Przygody księcia Ottona/Księga druga/Rozdział VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Robert Louis Stevenson
Tytuł Przygody księcia Ottona
Wydawca Wydawnictwo Tygodnika Illustrowanego
Data wyd. 1897
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Cecylia Niewiadomska
Tytuł orygin. Prince Otto
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VII.
Książę zasiada w Radzie państwa.

Gotthold zwiastował prawdę.
Wypuszczenie na wolność Johna Crabtree, niepokojący raport Greisengesanga, a nadewszystko scena z Serafiną zdecydowały strwożonych spiskowców na ten krok śmiały i lękliwy razem.
W pałacu zapanowało skryte zamieszanie, posłańcy w liberyi uwijali się na wszystkie strony, poszukiwano śpiesznie członków Rady, rozdawano wezwania.
O wpół do jedenastej nakoniec, to jest prawie o godzinę wcześniej niż zazwyczaj, Wielka Rada Grunewaldu zasiadła w komplecie wkoło zielonego stołu.
Zebranie nie było liczne. Na żądanie Gondremarka, było ono już dawniej ściśle ograniczone, i obecnie składało się z maleńkiej garstki, prawie wyłącznie jego zaufanych stronników.
Trzech sekretarzy przy oddzielnym stole nie podnosiło oczu od papieru, trzymając w ręku pióra. Serafina prezydowała. Po prawej stronie miała Gondremarka, po lewej kanclerza. Dalej siedział Grafiński, podskarbi, hrabia Eisenthal i dwa głosy nigdy nie protestujące, a nakoniec, ku ogólnemu zdumieniu, doktor Gotthold de Hohenstockwitz.
Otton sam niegdyś mianował go członkiem Rady, jedynie w celu zapewnienia mu znacznej pensyi, a ponieważ uczony nie pokazywał się nigdy na oficyalnych zebraniach, nie pomyślano nawet o wykreśleniu go z listy. Tego rodzaju członek był bardzo wygodny.
Lecz obecność jego dzisiaj nie zwiastowała nic dobrego; to też Gondremark rzucił nań groźne spojrzenie, które zauważył natychmiast głos nieprotestujący z prawej strony doktora i usunął się z pewną ostentacją od człowieka, widocznie dotkniętego niełaską.
— Nie mamy czasu do stracenia, księżno — rzekł cicho baron. — Może raczysz otworzyć posiedzenie.
— Natychmiast — rzekła Serafina, — Wasza Książęca Mościa wybaczy, — przerwał spokojnie Gotthold — lecz zapewne Jej niewiadomo, iż książę Otton wczoraj wieczorem powrócił.
— Książę nie będzie dzisiaj obecnym na Radzie — odparła Serafina z przelotnym rumieńcem. — Depesze, panie kanclerzu. Jedna z nich do Gerolsteinu.
Jeden z sekretarzy położył papier przed kanclerzem.
— Oto jest, księżno. Czy mam ją odczytać? — pytał Greisengesang.
— Treść wszystkim znana — zauważył Gondremark. — Czy Wasza Książęca Mość przyjmuje akt ten w obecnej redakcyi?
— Stanowczo — odparła księżna.
— A zatem może przejść jako czytana — dokończył baron. — Księżna raczy podpisać?
Serafina podpisała. Gondremark, Eisenthal i jeden z nieprotestujących poszli za jej przykładem; podano dokument na drugą stronę stołu, w ręce bibliotekarza. Ten ostatni zaczął go czytać uważnie.
— Nie mamy tyle czasu do stracenia, panie doktorze — zawołał Gondremark impertynencko. — Jeżeli nie chcesz podpisać za przykładem swojej monarchini, możesz podać sąsiadowi. Nikt też nie broni panu wstać od stołu — dodał szorstko, nie ukrywając swego niezadowolenia.
— Nie przyjmuję bezprawnego pańskiego wezwania, panie Gondremark, — odparł doktor ze spokojem — a monarcha mój, z żalem to widzę, dotąd nieobecnym jest w Radzie.
I czytał dalej, gdy całe zebranie wymieniało spojrzenia pełne niepokoju.
— Księżno i panowie, — odezwał się wreszcie — akt, który trzymam w ręku, jest poprostu wypowiedzeniem wojny.
— Poprostu — powtórzyła Serafina z bystrem i nieufnem spojrzeniem.
— Monarcha tego kraju — ciągnął Gotthold dalej — jest obecny w pałacu i żądam, aby został tu wezwany. Nie potrzebuję wykładać dlaczego... Sami wstydzicie się już swojej zdrady.
Wśród zebranych zawrzało, niby podmuch wichru przed burzą; dały się słyszeć nieokreślone okrzyki gniewu i oburzenia.
— Znieważyłeś pan księżnę! — zagrzmiał Gondremark zuchwale.
— Protestuję przeciw podpisaniu tego aktu bez wiedzy panującego — powtórzył Gotthold spokojnie.
Wśród największego zamieszania, obie połowy drzwi otwarto nagle, i odźwierny zawołał głośno: — Panowie, książę!
Otton wszedł do sali ze zwykłą swobodą.
Nie tak szybko oliwa uspokaja wzburzone fale, jak widok księcia stłumił podniesione głosy. Każdy w tej samej chwili znalazł się na swojem miejscu; kanclerz dla nabrania potrzebnej odwagi, a może i pokrycia niepokoju, zaczął gorliwie porządkować papiery. Pochłonięci pragnieniem ukrycia swej winy, wszyscy co do jednego zapomnieli powstać.
— Panowie! — rzekł sucho książę.
Zerwali się przerażeni, i ta mała nauka zachwiała ich słabą jedność.
Książę powoli zbliżył się do stołu i skierował na kanclerza badawcze spojrzenie.
— Jak się to stać mogło, panie kanclerzu, — zapytał — iż mię nie uprzedzono o zmianie godziny zebrania?
— Wasza Książęca Mość — bąkał Greisengesang, szybko mrugając oczyma. — Jej Książęca Mość...
I nie wiedział, co ma mówić więcej.
— Rozumiałam, — zaczęła księżna, biorąc na siebie odpowiedź — że nie masz zamiaru być dziś obecnym na Radzie.
Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, i księżna spuściła oczy; lecz to skryte upokorzenie podnieciło tylko jej gniew hamowany.
— Siadajcie, panowie — rzekł uprzejmie Otton, zajmując wreszcie swoje miejsce — proszę. Tak długo byłem między wami nieobecny, iż znajdą się zapewne zaległości; nim jednak przystąpimy do spraw państwa, bądź pan łaskaw, panie Grafiński, wydać rozporządzenie, aby mi przysłano niezwłocznie cztery tysiące dukatów. Zanotuj pan sobie, proszę, to żądanie — dodał, widząc, iż podskarbi siedzi jak ogłuszony.
— Cztery tysiące dukatów? — powtórzyła Serafina. — I na cóż ci tyle, proszę?
— Pani, — odparł książę z uśmiechem — to mój prywatny interes.
Pod stołem Gondremark trącił Grafińskiego kolanem.
— Gdyby Wasza Książęca Mość — zaczął podskarbi niepewnym głosem — raczył wskazać przeznaczenie tych...
— Nie po to zebraliście się tutaj, panowie, aby egzaminować swego księcia — przerwał Otton.
Grafiński spojrzeniem wzywał pomocy barona.
Gondremark się uśmiechnął i z uprzejmym tonem zwrócił się do księcia:
— Wasza Książęca Mość słusznie może okazać zdziwienie, i choć nie ulega kwestyi, iż podskarbi nasz, pan Grafiński, nie miał zamiaru obrazić Waszej Książęcej Mości, uczyniłby jednak lepiej, zaczynając od tłómaczenia. W tej chwili fundusze państwa mają tak ważne przeznaczenie, a ściślej mówiąc (jak tego zaraz dowiedziemy) umieszczone są tak korzystnie, iż podnieść ich niepodobna. Za miesiąc — nie wątpię, iż będziemy mogli zadość uczynić każdemu życzeniu Waszej Książęcej Mości, lecz obecnie szczerze lękam się iż, nawet takiej drobnostki dostarczyć nie będziemy mogli. Gorliwość nasza niemniej przeto nie powinna zasługiwać na nieufność z powodu, iż nie mamy dostatecznych środków.
— Panie Grafiński, — spytał książę sucho — ile mamy w skarbie w tej chwili?
— Wasza Książęca Mość raczy przyjąć zapewnienie, iż wszystko, co posiadamy, będzie niezwłocznie potrzebnem.
— Zdaje mi się, doprawdy, że odmawiasz mi pan odpowiedzi! — zawołat książę z błyskiem uniesienia w oku.
— Panie sekretarzu, — zwrócił się rozkazująco do sąsiedniego stołu — proszę przynieść mi księgi skarbu państwa.
Grafiński zbladł gwałtownie, kanclerz w milczeniu odmawiał modlitwy głosem duszy, Gondremark przyczajony obserwował, podobny do wielkiego kota.
Gotthold z podziwem patrzał także na kuzyna, który złożył dowody niezwykłej dla niego energii; ale co znaczyć miała ta kwestya pieniężna w podobnej chwili? Dlaczego rozpraszał siły, potrzebne do tak trudnej walki, na sprawę drugorzędną, czysto osobistą?
— Widzę zatem, że mamy w kasie około dwudziestu tysięcy dukatów — rzekł książę, wskazując w książce wymienioną sumę.
— Wasza Książęca Mość wymienił cyfrę rzeczywistą, — odparł spokojnie baron — lecz nasze długi i zobowiązania, których na szczęście nie potrzebujemy pokrywać wszystkich zaraz, — wynoszą o wiele więcej. I w tej chwili nie możemy rozporządzać z tej całej sumy ani jednym groszem. Teoretycznie skarb nasz jest zupełnie pusty. Musimy płacić jeszcze dość znaczny rachunek za wojenne materyały.
— Materyały wojenne? — powtórzył Otton z wybornie udanem zdziwieniem. — Ależ jeżeli mię pamięć nie myli, zapłaciliśmy za nie w styczniu?
— Były od tego czasu nowe obstalunki — tłómaczył baron. — Skompletowaliśmy cały nowy park artyleryi, pięćset zaprzęgów, siedmset mułów jucznych i pociągowych... Szczegóły znajdują się w specjalnej książce. Panie sekretarzu Holtz, proszę przynieść ten notatnik, jeśli łaska.
— Możnaby rzeczywiście pomyśleć, panowie, — zauważył książę ironicznie — że jesteśmy w przededniu wojny.
— Gdyż tak jest — z naciskiem rzekła Serafina.
— Wojna? — powtórzył książę. — I z kimże? Radbym wiedzieć. Pokój w Grunewaldzie trwa od wieków, cóż się więc stało? Napaść? Zniewaga? Mamy się bronić, czy karać?
— Wasza Książęca Mość, oto ultimatum — odezwał się Gotthold, podając papier Ottonowi. — Właśnie szło o podpisanie tego aktu, gdy szczęśliwe przybycie Waszej Książęcej Mości przerwało obrady.
Książę rozłożył dokument przed sobą, i czytając go, bębnił palcami po stole.
— Czy zamierzasz wysłać tę depeszę bez porozumienia się ze mną? — zapytał.
— Właśnie doktor Hohenstockwitz wyraził pod tym względem swoje wątpliwości — odezwał się jeden z głosów nieprotestujących, który szczęśliwym trafem nie położył jeszcze swego nazwiska na nieszczęsnym akcie.
— Proszę o resztę papierów, dotyczących tej sprawy — zimno przemówił książę.
Podano mu je; czytał uważnie, bez pośpiechu, wszystkie, od pierwszego do ostatniego. Członkowie Rady z niezbyt mądremi minami usiłowali patrzeć tymczasem przed siebie, na środek stołu. Sekretarze w głębi wymieniali zachwycone i wymowne spojrzenie. Scena w Radzie to dla nich widowisko rzadkie i nad wyraz przyjemne.
— Panowie, — przemówił książę, zamykając wreszcie papiery — z niewymowną przykrością poznaję tę sprawę. Nasza pretensja do Obermünsterol nie ma za sobą najmniejszej słuszności... ani cienia. Cała ta zresztą historya nie warta dziesięciu wyrazów, a wy robicie z tego casus belli?
— Wasza Książęca Mość się nie myli — odparł Gondremark, zbyt chytry i zręczny, ażeby bronić tak słabej pozycyi. — Pretensya do Obermünsterol jest jedynie pretekstem.
— A więc dobrze. Panie kanclerzu, proszę wziąć pióro. Dyktuję...
Potem, zwracając się nagle do żony, rzekł z godnością:
— Nie wspominam o mojej roli w tej całej sprawie; nie wspominam, że ją dotychczas ukrywano przede mną, prowadzono podstępnie, kontrabandą, że się tak wyrażę; wystarcza mi, że zjawiłem się w porę... Proszę pisać, panie kanclerzu:
„Najwyższa Rada Grunewaldu, rozpatrzywszy raz jeszcze kwestyę sporną, oraz wyjaśnienia, nadesłane w ostatniej depeszy z Gerolsteinu, z przyjemnością ma honor zawiadomić, iż zgadza się najzupełniej w poglądach z życzliwym i zawsze jej przyjaznym dworem Wielkiego Księcia Gerolsteinu...” Napisano?.. W takiej mniej więcej formie proszę zredagować depeszę niezwłocznie.
— Może Wasza Książęca Mość zechce pozwolić mi przemówić — odezwał się uprzejmie baron. — Wasza Książęca Mość tak niedokładnie zna tę sprawę, jedynie z powierzchownej korespondeucyi, iż poważę się twierdzić, że interwencya Waszej Książęcej Mości w tym wypadku jedynie szkodliwą być może. Depesza tego rodzaju, jak Wasza Książęca Mość kazał napisać, jednym ciosem zburzy całą politykę Grunewaldu.
— Politykę Grunewaldu! — powtórzył z ironią książę. — Możnaby doprawdy mniemać, że nie masz pan ani cienia poczucia śmieszności!.. I cóż chcesz tutaj złowić w tej filiżance kawy?
— Z należnym szacunkiem ośmielam się zwrócić uwagę Waszej Książęcej Mości, — odparł spokojnie baron — iż nawet w filiżance kawy może się zawierać trucizna... Celem tej wojny, którą uważam za nieuniknioną, nie jest prosta chęć zaboru i terytoryalnych korzyści; tem mniej chodzi nam o wojenne laury, gdyż, jak słusznie Wasza Książęca Mość raczył zauważyć, Grunewald jest zbyt słabym, aby mógł mieć ambitne dążenia; lecz są przyczyny inne i bardzo realne: państwo jest ciężko chore, że się tak wyrażę — chore wewnętrznie. Socyalizm, republikanizm i tysiące innych odcieni rewolucyjnych idei rozpowszechniły się pośród ludności, i jak robak w owocu, toczą jej zdrowe jądro. Kółka, kółeczka, związki, cała organizacya, doskonale zespolona i olbrzymia, otacza niebezpieczną siecią tron Waszej Książęcej Mości.
— Słyszałem o tem nieco, panie Gondremark — rzekł książę; — sądzę jednak, iż wiadomości pańskie pod tym względem są o wiele pewniejsze.
— Zaufanie mego monarchy zaszczyt mi przynosi — odparł Gondremark z zupełnym spokojem. — Te więc okoliczności i grożące nam zaburzenia kierowały w ostatnich czasach naszą polityką zewnętrzną. Trzeba było zwrócić na coś uwagę powszechną, zużytkować siły zdemoralizowane i gotowe do wybuchu, uczynić imię Waszej Książęcej Mości popularnem, wzbudzić zaufanie do rządu i zmniejszyć podatki. Jakiż krok odpowiadać może tym wszystkim celom? Projektowana wyprawa (gdyż bez hyperboli wojną tego nazwać nie można) — projektowana wyprawa zdawała się Najwyższej Radzie łączyć w sobie wszystkie warunki, potrzebne do osiągnienia uzdrawiającego celu. Już same przygotowania zbudziły pośród ogółu najprzychylniejsze i bardzo gorące uczucia; nie wątpię też, że powodzenie, którego możemy być pewni, sprowadzi rezultaty, przewyższające nawet najśmielsze nadzieje nasze.
— Jesteś pan bardzo zręcznym, panie Gondremark — rzekł Otton. — Wzbudziłeś dziś mój podziw. Przyznaję, iż nie znałem dotychczas i nie oceniłem należycie wszystkich przymiotów pańskich.
Serafina podniosła wzrok promieniejący, pewna, iż wymowa pierwszego ministra pokonała nakoniec uprzedzenia księcia. Lecz Gondremark przyjął pochwałę w milczeniu, zbrojny i wyczekujący; znał on siłę uporu charakterów słabych.
— Pragnąłbym wiedzieć jeszcze, — zaczął Otton znowu — czy projekt okręgowej milicyi, który w swoim czasie polecano mi tak gorąco, miał ten sam cel ukryty?
— Sądziłem zawsze, iż będzie to środek zbawienny — odparł bez zmieszania baron; — dyscyplina i trud fizyczny znakomicie wyrabiają ludzi. Przyznaję jednak, iż w chwili, kiedy podawałem Waszej Książęcej Mości wyżej wspomniany projekt, nie miałem wyobrażenia o rozciągłości istniejącej organizacyi rewolucyjnej. Przypuszczam, iż nikt z nas wówczas nie wyobrażał sobie, że ta milicya właśnie ma stanowić jeden z punktów programu republikańskiego.
— Tak? — rzekł książę. — Rzecz dziwna. Na jakiejże zasadzie?
— Na zasadzie teoretycznej w gruncie rzeczy. Przewodnicy tej partyi utrzymują, iż milicya, wybrana z ludu i do ludu powracająca, w danej chwili, w razie powstania spiskowych, zachowa się biernie, lub przejdzie do ruchu, ale wierną tronowi nie zostanie.
— Bardzo dobrze — rzekł książę. — Teraz zaczynam rozumieć...
— Wasza Książęca Mość zaczyna rozumieć? — najsłodszym głosem pytał baron. — Czy mogę się ośmielić prosić o dokończenie zdania?
— Zaczynam rozumieć przebieg rewolucyi — zimno dokończył Otton. — Więc jakiż obecnie wniosek ze wszystkiego, panie baronie?
— Wniosek mój bardzo prosty — odparł niewzruszony człowiek: — Wojna jest popularną; niech jutro rozejdzie się pogłoska zaprzeczająca, a znaczna część ludności będzie mocno zawiedzioną. Biorąc zaś pod uwagę istniejące naprężenie umysłów, nie wątpię, iż najmniejszy powód, niechęć, wzruszenie — mogą być wystarczającemi do wywołania bardzo poważnych wypadków. I w tem leży niebezpieczeństwo. Rewolucya w takim razie zdaje mi się nieuniknioną: siedzimy tutaj wszyscy pod mieczem Damoklesa.
— W takim razie połączmy nasze usiłowania — rzekł poważnie książę — i postarajmy się znaleźć uczciwą drogę zapewnienia sobie bezpieczeństwa.
Do tej chwili Serafina siedziała milcząca, w chwilach stanowczych zaledwie zdobywając się na krótkie zdanie. Możnaby policzyć prawie jej wyrazy, i tylko twarz płonąca, spuszczone powieki i nerwowe uderzenia stopą o podłogę świadczyły o jej wewnętrznem wzburzeniu, nad którem panowała bohatersko. Teraz jednak nagle straciła cierpliwość.
— Znaleźć drogę! — powtórzyła z uniesieniem. — A droga była przecież znalezioną i przygotowaną, nim nawet wiedziałeś, że jest potrzebną! No, skończmy!.. podpisz depeszę, i możemy się rozejść nareszcie.
— Pani, — rzekł Otton z ukłonem — powiedziałem: drogę uczciwą. Wojna zaś ta w moich oczach i według sprawozdania pana Gondremarka, jest napaścią nieprzyzwoitą. Czyż dlatego, że źle rządzimy w Grunewaldzie, mieszkańcy Gerolsteinu mają płacić za nasze błędy majątkiem i życiem? Nigdy, póki ja żyję! Niemniej przeto zbyt wielką przywiązuję wagę do wszystkiego, co słyszałem dzisiaj po raz pierwszy — dlaczego po raz pierwszy? — nie chcę w tej chwili rozbierać; dość, że uznałem konieczność ratunku i postaram się obmyślić odpowiednie środki, których będę mógł użyć bez ubliżenia sobie.
— A jeśli ich nie znajdziesz? — zapytała.
— Jeśli nie znajdę, zginę. Na pierwszy objaw niezadowolenia, zwołam przedstawicieli wszystkich stanów, i skoro zażądają tego — abdykuję.
Księżna klasnęła w dłonie.
— Oto człowiek, dla którego pracowaliśmy dotychczas! — zawołała. — Ostrzegamy go o niebezpieczeństwie... On znajdzie na nie środek, a ten środek — abdykacja! Czyż panu nie wstyd przyjść tu w takiej chwili, kiedy my upadamy pod brzemieniem pracy i decydować kwestye, których nie rozumiesz? Zastanów się nad sobą! Co ty znaczysz tutaj? Ja, panie, jestem tu na swem stanowisku, ja tu walczyłam za siebie i ciebie, za twoją godność i o twoje prawa; ja tu zebrałam radę z tych najrozumniejszych, jakich znaleźć mogłam w swojem otoczeniu; ja pracuję — gdy ty się bawisz, jesz, sypiasz, polujesz!.. Ja — pracuję. Ja kreślę plany przezornie, z rozwagą, w moich ręku dojrzewają... jestem gotowa do czynu. Wtedy... — umilkła, dysząc — wtedy pan przychodzisz, na poranną wizytę, aby zburzyć wszystko! Jutro zajmiesz się znowu swemi rozrywkami i pozwolisz mi znowu myśleć, pracować, walczyć za siebie... A potem — jeszcze raz wrócisz, jeszcze raz zrujnujesz wszystko, czego sam nie masz ani cierpliwości, am umiejętności wznieść i stworzyć! O, to okropne! Miejże trochę miary, trochę poczucia swej własnej nicości! Nie przywiązuj tak wielkiego znaczenia do praw swoich, których własnemi siłami nie umiałbyś nigdy zachować! Na twojem miejscu, panie, nie ważyłabym się wydawać tak śmiało rozkazów... Nie zasługujesz na to, aby je spełniano. Kto ty jesteś? Jaka twoja rola tutaj, w tem poważnem zebraniu? Idź sobie! — zawołała — idź do swoich równych! Lud na ulicy szydzi z podobnego księcia!
Rada milczała, zdumiona takiem wystąpieniem, lecz Gondremark pod wpływem niepokoju stracił zwykłą rozwagę.
— Pohamuj się, pani! — szepnął przestraszony.
— Proszę się zwracać do mnie! — zawołał książę wyniośle. — Szeptów nie ścierpię!
Serafina wybuchnęła łzami.
— Panie! — zawołał, podnosząc się baron — księżna pani...
— Jeszcze słowo, baronie, a każę cię aresztować!
— Wasza Książęca Mość jest tutaj panem — odparł Gondremark z pokornym ukłonem.
— Pamiętaj pan o tem częściej — zauważył Otton.
— Panie kanclerzu, proszę te wszystkie papiery zanieść niezwłocznie do mojego gabinetu... Panowie, zamykam Radę.
Skłonił się dumnie i wyszedł. Greisengesang z sekretarzem pośpieszyli za nim.
W tej samej chwili przeciwnemi drzwiami wbiegły uwiadomione damy dworu księżny, aby ją uprowadzić do jej apartamentu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Robert Louis Stevenson i tłumacza: Cecylia Niewiadomska.