Róża i Blanka/Część druga/XXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Róża i Blanka
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1896
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXV.

Serwacy Duplat otrzymał polecenie pilnowania fortu Montreuil, zaś jego porucznik miał strzedz Bramy św. Gerwazego.
— Zamieniajmy się na stanowiska, — zaproponował mu kapitan.
— Dobrze, odrzekł porucznik. — Czy masz tam jaką dziewczynę?
— Mam.
— Więc zgoda, ale nic darmo, musisz za to zafundować.
Udali się do restauracji, gazie przesiedzieli do wieczora.
O godzinie dziewiątej kapitan rozstał się z porucznikiem i poszedł wprost na ulicę Parmentier, do niedokończonego domu, w którego piwnicy po raz pierwszy porozumiał się z Merlinem.
— Niewiadomo co się stanie — mówił do siebie, — lepiej więc pieniądze zachować tutaj, aniżeli nosić przy sobie. Jeżeli komuna zostanie zduszoną, bezpiecznie będę mógł powrócić i zabrać je.
Zeszedł po schodach do piwnicy, z pomocą zapałek wybrał miejsce zasypane gruzem, usunął go, nożem zrobił w ścianie jamę głęboką na dziesięć centimetrów, następnie starannie obwinąwszy w gazetę otrzymaną od Merlina paczkę biletów bankowych, położył ją w jamę i zasypał ziemią oraz gruzem.
Praca ta zajęła mu pół godziny czasu.
— Teraz mogę być spokojnym — mówił sobie, zacierając ręce. — Tutaj mam w depozycie pięć tysięcy franków, jutro dostanę dziesięć tysięcy i mam przy sobie zaledwie bez kilku luidorów tysiąc franków zadatku. Jestem więc bogatym i skoro tylko Paryż uspokoi się, będę mógł użyć życia.
Upojony tym pięknym snem, wyszedł z piwnicy i udał się do swego mieszkania przy ulicy Saint-Maur pod nr 157.
Czytelnicy może pamiętają, że w tym samym domu w kwietniu mieszkały Janina Riwat i matka Weronika.
Pokój jego znajdował się na końcu korytarza z którego prowadziły drzwi do mieszkania obu kobiet.
Wiadomość o śmierci męża przyprawiła Janinę o kilkotygodniową ciężką chorobę, z której zaledwie powstała, wydała na świat dwie dziewczynki, bliźniaczki.
Matka Weronika przez cały czas choroby Janiny nie odstępowała jej ani na chwilę, pielęgnowała i zaspakajała wszystkie jej potrzeby.
Gdy Serwacy Duplat po zakopaniu pieniędzy wchodził do mieszkania, spotkał się na schodach z Weroniką, idącą po wodę.
Szła ze świecą w ręku, oddawna już bowiem zaprzestano oświetlać korytarze gazem, posłuszni zaś swym panom oddźwierni odmawiali oświetlania lampami naftowemi.
— Dobry wieczór, matko — odezwał się Duplat, spostrzegłszy swą sąsiadkę z dzbankiem w ręku, — czy niesiecie naftę dla naszych braci?
— Milcz, podpalaczu jakiś! — odrzekła z gniewem — to wy tylko umiecie wojować z naftą! Idź spać nie rób hałasu, przechodząc około drzwi pani Rivat.
— Więc obywatelka Rivat jeszcze chora.
— Odbyła wczoraj słabość i leży w gorączce.
— Ma gorączkę? To głupstwo, przejdzie...
Duplat odszedł do swego pokoju, lecz przed udaniem się na spoczynek zrobił przegląd swej garderoby, wybrał całkowity garnitur i położył na krześle.
— Skoro tylko wydam wersalczykom bramę, wpadnę do domu, zmienię skórę i nikt mnie nie pozna.
Położył się i zasnął snem twardym, nawet nie myśląc o wstrętnej zbrodni ostatniej, — zamordowaniu zakładników.
Nazajutrz wstał wcześnie i udał się do merostwa jedenastego okręgu, gdzie miał objąć dowództwo nad dwudziestoma żołnierzami, przeznaczonemu do strzeżenia bramy św. Gerwazego.
Podczas nocy wojska wersalskie znowu posunęły się naprzód i zajęły plac św. Trójcy, oraz ulicę św. Łazarza i męczenników, Montmartre i Clignancourt. Artylerya ich zasypywała pociskami cmentarz Pere-Lachaise, z którego odpowiadały im baterye komunistów, utrzymując nieprzerwany ogień na ulicy Rivoli, zajętej przez wojska regularne po zdobyciu barykad lewej strony Sekwany.
Dalszy ich pochód wstrzymał wzniecony przez rewolucyonistów pożar ulic du Bac i Rivoli.
Paliły się gmachy: Rady państwa, Izby obrachunkowej, pałac Legii honorowej, ministerym skarbu, Tuillerie, ratusz, teatr Porte-Saint-Martin i szereg domów prywatnych.
Gęste chmury czarnego dymu unosiły się nad stolicą.
Co chwila wybuchały płomienie w jakimś domu, dachy zawalały się z trzaskiem, działa huczały, pociski ze świstem opisywały łuki na czerwonem niebie.
Komuna konając, mordem i spustoszeniem znaczyła ostatnie chwile swoje, jak pies wściekły, rzucający się i kąsający przed śmiercią.
A tam z wyżyn fortów śmieli się prusacy, patrząc na francuzów palących stolicę własną, jak oni palili Bazeilles i Saint-Cloud.
Resztki potwornego, pokrytego krwią i błotem rządu schroniły się do okręgu jedenastego.
Komitet Ocalenia publicznego ustanowił w merostwie punkt szalonego i dzikiego oporu ludzi, którzy widząc się zgubionymi, wiedzieli, iż niema dla nich przebaczenia.
Kartacze jak grad ognisty padały na dachy domów, dziurawiły je, wybuchały.
Przerażeni mieszkańcy opuszczali mieszkania i szukali schronienia w piwnicach.
Dom, w którym mieszkał Gilbert Rollin, posiadał, zarówno jak większość domów tej dzielnicy, dwa piętra piwnic.
Lecz nie wszystkie one były zajęte.
Wielka liczą lokatorów znalazła sposób opuszczenia Paryża i postanowiła powrócić dopiero po stłumieniu powstania.
Gilbert, przestraszony stanem swej żony i objawami zbliżającej się słabości, ukrył się wraz z nią w piwnicy piętra niższego, dokąd zniósłszy pościel i nieco żywności, przy świetle naftowej lampki oczekiwał rozwiązania Henryki, nie wiedząc jak w krytycznej chwili poradzić sobie w braku lekarza, którego znaleźć było niepodobna.
O godzinie ósmej Henryka wydała na świat dziewczynkę, która żyła zaledwie kilka minut.
Gilbert wziął w ręce małego trupa, przyłożył ucho do jego piersi w okolicy serca i, nieodczuwszy jego uderzeń, wydał wściekły okrzyk, podobny do ryku zwierzęcia, poczem odrzucił martwe ciało i nakrył je prześcieradłem.
Pozostająca w gorączce Henryka niewiedziała co się w około niej dzieje i nie poznawała męża.
Gilbert, blady, drżącemi ustami zapytywał siebie, czy wszystko już skończyło się dla niego w tem życiu?
Jakaś fatalność zawzięła się na niego!
Skoro wikary od św Ambrożego dowie się o śmierci dziecka, będzie uważał sobie za obowiązek natychmiast powiadomić o tem stryja Henryki, a ten nieubłagany w swym gniewie, zpewnością zniszczy napisany na korzyść dziecka testament.
W tej chwili ksiądz przebywał w Wersalu, lecz gdy po stłumieniu powstania powróci do Paryża, niepodobna będzie skryć przed nim prawdę.
Wtedy wszystkie marzenia Gilberta przepadną, powróci niedostatek i jeszcze straszniejszy od dotychczasowego!
Na chwilę wpadł w rozpacz i pragnął, by jedna z bomb zasypujących ulicę, zburzyła dom i zasypała go wraz z Henryką w gruzach.
Lepiej umrzeć, niż bez światełka nadziei pędzić życie mizerne.
Nagle, jak promień światła w noc ciemną, dziwna myśl zabłysła w jego mózgu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.