Potworna matka/Część druga/XLIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
— Dobrze pan jest powiadomiony — rzekła po krótkiej chwili namysłu.
Włosko nie mógł zataić radości swej, co tym większą nieufność obudziło w pani Gevignot.
— Zatem — podchwycił — prosiłbym panią o pozwolenie pomówienia z tym młodym dziewczęciem.
— Z wielkim żalem nie mogę panu dać tego pozwolenia... — odpowiedziała przełożona.
Były dependent spojrzał na panią Gevignot z miną wielce zdumioną.
— Nie może pani? — powtórzył.
— Nie, panie...
— A to dlaczego?
— Dla bardzo prostej przyczyny, ponieważ Joanna Bertinot opuściła swą służbę.
— To niepodobna! — wykrzyknął Włosko.
Pani Gevignot przygryzła wargi i rzekła tonem oschłym:
— Nie przywykłam do tego, mój panie, ażeby wątpiono o mych słowach.
Przybysz zrozumiał nieco za późno, że popełnił niezręczność pierwszorzędną.
— Błagam panią o przebaczenie — wyrzekł żywo. — Ani na chwilę nie miałem zamiaru wyrazić takiej wątpliwości... Doznałem tylko wielkiego zdziwienia i dlatego nie dobrałem słów... Wczoraj jeszcze byłem prawie pewny, że panna Bertinot znajduje się tutaj... stąd, moje ździwienie...
— Rzeczywiście, Joanna była wczoraj, lecz dzisiaj już jej nie ma u mnie...
— A gdzież jest?
— Nie wiem... Opuściła mnie... Nie troszczyłam się o jej projekty...
— Proszę pani, bardzo być może, iż dla przyczyn szczególnych pragnęła ukryć miejsce swego pobytu... Ja bym to mógł pojąć.
Przełożona nic nie odpowiedziała.
— W życiu zdarzają się nieraz okoliczności szczególne, wyjątkowe — ciągnął dalej Włosko. — Joanna Bertinot mogła była panią błagać, ażeby ją pani ostrzegła przed czyim bądź spojrzeniem, i może dlatego nie pozwala pani mi się z nią widzieć?
— Powtarzam panu, że Joanna Bertinot opuściła dom wczoraj — zawołała przełożona niecierpliwie.
— I nie powiedziała pani, gdzie się ma obracać?
— Już panu wyjaśniłam.
— To dziwne.
— Dlaczego?... Jest ona zupełnie wolna, może czynić co jej się spodoba. Nie potrzebowała mi się tłumaczyć.
— To prawda... Może wróciła do pani, de Roncerny?
Pani Gevignot zapytywała się nadal w myśli, kim mógł być ten człowiek, tak dobrze powiadomiony o wszystkim, co dotyczyło młodej służącej.
Włosko nalegał.
— Czy pani przypuszcza — podchwycił — że powróciła do hrabiny de Roncerny?
— Ja nic zgoła nie przypuszczam...
— Chodzi tu o rzecz ważną dla niej...
Przełożona, przypomniawszy sobie oskarżenie o kradzież, uczynione przeciw Joannie, doznała żywego niepokoju.
— O rzecz ważną? — powtórzyła.
— Niezmiernie.
— Jeżeli tak jest, mocno żałuję, że nie mogę panu dać wiadomości żadnej...
— Ale mogą tu listy nadejść do panny Bertinot...
— Zapewne... Więc cóż z tego?
— To może powiedziała pani, dokąd mają być odsyłane, może zostawiła swój adres?
— Nic mi nie powiedziała o tym, ale opuściła dom mój w takich warunkach, jakie pozwalają jej odwiedzić mnie. Może więc zajrzy do mnie... W razie więc gdyby do mnie przyszła, mogę jej oznajmić, iż się pan nią interesuje i gdzie może się z panem zobaczyć.
Józef Włosko zamyślił się przez kilka sekund, po czym rzekł nagle:
— Ma pani słuszność... Zostawię pani mój adres.
I wyjąwszy bilet wizytowy z kieszeni, podał go przełożonej!.
Przemysłowiec.
Były dependent pożegnał następnie panią Gevignot i postanowił pojechać do Petit-Bry.
Tutaj przyjęła go pani de Roncerny.
Hrabina, nie wiedząc o tym, co się działo, mogła to tylko odpowiedzieć na jego pytania:
— Moja dawna pokojówka była wczoraj w naszej willi, ale nie mówiła ani córce, ani mnie, że opuszcza pensję w Boissy.
Włosko odszedł zafrasowany, nie zostawiwszy jednak tutaj swego adresu.
∗ ∗
∗ |
Powróćmy do Julii Tordier.
Gwałtowne dzwonienie rozległo się w mieszkanki.
— Heleno! — zawołała Garbuska.
— Co, mamo?
— Nie słyszysz, że ktoś dzwoni! Czy jesteś głucha! Idźże otworzyć prędzej!
Młoda dziewczyna spełniła rozkaz, a otworzywszy drzwi, cofnęła się mimowolnie, znalazłszy się wobec Prospera Rivet.
Za każdym razem, gdy Helena widziała pięknego komiwojażera, doznawała szczególnego uczucia wstrętu.
Prosper nie spostrzegał tego, albo się wcale o to nie troszczył.
— Moje uszanowanie przyszłej pani Rivet — wyrzekł tonem jowialnym.
Helena pozostała niemą, ale gwałtowne wykrzywienie twarzy znamionowało, czego doświadczała.
Garbuska poznała głos Prospera.
Nadbiegła, nie chcąc ani na chwilę pozostawiać go samego z córką...
— Chodź, mój zięciu — rzekła. — Mamy do pomówienia o bardzo ważnych rzeczach...
— Do usług, kochanej pani...
— Proszę za mną.
Garbuska zaprowadziła Prospera do swego pokoju i zamknąwszy drzwi, objęła go spojrzeniem, w którym pałał ogień namiętności, i odezwała się doń głosem wzruszonym i drżącym...
— Wszak kochasz mnie Prosperze, nieprawdaż? Kochasz mnie i kochać będziesz zawsze?
— Ależ najmniejsza wątpliwość byłaby dla mnie zniewagą — odpowiedział młodzieniec.
— Ach! jakże jestem szczęśliwa, że słyszę ciebie, wymawiającego tak słodkie słowa!
— Bądź pani szczęśliwą, ale mów ciszej... Helena mogłaby usłyszeć...
— A cóż mnie to obchodzi? — spytała Garbuska tonem dzikim.
— No, moja przyjaciółko, bądźże: rozsądna. Pomyśl, iż dość byłoby podejrzenia, ażeby Helenie dać siłę i śmiałość walczenia przeciw nam, z widokami zwycięstwa!
— Więc tak ci zależy na tym małżeństwie? — zagadnęła Julia Tordier z drżeniem zazdrości.
— O! także głupstwo! — odparł Prosper, śmiejąc się głośno. — Jeżeli mi zależy na małżeństwie, to wie pani dlaczego...
— Doprawdy?
— Ależ, słowo honoru, to się aż przykrzy powtarzać wciąż jedno i to samo. Jesteś zanadto podejrzliwą.
— Bo cię tak kocham, mój Prosperze, kocham, cię ponad życie, więcej nad wszystko... i chcę ci tego dowieść.
Poszłam dziś nawet do rejenta.
— A!
— Za kilka dni podpiszemy twój kontrakt ślubny z Heleną... Kontrakt ustanawiający zasadę rozdziału majątkowego... Ty wniesiesz dwadzieścia pięć tysięcy franków, które ja wypłacę...
— A — spytał Prosper tonem jak najobojętniejszym — kiedy te nieruchomości należeć będą do mnie?
— Już akta są przygotowywane... Podpiszemy je za pięć dni.
— Wybornie...