Starościna Bełzka/XL
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Starościna Bełzka |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rys ten skreśliliśmy idąc wiernie za Anonimem (Cieszkowskim?), który jak widać z jego pamiętników, w stosunkach by z z domem kasztelanowéj kamieńskiéj, (ojciec jego musiał być dzierżawcą w jéj dobrach i woził owe trzykroć, które w czasie barskiéj konfederacyi posłała Krasińskiemu). Z wyrażeń pamiętnika naszego widać, jak umiała przywiązać do siebie i wzbudzić szacunek; imię jéj zresztą pozostało do dziś dnia w pamięci ludzi, i mnóztwo dotąd opowiadają o niéj anegdot w rodzaju tych, któreśmy przytoczyli. Dziwić się więc musimy, gdy ją w tę sprawę z Komorowskimi widzimy wmieszaną i dopomagającą czynnie wojewodzie kijowskiemu do oczyszczenia się. Jedna tylko miłość dla imienia Potockich może to nieco wytłómaczyć, lub niewiadomość sprawy.
Snadź użyto jéj wpływu i znaczenia, i wojewoda udawać się do niéj musiał; odtąd bowiem widzimy ją czynnie poruszającą się, biorącą rzecz do serca, pośredniczącą, piszącą listy i troszczącą się o ten proces jak o swój własny.
Oto są wyrazy jéj listu do kanclerza Młodziejowskiego, który duszą i sercem był z Gozdzkimi i Komorowskimi przeciwko Potockim:
„Pozwolisz mi jwpd. wyrazić się względem interesu jw. wojewody kijowskiego, brata mego, który na ręce moje list przesiał, a że ten interes tu był powinien być kończony, wedle prawa loci ordinarii, zdał ten interes jw. wojewoda na mnie, abym starania przykładała do przyśpieszenia przez łaskę i sprawiedliwość jw. księdza biskupa chełmskiego, czego żądałam jako tu przytomna. Gdy zaś przyszła sprawa do sądów w pierwszéj instancyi, jwp. Komorowski zebrał się na konferencyę, a na drugiéj kadencyi z konferencyi pokazał rzymski rozkaz, aby odesłać tę sprawę do Rzymu. Rozumiem, że jw. pan, jako biskup poznański, tak i wszyscy w téj powadze będący, powinni się nie dla interesu Potockiego z Komorowskimi, ale dla swojéj powagi utrzymywać, iż nigdy nic było praktyki, aby w pierwszéj instancyi tamować miał Rzym komu sprawiedliwość. Wszak niejedna (uczy) praktyka, że gdy kto pretendował w takich okazyach minąć locum ordinarium, zawsze wracała się sprawa nazad do biskupa. Nie wiem zkądby znalazł imp. Komorowski kredyt w Rzymie, aby niepraktykowane remedya wyjednywał, chyba za usilném wymaganiem jw. Antyczego, który, jak mówią, należy do polskich interesów. Téj to tedy łaski jw. pana potrzeba, abyś jwp. Antyczemu przełożył, aby remedyów na zwłokę interesów nie wyrabiał, któréj zamiast sprawiedliwości, bardziéj podobno jwp. Komorowski pragnie, zadufany będąc latami i słabemi siłami jw. wojewody, któremu przez zadawanie niepraktykowane, wiele w zdrowiu, a całemu naszemu domowi krzywdę czyni. Taką to ja daję rezolucyę przez podany memoryał tu w Warszawie w początku (o coś jwp. dobrodziéj pisał do jw. wojewody), teraz w Rzymie przez podany memoryał — trudno tedy będzie, że milczy, gdyż ja sama świadkiem, że nie gada, ale wiem, że pisze czego jwpd. darować nie można, bo ta sprawa przynajmniéj w trybunale (jeżeli kiedy w Polsce będzie), to się osądzić może nie w Rzymie, i patronizować jéj jmp. Antyczy nie będzie imp. Komorowskiemu, ja tedy daję rezolucyę za brata mojego jw. panu.“
List ten trochę w gniewie i z góry napisany, daje poznać zniecierpliwienie Potockich, grożących prawie ks. Młodziejowskiemu. Do tego przywiodło ich przywołanie sprawy do Rzymu, za staraniem kanclerza i p. Antici’ego, bo w Chełmie nie mieli żadnéj nadziei otrzymania sprawiedliwości. Ksiądz Młodziejowski dzielnie w tém Komorowskim do końca pomagał, choć niestety! trzeba znać człowieka, żeby w tém widzieć nie szlachetne oburzenie przeciw gwałtowi, ale własny interes tylko i popieranie partyi, do któréj należał. Kanclerz Młodziejowski, który tak wielką choć skrytą gra rolę w téj sprawie, nieźle naszkicowany został przez autora bezimiennego pamiętnika, który mamy przed sobą; we współczesnych też listach mnóztwo jest o nim anegdot. Anonim, jak o innych, tak o nim, zbiera więcéj to, co powszechnie rozpowiadano, niżeli go sam sądzi; wizerunek jego maluje nam fizyognomię prałata taką, jak go powszechnie widziano, i jest wyrazem opinii, na którą zarobił — czy słusznie? powiedzieć trudno. Powiada on, że wyświęcony ksiądz Andrzéj Młodziejowski zostawał najprzód przy dworze ks. biskupa krakowskiego Załuskiego i pracował w jego kancellaryi, tu okazał dosyć do pióra zdolności, umysł otwarty i przebiegły. Załuski w czasie bezkrólewia miał go prymasowi Łubieńskiemu zarekomendować, ten mianował go swoim audytorem, i często do porady w wielu zawiłych sprawach używał. Młodziejowski miał być użyty za pośrednika do pozyskania prymasa Łubieńskiego na stronę Czartoryskich w czasie elekcyi, to go zbliżyło do „familii” i utorowało drogę do podkanclerstwa. Że w czasie elekcyi Poniatowskiego istotnie czynną już odgrywał rolę, poświadczają współczesne korrespondencye; pisano, że on wstrzymał wyjście z kraju wojsk cudzoziemskich, uznając ich przytomność za potrzebną. List jeden wspomina, że miała być wysztychowana karykatura wyobrażająca prymasa Łubieńskiego klęczącego i modlącego się z podniesionemi rękami, a obok Młodziejowskiego z tłumem ludzi niosącym worki pieniędzy i podpisem: Quid mihi vultis dare, et ego vobis tradam eum. Była to niby modlitwa w Ogrojcu i Judaszowskie sprzedanie. Po śmierci ks. Teodora Czartoryskiego wziął biskupstwo poznańskie, a późniéj, pisze Anonim, i nowo erygowane warszawskie. Po Zamojskim, który złożył wielką pieczęć koronną w r. 1767, dał ją król Młodziejowskiemu, który duszą i ciałem był jego stronnikiem. Wymowny, przebiegły, chytry, umiejący się pohamować i nie wydać z myślą, dosyć chciwy i interesowny, Młodziejowski nie miał szacunku u ludzi, ani też nań pracował; pobożność jego również była podejrzana, jak przywiązanie do kraju; przyjaciel księcia podskarbiego podzielał jego sposób życia, należał do loży massońskiéj, do namiętnych graczów i galantów, wcale się z tém nie tając nawet. Wpływ i obyczaje wieku są jedyną jego obroną, słabość uniewinnieniem. Znane jest przysłowie jego, dobrze go malujące: — „Na wszystko jest sposób, prócz śmierci, bo na tę nie ma żadnego.“
Ten modus in rebus wskazuje, jak sprawy świata zwykł był sądzić ks. kanclerz.
Choć dochody miał bardzo wielkie, marnował je na życie wcale nie kapłańskie, tak, że po nim nic wcale nic zostało. Brata miał kasztelanem, ale resztki majętności zapisał Załuskiemu de Rivère, krewnemu biskupa, który go pierwszy dźwignął, i tém dał dowód serca i pamięci.
Zresztą stając w sprawie rozwodowéj za Komorowskimi, ks. Młodziejowski działał w takim duchu, w jakim późniéj wydał swój list pasterski przeciwko rozwodom, tak naówczas zagęszczonym.
Komorowscy główną podporę mieli w Młodziejowskim, i to tłómaczy gniew kasztelanowéj kamieńskiéj.
Zajęta wciąż familią, wziąwszy na siebie popieranie procesu rozwodowego, w téjże chwili od Józefa Potockiego, krajczego koronnego, nabywała ona dobra stanisławowskie, które jéj w grodzie warszawskim dnia 2 listopada za summę milion sto czterdzieści ośm tysięcy złotych rezygnowane zostały; przeznaczała je z razu podobno dla Jana Potockiego, generałowicza artylleryi.