<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Przykładne dziewczątka
Podtytuł Zajmująca powieść dla panienek
Pochodzenie Przykładne dziewczątka
Wydawca Księgarnia Ch. I. Rosenweina
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Ilustrator Marian Strojnowski
Tytuł orygin. Les Petites filles modeles
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIV
Odjazd

Zosia bała się powrócić do salonu. Prosiła przyjaciółki, żeby weszły pierwsze, szła ukryta za niemi, nie chcąc być zauważoną przez macochę. Ale na nic się jej manewry nie zdały. Pani Fiszini rzuciła bystrym wzrokiem po przybyłych i ofuknęła Zosię groźnie:
— Jak śmiesz powracać do salonu? Czy sądzisz, że pozwolę ci zasiąść do stołu, ty złodziejko i kłamczuchu!
— Zosia jest niewinna, proszę pani, odezwała się Madzia odważnie. Wiemy już, kto wypił wino, Zosia powiedziała prawdę, zapewniając, że to nie ona.
— Ee, co tu gadać, moja mała; Zosia naplotła wam jakichś kłamstw, a wy jej wierzycie. Znam ja ją dobrze i każę podać obiad w jej pokoiku. Niech go sama spożywa.
— To pani jest niedobra, a nie Zosia, zawołała nagle Stokrotka. Kasia od ogrodnika wypiła pani wino, a Zosia prosiła jej matkę, żeby ją nie biła, chociaż była przez panią ukarana niesprawiedliwie. Kocham bardzo Zosieńkę, a pani nie kocham wcale!..
— Brawo, brawo, malutka!.. zaśmiała się pani Fiszini z przymusem. Nie można powiedzieć, żebyś była nazbyt grzeczna i uprzejma dla mnie. Ta bajeczka o Kasi i wypicia przez nią wina jest wcale dobrze wymyślona, ale w nią nie wierzę.
— Stokrotka ma słuszność, proszę pani, odezwała się Kamilka. Kasia przynosiła zioła lecznicze do pani pokoju i spostrzegłszy wino, wypiła je, poczem wyskoczyła przez okno i zwichnęła sobie nogę. Wyznała wszystko matce, ta chciała ją ukarać, ale Zosia nadeszła w tej chwili i uprosiła, żeby Kasi nie bito. Widzi pani, że Zosia jest niewinną zupełnie w tej sprawie. Ona jest w gruncie bardzo dobra i my ją wszystkie kochamy.
— Ostatecznie Zosia poniosła karę niezasłużoną — dodała pani Rosburgowa — należy się jej teraz zadośćuczynienie. Mówiła nam pani, że obecność jej przeszkadza w przygotowaniach pani do drogi, proszę więc pozwolić, aby dziś jeszcze pojechała z nami.
Pani Fiszini, zawstydzona z powodu dowiedzenia jej niesprawiedliwego postępowania z pasierbicą, nie mogła odmówić prośbie sąsiadek i przywoławszy Zosię, rzekła nadąsana:
— Pojedziesz dziś wieczorem, moja panno, każę przygotować twoje rzeczy. A widząc błysk radości w jej oczach — dodała kwaśno: „Sądzę, że jesteś zachwycona, mogąc jaknajprędzej rozstać się ze mną, ponieważ nie masz ani serca, ani wdzięczności, nie liczę wcale na twoją tkliwość i ty również nie rachuj na moją. Możesz nie pisywać do mnie, ja też nie mam potrzeby zadawać sobie trudu korespondowania, bo ciebie tyleż obchodzę, co ty mnie. A teraz, moje panie, zasiądźmy do obiadu — zwróciła się do gości. Po moim powrocie z zagranicy zaproszę panie wraz z całem naszem sąsiedztwem i przeczytam wam moje wrażenia z podróży. Nieprawdaż, że to będzie bardzo miło?
Zasiedli wreszcie do stołu. Zosia skorzystała, jak zwykle z nieuwagi macochy i, jadła wszystko z ogromnym apetytem. Świetny obiad i pewność, że jeszcze tegoż dnia zostanie oddaną pod opiekę sąsiadek, zatarły zupełnie przykre wrażenia poprzednie.
Po obiedzie dzieci udały się z Zosią do jej pokoiku i tam zapakowały lalkę i dwie skromne jej sukienki, reszta nie zasługiwała na zabranie z sobą.
Wszystkim już śpieszno było do domu. Pani Marja kazała zaprządz konie.
— Jakto? Cóż znowu? Dopiero jest ósma godzina — mówiła pani Fiszini — chcąc koniecznie zatrzymać gości.
Żałuję bardzo — odrzekła pani Marja — ale wolę wrócić przed nocą.
— Dlaczego przed nocą? Droga jest wyborna, a przytem księżyc świeci.
— Stokrotka jest jeszcze zbyt mała, żeby tak czuwać do późna, obawiam się, że będzie zanadto zmęczona — zauważyła pani Rosburgowa.
— Ależ zważcie, panie, że to ostatni wieczór, który spędzamy razem, Stokrotka może trochę później spać się położyć — upierała się pani Fiszini.
Pomimo próśb i nalegań, panie postanowiły odjechać natychmiast; powóz stał już przed gankiem. Dzieci wkładały pośpiesznie kapelusze, Zosia stała już przy drzwiach jakby obawiając się, by ją nie zapomniano. Pani Fiszini, pożegnawszy sąsiadki przywołała Zosię i rzekła oschłym tonem:
— Może raczysz przynajmniej powiedzieć mi: dowidzenia. Widzę, że jesteś uszczęśliwioną z wyjazdu. Tamte dziewczynki nie odjeżdżałyby od swoich matek, nie uroniwszy ani jednej łezki.
— Mamusia nie pojechałaby nigdzie bezemnie — odezwała się Stokrotka — tak samo mamusia Kamilki i Madzi nie rozstaje się z niemi, to też my kochamy bardzo nasze mamy, a gdyby były złe dla nas, tobyśmy je nie kochały!
Zosia zadrżała, a Kamilka i Madzia uśmiechnęły się na to wystąpienie Stokrotki; matki obie zagryzły usta, żeby się na głos nie roześmiać, widząc minę pani Fiszini, której oczy błyskały gniewem, policzki poczerwieniały z oburzenia, miała widocznie ochotę dać klapsa Stokrotce, ale powstrzymała się w porę i przywoławszy znów Zosię, złożyła pocałunek na jej czole. Pocałunek to był zimny, jakby z obowiązku prostej grzeczności, a przytem nie omieszkała powiedzieć kilka gorzkich słówek:
— Jak widzę — ładne rzeczy opowiadasz o mnie, moja panienko; strzeż się, bo przecież powrócę jeszcze, a wtedy się porachujemy!
Zosia chciała ucałować rękę macochy, ale ta wyszarpnęła swą rękę ze złością wobec czego strapiona tem dziewczynka usunęła się na stronę, a potem z gorączkowym pośpiechem wskoczyła za innemi do powozu.
Kamilka usadowiła się na koźle, a Zosia zajęła jej miejsce na przedniej ławeczce obok Madzi i Stokrotki.
Konie ruszyły. Zosia zaczynała oddychać swobodnie, gdy nagle usłyszano krzyk z ganku, nawołujący do zatrzymania powozu. Zosia omal nie zemdlała ze wzruszenia, obawiając się, że macocha wzywa ją do powrotu. Powóz stanął. Nadbiegł lokaj zadyszany, mówiąc:
— Pani kazała powiedzieć panience, że zapomniała swoje rzeczy, które odeszlą dopiero jutro, a może panienka woli powrócić zaraz do domu i odjechać później.
— Dziękuję bardzo Antoniemu i przykro mi widzieć, że się tak zmęczył, by mi oznajmić tę nowinę — odrzekła Zosia pośpiesznie. Proszę bardzo podziękować pani i proszę powiedzieć, że, nie chcąc jej robić ambarasu, wolę obejść się bez moich drobiazgów i poczekać na nie do jutra.

Stangret zaciął konie i w przeciągu kwandransa stanęły już u celu. Z jakąż radością Zosia zeskoczyła przed gankiem, lekka jak piórko, dziękując Bogu i zacnej pani Marji za przyszły pobyt pod jej dachem w towarzystwie swych kochanych przyjaciółek. Miała odtąd spać z Madzią w jej pokoiku i tym razem Zosia bez trwogi spała całą noc na swojem łóżeczku i przebudziła się dopiero rano.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.