Stuartowie (Dumas)/Tom II/Rozdział XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stuartowie |
Wydawca | Merzbach |
Data wyd. | 1844 |
Druk | J. Dietrich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Stuarts |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz, Murray i jego wspólnicy wygnani z nim do Anglji, będąc uwiadomieni o nastąpić mającym wypadku, przybyli do Edymburga. Marja zbyt słaba aby toczyć walkę z buntownikami i mordercami razem, wołała przebaczyć buntownikom, aby ukarać zbrodniarzy; ujrzawszy więc swojego brata rzuciła się w jego objęcia. W skutek tego,
Murray, Glaincarn, Rothcs i inni otrzymali przebaczenie. W trzy dni potem, w chwili kiedy się tego najmniéj spodziewano, w nocy królowa Marja i Darnley wyjechali tajemnie do Dunbar. W istocie, król przelękniony wielkością popełnionéj zbrodni, opuścił swoich wspólników aby sam otrzymał przebaczenie; Marja zaś aby łatwiéj się zemścić, udała że przebacza.
Wtedy mordercy zadrżeć musieli: Morton, Douglas i Ruthwen, nie śmiejąc oczekiwać wyroku królowéj, uciekli do Anglji. Wytoczono proces i dwóch podrzędnych zabójców skazano na śmierć; następnie Marja, zawsze idąc za pierwszym popędem, którego nie miał już kto wstrzymywać, kazała wykopać ciało Rizzi’a i z całą okazałością pogrzebową, przenieść do tego kościoła gdzie chowano królów Szkocji.
Jak można się domyślać, pojednanie się małżonków, osobliwie ze strony Marji nie było zupełnie szczere. Darnley, jak zwykle, wiódł życie bez troski i rozpustne; tak, że największa między niemi panowała niezgoda, kiedy królowa d. 19 Czerwca 1566 r. powiła syna, który późniéj miał nazwę Jakóba VI.
Marja, wierna swoim nawyknieniom dobrego sąsiada, wyprawiła do Anglji posła nadzwyczajnego Jakóba Melvil, z doniesieniem swojéj siostrze, królowéj Elżbiecie, o szczęśliwem swojem rozwiązaniu.
Elżbieta nadzwyczajnie lubiąca taniec, i która nawet miała to uprzedzenie że bardzo pięknie tańczy, należała właśnie do figury w kadrylu, kiedy tę odebrała wiadomość. Był to cios okropny dla niéj; czuła że jéj nogi zachwiały się, i cofnąwszy się w tył kilka kroków, oparła się o krzesło aby następnie usiąść na niem, Jedna z dam dworu postrzegłszy to poruszenie, i jéj bladość, zbliżyła się do niéj i zapytała co jéj jest. — Co mi jest? odpowiedziała Elżbieta: Czyli żeś nie słyszała że Marja powiła pięknego chłopca, a ja jestem tylko nieurodzajném drzewem?... Wkrótce jednak przyszła do siebie, powróciła do tańca, i nazajutrz przyjęła Melvilla z najżywszemi oznakami radości, oświadczając mu, że ta wiadomość, taką przejęła ją roskoszą: iż ją wyleczyła z piętnastodniowéj słabości.
Melvill oprócz zawiadomienia o urodzeniu syna, miał prosić Elżbiety, aby raczyła
bydż matką chrzestną młodego książęcia, przyjęła to zaproszenie z najżywszem podziękowaniem. Jednak, kiedy poseł napominał, że teraz będzie miała najdogodniejszą sposobność odwiedzenia Marji, z którą od dawna widzieć się pragnęła, odpowiedziała z pośpiechem, że nie może opuścić Anglji, i że hrabia Bedfort z jéj pełnomocnictwem, zastąpi ją przy tym obrzędzie.
Toż samo zawiadomienie przesłała Marja królowi francuzkicmu, księcia Sabaudji, którzy odpowiedzieli oba jak królowa Elżbieta, że przyszłą swoich reprezentantów.
Tym czasem Darnley coraz więcéj zatapiał się w życiu rozwiozłem, do czego z natury miał wiele skłonności; a królowa coraz więcéj oddalała się od niego, a za nią i dwór cały, dla którego wzorem postępowania, było postępowanie królowéj. Darnley zamiast przejednać Marję, swoją uprzejmością i względami, rzucał się jak dziecię, grożąc że opuści Szkocję i uda się do Francji albo Włoch.
Wykonanie podobnej groźby, byłoby najnieprzyjemniejszem dla Marji, ponieważ obce dwory poznałyby ich nieporozumienia małżeńskie. Dla tego więc, próbowała dać mu poznać śmieszność podobnego postanowienia; lecz Darnley, podobny dziecięciu, w prośbach Marji widział tylko podnietę do podwojenia uporu. Marja przesyłała mu tę radę przez inne osoby,lecz on i wobec nich, zachował swój upór i niewzruszone postanowienie. Marja spodziewając się, że lada chwila wykona swój zamiar, postanowiła uprzedzić niekorzystne wrażenie, jakieby jego obecność sprawiła w Paryżu, przesłaniem królowéj matce i Karolowi wiadomości dokładnéj o tém wszystkiem co zaszło pomiędzy nią. a Darnleyem od zawarcia związku. Zresztą zerwanie prawie publiczne spowodowane codzienną niezgodą, pogorszyło położenie króla, który widział że nie tylko panowie, lecz właśni jego służący oddalają się od niego.
Wpływ jaki Darnley stracił u królowej, zwolna kto inny nabywał: tym innym był Jakób Hepburn, hrabia de Bothwel, głowa starożytnej familji i jeden z najmocniejszych panów królestwa, tak z posiadania ogromnych dóbr w Lothian wschodnim, i w hrabstwie Berwick, jak przez licznych wazali. Był to człowiek mający lat trzydzieści sześć do czterdziesta, wyrazistych rysów, pełen ułomności i występków, dumny, burzliwy, i więcéj zuchwały w tworzeniu pomysłów, niżli w ich wykonaniu; bo chociaż w młodości, odznaczył się kilką ważniejszemi czynami, które mu zjednały znakomitą sławę, przecież od dawna nie mając sposobności wydobyć oręża, zwolna utracił tę sławę, do tego stopnia, że teraz niekiedy nawet uśmiech powątpiewania witał opowiadanie jego przeszłych czynów. Mianowany strażnikiem granic królestwa przez Marję de Guise, w czasie zabójstwa Rizzia znajdował się w zamku, przybiegł na odgłos zamieszania, nawet wystawił się na niejakie niebezpieczeństwo; wiedząc bowiem że krzyk dał się słyszeć w gabinecie królowéj nalegał usilnie aby mu powiedziano co się stało; król zamiast odpowiedzi wskazał mu trupa. Ten dowód, jeżeli nie poświęcenia to przynajmniéj zajęcia się losem królowéj, w czasie kiedy ją wszyscy opuścili, wzruszył królowę; oświadczyła więc swoje wdzięczność Bothwellowi przy pierwszéj sposobności; i odtąd powstał pomiędzy królową i tym człowiekiem pewien rodzaj związku, który miał stać się zgubą dla obojga.
Już osoby źle uprzedzone względem królowej, a liczba ich była nie mała, miały w podejrzeniu to zbliżenie; kiedy nowy wypadek, w którym Marja znowu jak zwykle poszła za pierwszym popędem serca, utwierdził te podejrzenia. Bothwell jako strażnik granic państwa, mieszkał o dwadzieścia mil od Jedburga, w małéj forteczce, nazwanéj Pustelnią; w miesiącu Październiku 1566 roku, chcąc pochwycić pewnego złoczyńcę nazwiskiem John Elliot Parc, w walce z tym człowiekiem został przez niego raniony w rękę. Królowa, która naówczas była w Jedburgu, gdzie sąd wymierzał sprawiedliwość, dowiedziała się o tym wypadku w chwili gdy miała udać się do ratusza miejskiego, odłożyła więc radę do jutra i z pięcia zaufanemi osobami udała się natychmiast konno do Pustelni, drogą przez błota, lasy, rzeki i bagna; tam przekonawszy się naocznie że rana była mało znaczną, zabawiwszy tylko dwie godziny, które sam na sam spędziła z Bothwellem, powróciła tegoż wieczora do Jedburga. Ta zbyt spieszna przejażdżka tak utrudziła królowę, że nazajutrz zasłabła, i wkrótce choroba groziła niebezpieczeństwem. Mimo tak zatrważającego stanu Marji, Darnley, dowiedziawszy się o przyczynie, nie przyjechał do Jedburga; to spowodowało zupełne zobojętnienie małżonków po wyzdrowieniu królowéj.
W śród tych nieporozumień nadszedł dzień przeznaczony na chrzest młodego księcia; była to najwłaściwsza sposobność pojednania się małżonków, lub przynajmniéj okoliczność, w któréj wiele na tém zależało obojgu, aby nie dać poznać posłom zagranicznym, do jakiego stopnia doszły ich domowe nieporozumienia. Lecz Darnley, zawsze nieprzyzwoity i dąsający się, pomimo wszelkich próśb, nie chciał ukazać się na obrzędzie, chociaż był w Stirling, to jest w mieście gdzie właśnie chrzest się odbył. Nieobecność króla, do tego stopnia oburzyła wszystkich otaczających Marję, że zewsząd doradzano jéj starać się o rozwód. Marja lękając się zgorszenia, jakieby podobny krok po całéj Europie uczynił, uporczywie nawet odrzucała rady. Wtedy pomiędzy Bołhwell’em, Mortonem i Maitlandem wzrosty zarody okropnego zamiaru Jednakże Morton i Mailland, nie chcieli nic przedsięwziąć, dopóki w związku królowa nie będzie miała udziału, szło bowiem o zamordowanie jéj męża. Po długich a beskutecznych przyrzeczeniach Bothwella, bez przestannie wznawianych i zdradzanych, że przyniesie im przyzwolenie napisane ręką królowej; gdy nakoniec tenże nie mógł im dać najmniejszego dowodu, że Marja tę myśl podziela. Morton i Maitland wycofnęi się z związku. Wtedy Bothwell udał się do innych wspólników, którzy mniéj mając powodów obawiania się, mniéj stawiali trudności. W téj saméj epoce, przytrafił się wypadek, z którego wnosić było można, że Bothwell już rozpoczął działanie.