Sztuka obłapiania/Pieśń pierwsza

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Sztuka obłapiania
Podtytuł Swawolny poemat miłości z r. 1817
Wydawca Koło Bibliofilów
Data wyd. 1926
Druk Tłocznia w Suwałkach
Miejsce wyd. Suwałki[1]
Ilustrator Edward Guérard
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Uwagi
Tekst zawiera treści erotyczne
Tekst zawiera zwroty uważane za wulgarne
Indeks stron
PIEŚŃ PIERWSZA


Spiewaj o Muzo, jakiemi przymioty
Można jebura zyskać wieniec złoty!
Spiewaj rozkosznie pełna ognia Feba!
Niech pozna Naród, jak jebać potrzeba!

Wiem ja to wprawdzie, że nie jesteś rada,

Gdy ci o huju rozprawa wypada.
Lecz nie bez tego-ć Panieneczko gładka,
Abyś czasami nie wypięła zadka
Na łechtające prośby Apollina,

10 
Pana Niebianów, cnego skurwysyna;

Lub rozczulona jego wdzięcznem pieniem
Nie nadgrodziła palca poruszeniem.
Różne są gusta — to nikt nie zaprzeczy,
Wiem o tem... Ale wróćmy się do rzeczy.

15 
Ach spiewaj Muzo! jeszcze cię powtornie

Proszę i wzywam i błagam pokornie.

No... i cóż? Milczysz — i odwracasz oczy?
Wzgardzasz haniebnie mój zapał ochoczy?
Jebał-że cię pies, moja Panno droga!

20 
Bez ciebie znajdę, gdzie Parnasu droga.

Kpię z twej pomocy, gniewu się nie boję,
Spiewać potrafię i już lutnię stroję!
Głoszę więc sztukę, której liczne światy
Ciągle hołdują niepomnemi laty,

25 
Sztukę jebania, z której to użycia

Tryska zdrój czysty rozkoszy i życia.
Próżno w niej, próżno, Młodzieńcze zuchwały.
Dostąpić zechcesz pierwszeństwa i chwały.
Kiedy twa pyta palcami wytarta,

30 
By się wyprężyć, musi być podparta,

A jajca zwiędłe, co ci długo wiszą,
Często po piasku hieroglify piszą!

Cóż wróżyć patrząc na te ściągłe boki,
Na ową nogę, jak bambus wysoki?

35 
Łydka okrągła, co ją niby zdobi,

Tę rękawicznik za talara robi.
I choć wyłożył dość miękkiemi kłaki,
Oko dostrzeże szwu twardego znaki.
Twoja twarz blada, żółtem powleczona,

40 
Wymazuje cię z cnych Jeburów grona.

Idź młody starcze, pókiś jeszcze żywy,
Ognie tęgiemi wzmacniać korozywy.[2]
Smaruj maściami podrętwiałe członki,
Albo dla świata staraj się małżonki!

45 
Hoży Junaku krwawego rumieńca,

Ty dostać możesz czcigodnego wieńca!
Portka opięta, co ledwie nie pryska,
Lubieżne formy walnie ci wyciska;

Półdupki pełne, jak gdyby toczone,

50 
Łydki tęgiemi żyłami plecione,

W kroku narzędzie, choć go ręka tłoczy,
Bezwolnie ściąga niewiniątek oczy.
Są to najpierwsze trwałości zasady,
Przy nich potrzebne doświadczenia rady!

55 
Niechaj twa kuśka, chcąc być bez przywary,

Cali dwanaście dobrej trzyma miary.
Od urojenia[3] powinna być wolna.
Po-cóż ma myśl ją podnosić swawolna?
To miękkohuja chwalby jest przyczyna.

60 
Gdy mu wiatr nadmie lub spełni uryna,

Pokazać pytkę w dowód oczywisty,
Jak jeszcze tęgi i jak zamaszysty.
Ale gdy jesteś bliski już rozprawy,
Niechaj cię nagle wzruszy ogień żwawy,

65 
I niepotrzebny kobiecej pomocy

Bindę[4] postawi w jeborodnej mocy.
Jako cięciwa od baszkirskiej[5] dłoni,
Silno ciągnięty twardy łuk nakłoni,
Gdy już grot ostry w powietrze wyrzuci,

70 
I w miejsce pędem niezocznym powróci,

Siłą rozchwiana spokojnie nie staje,
Chwilę się trzęsie i dźwięki wydaje —
Tak to potężnie wyprężona kucha[6]
Ręką swawolną ciągnięta od brzucha,

75 
Puszczona... uciąć powinna z łoskotem,

A pępek tylnym odezwać się grzmotem.

Przy dupie twarde, niezbyt wielkie gały,
Niech się trzymają jak muszla u skały.
Na tym kolorze niemałe zalety

80 
(Przynajmniej wierzyć tak każą kobiety).

Każdy z swych członków człek chętniej utraci,
Jak ony worek nikczemny z postaci.
Jęczał Abelard żywota ciąg cały,
Że mu okrutnie oberznięto gały.

85 
Wolałby cierpieć bez ręki lub nogi,

A Heloizie dogodzić niebogi,
Która nieszczęsna trąc dupą o ścianę,
Płakała ciągle stratę ukochaną.[7]

W jajcach zbiór rozkosz[8] od natury dany

90 
Pamiętaj bratku nie jest nieprzebrany.

Pstrykaj obficie, nie oszczędzaj zdroju,
Lecz tam, gdzie warci są tego napoju.
Mało użyje lubieżności daru,
Kto jej nie tłumiąc nagłego pożaru,

95 
Na lada kurwę obceś się pakuje,

Kiwa się, kiwa, na końcu popluje.
Z ohydą wyjmie korzeń zapieniały,
I niesie prędko zapocone gały
Dwakroć zanurzać do zagrzanej wody,

100 
Chroniąc się z strachem od jakowej szkody.

Klnie swe zapały, gdyż szybko wychodzi;
Miejsce rozkoszy obrzydzenie rodzi.
A odebrane fałszywe pieszczoty
Często przepłaca długiemi kłopoty.

105 
O! jakie żale widok ten nie wznieci

W dzień upłyniony drugi albo trzeci!
Gdy ręka cisnąc grzeszące narzędzie
Perłę zieloną z kanału dobędzie!
Przybywaj wtedy rado medycyny!

110 
Zielem dopomóż pędzenie uryny!

Zapisuj hojnie konfekta[9] chłodzące,
Proszki, orżadki[10] boleści gojące!

Łykaj biedaku te nowe potrawy,
Unikaj długo skaczącej zabawy,

115 
By krople ziadłe przez różne spacery

W jajcach nadętych nie wzięły kwatery.
Wino i ponczyk, co wesołość daje,
Straszną, o Nieba, trucizną się staje.
Jak serce bije, jakie drzenie ciała,

120 
Gdy potrzebujesz nagle urynała!

Drepcesz na miejscu i zgrzytasz zębami,
Świat cały w gniewie przeklinasz djabłami,
Przysięgę czynisz być mądrym Sokratem,
Już nie obłapiać, zrobić się kastratem.

125 
Jaka zaś przykrość, gdy ci sny zwodnicze

W nocy rozkoszy wystawią słodycze!
Budzi cię w bolu ostateczna chwila,
Kiedy się żyła skurczona wysila,
Rzyga sok mętny, piekąc zdarte rany,

130 
A ty dopychasz i sykasz w przemiany.


Chceszli niezważnie zbyt mocnemi leki
Trypra zatrzymać uporczywe ścieki —
W pachwinie bombon gwałtownie narywa,
Sześć niedziel w łóżku boleść cię twa skrywa.

135 
Cyrulik z brodą — co nie chcą doktory —

Płytkiem żelazem zgala ci kędziory.
Jako botanik naturę śledzący
Prątek zasadzi kwiat obiecujący,
Pilnie podlewa, umacnia, podpiera,

140 
I codzień pączka lubego wyziera —

Tak kataplazmem, co ci boki grzeje,
Ty patrzysz, kiedy gruczoł się zbieleje,
Kiedy z pomocą chirurgicznej ręki,
Wyzionie sapor[11] boleści i męki.

145 
Nie tu się kończą sromotne kłopoty,

Co człek kupuje za swój pieniądz złoty!

Szankier żarliwy więcej działa szkody,
Gdy główkę ściągnie piekącemi wrzody.
Wtedy się karmisz pigułki srebrnemi,

150 
Smarujesz ciało maściami tęgiemi,

Usta cię świerzbią, a ząb zaś przy zębie
Jako klawisze latają po gębie.
I szczęście, jeśli przy końcu leczenia,
Nie trza złotego kupić podniebienia.

155 
Kończę już stawić te straszne obrazy,

Byś do jebania nie powziął odrazy.
Jeb, Młodzieńcze, jeb, lecz miej zwyczaj drogi,
Ze świecą kurwie patrzeć między nogi.
Soki cytryny zapuść jej do piczy,

160 
Pewnie ma france,[12] jeżeli zasyczy.

Jak zaś wysuniesz twardy członek z dziury,
Tę, co go kryje, naciąg trochę skóry,
Napuść, co strzyma, gorącej uryny,
Aby spłukała niepewne jebiny.

165 
Nie bądź znów tchórzem, by sobie nie szkodzić

(By nóg nie złamać, nie trzebaby chodzić).
Nie chciej płci dwojga lubieżne zapały,
Co jako prawe Nieba ludziom dały,
Nowym Narcyzem[13] połączyć sam w sobie.

170 
Niejeden młodzian w cichej nocy dobie,

Na łechtającym rozciągnięty puchu,
Stwardniałą żyłą szlufuje po brzuchu;
Chce się odurzyć różnemi sposoby,
Że się dotyka kochanej osoby.

175 
Pierś, brzuszek, udka, wszystko przed myśl staje,

Te pieścić, owe trzymać mu się zdaje;
Poduszkę ściska i z spoceniem czoła,
Kończy palcami, co myślą nie zdoła.
Lecz cóż...? gdy resztę posoki wyrzyga,

180 
Wnet w nim zbudzona natura się wzdryga,



Jeb, Młodzieńcze, lecz miej zwyczaj drogi,
Ze świecą kurwie patrzeć między nogi.....“

Pieśń I. w. 157—8.



Żałuje krzywdę, co zdziałał w swym rodzie,
Płacze i jęczy... próżny żal po szkodzie!
Ach nieposzukuj podobnej zabawy!
Skutek jej bywa cierpiący i krwawy.

185 
Hańby zbyt wiele i żadnej zalety,

A nadewszystko — nie cierpisz kobiety!








  1. Przypis własny Wikiźródeł Według informacji w katalogu Biblioteki Narodowej, drukowane nie w Suwałkach, ale we Lwowie.
  2. Koryzywa t. j. środek podniecający. Nazwa urobiona od wyrazu francuskiego corize oznaczającego gatunek owada, którego ukłucie jest bardzo dotkliwe.
  3. Urojenie tyle co samogwałt.
  4. Binda w znaczeniu członek męski.
  5. Tatarskiej.
  6. Kucha — wyrażenie ludowe na oznaczenie członka męskiego.
  7. Piotr Abelard, filozof i teolog scholastyczny (1079-1142) poślubił siostrzenicę kanonika paryskiego Fulberta, Heloizę. Podejrzywany przez niego, że pragnie Heloizę usunąć, tembardziej iż umieścił ją w opactwie Argenteuil polecając jej przyjąć pozornie śluby zakonne, został na rozkaz Fulberta srodze okaleczony przez nasłanych siepaczy, którzy pozbawili go męzkości. Wypadek ten, opisany przez Abelarda w historji nieszczęść jego życia („Historia calamitatum mearum“), był decydujący dla przyszłości nieszczęśliwych małżonków, którzy po rozlicznych burzliwych przejściach zakończyli życie w odosobnieniu pod suknią zakonną. Złączył ich dopiero wspólny grób w Paraklecie. Już wieki średnie, opierając się na nieznanych nam dziś listach Abelarda do Heloizy i trzech dochowanych listach Heloizy do męża, podniosły ich miłość i wiarę małżeńską do godności symbolicznej, do czego zresztą mistyka epoki wytworzyła podatne podłoże. W tej ideowej formie, jako wyraz czystej dozgonnej miłości nieszczęśliwych małżonków, wszedł motyw Abelarda i Heloizy do literatury pięknej, wprowadzony do niej przez utwór najznakomitszego klasyka angielskiego Aleksandra Pope’a p. t. Eloisa to Abelard (1757). Poemat Pope’a, osnuty na tle listów Heloizy pisanych do kochanka po otrzymaniu odeń smutnych wieści, przyswojony został literaturze polskiej za pośrednictwem francuskiej przeróbki Colardcau’a w przeciągu ostatnich dwudziestu lat w. XVIII aż pięciokrotnie, w tem prawdopodobnie również przez Kaj. Tom. Węgierskiego. Utwór poety angielskiego znać musiał niezawodnie Fredro i to zapewne w francuskiej redakcji Colardeau’a. Szczegółu jednak o pozbawieniu Abelarda cech męzkości, co Fredro w poemacie swym przedstawia z cyniczną trzeźwością Voltaire’a, w utworze Colardeau’a nie znajdujemy. Zaczerpnął go — o ile można mniemać — swawolny poeta polski z popularnej książki francuskiej p. t. Lettres et épitres amoureuses d’Héloise et d’Abelard, której nowa edycja pojawiła się w Londynie w r. 1780. W obszernym wstępie do tego dziełka zatytułowanym „La vie, les amours et les infortunes d’Abelard et d’Heloise“ przedstawiony jest dokładnie tragizm życia nieszczęsnego filozofa w związku z dokonanem na nim okaleczeniem.
  8. Dawny dopełniacz l. mn. zamiast dzisiejszego: rozkoszy.
  9. Konfekta — przyprawa aptekarska.
  10. Orżadki — rodzaj lekarstwa.
  11. Sapor, w pierwszem znaczeniu smak, przenośnie jad.
  12. Franca — gallicka choroba; france — dawny dopełniacz w zastępstwie przedmiotu.
  13. Narcyz (z greck. Narkissos), syn Lirjopy i boga rzeki Cefizos, w myśl wróżby Tejrezjasza, którego Lirjopa pytała o przyszłość syna, miał żyć tak długo, jak długo nie pozna samego siebie. Młodzieniec cudownej urody tak był hardy z powodu swej piękności, że wzgardził miłością boginki Echo i wielu Nimf. Jedna z nich zakochana w Narcyzie bez pamięci, nie mogąc nasycić swej miłości uprosiła bogów, aby sprawca jej wzgardy „sam pokochał nie będąc kochanym“. Gdy razu pewnego znużony polowaniem Narcyz szukał odpoczynku nad brzegiem zdroju, gasząc pragnienie ujrzał swe odbicie w zwierciedle wody; od tej chwili rozkochany w swej urodzie „sam stał się celem swych pochwał i swego pragnienia“, „płonąc ku sobie żywym ogniem“. Nie mogąc zaspokoić miłości ku sobie samemu, popadł w rozpacz i zginął śmiercią samobójczą, zapatrzony w swój własny obraz w zwierciedle ruczaju, którego fale pokazały mu po raz pierwszy jego piękność. Wierna Echo odgłosem ciążącego na niej przekleństwa bogów wtórowała biadaniom Narcyza w chwili śmierci. Lecz kara bogów prześladowała nieszczęsnego kochanka nawet w zaświatach. Fale Styksu pokazywały mu również czar jego postaci; i mękom jego nie byłoby nigdy końca, gdyby nie litość bogów w chwili, gdy Najady zapragnęły spalić jego zwłoki na stosie. W miejscu ich „z podziemi wyrósł kwiat złoty, liśćmi uwieńczon białemi“. Tragiczne losy Narcyza jako kochanka samego siebie przedstawił z ogromnem tchnieniem poetyckiego uczucia Owidjusz w III ks. „Przemian“. — Fredro, któremu klasyczna literatura francuska nie była obca, mógł wyczytać o Narcyzie następujące wiersze u La Fontaine’a: „Que fait notre Narcisse. Il va se confiner — Aux lieux les plus cachés qu’il peut s’imaginer...“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.