Przygody czterech kobiet i jednej papugi/Tom VII/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Przygody czterech kobiet i jednej papugi
Wydawca Alexander Matuszewski
Data wyd. 1849
Druk Jan Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Aventures de quatre femmes et d’un perroquet
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XI.

Nazajutrz rano Tristan wcześnie udał się do Ludwiki, zastał ją już płaczącą.
— Cóż ci jest? zapytał troskliwie.
— To może dzieciństwo że ja tak plączę, odpowiedziała, ale małe nieszczęście podług mnie najczęściéj większe zapowiada, ja jestem zabobonna mój przyjacielu i zaraz się dowiesz, czego ja tak płaczę.
I Ludwika wziąwszy za rękę Tristana, zaprowadziła go do ogrodu i pokazała mu zdechłą papugę, położoną na ławce.
— Biedny ptaku! wymówił Tristan, i łzy mu się zakręciły. Zbliżył się potém do papugi, wziął ją w ręce i z rozczuleniem, pocałował jeszcze cieple ciało ptaka.
— Z czego zdechła papuga? zapytał się Tristan patrząc na Ludwikę.
— Nie wiem, znalazłam ją rozciągniętą dzisiaj rano na pokładzie w klatce.
— To dziwna! wczoraj nie była słabą, owszem nawet weseliła się. I Tristan otworzył martwe oko ptaka.
— To dziwne prawdziwie! wymówił Tristan, po tém oku możnaby sądzić, że papuga otrutą była.
— Otrutą? zapytała Ludwika a przez kogóż?
— Właśnie, sam sobie to zapytanie robię, gdziesz jéj klatka?
— W sali jadalnéj.
Tristan poszedł na miejsce przez Ludwikę wskazane i zajrzał w korytko z ziarnem i w słoik z wodą.
Umoczył palec w wodzie i dotknął go do ust swoich.
— Ta woda jest zatruta, odezwał się.
— Ta woda! wykrzyknęła blednąc Ludwika.
— Tak jest, z pewnością ta woda jest zatruta.
— Ale czy doprawdy pewnym tego jesteś?
— Tristan raz jeszcze próbę powtórzył, potém dodał: jestem najpewniejszy że woda zatruta.
— Ah to niepodobna! krzyknęła Ludwika na kolana upadając.
— Dla czego?
— Bo ja sama wlałam w słoik te wodę.
— Zkądżeś jéj wzięła?
— Pan Mametyn oddał mi ją z poleceniem abym ją wylała, mówiąc że gorzka.
Tristan pobladł.
— Czyś widziała dzisiaj rano pana Mametyna? zapytał żony.
— Nie jeszcze.
— Nie dzwonił dzisiaj? nie potrzebował czego?
— Także nie.
— A w nocy nie wołał służącego?
— Nie.
— Czy on pił tę wodę?
— Ogromną szklankę.
— Wejdź do jego pokoju, powiedział Tristan.
— Z tobą razem?
— Nie, sama najprzód, ja tutaj zaczekam.
Ludwika nie śmiała ruszyć się z miejsca.
— Wejdź, wejdź, może będzie miał czas jeszcze ci co powiedzieć.
Ludwika weszła.
W sekundę potém ze ściśnioném sercem, uderzała ręką we drzwi do doktora pokoju prowadzące, z którego żaden głos się nie odezwał.
Natenczas Ludwika drzwi otworzyła, i Tristan wstąpiwszy na pierwsze stopnie wschodów, usłyszał najpierwéj mocny i przeraźliwy krzyk żony, potém odgłos, opadnięcia jéj na ziemię. Wpadł do pokoju do którego się Ludwika udała.
Ta, leżała bez życia na podłodze, trzymając w ręku papier na którym było pismo doktora: „Lepiéj żeby Tristan nie odjeżdżał:” Co do, pana Mametyna, ten już nie żył.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: anonimowy.