Sen wujaszka/Rozdział I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Fiodor Dostojewski
Tytuł Sen wujaszka
Podtytuł (Z kronik miasta Mordasowa)
Wydawca Wydawnictwo Dzieł Pogodnych
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Wydawnictwa Polskiego
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Sydir Twerdochlib
Tytuł orygin. Дядюшкин сон
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ I.

Marja Aleksandrówna Moskalewa, — rzecz to pewna — jest pierwszą damą w Mordasowie i co do tego nie może być najmniejszej wątpliwości. Ma ona taką postawę, jakgdyby na nikim jej nie zależało, a przeciwnie, wszyscy potrzebowali jej. Co prawda, nikt jej nie lubi, owszem, wiele osób nawet serdecznie jej nienawidzi; ale za to wszyscy jej się boją, a tej pani właśnie tego potrzeba. Potrzeba taka jest już oznaką wysokiej polityki. Jakżeż to się dzieje, naprzykład, że Marja Aleksandrówna, która okropnie lubi plotki i przez całą noc spać nie może, jeśli przedtem nie dowie się czegoś nowego — jakżeż więc to się dzieje, że przy tem wszystkiem umie ona przybierać zawsze taką postawę, że nikomu z patrzących na nią, nawet przez myśl nie przejdzie coś podobnego, by ta szanowna dama była pierwszą plotkarką w świecie, a w każdym razie w Mordasowie? Przeciwnie, ma się wrażenie, że wszelkie plotki muszą w jej obecności ustać; plotkarze — oblać się rumieńcem wstydu i drżeć, jak uczniaki przed panem profesorem, rozmowa zaś powinna potoczyć się nie — inaczej, jak na bardzo wzniosłe i poważne tematy. Wiadome jej są, naprzykład, o każdym z mieszkańców Mordasowa tak kapitalne i skandaliczne rzeczy, że jeśliby ona przy nadarzonej sposobności opowiedziała o nich i dowiodła ich tak, jak tylko ona potrafi to czynić, to w Mordasowie nastąpiłoby prawdziwe, jak to mówią, lizbońskie trzęsienie ziemi. A tymczasem milczy ona chętnie o tych sekretach, a jeśli je już opowiada, to czyni to chyba w ostateczności i to nie komu innemu, jak tylko najserdeczniejszym przyjaciółkom. Zazwyczaj nastraszy ona tylko, zrobi aluzję, że coś wie i lubi raczej trzymać danego mężczyznę lub niewiastę w nieustannym strachu, niż odrazu zdruzgotać doszczętnie i ostatecznie. To się nazywa rozum i taktyka! Marja Aleksandrówna zawsze odznaczała się wpośród nas swoją wytwornością comme il faut bez najmniejszego zarzutu, którą wszyscy sobie za wzór stawiali. Jeśli idzie o comme il faut, to w całym Mordasowie żadna z uroczych dam nie może z nią rywalizować. Umie ona, naprzykład, zabić, zgnieść, zdruzgotać jednem słówkiem rywalkę, jak tego nieraz byliśmy świadkami, a tymczasem ma taką minę, jakgdyby sama nawet nie zauważyła, że wymówiła to słowo. A wiadomo, że taki rys jest już zaletą najlepszego towarzystwa. Wogóle w poczuciu taktu przewyższa ona stanowczo nawet najgłośniejszych muzyków.
Stosunki posiada bardzo rozgałęzione. Wielu z nawiedzających Mordasów wyjechało z tego miasta naprawdę zachwyconych jej przyjęciami i nawet utrzymywało z nią później żywą wymianę zdań drogą korespondencji. Raz nawet napisał dla niej ktoś wiersze i Marja Aleksandrówna z dumą je wszystkim pokazywała. Pewien przejezdny literat dedykował jej swoją powieść, którą też czytał na wieczorku w jej domu, co wywołało nadzwyczaj przyjemny efekt. Pewien zaś niemiecki uczony, który umyślnie przyjechał był w nasze strony z Karlsruhe w tym celu, by przeprowadzić badania nad specjalnym rodzajem robaczka z rożkami, zdarzającego się w naszej gubernii i który napisał o tym robaczku cztery tomy in quarto, tak był oczarowany gościnnością i miłem obejściem Marji Aleksandrówny, że dotychczas prowadzi z nią pełną szacunku i na wysokim poziomie moralnym utrzymaną korespondencję aż z Karlsruhe.
Porównywano nawet Marję Aleksandrównę w pewnym kierunku z Napoleonem. Czynili to, rozumie się, jej wrogowie żartem, raczej dla karykatury, niż opierając się na prawdzie. Lecz przyznając w zupełności, że porównanie takie jest dziwne, ośmielę się jednak postawić jedno niewinne zapytanie: dlaczegóż to, proszę mi powiedzieć, Napoleonowi wkońcu tak się głowa zakręciła, kiedy już wspiął się był bardzo wysoko? Obrońcy starej dynastji przypisywali to zjawisko tej okoliczności, że Napoleon nietylko nie pochodził z rodziny królewskiej, ale nawet nie był szlachetnie urodzony w ścisłem tego słowa znaczeniu; i dlatego istotnie zląkł się nakoniec własnej swej wysokości i przypomniał sobie swe właściwe miejsce. Nie bacząc na niewątpliwą bystrość takiego domysłu, przypominającą chyba najświetniejsze czasy starego dworu francuskiego, ośmielę się dodać ze swej strony: czemu Marji Aleksandrównie nigdzie i nigdy nie zakręciła się głowa i zawsze pozostanie pna pierwszą damą w Mordasowie? Bywały, naprzykład, takie wypadki, w których wszyscy mówili: „ciekawa rzecz, jak teraz postąpi Marja Aleksandrówna w takich trudnych okolicznościach?“ Lecz te trudne okoliczności następowały, mijały i — nic! — Wszystko pozostawało tak układnem jak dawniej, a nawet było jeszcze lepsze jak przedtem. Wszyscy, naprzykład, pamiętają, jak jej mąż, Atanazy Maciejowicz, stracił swoją posadę, z powodu nieudolności i tępoty, wzbudziwszy gniew w szefie, który spadł był na wizytację. Wszyscy myśleli wtedy, że Marja Aleksandrówna upadnie na duchu, poniży się, będzie prosiła, błagała, słowem, opuści swoje skrzydełka. Nic podobnego się nie stało: Marja Aleksandrówna zrozumiała, że na nic tu już wszelkie prośby i tak urządziła swoje interesy, że bynajmniej nie utraciła swego wpływu na społeczeństwo i dom jej wciąż jeszcze uważany bywa za pierwszy dom w Mordasowie. Żona prokuratora, nazwiskiem Anna Mikołajówna Antypowa, zaklęty wróg Marji Aleksandrówny, chociaż udaje przyjaciółkę, już trąbiła wtedy na zwycięstwo. Skoro jednak zobaczyli, że Marję Aleksandrównę trudno zbić z tropu, domyślili się wszyscy, że zapuściła ona o wiele głębiej.korzenie, niż myślano przedtem.
A propos, skorośmy już wspomnieli o Atanazym Maciejowiczu, mężu Marji Aleksandrówny, to powiemy i o nim słów parę. Przedewszystkiem, jest to człek reprezentatywny już ze samego wyglądu zewnętrznego i mąż wcale porządnych zasad, lecz w krytycznych wypadkach jakoś tak się mięsza, że patrzy jak baran na malowane wrota. Człowiek to nadzwyczaj szanowny, zwłaszcza, gdy na uczcie imieninowej występuje w swoim białym krawacie. Cała ta jednak szanowność i reprezentatywność — momentalnie kończy się w chwili, gdy zacznie mówić. Wtedy, przepraszam za otwartość, trzeba uszy zatykać. Stanowczo nie jest on godny należeć do swej połowicy Marji Aleksandrówny; takie jest ogólne zdanie. Na swej posadzie siedział także jedynie tylko dzięki jej genjalności. Co do mnie, to ostateczny sąd mój o nim jest taki, że dawno już powinienby on stale stać w ogrodzie i wróble straszyć. Tam i tylko tam, mógłby być z niego naprawdę niewątpliwy pożytek dla jego ziomków. I dlatego Marja Aleksandrówna wspaniale postąpiła, zesławszy Atanazego Maciejowicza do podmiejskiej wioski, oddalonej o trzy wiorsty od Mordasowa, gdzie posiada ona sto dwadzieścia chłopskich, pańszczyźnianych dusz — nawiasem mówiąc, cały swój majątek i wszystkie środki, przy pomocy których tak dostojnie podtrzymuje dobrą i szlachetną sławę swego domu. Wszyscy zrozumieli, że trzymała ona Atanazego Maciejowicza przy sobie tylko za to, że pełnił służbę w urzędzie i otrzymywał pensję i... boczne dochody. A skoro przestał otrzymywać pensję i dochody boczne, to natychmiast go wydalono, z powodu zbędności i zupełnej nieużyteczności. I znowu wszyscy pochwalili Marję Aleksandrównę za właściwą jej jasność sądów i stanowczość charakteru.
Na wsi żyje sobie Atanazy Maciejowicz tak zadowolony, że nawet przyśpiewuje sobie czasami. Odwiedziłem go parę razy i spędziłem u niego cały czas wcale przyjemnie. Przymierza sobie białe krawaty, własnoręcznie czyści buty, nie z biedy, lecz wyłącznie tylko z zamiłowania do sztuki, lubi bowiem, by cholewy jego butów błyszczały jak lustro; trzykroć na dzień pija herbatę, ogromnie lubi kąpać się w parni i — jest zadowolony.
Czy przypominacie sobie państwo, jaka brzydka historja wynikła była u nas przed półtora rokiem z powodu Zynaidy Atanazówny, jedynej córki Marji Aleksandrówny i Atanazego Maciejowicza? Zynaida jest bezsprzecznie pięknością, wspaniale wychowaną, a jednak ma lat 23 i dotychczas jeszcze nie wyszła zamąż. Z powodów, którymi wyjaśniają, dlaczego Zina dotychczas zamąż nie wyszła, jako główny podają niektórzy te głuche wieści o jakichś jej dziwnych stosunkach przed półtora rokiem z pewnym nauczycielem z powiatowego miasta — wieści i słuchy, które nie umilkły do dnia dzisiejszego. Dotychczas mówią o jakiejś rzekomo miłosnej karteczce czy liście, napisanym ręką Ziny, który miano sobie podawać z rąk do rąk w Mordasowie; powiedzcie mi jednak, kto ten dokument pisemny widział? Jeśli krążył on z rąk do rąk, to gdzie się podział? Wszyscy słyszeli o nim, a nikt go me widział. Ja przynajmniej nie spotkałem nikogo, ktoby na własne oczy widział to pismo i jeśli państwo zagadniecie o tem Marję Aleksandrównę, to ona po — prostu zrobi na was wielkie oczy i nie pojmie, o co idzie. Przypuśćmy nawet, że istotnie coś było i Zina napisała list (sądzę nawet, że.to rzeczywiście tak było), to co za zręczność ze strony Marji Aleksandrówny! Jak cudownie wygładzono, zatuszowano nieładną, skandaliczną aferę! Ani śladu, ni słychu, ni dychu! Marja Aleksandrówna nawet uwagi już teraz nie zwraca na to podłe oszczerstwo, a tymczasem, bardzo być może, że ona Bóg wie, jak się napracowała, by uratować cześć swojej jedynaczki-córki i pokierować wszystkiem tak, by ta cześć najmniejszego uszczerbku nie doznała. A że Zina nie wychodzi zamąż, to całkiem zrozumiałe: jacyż tu są konkurenci? Dla Ziny stosowny byłby chyba udzielny książę. Widzieliście państwo gdzie drugą taką piękność nad pięknościami? Dumnąj jest, co prawda, bardzo dumna. Powiadają, że stara się o nią Mozglakow, ale wątpię, czy może tu dojść do wesela. Bo któż to taki Mozglakow? Co prawda, młody człowiek, nie głupi, ma sto pięćdziesiąt swoich pańszczyźniaków, nie ma długów, jest kawalerem petersburskiego chowu! Ale, w każdym razie, naprzód nie ma wszystkich klepek w głowie. Wiercipięta, blagier, nosi się niby z jakiemiś nowemi ideami. A zresztą cóż wielkiego te jego półtorej setki pańszczyźnianych chłopów, zwłaszcza wobec tych nowych idej! Nie, do wesela dojść tu chyba nie może.

∗             ∗

Wszystko, co dotychczas przeczytał mój uprzejmy czytelnik, napisałem był przed pięciu miesiącami, jedynie z rozczulenia. Przyznaję się zawczasu, że mam potrochę słabość do Marji Aleksandrówny. Pragnąłem napisać coś w rodzaju panegiryku dla tej wzniosłej damy i ująć to we formę żartobliwego listu do przyjaciela, na wzór podobnych listów, drukowanych ongiś za dawnych, złotych, lecz chwała Bogu niepowrotnych już czasów, w „Pszczole Północnej“ i w innych periodycznych pismach onego czasu. Ponieważ jednak nie mam ani jednego przyjaciela, a oprócz tego posiadam pewną wrodzoną literacką skromność, to dzieło moje pozostało w mojem biurku w postaci literackiej próby pióra i ku pamięci uczciwej rozrywki w swobodne od zajęć chwile przyjemności. Minęło pięć miesięcy — i oto w Mordasowie zaszło dziwne zdarzenie: rano, gdy tylko się rozwidniło, wjechał do miasta książę K. i zajechał do domu Marji Aleksandrówny. Następstwa tego przyjazdu były nieobliczalne. Książę spędził w Mordasowie tylko trzy dni, lecz te trzy dni pozostawiły po sobie wieczyste i niezatarte wspomnienia. Powiem jeszcze więcej: książę spowodował w pewnym kierunku przewrót w naszem mieście. Powieść o tym przewrocie, rzecz jasna, tworzy jedną z najznamienniejszych stronic w mordasowskich kronikach. Zdecydowałem się też wkońcu, po pewnych wahaniach, tę właśnie stronicę opracować literacko i przedstawić sądowi zacnej publiczności. Powieść moja zawiera w sobie wyczerpującą i uwagi godną historję wzlotu, sławy i uroczystego upadku Marji Aleksandrówny i jej całego domu w Mordasowie: temat to dostojny i ponętny dla człowieka pióra. Rozumie się, przedewszystkiem należy wyjaśnić, co było dziwnego w tem, że do miasta przyjechał książę K. i zamieszkał u Marji Aleksandrówny, a dlatego oczywiście trzeba słów parę powiedzieć i o samym księciu K. A nadto życiorys tej postaci jest niezbędny i dla dalszego ciągu naszego opowiadania. A zatem zaczynam.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fiodor Dostojewski i tłumacza: Sydir Twerdochlib.