Stuartowie (Dumas)/Tom I/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stuartowie |
Wydawca | Merzbach |
Data wyd. | 1844 |
Druk | J. Dietrich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Stuarts |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Trzy wieki już upłynęły od chwili w której wieszczki z Torres przepowiedziały Banqa’owi, że, chociaż on sam nigdy nie będzie królem, następcy syna jego Fleanc’a wstąpią na tron Szkocki. Już i Dawid II umarł bezdzietnie, i linja męzka wielkiego Roberta Bruc’a wygasła. Lecz Szkoci tyle poważali i byli przywiązanymi do potomków tego Monarchy, że postanowili wybrać sobie Króla z pomiędzy jego wnuków, pochodzących z linji żeńskiéj. Sir Walter lord High Stewart albo Stuart, to jest lord wielko-rządca zaślubił Marjori’e, córkę Króla Roberta Bruc’a. Był to wódz pełen odwagi, który zaszczytnie okazał się w bitwie pod Bannoch-Burn, lecz umarł bardzo młodo, zostawiając syna.
Syn ten miał spełnić przepowiednie wieszczek, wezwany bowiem na tron po śmierci Dawida II, dał początek dynastji Sztuartów, z któréj ostatni Monarcha w roku 1688 podwójną utracił koronę.
Był to Monarcha łagodny i przystępny, równie jak jego ojciec w młodości znakomitym był wojownikiem; kiedy na tron wstąpił miał lat pięćdziesiąt pięć, nadto cierpiał zapalenie oczu, które miał zawsze jakby krwią zaszłe. Dla tego całe prawie swoje życie w samotności przepędził i umarł na ustroniu 19 Kwietnia 1390. Był to Monarcha z tej dynastji równie szczęśliwy jak Jakób VI.
Syn, który po nim nastąpił nazywał się John, to jest Jan. Lecz że Monarchowie noszący to imię aż do téj chwili wszyscy byli nieszczęśliwi, przybrał nazwę swojego ojca i dziada, i pod tytułem Roberta III został ogłoszonym. Zmiana imienia nie przyczyniła się do szczęścia.
Miał dwóch synów. Starszy zwany księciem Rothsaj był pięknym młodzieńcem, niestałego umysłu, gwałtowny i chciwy roskoszy. Albany jego wuj, korzystając ze słabości starego króla, panował w jego imieniu i poradził swojemu bratu, aby księcia Rothsaj ożenić, sądząc że tym sposobem zmieni się jego postępowanie. Idąc za tą radą ożeniona księcia Rothsay z córką Douglas’a, który poprzednio zaślubił córkę królewską, a teraz podwójnie zbliżył się do tronu Szkockiego, do którego ciągle jego następcy dążyli, nigdy nie mogąc go osiąść.
Rotbsay żył jak dawniéj. Douglas żalił się na swego zięcia przed wujem Albany.
Albany myślący o przywłaszczeniu sobie tronu, pragnął pozbyć się swoich siostrzeńców, i dla tego, przed królem najohydniéj wystawił postępowanie syna i uwiadomiwszy go o spisku, który nigdy nie istniał, otrzymał wyrok ujęcia Eothsaya, do czego użył pewnego nędznika, nazwiskiem Ramorny.
Książe pełen ufności podróżował po hrabstwie Fife. Na zakręcie drożyny, Ramorny i Sir Williams Lindsay napadli niespodzianie na niego, zrzucili go z konia, związali ręce, nie pozwoliwszy nawet pałasza wydobyć z pochwy. Następnie wsadzili go na konia od wozu elicie uprowadzić do zamku Falkland należącego do Albany. W drodze napotkała ich burza, lecz mimo ulewnego deszczu nic dozwolili schronić się Rothsay’owi i za jedyną, łaskę pozwolono mu okryć się burką wieśniaczą.
Przybywszy do zamku, osadzono go w więzieniu oświetlonem małem okratowanem okienkiem, które na siedm stóp od dołu, otwierało się równo z ziemią, na pusty dziedziniec zarosły zielskiem. W końcu tygodnia przestano mu jeść nosić.
Rothsay sądził z początku że zapomniano o nim i cały dzień czekał cierpliwie. Drugiego dnia wołał i cały dzień na bezużytecznem ubiegł wołaniu; trzeciego dnia, sił mu nie stało i tylko skarżył się, i jęczał. Kiedy noc nadeszła, zdawało mu się że ktoś zbliżył się do okienka; zebrał wszystkie siły i przybliżył się pod otwór. Nie omylił się wcale: pewna kobieta słysząc wczorajsze wołanie i dzisiejsze jęczenie, myślała że może to jest jaka ofiara któréj jeżeli nie ocali, to przynajmniej pomódz zdoła, korzystała więc z nocy i przyszła go zapytać, kto był, i co mu było.
Rothsay odpowiedział że był synem królewskim i że umiera z głodu.
Kobieta pobiegła do domu i powróciwszy za chwilę, wsunęła mu przez kratę mały jęczmienny placuszek, przyrzekając co noc podobny. Tyle tylko mogła mu dadź, bo sama była uboga. Kobieta dotrzymywała słowa i Rothsay żył.
Oo pięciu dniach, więzień usłyszał jak zbliżano się do jego drzwi. Myślał że chcą się przekonać czy umarł. Wydał kilka westchnień, kroki oddaliły się.
Nazajutrz, znowu było słychać stąpanie. Rothsay ciszéj jęczał. Stąpanie znowu ucichło.
Tak działo się przez cały tydzień.
Ósmego dnia w wieczór nie dostał jęczmiennego placka. Pilnujący domyślili się że Książę nie mógł by tak długo żyć, gdyby mu jeść niepodawano; postawiono straż na dziedzińcu, która dostrzegła, że jakaś kobieta przybliżała się do okienka, rzucała coś przez kratę i odchodziła. Będący na straży doniósł o tém i zatrzymano kobietę.
Dwa dni minęło w okropnych męczarniach głodu. Trzeciego dnia w wieczór, Rothsay usłyszał szelest u okienka. Kobieta zdołała uwiadomić jednę ze swoich przyjaciółek biedniejszą jeszcze od siebie. Ta nie miała nawet placka jęczmiennego dla więźnia. Lecz że karmiła dziecię przynosiła mu połowę swojego pokarmu. Tym sposobem Rothsay żył dziewięć dni.
Dziesiątego dnia kobieta nic przyszła. Spostrzeżono ją i zatrzymano jak pierwszą. Szóstego dnia w wieczór nie było słychać ani jęku ani westchnień, weszli więc do więzienia, Rothsay umarł, poszarpawszy zębami część własnéj ręki.
Stary król dowiedziawszy się o tém, przypomniał sobie że jeden mu tylko syn pozostał, imieniem Jakób, którego Albany równie jak pierwszego mógł się pozbyć; postanowił więc wysłać go do Francji, pod pozorem, że tam lepsze niż w Szkocji odbierze wychowanie. Okręt, na którym płynął pochwycili Anglicy i młodego książęcia wprowadzono do Londynu. Robert napisał zaraz do króla Angielskiego zadając powrócenia syna; lecz Henryk IV, który zachował swoje pretensje do Szkocji, kontent był mając w swych rękach następcę tronu; odpowiedział więc Robertowi że jego syn również dobrze będzie w Londynie wychowany jak we Francji; w skutek tego, wtrącił go do więzienia, gdzie stosownie do danego słowa, wyborne dał mu wychowanie.
Stary kroi będąc na łasce Anglików ze smutku i wstydu umarł w sześć miesięcy, zostawiając rządy państwa swojemu bratu Albany.
Ten, jak się można domyśleć, nie pamiętał o uwolnieniu swego siostrzeńca Jakóba; pozostał więc Jakób w Anglji dla wykształcenia się w szkole wygnania i niewoli. W roku 1419 Albany umarł.
Syn jego Murdac nastąpił po nim. O ile Albany był podstępnym, czynnym i podejrzliwym, o tyle Murdac był łatwowiernym, niedbałym i niedołężnym. Przeciwnie zaś, dwaj jego synowie, byli uparci i zuchwali, nie szanowali ani ojca, ani Boga. Zdarzyło się pewnego dnia, że starszy syn, nazwiskiem Walter Stewart polując z ojcem, zażądał od niego sokoła, którego udał na ręku. Był to wyborny ptak, doskonale wyuczony, którego Murdac wiele cenił. Dla tego, chociaż Walter nie raz prosiło niego, zawsze mu odmówił. Tym razem tęż samą odebrał odpowiedź. Lecz Walter będąc w tym dniu zapamiętalszym, wydarł ojcu sokoła, i skręcił mu głowę.
Ojciec spojrzał na niego ze zwykłą niedołężnością: późniéj potrząsnął głową mówiąc:
— Kiedy tak, kiedy nie chcesz znać dla mnie ani uszanowania ani posłuszeństwa, sprowadzę kogoś, którego wszyscy będziemy musieli słuchać. Od tego dnia, zaczął traktować z Anglją o uwolnienie więźnia, zapłacił znaczny okup, i Jakób powrócił do Szkocji, i objął tron w dwudziestym dziewiątym roku życia, po ośmnastu latach niewoli.
Jakób I był człowiekiem jakiego było potrzeba po samowładnym Albany i słabym Murdac, posiadał wszystkie przymioty które serca jednają. Jego postawa była przyjemną, ciało silnie zbudowane, umysł wykształcony i serce mocne. Po wstąpieniu na tron naprzód chciał się przekonać, jak rejent w czasie jego niewoli używał swej władzy. Po wyprowadzonem śledztwie oddał Murdac’a i jego dwóch synów w ręce sprawiedliwości, która wszystkich trzech skazała na ucięcie głowy. Byli oni straceni na małem wzgórzu wprost zamku Doune, mieszkania królewskiego, które oni za pieniądze ludu wystawili. Tak więc spełniła się przepowiednia Murdac’a uczyniona synom, że sprowadzi tego, który wszystkich uskromi.
Wkrótce król dał nowy dowód swojéj surowości. Naczelnik Higlandów z hrabstwa Ross, nazwiskiem Mac-Donald, zrabował biedną wdowę, ta odgrażała mu że zażąda sprawiedliwości.
— Od kogo jéj zażądasz? zapytał najgrawając się Mac-Donald.
— Od Króla, odpowiedziała wdowa, chociaż bym pieszo do Edymburga udać się miała.
— Kiedy tak, ponieważ to jest daleka podróż moja matko, rzekł Mac-Donald, trzeba cię podkuć, żebyś łatwiéj przyrzeczenie spełniła.
Kazał więc przywołać kowala i polecił mu przybić trzewiki do nóg wdowy, i tak puścił ją w zamierzoną drogę.
Wdowa słowa dotrzymała. Zaledwie wyleczono ją z ran, poszła pieszo do Edymburga rzuciła się do nóg królowi, opowiadając co ucierpiała. Jakób oburzony kazał schwytać Mac-Donalda i dwónastu najśmielszych jego towarzyszy, których kazawszy okuć podobnież, wystawił przez trzy dni na placu publicznym, a czwartego głowy pościnać kazał.
Szlachta poklaskiwała tym dwom wyrokom, które wyżéj i niżéj od nich uderzyły. Lecz koléj przyszła i na nią. W Szkocji wówczas tyle było władców ile wielkich panów, a każdy na swojéj ziemi według swojego zdania wymierzał sprawiedliwość.
Jakób ogłosił, że tylko jeden jest król i jedna sprawiedliwość, i że potrzeba aby każdy im się poddał. Niektórzy oburzyli się przeciwko temu, Jakób oddał ich pod sąd i majątki ich na skarb obrócił. Pomiędzy temi znajdował się Sir Robert Graham.
Był to pan możny, zuchwały, dumny i śmiertelnie nienawidzący króla za długie swoje uwięzienie. Dla tego postanowił zemścić się, i wciągnął do swego stronnictwa hrabiego Athol i jego syna, Roberta Stevart, któremu przyrzekł tron Szkocki; następnie kiedy zapewnił sobie stronników nawet przy boku króla, udał się pomiędzy Higlandów i wypowiedział posłuszeństwo. Król naznaczył nagrodę za głowę Grahama, późniéj nie myślał o tym buntowniku, którego warjatem nazywał.
Dzień Bożego Narodzenia zbliża! się i Jakób wybrał ten dzień na świetne zabawy w Perth. Udał się więc do tego miasta z mnóstwem minstrelów i kuglarzy oddanych pod zarząd Sir Alexandra, biegłego w sztuce bawienia, którego nazywał królem miłości. Przybywszy do rzeki Earn, w chwili kiedy miał wstąpić w łódkę, stara kobieta stojąca na drugim brzegu rzeki zawołała: Królu Milordzie, jeżeli przebędziesz rzekę nie powrócisz żyjący.
Jakób wstrzymał się na te słowa, późniéj zwracając się do swojego ulubieńca, króla miłości, rzekł:
— Sir Alexander, czy słyszałeś co nam ta kobieta przepowiada?
— Tak, Najjaśniejszy Panie, odrzekł Alexander, gdybym był na Twojém miejscu zwróciłbym się, bo jest przepowiednia, że pewien król będzie zabity w Szkocji roku 1437.
— Ba! odrzekł Jakób, przepowiednia może się i do ciebie stosować, bo przecież oba jesteśmy królami. Że zaś nie mam wcale ochoty powracać dla twojéj miłości, sądzę że i ty dla mojéj nie cofniesz się.
To mówiąc, wskoczył w łódkę dał znak przewoźnikowi, aby przepłynął na drugą stronę i tego samego wieczora przybywszy do Pert, stanął w opactwie czarnych mnichów; że zaś w klasztorze nie było miejsca dla jego przybocznej straży, umieszczono ją u mieszkańców.
Święta Bożego Narodzenia minęły bez wypadku, a ponieważ król lubił to miasto postanowił przedłużyć swój pobyt.
Czas schodził na łowach, wyścigach i grach; król nadewszystko odznaczał się grą w piłkę, i obszerny plac usypany piaskiem zdawał mu się bardzo wygodnym do téj zabawy. Na jednym końcu placu było okienko od piwnicy, w które jakby na nieszczęście piłka wpadała i musiano ją ztamtąd dobywać; król zniecierpliwiony tym wypadkiem, kazał przywołać mularzy i zamurować otwór.
Następnego dnia, to jest 20 Lutego.1487 r. król po południu po zwykłéj zabawie w piłkę, wieczór spędził pomiędzy damami i panami na śpiewach, muzyce i grze w szachy. Zwolna mężczyźni mięszkający po za opactwem oddalili się; hrabia Athol i jego syn Robert Stewart, któremu Graham przyrzekł tron Szkocki wyszli ostatni. Jakób pozostawszy z kobietami, stał przed kominkiem, rozmawiając, wesoło, kiedy wszedł służący donosząc, że kobieta z nad rzeki Earn chciała z nim mówić. Jakób kazał powiedzieć jej, że dzisiaj już za późno i żeby przyszła jutro rano.
Służący miał odnieść tę odpowiedź, kiedy nagle dała się słyszeć wrzawa i szczęk mieczów w klasztorze; w tym samym czasie silne światło odbiło się w oknach. Król przybiegł tam i ujrzał tłum ludzi zbrojnych niosących pochodnie; pomyślał zaraz że blizko musi bydź Highlandów i wykrzyknął: jestem zgubiony, to Graham!... Nie można było wyjść drzwiami, bo trzeba było spotkać się morderców. Król chciał wyskoczyć oknem, lecz były okracone. Przypomniał sobie wtedy, że chodząc po pokoju, słyszał próżnie pod stopami, i kiedy kobiety zamykały drzwi, podniósł taflę posadzki i wśliznął się do piwnicy, poznał, że była tą samą do któréj ustawicznie piłki wpadały i któréj okno przed dwoma dniami kazał zamurować. Gdyby okienko było otwarte, Jakób byłby ocalonym.
Zaledwie królowa zdołała przykryć taflę, spiskowi uderzyli we drzwi. Ponieważ zamki i zasuwy były odjęte, jedyny zaporą była ręka Katarzyny Douglas; lecz że siła szlachetnéj dziewicy niezdołała stawić oporu, spiskowi wpadli do komnaty, wywracając i raniąc wszystko cokolwiek napotkali. Jeden z morderców chciał uderzyć na królowe, lecz syn sir Grahama zatrzymał go, mówiąc; Nie królowéj, lecz króla szukamy!
Zaczęli przeglądać wszystkie zakąty komnaty, i nie znalazłszy nikogo już mieli wychodzić, aby całe zabudowanie przeszukać, kiedy jeden ze spiskowych, nazwiskiem Hall, potknął się na źle położonej tafli; schylił się więc i podniósłszy ją, odkrył otwór do piwnicy. Natychmiast podano pochodnie i przy jéj świetle ujrzano króla stojącego przy murze.
— Panowie, wykrzyknął, znalazłem narzeczoną! To mówiąc wskoczył do piwnicy wraz ze swoim bratem. Oba rzucili się na króla ze sztyletami; lecz Jakób był silny i chociaż bez broni powalił ich na ziemię, poraniwszy sobie ręce, usiłując wydrzeć im sztylety. Już rozbroił jednego z nich i bezwątpienia toż samo i z drugim byłby uczynił, gdyby Hall nie przywołał Roberta Graham, który wskoczył do piwnicy z pałaszem w ręku. Jakób ujrzawszy przed sobą śmiertelnego nieprzyjaciela i widząc że wszelki opór byłby daremnym, żądał chwili czasu aby się wyspowiadać.
Nie, odpowie Graham, twoim spowiednikiem ta szpada.
To mówiąc przebił go, że zaś mimo téj rany podniósł się na kolana, dwaj bracia Hall zadali mu szesnaście ran sztyletem.
Mordercy schronili się w góry; lecz królowa kazała ich ścigać i wielu pojmanych znalazło śmierć w najsroższych męczarniach. Ciało Grahama oddzierano kleszczami, i wstrzymaną te karę aby widział ścięcie swojego syna, po czem znowu odrywano je kawałami, aż nagie zaświeciły kości i ducha wyzionął.
Robert Stewart, któremu tron przyrzeczono, podobneż poniósł męczarnie, i umarł po całym dniu konania.
Hrabiego Athol, ze względu na jego starość, ścięto.