Belgji i Niemczech, dorywczo szkicował co wpadło do głowy i serca. Rok dopiero 1851 ujrzał nowy tomik pracy pod tytułem: «Kontuszowe pogadanki i obrazki szlacheckiego życia.» Miały to być wspomnienia na wzór «Pamiątek Soplicy» nieprześcignionych dotyczas przez nikogo. To też podobieństwo to wpadając czytelnikowi w oczy, mimowolnie krytykę na niekorzyść autora przechyla. — Samoistnie sądząc, znajdziemy tu jak we wszystkich tworach jego, wygładzony styl jasnego poglądu. Lekkość szkiców zdaje się dowodzić, iż Kontuszowe pogadanki przypadkowo Pamiątki Soplicy przypominają, napisane wszelako zostały bez chęci naśladowania.
Tegoż roku pod jesień wyjechał do Genui, aby ztamtąd wyszukać odpowiedni zakątek, w którym schorzały Krasiński mógł na zimę przemieszkać. Przebywszy tam z nim zimę, przeniósł się pospołu na lato do Badenu — a zostawiając pieczołowitości małżonki biednego wieszcza, wrócił na zimę 1852 roku do swej ukochanej Prowancji, gdzie wykończył swoje «Listy z Podróży po Włoszech» wydane w Lipsku 1853 roku. Te listy, pisane do przyjaciela, lotno i pobieżnie rzucając pogląd na przedmioty pod zmysł podpadające, czytają się z przyjemnością.
Rok 1854 przepędził na kuracjach wodnych z powodu swej słabości nóg, która od dawna mu dokuczając, zmuszała go ostatecznie do energicznych zabiegów. Z tego zapewne powodu nie napisał nic nowego i na rok następny przygotował tylko nową edycję swych poezji, którą po powrocie z Badenu 1855 roku pod zimę, przebywając w Prowancji, uskutecznił. Powyrzucał on z tej edycji wiele tworów młodocianych, jakie mu się nowego druku nie zdawały być godnymi, zastępując je nowymi od 1844 roku napisanymi. Na czele wydania tego stoi jego «Sielanka młodości,» utwór najlepszy w swoim rodzaju, pełen prostoty i uroku.
Zabawiając się pracami na polu francuzkiej literatury aż do roku 1857, na ogłoszony konkurs w Poznańskiem za napisanie satyry przeciw grze w karty, wypracował poemat «Gra i karciarze» który otrzymał przeznaczoną nagrodę. Jest to utwór po «Sielance młodości» najlepszy ze wszystkich utworów podobnych ostatniego wieku, wygładzony, delikatnie krytykujący, bez tej szorstkości podobnym satyrom dotychczas właściwej, «Gra i karciarze» oraz drugą poezję satyryczną: «Wyścigi konne w Warszawie» w formie dramatycznej, wydał w 1858 roku w Paryżu, pod tytułem: «Pro bono publico.»
W tych zajęciach literackich w gronie swych przyjaciół w Aix zaskoczyła Konstantego Gaszyńskiego smutna wiadomość o śmierci Zygmunta Krasińskiego. Wypadek ten, rozdzielający go w tym świecie z najlepszym przyjacielem i współuczestnikiem wszystkich uczuć smutku i wesela przez lat trzydzieści, stanowczo na niego podziałał. Porzucił on gęślę poety i przebolawszy niespodziewaną stratę, zawlókł się do Paryża by pozostałe papiery po zmarłym wieszczu uporządkować. Z Paryża, dla wytchnięcia w pracy i dla swych cierpień osobistych pojechał na krótki czas do kąpieli w Biarritz; zkąd wróciwszy, zajął się wyłącznie wydawnictwem pozostałych po Krasińskim rękopisów. Ogłosił drukiem jego: «Niedokończony poemat,» pierwszą część właściwie «Nieboskiej komedji,» chociaż później opracowaną — i «Wyjątki z listów.» Oprócz tego przygotował biografję i krytykę prac Zygmunta Krasińskiego z objaśnieniem ich serdecznych stosunków. Praca ta dopiero po upływie lat pewnych ma wyjść na widok publiczny, wedle ostatniej woli autora.
Rok 1860 był jednym z najważniejszych w życiu Gaszyńskiego: miał on odwiedzić zgrzybiałą matkę swoją i kraj ukochany.
Podróż ta w okolice rodzinne, widzenie się z dawczynią dni żywota, oddziałały korzystnie na stan jego umysłu a nawet wzmocniły zchorzałe ciało. Z nowym więc zapałem rzucił się do pracy za swoim powrotem do Prowancji — ale widać, że w księdze przeznaczenia inaczej zapisano. W słodkich rozmyślaniach i pracach nad sprawą narodową doszła go straszna wieść o śmierci ukochanej matki! Śmierci morderczej w roku 1863, w którym Moskale napadłszy dwór, gdzie na stare dni zamieszkała — rabując go po swojemu, sędziwą matronę podle zamordowali wystrzałem z karabinu! Ta wiadomość sparaliżowała resztę sił Gaszyńskiego i długo, a może i do śmierci już pokoju na tej ziemi znaleźć nie mógł. W miejsce rozpaczy, poddawszy się wyrokom Boga, ofiarował tę siwowłosą ofiarę na ołtarzu równie ukochanej ojczyzny, weseląc się duchem w Bogu, iż ta śmierć męczeńska zapisaną zostanie w księdze zasług polskiego ludu!
Wypadki niespodziewane w kraju obudziły go na chwile z otrętwierna i boleści, iż pochwyciwszy rozstrojoną gęślę, niezwykłym dźwiękiem ludowi swemu po raz ostatni zaśpiewał. Było to «Kilka pieśni dla kraju» w roku 1864 w Paryżu wydanych. — Od tego śpiewu ostatniego rozbolała gęśla zamilkła na zawsze!
Życie jego stało się odtąd jednem bolesnem marzeniem, letargiem, z którego nie obudzon dla świata, zamarł na zawsze. Ostatnie wypadki w kraju, upadek powstania, krew lejąca się potokami z ofiar niewinnych pod nożem i mieczem Moskala; jęki tysięcy mężów, kobiet i dziatwy, młodzi i starców, gnanych w ostatnie krańce Sybiru; nareszcie omdlałość współczucia w Europie dla męczonego narodu — wszystko to przygnębiło umysł i serce Gaszyńskiego niezwykłem brzemieniem. Genjusz i władze jego upadły — za nimi i ciało. Słabość jego nóg wzmogła się gwałtownie, iż mu prawie zupełnie posłuszeństwo wypowiedziały — i zmuszony był dla podtrzymania ich władzy, ciągle co lato po kąpielach przebywać.
Tak dowlókł to życie do roku 1866, który miał go z męczarń ziemskich i więzów cierpienia wyzwolić, a połączyć tam, wysoko, z tem co miał na ziemi najdroższego.
Dnie 6, 7, 8 października były jego powolnem konaniem. Całe te dnie walczył ze śmiercią w największych cierpieniach, które mu przytomność odbierały — przecież nocą, gdy cierpienia zwolniały, duch jego odzyskiwał wszystkie swe władze, iż nie tylko rozmawiał z otaczającymi go przyjaciołmi, ale i błyskał dawną bystrotą pojęcia. Trzeciego dnia konania zasnął wreszcie w Bogu — spokój duszy jego!
Pogrzeb odbył się bardzo skromnie — bo takie było zmarłego poety życzenie: tylko kilku przyjaciół Francuzów i kilku tam przebywających Polaków garstkę ziemi na grób mu rzuciło. Na smętarzu stanął krzyż żelazny z prostym napisem:

«Konstanty Gaszyński.»

Tak zgasło życie prawego syna ojczyzny — ale pamięć jego nigdy nie przeminie!


∗                              ∗

Konstanty Gaszyński nie należy do poetów pierwszego rzędu — i nigdy do tego stanowiska nie miał pretensji. W utworach jego nie szukać ani wzniosłości Adama, ani mistycyzmu przyjaciela jego Zygmunta, ani w końcu polotu i ogromu obrazów Juljusza! Nie ma tam nawet odcienia wyskoków świątobliwego Bogdana Zaleskiego, tem bardziej ognistego Seweryna Goszczyńskiego — szukać tam nie można przymiotów innych poetów jego szkoły i czasu. Ale też gdzie, jeżeli nie w Gaszyńskim szukać: tej miękkości i gładoty stylu, tej ludowej prostoty pojęcia, tej otwartości myśli, tego uroku czarodziejskiego formy? — Przez nie staje się Goszczyński poetą samoistnym odrodzenia narodowego, zabierającym słusznie mu należne miejsce obok pierwszych koryfeów naszej narodowej poezji.
Przyszłość nie inaczej go osądzi. Nie wygaśnie on nigdy w pamięci narodu — raz zdobyte miejsce w sercu jego, pozostanie mu na zawsze. Poezje też Gaszyńskiego nie tylko w epoce naszej z przyjemnością będą czytane. Są to może jedyne utwory, które przetrwają wszelkie pod tym względem możliwe reformy i odmiany, zatrzymując urok raz nabyty. Lud nawet polski, poczuwszy się w duchowem narodowem życiu, przyswoi sobie twory te, jako własność jemu należną.
Ta władza poezji Gaszyńskiego pochodzi ztąd, iż nie oglądając się na żadne czasowe przykłady, wychowany w zasadach nowoczesnej szkoły, samoistnie puścił uczuciu swemu wodze, które ludem swoim tylko żyło — i to wyśpiewał co samo serce marzyło! —
Zbiorek poezji tych nie tylko ma prawo zajmować miejsce w poczecie tomów «Bibljoteki pisarzy polskiej» — ale będzie jej prawdziwą ozdobą, jako najczystszy pokarm dla narodowego ducha. W imię Boże więc na ten cel go poświęca —

Wydawca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Konstanty Gaszyński.