Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień sześćdziesiąty drugi

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom VI
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 62. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ SZEŚĆDZIESIĄTY DRUGI.

Nazajutrz z rana, znowu posłano mnie do kopalni, gdzie wykułem taką samą ilość złota jak wczoraj. Wieczorem, poszedłem do szeika i zastałem u niego obie moje małżonki. Prosiłem go aby raczył zadowolić moją ciekawość względem wielu rzeczy o których chciałem się dowiedzieć, zwłaszcza zaś o jego własnych przygodach. Szeik odpowiedział że w istocie, przyszedł czas w którym należało mi odkryć całą tajemnicę, i zaczął w te słowa:

HISTORYA WIELKIEGO SZEIKA GOMELEZÓW.

Widzisz we mnie pięćdziesiątego drugiego następcę Massuda Ben Tachera, pierwszego szeika Gomelezów, który wybudował Kassar, znikał ostatniego piątku każdego miesiąca i następnego dopiero powracał.
Kuzynki twoje już ci niektóre rzeczy opowiedziały, ale ja dokończę ci ich powieść i odsłonię wszystkie nasze tajemnice. Maurowie już od kilku lat znajdowali się w Hiszpanji gdy dopiero pomyśleli o zapuszczeniu się w doliny Alpuhary. Doliny te zamieszkiwał naówczas lud nazwany Turdulami lub Tardetanami. Krajowcy ci sami siebie nazywali Tharszysz i utrzymywali że niegdyś przebywali w okolicach Kadyxu. Zatrzymali byli wiele wyrazów ze starożytnego ich języka, którym umieli nawet pisać. Głoski ich były te same jakie oznaczono w Hiszpanji nazwiskiem «descunoseidas.» Pod panowaniem Rzymian i następnie Wisygotów, Tardetanie składali bogate haracze, za to zaś zachowali zupełną niepodległość i dawną wiarę. Czcili Boga pod nazwiskiem Jahh i składali mu ofiary na górze nazwanej «Gomelez Jahh» co znaczyło w ich języku górę Jahha. Arabowie zdobywcy, nieprzyjaciele chrześcijan jeszcze bardziej nienawidzili pogan lub tych którzy za takich uchodzili.
Pewnego dnia Massud, w podziemiach Chataczu znalazł kamień pokryty starożytnemi głoskami. Podniósł go i spostrzegł kręcone schodki, prowadzące wewnątrz góry. Massud kazał przynieść sobie pochodnię i sam się zapuścił. Znalazł komnaty, przejścia, kurytarze, ale obawiając się zabłądzić powrócił. Drugiego dnia znowu zwiedził podziemia i spostrzegł pod nogami cząstki wypolerowane i świecące. Zebrał je, zaniósł do siebie i przekonał się że to było czyste złoto. Przedsięwziął trzecią podróż i idąc za śladem pyłu złotego dostał się do tej samej żyły złota nad którą pracowałeś. Osłupiał na widok tylu bogactw. Powrócił czemprędzej i nie zaniechał wszelkich ostrożności jakie tylko mógł wymyślić, dla zatajenia przed światem swego skarbu. Przy wejściu do podziemia, kazał zbudować kaplicę i udał że chce w niej prowadzić pustelnicze życie na modlitwie i rozmyślaniu. Tymczasem ciągle pracował nad żyłą złota i kuł drogi kruszec o ile możności najwięcej. Praca szła mu niezmiernie wolno, gdyż nie tylko że nieśmiał przybrać pomocnika, ale nadto musiał potajemnie starać się o stalowe narzędzie, potrzebne mu do jego górniczej pracy.
Massud ujrzał wtedy że bogactwa wcale nie przedstawiały władzy, miał bowiem przed sobą więcej złota aniżeli wszyscy panowie ziemscy. Dobywanie jednak przychodziło mu z niesłychaną trudnością; następnie nie wiedział co począć ze złotem i gdzie je schować.
Massud był gorliwym wyznawcą proroka i zagorzałym stronnikiem Alego. Mniemał że sam prorok odkrył mu i dał to złoto, dla powrócenia kalifatu jego rodzinie, to jest potomkom Alego i następnie przez nich dla nawrócenia świata na islamizm. Myśl ta zaprzątnęła jego umysł. Oddał się jej był z tym większym zapałem, że ród Omniadów chwiał się w Bagdadzie i powzięto nadzieje przywrócenia do tronu Alidów. W istocie Abassydzi wytępili Omniadów, ale żadna ztąd korzyść nie wynikła dla rodu Alego, przeciwnie, jeden nawet z Omniadów przybył do Hiszpanji i został kalifem Kordowy.
Massud, widząc się bardziej niż kiedykolwiek otoczonym nieprzyjaciołmi, umiał pilnie się ukrywać. Zaniechał nawet wykonania swoich zamiarów, ale nadał im kształt który, że tak powiem, zachowywał je na przyszłość. Wybrał sześciu naczelników rodzin ze swego pokolenia, zobowiązał ich świętą przysięgą i odkrywszy im tajemnicę złotej żyły, rzekł: «Od dziesięciu lat, posiadam już ten skarb i nie mogłem uczynić z niego żadnego użytku. Gdybym był młodszym, byłbym mógł zebrać wojowników, i panować złotem i mieczem. Ale odkryłem moje bogactwa za poźno. Znano mnie jako stronnika Alego i jeszcze przed możnością zebrania stronnictwa, nieomieszkano by mnie zamordować. Mam nadzieję że prorok nasz powróci kiedyś kalifat swojej rodzinie i że wtedy cały świat przejdzie na jego wiarę. Czas jeszcze nie nadszedł, należy go jednak przygotować. Mam stosunki w Afryce, gdzie tajemnie podpieram Alidów, trzeba także w Hiszpanji utwierdzić potęgę naszego pokolenia. Nadewszystko zaś musimy ukrywać nasze środki. Niepowinniśmy wszyscy nosić tego samego nazwiska, ty więc krewny mój Zegrysie, z całym twoim rodem osiedlisz się w Grenadzie. Moi zostaną w górach i zachowają nazwisko Gomelezów. Inni oddalą się do Afryki i tam zaślubią córki Fatymitów. Zwłaszcza należy zwracać uwagę na młodzież, zgłębiać jej sposób myślenia i wystawiać na rozmaite próby. Jeżeli kiedykolwiek znajdzie się między nią jeden obdarzony niepospolitemi zdolnościami i dzielnością, naówczas postara się o zrzucenie z tronu Abassydów, wytępienie do szczętu Omniadów i powrócenie kalifatu potomkom Alego. Według mego zdania, przyszły zdobywca ma przyjąć tytuł Mahadego, czyli dwunastego Imana i powinien zastosować do siebie przepowiednię proroka, który powiada: «że słońce wstanie na zachodzie.»
Te były zamiary Massuda; zapisał je w księdze, nic odtąd nie przedsiębrał bez rady sześciu naczelników pokolenia. Nareszcie złożył godność i jednemu z nich powierzył miejsce wielkiego szeika i zamek Kassar-Gomelez. Ośmiu szeików nastąpiło po sobie. Zegrysowie i Gomelezy nabyli najpiękniejsze majątki w Hiszpanji, niektórzy przeszli do Afryki, objęli ważne posady i spokrewnili się z najprzemożniejszemi rodzinami.
Już upływał drugi wiek Hegiry, gdy jeden z Zegrisów ośmielił się ogłosić Mahadim, czyli naczelnikiem według prawa. Założył stolicę w Kairawanie o jeden dzień drogi od Tunisu, podbił całą Afrykę i stał się głową rodu kalifów Fatymitów. Szeik Kassar-Gomelezu posłał mu massę złota, z resztą, musiał więcej niż kiedykolwiek osłaniać się mrokiem tajemnicy, chrześcijanie bowiem brali górę i obawiano się aby Kassar nie popadł w ich ręce. Wkrótce szeik wpadł w drugi kłopot. Było nim nagłe wzniesienie się Abenseragów, rodu nieprzyjaznego naszemu i zupełnie odmiennego z nami sposobu myślenia. Zegrisowie i Gomelezy byli dzikimi, zamkniętymi sami w sobie i gorliwymi o wiarę; przeciwnie Abenseragi postępowali łagodnie, wykształcenie, dworsko z kobietami i przyjaźnie z chrześcijanami. Przeniknęli byli do pewnego stopnia nasze tajemnice i otoczyli nas zasadzkami.
Następcy Mahaddego zdobyli Egipt i zostali uznani w Syryi równie jak w Persyi. Potęga Abassydów runęła ze szczętem. Książęta turkomańscy owładnęli Bagdadem, pomimo to jednak, wyznanie Alego mało co się rozszerzało i sunaizm ciągle zachowywał nad niem wyższość.
W Hiszpanji, Abenseragi coraz bardziej psuli obyczaje. Kobiety pokazywały się bez zasłon, męzczyzni zaś u ich nóg wzdychali. Szeikowie Kassaru nie wychodzili więcej z zamku i niedotykali się złota. Stan ten trwał długo, nareszcie Zegrysowie i Gomelezy, pragnąc ocalić wiarę i królestwo, spiknęli się przeciw Abenseragom i wymordowali ich na lwiem podwórzu, śród własnego ich pałacu nazwanego Al-hambra.
Nieszczęsny ten wypadek pozbawił Grenadę znacznej części jej obrońców i przyśpieszył zagubę. Doliny Alpuhary idąc za przykładem reszty kraju, poddały się zwycięzcom. Szeik Kassar-Gomelezu, zburzył swój zamek i schronił się do wnętrza podziemi, do tych samych komnat gdzie widziałeś braci Zota. Sześć rodzin ukryło się wraz z nim we wnętrznościach ziemi, reszta schroniła się do przyległych jaskiń, których otwory wychodziły na inne doliny.
Niektórzy z Zegrisów i Gomelezów, przyjęli wiarę chrześcijańską, lub przynajmniej udali nawrócenie. W liczbie tych była rodzina Morów, którzy trzymali wprzódy dom handlowy w Grenadzie i następnie zostali nadwornymi bankierami. Nie obawiali się braku funduszów, mieli bowiem do rozporządzenia wszystkie skarby podziemia. Związki z Afryką ciągle trwały, zwłaszcza zaś z królestwem Tunis. Wszystko szło dość dobrze aż do czasów Karola Cesarza i Króla hiszpańskiego. Zakon proroka, który już nie błyszczał w Azyi tak świetnie jak za kalifów, szerzył się natomiast w Europie, wsparty podbojami Otomanów.
W owej epoce, niezgoda wszystko burząca na ziemi, wdarła się także i pod ziemię, czyli do naszych jaskiń. Szczupłość przestrzeni rozjątrzała jeszcze wzajemne niesnaski. Sefi i Billah, powadzili się o godność szeika, o którą w istocie warto było się ubiegać, jako o nadającą prawo rozporządzania niewyczerpaną kopalnią. Sefi przekonany o swojej słabości, chciał przejść na stronę chrześcijan; Billah utopił mu sztylet w piersiach, poczem zastanowił się nad bezpieczeństwem ogółu. Tajemnicę podziemia spisano na pargaminie i pokrajano go na sześć pasków, prostopadłych do pisma. Tylko więc razem złączone można je było przeczytać. Każdy pasek powierzono jednemu z sześciu naczelników rodzin i pod karą śmierci zakazano mu udzielanie drugiemu. Wtajemniczony, nosił pasek na prawem ramieniu. Billah, nad wszystkimi mieszkańcami podziemia i okolic, zachował prawo życia i śmierci. Sztylet który był zanurzył w piersiach Sefiego, stał się oznaką jego władzy i przechodził w dziedzictwie do następców. Zaprowadziwszy tym sposobem surowy rząd w podziemiach, Billah, z niezmordowaną czynnością, zajął się sprawami Afryki. Gomelezowie posiedli w niej kilka tronów. Zapanowali w Tarudancie i Temrenie, ale Afrykanie są to ludzie lekkomyślni, słuchający przedewszystkiem głosu namiętności i powodzenia w tej części świata, nigdy nie miały skutków jakichby się należało spodziewać.
Około tego czasu, zaczęto prześladować Maurów pozostałych w Hiszpanji. Billah, zręcznie skorzystał z tej okoliczności. Z niesłychaną biegłością, urządził system wzajemnej opieki między podziemiem a ludźmi piastującymi wysokie urzędy. Ci mniemali że opiekują się tylko kilkoma rodzinami maurytańskiemi, chcącemi pozostać w spokoju, rzeczywiście zaś dopomagali zamiarom szeika, który w nadgrodę otwierał im swoją kiesę. Spostrzegam także w naszych rocznikach: że Billah ustanowił, a raczej przywrócił próby przez jakie młodzież musiała przechodzić, dla udowodnienia dzielności swego charakteru. Próby te przed Billahem, puszczono w zapomnienie. Wkrótce nastąpiło wygnanie Maurów. Szeik podziemia nazywał się Kader. Był to człek mądry, który nie zaniechał wszelkich środków, jakie tylko mogły zapewnić bezpieczeństwo ogółu. Bankierowie Moro, utworzyli stowarzyszenie ludzi znaczących, którzy udawali miłosierdzie dla Maurów: pod tym pozorem, wyświadczali im tysiączne przysługi i kazali sobie sowicie płacić.
Maurowie, wygnani do Afryki, unieśli z sobą ducha zemsty bezustannie ich ożywiającego. Myślanoby że cała ta część świata powstanie i zaleje Hiszpanią; ale wkrótce państwa afrykańskie przeciw nim się oświadczyły. Napróżno w wewnętrznych wojnach krew hojnie się lała, napróżno szeikowie podziemia sypali złoto, nieubłagany Mulej Izmael, skorzystał ze stuletnych niezgód i założył państwo dotąd istniejące.
Tu przychodzę do chwili mego urodzenia i już o samym sobie będę ci opowiadał. —
Gdy szeik, domawiał tych słów, oznajmiono że wieczerza była na stole i wieczór ten upłynął nam jak poprzedzający.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.