Pszczółka Maja i jej przygody/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pszczółka Maja i jej przygody |
Wydawca | Księgarnia S. A. Krzyżanowskiego |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Ludowa |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Marja Kreczowska |
Tytuł orygin. | Die Biene Maja und ihre Abenteuer |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Starsza pani pszczoła, która pszczółce Maji była pomocną, gdy ta zbudziwszy się do życia wydostała się ze swej komórki, nosiła imię Kassandry i zażywała w ulu wielkiego szacunku. Były wówczas dni bardzo burzliwe, gdyż wśród ludu pszczół wybuchł bunt, którego królowa nie mogła stłumić.
Gdy doświadczona Kassandra ocierała duże błyszczące oczy maleńkiej Maji, której przeżycia opowiem, i starała się doprowadzić do porządku jej delikatne skrzydełka, cały matecznik brzęczał tak groźnie, że małej Maji zrobiło się bardzo gorąco, co też powiedziała swej opiekunce.
Kassandra rozglądnęła się zaniepokojona, lecz nie odrazu odpowiedziała małej. Zdziwiło ją, że dziecko już tak wcześnie umie krytykować, ale w gruncie rzeczy miało słuszność, gdyż gorąco i tłok były wprost nie do zniesienia. Maja widziała ustawicznie przelatujące pszczoły, i to w takim pośpiechu i ścisku, że często jedne wspinały się po grzbietach drugich, to znów skłębione w jedną masę, toczyły się przed siebie.
Raz w jej pobliżu była królowa. Kassandra i Maja zostały nieco odepchnięte na bok, ale truteń, uprzejmy młody paniczyk o starannie utrzymanej powierzchowności przyszedł im z pomocą. Skinął Maji głową i trochę wzburzony, przednią nóżką, służącą pszczołom za ramię i rękę, przygładził swe lśniące włosy na piersi.
— Rychło spadnie nieszczęście — rzekł do Kassandry. — Rój buntowników opuści miasto. Obwołali już nową królową.
Kassandra nie zwracała nań prawie żadnej uwagi. Nie podziękowała mu nawet za pomoc, a Maja czuła wyraźnie, że stara pani była bardzo nieuprzejmą względem młodego kawalera. Nie śmiała zapytać; wrażenia następowały po sobie ogromnie szybko, grożąc jej utratą przytomności. Wzburzenie ogólne i jej się udzieliło; zaczęła także brzęczeć cieniutko, delikatnie.
— Co ci przyszło do głowy! ozwała się Kassandra. — Alboż zamało jeszcze hałasu?
Maja natychmiast umilkła, pytające spojrzenie skierowując na starszą przyjaciółkę.
— Chodź tutaj — rzekła do Maji — spróbujemy się nieco uspokoić.
Ujęła Maję za jej piękne błyszczące skrzydełko, całkiem jeszcze miękkie i nowe i cudnie przeźroczyste, i usunęła ją w mało odwiedzany kącik, przed parę plastrów, napełnionych miodem.
Maja przystanęła, uczepiwszy się jednego z plastrów.
— Tu ślicznie pachnie — rzekła do Kassandry.
Stara znów się obruszyła.
— Musisz się nauczyć cierpliwości — rzekła. — Dziecko, ja w ciągu obecnej wiosny wychowałam już paręset młodych pszczółek i przygotowałam je do pierwszej podróży, ale żadna nie była taką wścibską. Wydajesz mi się jakąś wyjątkową naturą.
Maja poczerwieniała i obydwa delikatne paluszki swej ręki wsunęła sobie do ust.
— Co to jest natura wyjątkowa? spytała nieśmiało.
— O, to jest coś bardzo nieprzyzwoitego — zawołała Kassandra, mając na myśli ruch ręki Maji, gdyż na jej zapytanie, wcale nie zwróciła uwagi. — A teraz uważaj dokładnie na wszystko, co ci powiem, gdyż mogę ci poświęcić tylko niewiele czasu, jako że wylęgły się znów młode, a jedyna moja pomocnica na tem piętrze, Turka, jest strasznie przemęczona, a w ostatnich dniach skarżyła się na szum w uszach.
Maja usłuchała i dużemi ciemnemi oczyma, wpatrzyła się w swą nauczycielkę.
— Pierwszą regułą, jaką musi sobie zapamiętać każda młoda pszczoła — rzekła Kassandra wzdychając — jest ta, że we wszystkiem, co myśli i robi, winna być podobną do innych i myśleć o szczęściu wszystkich. W ustroju państwowym, który od — niepamiętnych czasów uznaliśmy za słuszny i który też okazał się jak najlepszym, jest ona jedyną podstawą dobra państwa. Jutro wyfruniesz w świat. Towarzyszyć ci będzie starsza opiekunka. Z początku będziesz przebywać tylko małe przestrzenie i musisz się dokładnie przyglądać przedmiotom, koło których będziesz przelatywać, abyś następnie umiała znaleźć drogę powrotną. Twoja towarzyszka nauczy cię poznawać setki kwiatów i kwiecia, mających najlepszy miód; tych musisz się wyuczyć na pamięć, gdyż żadna pszczoła nie może sobie trudu tego zaoszczędzić. Pierwszy wiersz możesz odraza zapamiętać: wrzosy i kwiat lipowy. No, powtórz.
— Nie potrafię — rzekła maleńka Maja. — To strasznie trudne. Zresztą zobaczę to przecież, skoro wyfrunę.
Stara Kassandra szeroko roztworzyła oczy, potrząsając głową.
— Źle będzie z tobą — westchnęła — już ja to widzę.
— A czy później będę musiała przez cały dzień zbierać miód? spytała mała Maja.
Kassandra westchnęła głęboko i przez chwilę patrzyła na pszczółkę poważnie i smutno. Może sobie przypomniała własne swe życie, od początku do końca pełne trudu i znoju. Poczem pełnem miłości spojrzeniem obejmując Maję, zmienionym głosem rzekła:
— Moja maleńka Majo, poznasz ty promienie słońca, wysokie zielone drzewa i kwietne łąki, srebrne jeziora i wartkie migotliwe strumyki, promienne błękitne niebo, a naostatku może nawet człowieka, który jest najwyższym i najdoskonalszym tworem natury. W obliczu wszystkich tych wspaniałości praca twa będzie ci radością. Patrz, to wszystko cię jeszcze czeka, serce drogie, masz powód być szczęśliwą.
— Dobrze — rzekła maleńka Maja — chcę też nią być.
Kassandra uśmiechnęła się dobrotliwie. Nie wiedziała dobrze, jak to się stało, ale nagle uczuła szczególną miłość do małej Maji, jakiej nie czuła nigdy do którejkolwiek z młodych pszczół. I tak się stało, że małej Maji opowiedziała więcej, niż pszczoły zwykły słyszeć w pierwszym dniu swego życia. Udzieliła.jej rozmaitych rad, ostrzegała przed niebezpieczeństwami grożącemi w tym złym świecie i wymieniła najgorszych wrogów, jakich posiada naród pszczeli. Wreszcie mówiła też długo o człowieku, szczepiąc w sercu małej Maji pierwszą miłość do ludzi, a także wielką tęsknotę poznania człowieka.
— Bądź uprzejmą i życzliwą dla wszystkich owadów, jakie napotkasz — rzekła na zakończenie — a więcej się od nich nauczysz, niż ci dziś mogę powiedzieć; wystrzegaj się. natomiast ós i szerszeni. Szerszenie są naszymi najsilniejszymi i najgorszymi wrogami, a osy, to bezużyteczna, zbójecka hołota, bez wiary i ojczyzny. My od nich silniejsze i potężniejsze, ale one kradną i mordują, gdzie tylko mogą. Możesz używać swego żądła przeciw wszystkim owadom, by zdobyć szacunek, lub też dla obrony; jeśli jednak ukłujesz zwierzę ciepłokrwiste lub człowieka, to musisz umrzeć, gdyż żądło twe utkwi w ich skórze i się złamie. Takie istoty kłuj tylko w razie największego niebezpieczeństwa, ale wtedy czyń to odważnie i nie bój się śmierci, gdyż my, pszczoły, zawdzięczamy szacunek i wielkie uznanie, jakiego wszędzie zażywamy, naszej odwadze i mądrości. A teraz bywaj zdrowa, mała Majo, niech ci się szczęści na świecie i bądź wierną swemu ludowi i swej królowej.
Pszczółka skinęła głową, odwzajemniając pocałunek i uścisk starej nauczycielki. Z tajemną radością i podnieceniem ułożyła się do snu, nie mogąc zasnąć z cieka-wości, bo przecież nazajutrz poznać miała wielki, daleki świat, słońce, niebo i kwiaty.
∗ ∗
∗ |
W pszczelim grodzie się tymczasem uspokoiło. Wielka część młodych pszczół opuściła państwo, by założyć inne, nowe. Długo słychać było brzęczenie licznego roju w promieniach słońca. Nie stało się to przez zuchwalstwo lub brak przywiązania do królowej, lecz poprostu naród tak się rozmnożył, że miasto nie mogło pomieścić wszystkich mieszkańców i niemożliwem też było zgromadzić tyle zapasów miodu, by wszyscy mogli przez zimę mieć utrzymanie. Bo wielką część miodu zebranego w lecie, musiano wszak odstąpić ludziom. Tego wymagały dawne przymierza państwowe, gdyż ludzie w zamian zabezpieczali dobrobyt państwa, starali się o jego spokój i bezpieczeństwo w zimie, chronili przed mrozem.
Nazajutrz rano, Maja z łoża swojego usłyszała radosny wykrzyk:
— Słońce wstało!
Natychmiast się zerwała i przyłączyła do jednej ze zbieraczek miodu.
— Dobrze — uprzejmie rzekła tamta — możesz wylecieć ze mną.
W bramie zatrzymali ją strażnicy. Ciżba była ogromna. Jeden ze strażników powiedział Maji hasło jej ludu, bez którego żadna pszczoła nie dostanie się do miasta.
— Zapamiętaj je — powiedział — i szczęścia w pierwszej podróży!
Wyszedłszy poza bramę miasta, pszczółka musiała przymknąć oczy przed powodzią zalewającego je światła. W okół promieniowanie złota i zieleni, tak przebogate i ciepłe i wspaniałe, że z nadmiaru błogości nie wiedziała, co począć i powiedzieć.
— Ależ to naprawdę cudowne — rzekła do swej towarzyszki. — Czy tam polecimy?!
— Prosto przed siebie! — odrzekła tamta.
Wtedy Maja podniosła główkę, poruszyła swemi ślicznemi, nowiutkiemi skrzydełkami i poczuła nagle, że deseczka, na której siedziała, jakoby zaczynała tonąć. A równocześnie zdawało się jej, że okolica przed nią umyka wstecz, a duże zielone kopuły ku niej podchodzą.
Oczy jej zabłysły, serce przepełniła radość bezmierna.
— Ja lecę — zawołała — to nic innego jak latanie! Ale to naprawdę coś doskonałego.
— Tak, latasz istotnie — rzekła zbieraczka miodu, z trudem mogąca jej nadążyć. — To są lipy, ku którym lecimy, nasze lipy zamkowe; po nich możesz rozpoznać i zapamiętać położenie naszego grodu. Ale ty naprawdę latasz za szybko, Majo.
— O, nie można latać dość szybko — odparła Maja.
— Jakże cudnie pachnie słońce!
— Nie — rzekła zbieraczka miodu, trochę zadyszana
— to kwiecie lipy pachnie. Ale teraz leć powolniej, inaczej ja pozostanę w tyle, przytem nie będziesz mogła zapamiętać okolicy, którą masz wracać.
Ale mała Maja nie słyszała jej słów. Była jakby upojona radością, słońcem, szczęściem istnienia. Zdawało się jej, że oto z szybkością strzały mknie przez zielonolśniące morze światła ku coraz to większej wspaniałości. Różnokolorowe kwiaty zdawały się ją wołać, ciche, przesłonecznione dale wabiły ku sobie, a błękitne niebo błogosławiło jej radosny lot młodości. Tak pięknie jak dziś, nie będzie już nigdy; nie mogę zawrócić, nie mogę myśleć o niczem, tylko o słońcu — myślała.
Pod nią zmieniały się barwne obrazy, powoli i szeroko rozkładał się w jasności spokojny krajobraz. Całe słońce musi być ze złota, myślała pszczółka.
Przybywszy nad wielki ogród, zdający się spoczywać wśród kwietnych obłoków drzew wiśniowych, bzów i głogów, osunęła się ku ziemi, śmiertelnie wyczerpana. Spadła na grzędę czerwonych tulipanów i uchwyciwszy się jednego z dużych kwiatów, wsparta o kwietnią ścianę, odetchnęła głęboko i rozkosznie i ponad osłonecznione brzegi kwiatu patrzyła ku błękitnemu niebu.
— O, toż tysiąc razy ładniej jest na wielkim przestronnym świecie niż w mrocznym grodzie pszczół — zawołała. — Nigdy już tam nie wrócę, by zbierać miód, lub robić wosk. O nie, nigdy tego nie zrobię. Chcę widzieć i poznać ten kwitnący świat; ja nie jestem taką jak inne pszczoły; moje serce pragnie radości i niespodzianek, stworzone jest dla przygód i przeżyć. Nie chcę się bać niebezpieczeństw, bo czyż nie mam siły i odwagi i żądła?
Zaśmiała się zuchwale i radośnie i z kielicha tulipana połknęła duży łyk miodnego soku.
Wspaniale, pomyślała, życie jest naprawdę przecudne.
Ach, gdyby mała Maja przeczuwała, ile ją czeka biedy i niebezpieczeństw, byłaby się z pewnością rozmyśliła. Ale ona niczego nie przeczuwała i pozostała przy swym zamiarze. Rychło uległa ogromnemu zmęczeniu i zasnęła. Gdy się przebudziła, nie było słońca, a całą okolicę osłaniał mrok. Serce jej jednak zabiło mocniej i z pewnem wahaniem opuściła kwiat, zamierzający się właśnie zamknąć na noc. Pod wielkim liściem, wysoko u wierzchołka starego drzewa, ukryła się cała, a zasypiając, myślała pełna otuchy:
— Nie chcę tracić odwagi zaraz na początku. Słońce znów przyjdzie, to pewne; Kassandra mi przecież powiedziała. Trzeba tylko spać mocno i spokojnie.