Przykładne dziewczątka/Policzek podrapany
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Policzek podrapany |
Podtytuł | Zajmująca powieść dla panienek |
Pochodzenie | Przykładne dziewczątka |
Wydawca | Księgarnia Ch. I. Rosenweina |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Siła” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Orwicz |
Ilustrator | Marian Strojnowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cała książka |
Indeks stron |
Zosia łatwo unosiła się gniewem i nie umiała poprawić się z tej brzydkiej wady.
Pewnego dnia malowała obrazki w książeczce, podczas gdy Pawełek wycinał z kart koszyki i różne figury. Siedzieli naprzeciw siebie. Pawełek wymachiwał nogami, potrącając wciąż stolik.
— Uważaj — krzyknęła Zosia zniecierpliwiona — trącasz stół i nie mogę wcale malować.
Pawełek zachował się chwilę spokojnie, ale zapomniawszy się, znowu zaczął wymachiwać nogami.
— Jesteś nieznośny! zawołała Zosia — powiedziałam ci już raz, że mi przeszkadzasz.
— Dla twoich pięknych malunków nie warto się krępować — odpowiedział przekornie Pawełek.
— Wiem, że nie lubisz się krępować — odparła dziewczynka — ale wobec tego, że mi szalenie przeszkadzasz, proszę cię o spokojne zachowanie.
— Moje nogi nie słuchają mię wcale — rzekł Pawełek drwiąco — ruszają się wbrew mej woli.
— Przywiążę je tasiemką, jeżeli będą fikały, a ciebie wygnam ztąd natychmiast — krzyknęła Zosia zaperzona.
— Sprobój, sprobój, zobaczysz co one potrafią, drwił dalej Pawełek.
— Myślisz mnie uderzyć nogą? Ach, ty niegodziwcze!... miotała się Zosia coraz bardziej rozgniewana, wygrażając mu pięścią.
— Naturalnie, o ile masz zamiar uderzyć mię tą piąstką — odpowiedział spokojnie Pawełek.
Zosia, nie posiadając się ze złości, chwyciła szklanką wody, w której płókała pędzelki i chlusnęła nią w twarz chłopca, ten zaś, oburzony, uderzył tak mocno w stół nogami, że wywróciły się wszystkie malarskie przybory Zosi. Wówczas nastąpiło straszne zamieszanie. Zosia rzuciła się na Pawełka, drapiąc mu twarz do krwi.
Powstał wrzask nieopisany. Krzyczał Pawełek, wrzeszczała Zosia, z pasją kopiąc go i dając klapsy.
Pawełek nie lubił wdawać się w bójki z dziewczątkami, uciekł więc do przyległego pokoju i zamknął drzwi na klucz.
Zosia szarpała je, ale napróżno. Wreszcie ostygła nieco, złość jej przeszła, poczęła mocno żałować, że doszło do takiej awantury z kuzynkiem, którego w gruncie rzeczy bardzo lubiła.
— Biedny Pawełek, jak źle z nim postąpiłam — mówiła do siebie. Co tu zrobić, żeby się na mnie nie gniewał? Niechce mi się go przepraszać, bo to nudna historja, ale jeżeli nie poproszę o przebaczenie, będzie się na mnie dąsał, a przecież jest naszym gościem.
Zastanowiwszy się chwilę, Zosia wstała i podeszła do drzwi zamkniętych. Tym razem zbliżała się bez zaciętości i gniewu ale z minką słodką i uśmiechniętą zapukała zlekka, mówiąc:
— Pawełku, Pawełku, przebacz mi, mój drogi, bardzo mi przykro, że uniosłam się niepotrzebnie. Zapewniam cię, że to się już nigdy nie powtórzy.
Drzwi otworzyły się i głowa Pawełka wysunęła się powoli. Pawełek popatrzył na Zosię z nieufnością.
— Już złość twoja przeszła? zapytał.
— O tak, tak, żałuję mocno tego co się stało — zapewniała Zosieńka.
Pawełek otworzył teraz drzwi na oścież i Zosia ujrzała jego twarz strasznie podrapaną. Zdjął ją żal i rzuciła mu się na szyję ze łzami w oczach.
— Ach, mój biedny Pawełku, jakże mogłam cię tak zranić! wołała Zosia. Co począć, aby ciebie prędko wyleczyć? Czem to się goi rany?
— Nic mi nie będzie, przejdzie samo, odpowiedział chłopczyk. Tylko trzeba zaraz obmyć twarz, aby śladów krwi nie zostało.
Pobiegli oboje szukać wody, Pawełek zanurzył twarz w misce, wycierał mocno policzki, ale ślady podrapania były wciąż wyraźne, co Zosię doprowadzało do rozpaczy.
— Co powiedzą starsi? Pewno porządnie zostanę ukaraną, powtarzała Zosia, nie wiedząc jak wybrnąć z tak przykrego położenia.
Pawełek, mając bardzo dobre serce, myślał też nad tem jak objaśnić to nagłe poranienie twarzy i ochronić Zosię od czekającej ją bury.
— Nie mogę powiedzieć, że wpadłem w ciernie — rzekł po chwili — ale poczekaj, mam pomysł. Zaraz zobaczysz.
I to rzekłszy, Pawełek pobiegł co tchu do lasku w pobliżu domu położonego, Zosia dopędziła go tam i ujrzała, że rzucił się na krzak tarniny i począł się tarzać po nim. W ten sposób miał całą twarz jeszcze bardziej podrapaną, przytem ręce nosiły także ślady cierni.
Ujrzawszy go w tak opłakanym stanie, Zosia rozpłakała się na dobre.
— To ja jestem przyczyną twego bólu, cierpisz przezemnie — wołała zanosząc się od płaczu — chcesz mię ochronić od zasłużonej kary. Jesteś niezmiernie dobry, kocham cię za to bardzo, bardzo...
— Wracajmy prędko do domu, muszę jeszcze umyć się dobrze, nie martw się Zosieńko, uspakajał ją Pawełek. Zapewniam, cię, że zupełnie bólu nie czuję. Proszę ciebie tylko nie mów o tem nikomu, żeś mię podrapała. Gdybyś powiedziała komukolwiek, zasmuciłabyś mnie wielce i nie miałbym satysfakcji z udrapnięć umyślnych cierniami. Czy przyrzekasz mi to?
— Uczynię wszystko co zechcesz — odrzekła Zosia.
Powrócili do dziecinnego pokoju, gdzie Pawełek umył znów twarz zimną wodą. Gdy weszli do salonu, wszystkich uwagę zwróciły świeże ranki na twarzy Pawełka.
— Cóżeś ty robił Pawełku? — zapytała jego matka z przerażeniem. Wyglądasz, jakbyś był cierniami pokłóty.
— Bo tak zdarzyło się w istocie — odrzekł Pawełek wesoło. Biegnąc szybko, wpadłem na krzak tarniny, a chcąc się z niego wyswobodzić, podrapałem sobie do krwi twarz i ręce.
— Jesteś bardzo nieuważny, jakże można biec tak bez pamięci — strofowała matka. Upadłszy, trzeba było podnieść się powoli, starając się nie zaczepić o ciernie. Gdzież przebywała wówczas Zosia? Przecież mogła ci dopomódz, abyś się nie zadrasnął.
— Zosia biegła za mną, mateczko droga, nie miała możności dopomożenia mi, przybyła w chwili, gdy już powstałem na równe nogi.
Matka zabrała chłopca z sobą, aby mu gojącą maścią twarz posmarować, Zosia została w salonie i zapytana dlaczego ma tak smutną minkę — odpowiadała wykrętnie, chociaż miała łzy w oczach. Ponieważ nalegano, żeby wyznała całą prawdę, odpowiedziała, wybuchając płaczem.
— Nie mogę nic powiedzieć... Przyrzekłam Pawełkowi, że nie powiem!...
— Jeżeli Pawełek źle postąpił, nie powinnaś go oszczędzać i zachowywać jego czyn w tajemnicy.
— Nie, nie, Pawełek w niczem nie zawinił, przeciwnie postąpił bardzo dobrze i szlachetnie, ale to ja byłam powodem tego wszystkiego. Chcąc mi oszczędzić kary, rzucił się dobrowolnie pomiędzy ciernie.
— Opowiedz że nam porządnie co to się stało? Co zaszło pomiędzy wami? dopytywały panie, poczem Zosia wyznała szczerze, że to ona w silnym wybuchu gniewu tak podrapała kuzynka.
— Jakie to zacne dziecko ten Pawełek! zachwycały się obie panie. Jakaż to różnica pomiędzy tobą Zosiu, i tym dzielnym chłopcem, który zawsze przebacza ci wszystkie szalone wybryki i zapomina wyrządzone mu krzywdy.
— O tak, Pawełek jest daleko lepszy odemnie
— zawołała Zosia skruszona. — Odtąd nigdy mu żadnej przykrości nie zrobię.
— Jesteś już dostatecznie ukaraną, czujesz się bardzo winną w tym wypadku, moja Zosiu, więc żadnej kary ci nie wyznaczę — rzekła pani Marja łagodnym tonem. Przytem postąpiłaś szczerze, wyznając nam całą prawdę, chociaż mogłaś ją ukryć. Oceniam to, przebaczam tobie, ale raz jeszcze cię przestrzegam, staraj się opanować swoją porywczość wrodzoną, gdyż może ona sprowadzić smutne następstwa, jak to już nieraz bywało.
Zosia przyrzekła poprawę i nigdy już nie słyszano, aby się kiedykolwiek spierała z Pawełkiem, mając wciąż na myśli jego pełne współczucia dla niej poświęcenie.