Przygody czyżyków/Rozdział XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karolina Szaniawska
Tytuł Przygody czyżyków
Wydawca Księgarnia G. Centnerszwera
Data wyd. 1899
Druk M. Lewiński
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Jan Wasilewski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXI.
Uwijemy gniazdo!

Nie wiem jak się zakończył ten dzień straszny. Pamiętam, że do późnej nocy siedziałem na oknie, drżąc; Kocia płakała, mama oraz inne panie tuliły ją i zabawiały.
— O, moja Lilli, moja droga, kochana! jęczałem bezustanku.
— Moje ptaszątko złote, moje najdroższe! zawodziła Kocia. Nie pocieszaj mnie, mamusiu, nic nie mów — bo ja nigdy jej nie zapomnę, nigdy w życiu nie przestanę płakać! Kiedy byłam chora, to maleństwo mnie rozweselało... moja złota Jednonóżka! zabili ją, zabili!
Przez dni następne dziewczynka całe godziny spędzała przy klatce, popłakując; Józefowa nie opuszczała jej na chwilę i bawiła opowiadaniem bajek, które mnie także rozrywały w ciężkim smutku.
Dopóki Kocia i stara niańka były blizko, nie czułem się tak bardzo nieszczęśliwym; gdy odeszły, myślałem, że zginę. Chłopcy przynosili mi owoce — nie brała mnie nawet ochota skosztować; — zięby, wilgi i makolągwy napełniały ogród ślicznym swoim śpiewem — nie odpowiadałem im wcale. Na pliszkę, która przyleciała mnie odwiedzić, fuknąłem szorstko:
— Czego chcesz tutaj?
Uciekła, rzuciwszy dokoła wzrokiem przestraszonym.
Nie wiem, ile czasu upłynęło, gdy raz w południe przyszedł Antoś i rzekł do Koci, bawiącej się ze mną:
— Jeżeli chcesz, dziś jeszcze mogę ci dać towarzyszkę dla twego czyżyka.
— Ach, Antosiu, żadna czyżyczka nie zastąpi mi tamtej! odparła Kocia płacząc.
— Wiem, ale biedny ptak się nudzi, niema z kim poświergotać, nawet jeść nie chce — patrz, jak wygląda... Zmarnieje, potem sobie wyrzucać będziesz, że mnie nie usłuchałaś.
Kocia zaczęła prędko mrugać oczkami, usta jej drgały — wreszcie zawołała:
— Cóż ja poradzę? co poradzę, drogi Antosiu?
— Nic łatwiejszego. Kazałem złapać młodą czyżyczkę, wpuścimy ją do klatki; — jeśli się zgadzać będą, twój biedak zaśpiewa niedługo jeszcze piękniej niż dotychczas. Byłabyś także smutna, gdyby Tadzio i Romek odjechali, choć masz ojca i mamę, jesteś przy nich. Nie namyślaj się, Kociu, odpowiadaj żywo — ptaszka przyniosę.


Uwolnienie czyżyków.

Po licach Koci łzy płynęły gradem.
— Niech już będzie, odparła — niech już będzie, kiedy tak mówisz, — i wybiegła, chwytając się za głowę.


∗                    ∗

To dzikie stworzenie miałoby mi zastąpić Jednonóżkę?..
Nigdy! nigdy!
Wszedłszy do klatki, nastroszyła się zaraz i przypadła prosto do mojej czupryny.
— Co to jest? zawołałem.
— Masz! masz! piszczała — przez ciebie tu mi siedzieć każą, dla ciebie mnie schwytali i uwięzili. Byłam szczęśliwa, wolna, co zrobili ze mną?.. Nie wytrzymam, nie wytrzymam — za nic!
Krzycząc, biła mnie po głowie i wyrywała pióra.
— Dajże mi pokój!
— Nie dam! — będę biła, oskubię i wojować nie przestanę, aż mnie wypuszczą. Masz! trzeba ci więcej? masz!
Porwałem się również. Na szczęście byłem dość mocny — poleciały piórka. Zwyciężona, ukryła się w kącie klatki, otwierając dziób szeroko, gdy przystąpiłem do ziarna lub naczynia z wodą.
— Sama jeść nie będę i tobie nie dam! krzyczała chrapliwym głosem — uwolnij mnie, albo zginiesz!
— Cóż zrobię?
— Co? Pomóż mi, pracuj ze mną... druty nie grube.


Uwijemy gniazdo.

Wybrała jeden, cieńszy od innych i zaczęła go skubać z taką zawziętością, iż zdawało się, że drobniał. Kawałki farby, którą był powleczony, zaścielały klatkę. Całe popołudnie zeszło czyżycy nad tą robotą, a gdy się przekonała, że drut nie ustępuje, gniew jej był bez granic.
— Nie wytrzymam! darła się na cały głos — nie wytrzymam tutaj!
— Posil się, tłomaczyłem; oto owoce, siemię, kanar.
— Za nic!.. Ale i tobie jeść nie dam, nie pozwolę tknąć niczego, dopóki tu będę!
Przez dzień następny ledwie ukradkiem, od czasu do czasu, ziarnko pochwyciłem; — tylko tyle, by nie paść z głodu. Czy moja towarzyska jadła cokolwiek — nie sądzę. Chyba wówczas, kiedy ja spałem, lecz parę razy umyślnie otworzyłem oczy, by sprawdzić, i nie dostrzegłem tego.
Na trzeci dzień, do klatki zbliżyła się Kocia. Miałem zamiar ją przywitać, ale dzika czyżyca wpadła na mnie z gniewem:
— Jeszcze im dziękować będziesz, że cię tu zamknęli! Masz! masz!
Biła mnie, krzyczała, to znowu bila.
— Ratujcie! zawołała moja dobra pani — Józiu, Antosiu, Tadziu, weźcie tę szaloną!
Antoś nadbiegł i wyjął czyżycę z klatki.
— Co z nią zrobić? pytał.
— Puścić na ogród, rzekła Kocia.
— A czyżuś?
Dziewczynka spojrzała na mnie wzrokiem błyszczącym łzami.
— Czyżuś?.. będzie mu smutno, bardzo smutno...
Oczy dziewczynki zajaśniały nagle — wesoły promyk z nich strzelił.
— Już wiem, rzekła rozpogodzona, tak będzie najlepiej... Wypuścimy i czyżyka.
Leciutko dotknęła ustami moich skrzydeł — dotknęła jeszcze raz...
Byłem wolny!..
Czyżyca wołała na mnie z pobliskiego drzewa:
— Chodź, chodź! lećmy razem!.. Świat jest piękny, życie płynie ptakom w pieśniach, wesołe, swobodne. Chodź, chodź!.. uwijemy gniazdo! Pełen nieufności, chciałem uciekać w inną stronę, lecz gdy spojrzałem na czyżycę, myśl o ucieczce mnie odbiegła. Była taka odmieniona, jak nie ta sama... i miła — i łagodna...
— Uwijemy! ćwierknąłem radośnie. Żegnam was, dobre dzieci, śpieszę do nowego życia, które wam kiedyś, w przyszłości, opowiem!..

KONIEC



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Szaniawska.