Przygody księcia Ottona/Księga druga/Rozdział XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Robert Louis Stevenson
Tytuł Przygody księcia Ottona
Wydawca Wydawnictwo Tygodnika Illustrowanego
Data wyd. 1897
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Cecylia Niewiadomska
Tytuł orygin. Prince Otto
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIII.
Rola hrabiny Rosen. Akt trzeci. W pokoju Serafiny.

Pożegnawszy księcia, pani Rosen pośpieszyła odszukać pułkownika Gordona. Była w tym stopniu przejęta swą rolą, iż jej nie wystarczało osobiste układanie szczegółów i przygotowań do mającego nastąpić wypadku, lecz pragnęła towarzyszyć wybranemu oficerowi na oznaczone miejsce, ażeby być naocznym świadkiem całej sprawy.
Pułkownik podał jej ramię, i szli oboje wśród ciemności krokiem pewnym i spokojnym, prowadząc ożywioną, i wesołą rozmowę. Hrabina odzyskała już całą swobodę, czuła się upojoną wrażeniami miezwykłemi, waźnością swojej roli, własną egzaltacyą; usta jej nie zamykały się prawie, oczy błyszczały, nerwowe rumieńce ożywiały twarz zwykle bladą. Czuła swą wyższość, czuła swą potęgę, — nie wątpiła, iż chwila jeszcze, a pułkownik Gordon znalazłby się u nóg jej, pokonany siłą uczucia. Nie pożądała tego i pogardziłaby podobną myślą, gdyby stała się pragnieniem, lecz jako przekonanie była jej przyjemną.
W pobliżu Merkurego, za krzewami, ukryta piękna pani z zajęciem i życzliwem współczuciem śledziła szczegóły aresztowania Ottona, wysłuchała jego rozmowy z Gordonem, która ucichła wreszcie w oddaleniu, a wkrótce potem turkot kół i tętent koni oznajmiły jej wyraźnie, że plan już spełniony. Jeszcze chwila, i wszystko znikło w oddaleniu, rozpłynęło się w ciszy.
Książę był porwany.
Pani Rosen spojrzała na zegarek: było jeszcze dość czasu na wieczorny przysmak, którym chciała ukoronować rozkoszne wrażenia dnia dzisiejszego, więc nie zwlekając, pośpieszyła do pałacu. Myśl, że Gondremark zjawi się tam lada chwila, dodawała jej skrzydeł: musiała go przecież wyprzedzić.
Przez damę dyżurującą prosić kazała księżny o przyjęcie; wiedziała jednak, iż własne jedynie nazwisko napewno nie otworzyłoby przed nią upragnionych podwojów, to też wystąpiła bez namysłu w charakterze wysłańca barona i była niezwłocznie wezwaną do sali jadalnej.
Serafina siedziała sama jedna przy stole, udając, że je obiad. Pani Rosen zauważyła natychmiast, iż była uróżowaną, lecz oczy miała zagasłe, zmęczone; widocznie od dnia wczorajszego nie jadła i nie spała, toaleta jej nawet była zaniedbaną. Zgnębienie biło z jej całej postaci; moralnie i fizycznie była wykolejoną.
Hrabina oceniła to jednym rzutem oka, i własna piękność i siła wobec tego opuszczenia dodały jej pewności siebie.
— Przychodzisz pani w imieniu barona Gondremarka — spytała księżna głosem cichym i zmęczonym. — Proszę, siądź pani. Co masz mi do powiedzenia?
— Do powiedzenia! — powtórzyła pani Rosen, wznosząc oczy do góry. — O, wiele, wiele rzeczy!.. Wiele rzeczy, o których wolałabym milczeć, i wiele takich, które pragnęłabym wypowiedzieć otwarcie, choć zamilczeć muszę. Bo ja, księżno, jak święty Paweł — zawsze pragnę tego, co mi jest wzbronione. Jednem słowem, wyrażając się krótko i jasno, kategorycznie... tak, to będzie najwłaściwszy wyraz — a więc twój rozkaz, pani, doręczyłam księciu. Nie wierzył swoim oczom. „Droga pani Rosen, to niepodobna, to nieprawdopodobne! — mówił. — Ja nie wierzę; chcę usłyszeć to z ust jej własnych! Żona moja jest dzieckiem, które ma złego doradcę... Bywa lekkomyślną, lecz nie jest okrutną!” — „Panie, — odpowiedziałam — dzieci bywają zwykle okrutne: mordują muchy, gdy nikogo więcej zamordować nie mogą.” Ale trudno mu było zrozumieć tę prawdę.
— Kto panią przysłał tutaj, pani Rosen? — odezwała się księżna spokojnie, choć widoczne wzruszenie twarz jej okryło rumieńcem. — Kto przysłał cię i w jakim celu? Racz się wytłómaczyć.
— O księżno, ani wątpię, iż rozumiesz mię doskonale — odparła pani Rosen. — Jestem tego pewną. Ale ja nie posiadam twojej filozofii, serce noszę na dłoni... więc wybacz otwartość, która cię razić może. To takie proste serce.. zresztą nie mieszam się zwykle do niczego.
— Czy chcesz pani powiedzieć, że książę jest już aresztowany? — zapytała, wstając, Serafina.
— Kiedy ty, pani, spokojnie siedziałaś przy stole! — odpowiedziała hrabina, niedbale, lecz z wdziękiem opierając się o poręcz krzesła.
— To dobrze. Spełniłaś pani swoje polecenie. Dłużej cię nie zatrzymuję.
— O, nie, pani! Nie skończyłam jeszcze, jeśli łaska. Za wiele wycierpiałam dziś wieczorem, służąc ci, pani. Tak jest, cierpiałam bardzo. Cierpiałam, służąc tobie!..
Mówiąc to, poruszała spokojnie wachlarzem. Jego powolne ruchy nie zdradzały wcale szybkości pulsu właścicielki, i tylko olśniewający blask ogromnych oczu, świeżość cery nerwowa i prawie zuchwałe, wyzywające spojrzenie hrabiny zdradzały gorączkowe jej wzruszenie.
I cóż dziwnego: wszak to godzina obrachunku. Pomiędzy temi dwiema kobietami stały całe szeregi palących i drażniących wspomnień — tak przynajmniej przekonaną była pani Rosen. A teraz uderzyła godzina zwycięstwa, tryumfu na całej linii!
— O ile mi wiadomo, — rzekła Serafina — nigdy pani nie zaliczałam do osób, które mi służą w ten lub inny sposób.
— To prawda, pani — żywo odparła hrabina; — obie jednak — wiesz dobrze — służymy jednemu panu. A może nie wiesz o tem? W takim razie z przyjemnością mogę cię poinformować w tej kwestyi. Wistocie, postępowanie twoje, księżno, było tak lekkomyślne... tak lekkomyślne... — powtarzała przeciągle i niby z wahaniem, podnosząc nieco wachlarz i poruszając nim subtelnie — tak lekkomyślne, iż można przypuszczać, że sama go nie rozumiałaś.
Zsunęła nagle wachlarz i stanowczym ruchem położyła go na kolanach. Jednocześnie przybrała pozę mniej zaniedbaną i poważniejszy wyraz twarzy.
— Tak jest, księżno — ciągnęła tonem życzliwości; — każda młoda kobieta w twojem położeniu zasługiwałaby na szczere współczucie. Cóż dziwnego, że nie mogę oprzeć się przykrości, kiedy na ciebie patrzę? Wstępowałaś w życie tak uposażona, — urodzenie, majątek, świetne stanowisko, znakomite małżeństwo... uroda nawet, nie można zaprzeczyć — i oto dokąd doszłaś! Biedne dziecko, nie mogę myśleć o tem! Ale rzecz wiadoma, nic na świecie nie rodzi tylu klęsk i nieszczęść, co brak zastanowienia, lekkomyślność — dokończyła z westchnieniem, tonem smutnej wymówki, prostując się na krześle.
Rozwinęła zarazem wachlarz i chłodziła się z afektacyą.
— Co to znaczy? — zawołała Serafina, odurzona w pierwszej chwili tem zuchwalstwem. — Jak pani śmiesz?.. Zabraniam ci przemawiać do mnie! Zabraniam zapominać się w ton sposób!.. Nie! ona oszalała?..
— Oszalała... Nie, księżno. Mam zmysły zupełnie zdrowe i najsilniejsze przekonanie, iż nie poważysz się targnąć na mnie dziś wieczorem. Z tego pragnę skorzystać, oto wszystko. Widziałam księcia mego, kochanego, pięknego księcia, gorącemi łzami opłakującego swoje stracone cacko, lalkę gumową. Niestety, księżno, ja mam serce tkliwe i kocham księcia, szlachetnego, pięknego księcia. Ty tego nie zrozumiesz, a ja umieram z pragnienia zwrócenia mu zabawki, którą tak ukochał. I niczego nie pragnę szczerzej i goręcej, niż osuszyć z tych drogich oczu łzy rozpaczy, oddać mu jego lalkę, oddać mu szczęście stracone... Ale ty wcale tego nie rozumiesz, zimna, bezmyślna, bezduszna istoto! pozytywko, nakręcana ręką mistrza!..
Podniosła się wzburzona, wyciągając zamknięty wachlarz w stronę księżny. Ręce drżały jej lekko, twarz płonęła, oczy rzucały błyskawice gniewu i pogardy.
— Lalko woskowa! — zawołała nagle. — Czyż niema w tobie krwi, serca, wnętrzności, temperamentu, duszy? Czyż nie czujesz, nie rozumiesz, że ten człowiek cię kocha, dzieciaku głupi? Kocha! O, możesz być pewną, że ci się to nie zdarzy po raz drugi w życiu! Miłości nie znajduje się na drodze, jak zgubionej podkowy. Ileż to kobiet pięknych, rozumnych i zręcznych pożąda jej i szuka nadaremnie! A ty, zarozumiały, nędzny niedorostku, śmiesz ją deptać bezkarnie?.. zaślepiona próżnością, nie rozumiejąca własnego położenia, wlasnej roli! Nim się ośmieliłaś rządzić państwem, trzeba było nauczyć się postępować w państwie serca swego, przy ognisku rodzinnem. To królestwo kobiety!
Zatrzymała się na chwilę i po krótkiem milczeniu niespodziewanie wybuchnęła śmiechem, przyciszonym, dziwnym śmiechem.
— Powiem ci coś, — zaczęła — powiem coś takiego, czego ci powiedzieć nie chciałam... ta Rosenowa, moja księżno, więcej trochę warta od ciebie, choć nie podniesiesz się nigdy do tej przykrej wysokości, aby sobie z tego zdać sprawę. A teraz słuchaj: kiedy mu podałam twój rozkaz, kiedy ujrzałam jego twarz zmienioną, o, wtedy w głębi duszy uczułam wzruszenie. I mówię ci otwarcie: tu, na mojem sercu dać mu pragnęłam chwilę wypoczynku, słodkiego zapomnienia!
Otworzyła ramiona i wspaniałym ruchem postąpiła krok naprzód.
Serafina cofnęła się przed nią z pośpiechem.
— O, nie lękaj się, pani! — zawołała hrabina z krótkim, nerwowym śmiechem — nie dla ciebie to schronienie przed burzami życia. Na świecie całym jeden tylko człowiek chętnie ofiarowałby ci coś podobnego... ale go odepchnęłaś. „Dla niej gotów jestem zostać męczennikiem, całować ciernie” — powiedział mi, kiedy — przyznaję — błagałam go, aby stawił ci opór, i oddałam papier w jego ręce... Ty, pani, bez skrupułu zdradzałaś małżonka i pana swego; teraz zapewne zdradzisz mnie przed Gondremarkiem, ale on, książę, nie chciał nikogo zdradzić. Pojmij to, pani: tylko jego dobrej woli zawdzięczasz, że znajdujesz się tu jeszcze, że cieszysz się złudzeniem władzy. Od niego tylko zależało (środki mu podałam), by zmienił z tobą role. Nie chciał; pozwolił się wrzucić do więzienia, zamiast ciebie w niem zamknąć!
Wyzywająco patrzała na księżnę, która z widocznem i przykrem wzruszeniem zaczęła mówić cicho:
— Gwałtowność twoja, pani, obraża mię i boli, lecz gniewać się nie mogę o uczucia, które — pomimo wszystko zaszczyt ci przynoszą... Powinnam była zresztą wiedzieć o tem wszystkiem. To słuszne. Zstąpię nawet przed tobą z mojej wysokości aż do wyznania, że po ciężkiej walce i z głęboką boleścią widziałam się jednak zmuszoną do tego kroku. I ja oceniam księcia... Pod wielu względami cenię go i szanuję... I nieszczęście nasze wspólnem jest, — chętnie biorę na siebie część winy — nie jesteśmy dobrani. Jego przymioty osobiste, wielkie — i dla mnie mają urok... Znam je, nie sądź, że ich nie widzę. Gdybyśmy nie byli tem, czem jesteśmy dla siebie, czułabym i myślała, jak ty, pani. Istnieją jednak względy wyższe, względy stanu, przed którymi ustąpić musi nawet serce: i taki obowiązek nakazał mi czyn, przed którym cofnąć się nie miałam prawa — mimo wstrętu. Lecz skoro minie groza, która mię zmusiła dla ocalenia państwa być okrutną i zimną — książę będzie uwolniony natychmiast. Bądź pani pewną, — przyrzekam ci to uroczyście. Inna na mojem miejscu — prawie każda — byłaby obrażoną na ciebie albo przestraszoną, onieśmieloną, — lecz ja cię pojmuję, hrabino, i usprawiedliwiam, dlatego ze spokojem przyjęłam niewłaściwe twoje uniesienie. Nie jestem tak okrutną i nieludzką, jak pani przypuszczasz — dodała z wyrazem twarzy, który miał prawdopodobnie oznaczać spokój i poczucie swej godności, lecz który mógł jedynie wzbudzić dla niej trochę współczucia.
Pani Rosen uśmiechnęła się wzgardliwie i potrząsnęła głową.
— Ale ja nie rozumiem cię, pani — odparła. — Suchymi względami stanu równoważyć miłość człowieka! Ależ to niedorzeczne!
Teraz Serafina wyprostowała się dumnie w poczuciu swej wyższości moralnej.
— Suche względy stanu to kwestya życia lub śmierci wielu osób, pani, — odezwała się z wyniosłym spokojem — może samego księcia i każdej z nas między innymi. Jakkolwiek młodą jestem, przeszłam twardą szkołę na swojem stanowisku, nim uznałam tę prawdę, że uczucia moje osobiste wobec spraw państwa nie mają prawa do istnienia i nie mogą być nigdy brane pod uwagę.
— O pisklęca niewinności! — zaśmiała się ironicznie pani Rosen. — Czyż podobna, abyś pani nie domyślała się nawet, jaką intrygą jesteś otoczona! Pomimo wszystko, mam litość nad tobą, widząc, jak naiwnie odgrywasz tę śmieszną rolę, którą ci narzucono bez twej wiedzy. Bądź co bądź, obie przecież jesteśmy kobietami... Biedne dziecko, biedne dziecko!.. Być kobietą to znaczy urodzić się po to, aby być oszukiwaną. Nienawidzę i gardzę kobietami, ale twój obłąd litość we mnie budzi... dlatego ci przebaczam.
Podniosła się i złożyła przed księżną ukłon głęboki.
— Wasza Książęca Mość! — zaczęła znowu innym już tonem, rozkładając wachlarz. — Wasza Książęca Mość zechce pozwolić, iż ją znieważę przez to, co uczynię teraz, zdradzając człowieka, który jest moim kochankiem. Masz władzę, możesz mścić się, zgubić mię i zburzyć całą mą przyszłość, — nie waham się jednak... A, cóż to za prawdziwie francuska komedya!.. oszukuję, oszukujesz, oszukuje, oszukujemy i t. d. bez końca. Lecz zaczynam swoją rolę. Oto list, Mościa Księżno. Bez listu nie obejdzie się żadna komedya. A ten — racz spojrzeć: autentyczny i nietknięty; pieczątka nienaruszona, adres ręką znaną. Oddaję ci go takim, jakim go znalazłam dzisiaj rano przy łóżku. Nie przeczytałam go sama, bo nie miałam humoru, a przytem nazbyt często spotyka mię ta przyjemność. Przez miłość samej siebie, w imię miłości najszlachetniejszego z książąt, o pani, wzywam cię i proszę, przez myśl o bezpieczeństwie tego kraju, które ciąży na twem sumieniu — otwórz ten list i czytaj!
— Czy chcesz, pani, powiedzieć przez to, że ten list mnie dotyczę pod jakimkolwiek względem? — spytała Serafina.
— Nie czytałam go, pani; wszak widzisz pieczątkę? Ale należy do mnie, i proszę cię, zróbmy próbę.
— Nie chcę i nie mam prawa czytać go pierwsza, hrabino. To list prywatny; mogą być w nim kwestye, o których wiedzieć nie powinnam.
Hrabina rozerwała pośpiesznie kopertę, przebiegła okiem kilka skreślonych wyrazów i rzuciła list księżnie. Serafina poznała pismo Gondromarka, wzięła kartkę do ręki i czytała:
„Droga Anno! Przyjdź natychmiast. Ratafia się dorznęła: zamykamy jej małżonka. To odda mi tę maryonetkę w moc zupełną. Kość rzucona. Będzie tańczyła teraz, jak rozkażę. Jest o czem pomówić. Przychodź prędzej.
Henryk.”
— Uspokój się, księżno! — zawołała nagle przestraszona pani Rosen, widząc straszliwą bladość Serafiny. — Nie myśl z nim walczyć. To daremnie. Gondremark ma władzę w ręku, a źródła jej są potężniejsze od twej łaski lub niełaski, Może cię zgubić jutro jednem słowem. Wierz mi. Czy sądzisz, że bez tej pewności zdradziłabym go w taki sposób? Lecz ja o niego drżeć nie potrzebuję: Henryk to mężczyzna, to siła... Bawił się tobą, jak każdą inną maryonetką, której potrzebował przez chwilę. Dziś to zbyteczne. A ty wiesz przynajmniej, dla kogo poświęciłaś księcia. Kropelkę wina, księżno? Widzę, iż byłam okrutną!
— Okrutną? Nie, hrabino; byłaś tylko lekarzem — odparła Serafina z uśmiechem widma. — Dziękuję. Nic mi nie potrzeba. Odurzyło mię na chwilę zadziwienie. Lecz to minie — wkrótce. Muszę pomyśleć o tem.
Ścisnęła rękoma skronie i czas jakiś stała tak nieruchoma, pogrążona w rozpatrywaniu burzy własnych myśli i uczuć.
— W każdym razie, — rzekła wreszcie głosem spokojnym, choć cichym — wiadomość tę przyniosłaś mi, hrabino, w chwili, kiedy potrzebowałam jej najbardziej. O, rada jestem! Nie postąpiłabym sama nigdy w ten sposób, jak ty postąpiłaś, ale — jestem ci wdzięczną szczerze... i dziękuję. Zawiodłam się okropnie na baronie Gondremarku.
— Dajże mi pokój, księżno, i myśl o własnym mężu! — zawołała pani Rosen niecierpliwie.
— Przemawiasz, pani, znowu w imię uczuć osobistych, — rzekła Serafina — ale nie ganię ci tego... Myśli mi się plączą... Jednakże ponieważ uważam cię za szczerą przyjaciółkę mego... ponieważ uważam panią za osobę szczerze życzliwą Ottonowi, powierzę ci natychmiast rozkaz przywrócenia mu wolności. Podaj mi, proszę, pióro i atrament.
Usiadła przy stoliku, i oparłszy rękę, która drżała jej mocno, pośpiesznie nakreśliła nowe rozporządzenie.
— Oto jest — rzekła, podając papier pani Rosen; — nie zapomnij jednak, hrabino, iż na razie niewolno ci robić z tego żadnego użytku. Ani mówić o nim! Dopóki się nie zobaczę z baronem, każdy krok nierozważny... Ach, gubię się w myślach! To odkrycie niespodziewane pozbawiło mię równowagi i spokoju.
— Przyrzekam ci chętnie, księżno, iż przed otrzymaniem od ciebie rozkazu żadnego użytku z tego papieru nie zrobię. I nie wspomnę o nim nikomu, choć byłoby pożądanem, aby książę jak najprędzej rozgrzał swe biedne serce tą nowiną. Ach, zapomniałam: książę zostawił list do ciebie, pani. Pozwól, że ci go przyniosę. To drzwi — zdaje mi się do jego pokoju?
I nacisnęła klamkę.
— Zasunięto z tamtej strony — rzekła, rumieniąc się mocno, Serafina.
— O!.. — zauważyła ze zdziwieniem pani Rosen.
Nastąpiła chwila przykrego milczenia.
— Sama pójdę — odezwała się księżna nakoniec. — A tymczasem pozwól mi, pani, zostać samą. Proszę cię o to. Dziękuję ci za wszystko, lecz jak o łaskę proszę: pozostaw mię samą!
Hrabina Rosen z godnością złożyła swej monarchini ukłon głęboki i oddaliła się w milczeniu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Robert Louis Stevenson i tłumacza: Cecylia Niewiadomska.