Sztuka obłapiania/Pieśń druga

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Sztuka obłapiania
Podtytuł Swawolny poemat miłości z r. 1817
Wydawca Koło Bibliofilów
Data wyd. 1926
Druk Tłocznia w Suwałkach
Miejsce wyd. Suwałki[1]
Ilustrator Edward Guérard
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Uwagi
Tekst zawiera treści erotyczne
Tekst zawiera zwroty uważane za wulgarne
Indeks stron
PIEŚŃ DRUGA


Powiedz Naturo, bom ja nie jest w stanie,
Przez jakie skryte dowcipu nadanie
Każde stworzenie, jeno wiek dojrzały,
Miłosnych pieszczot znajduje bieg cały?

Jak wie, bez nauk, gdzie szukać potrzeba,

To, co dla rozkosz utworzyły Nieba?

Tak Staś i Kasia, młodziuchni oboje,
Między krzewiny pasąc trzody swoje,
Chcąc w chłodzie spocząć w niewinnej zabawie

10 
Usiedli razem na zielonej trawie.

Zaczęli z figli łechtanie wzajemne,
Co im się zdało bardzo być przyjemne;
Z tego całusek przyszedł jak niechcący,
Poźniej zaś trochę, że to w dzień gorący,

15 
Oboje z wolna z szat się obierają.....

Dziwią się sobie, głaszczą, obzierają.
O zadziwienie! wszak dziurkę ma Kasia,
A w temże miejscu kołek jest u Stasia.
I — nie wiem czemu — te macanki długie

20 
Sprawiły, jedno że wlazło na drugie.

Któż go nauczył twardym członkiem władać?
Któż ją nauczył nóżęta rozkładać?
Rzecz wprawdzie dziwna — niemało nas mami —
Ale zważając szczerze między nami,

25 
Po cóż mam wchodzić w tych dziejów przyczynę?

Wiem tylko, że jak uchwycę dziewczynę,
Której dupina i cycka odrasta,
Kuśka mi staje — obłapiam i basta!

Jednak należy to wiedzieć, że piczy

30 
Świat nasz uczony trzy gatunki liczy:

„Cybulka, która pępka prawie bliska“ —
„Smrodka, ta podle[2] dupnego siedliska“ —
„Trzecia chamajda, czyli też środkowa,
Ta ni wprzód idzie, ni się na tył chowa“.

35 
Pierwszych w krainach południowych dużo;

Bardzo północnym rodom drugie służą;
Rozsądne Polki trzecich się trzymają,
Jednak i niemi nieźle wyrabiają.

Prawiczki teraz, w te zepsute czasy,

40 
Dzielić wypada na dwie różne klasy:

Jedne „czystemi“ będą u nas zwane,
Które ni palcem zostały przetkane,
Ni guwernantki jędrnym klitorisem,[3]
Ni się łechtały pod czułym Dafnisem;

45 
Ani leż szpicla, lubego Azorka,

Nie znają dotąd wyprawność jęzorka;
I w takim stanie niewinność ich cała,
Jak kiedy na świat matka je wydała.

Drugie, co chociaż nie znają sprężyny,

50 
Co na mężatki przerabia dziewczyny.

Idąc naprzeciw prawidłom natury,
Co tylko schwycą, wpychają do dziury;

I nie przestając lubieżnej swawoli
Na palcu, który quotidiankę[4] goli,

55 
Silą myśl jeszcze, jakie materjały

Lepsze być mogą. — To woreczek mały,
Gorącą kaszą sprężysto nadziany,
To świeca gruba, to burak strugany,
To chustka cienka, gdy się w pytkę złoży,

60 
Dzielnie naprzemian piździnie chędoży.

Te „narcyzkami“ nazywać się mają
I praw niewiele mężczyznom zadają.

Pierwsza zaś „czysta“, choć tej bardzo rzadko,
Gdy się przytrafi, by ja złupić gładko,

65 
Słuchaj młodziku, jak w mądrym sposobie,

Ciężkich mozołów można ulżyć sobie!
Nasmaruj łojem twój członek stwardniały,
Gdyż ślizki prędzej wlizie w obwód mały,
I bez preludjów ruszaj Panie Bracie!

70 
Połóż prawiczkę na dużym warsztacie,

Wałek lub czapkę pod dupę się kładzie,
Ażeby piczka była na pokładzie.
Gdy tego niemasz, podłóż dwa kułaki,
Gdzie się zazwyczaj pizda tyka sraki.

75 
Pączek otwarty sklniąc się czystym sokiem

Będzie na ciebie pomrugiwał okiem.
Wtedy o ścianę nogami zaparty,
Nie tracąc czasu na dziecinne żarty,
Dżgnij go — a dziewka ogłosi cię zuchem,

80 
Krzyk i huczny pierd jednym dając duchem.


Ci, co nie lubią działać w tym zawodzie,
Lub którym duży brzuch jest na przeszkodzie,
Siadając biorą na siebie prawiczkę
I jakby na pal nadziewają piczkę.

85 
Niebezpieczeństwo takie w tem zachodzi,

Że jak zbyt nagle kusica ugodzi

I przedrze błonę i otworek piczny —
Dowód tęgości, ów pierd impetyczny,

90 
Może lenistwo ukarać hultaja,

Dać kontuzyję i okopcić jaja.
A co najgorzej, trafia się przypadek,
Gdy prostopadle nie przyciska zadek,
Że się w bok kuśka zwichnie i nachyli —
Wtedy i puszkarz, chociaż się wysili,

95 
Wziąwszy po stronie, nie da jej cel prawy.

Bo to nie lufka mój Panie łaskawy!
Więc z krzywą kuśką musisz potem chodzić,
I do niej krzywej dupy wynachodzić.

Cała obłapka z dwóch części się składa;

100 
Z tych krocie różnych sposobów wypada.

Pierwsza część jest ta, w której sama siła
Zmysłów początek i koniec sprawiła.
W drugiej nietylko ciało się porusza,
Lecz lubieżności używa i dusza.

105 
Słowem, bym nie wlazł w czcze rozumowanie,

Z którego może wyjść nie byłbym w stanie,
Z którego szczerze kpi świata połowa,
Bo rozumować moda już nie nowa,
Powiem tak krótko: Jeden ma gust taki,

110 
Że mu niemiłe wszystkie koperczaki;

Lubi wygodnie wypiździć dziewczynę,
Nie pytając się nigdy o przyczynę,
Czy te fawory przez miłosne żądze
Sprawione, czyli przez lube pieniądze.

115 
Inny zaś twierdzi: By czuć należycie,

Trzeba w obłapie postępować skrycie;
Kochać się, miewać trudności tysiące,
A tak nie zgasną pragnienia gorące.
Jeden i drugi może w tem nie błądzi,

120 
Bo niema prawa, gdzie tylko gust rządzi.

Leon[5] powiada, że niema rozkoszy,
Jak go na dziewce kiedy kto przepłoszy,
Wstrzymywać tchnienie, czekać wśród ciemnoty,
Póki dokończyć nie można roboty.

125 
Lub jaka radość w północnej godzinie,

Wleźć do pokoju po małej drabinie,
Słuchać ze strachem pośrodku jebania,
Czyli Argusa niesłychać stąpania.
I gdy się ruszy ktokolwiek na schodzie,[6]

130 
Jednem skoczeniem być z piętra na spodzie.

Taka ostrożność i trochę bojaźni
Nibyto żądze powiększa i drażni.
Ale być pono lepiej niedrażniony,
Jak do się wracać batem przepłoszony.

135 
Tłusty zaś Dorant[7] przeciwne ma zdanie:

„Nielubię — mówi — nasze wielkie panie;
Dupy wystygłe a żądania wiele;
Jeszcze całując usta sobie zbielę,
Albo też czasem nos różem zczerwienię;[8]

140 
I zawsze trzeba zważać na skinienie.“

To: „Ach mon Ami! jeb mnie na szezlągu:
To na kanapie, krześle, to na drągu;
Tu źle, tam znowu-m ciężki na berżerce;[9]
To na łożnicy zanadto się wiercę.

145 
I choć człek oślą naturę przybiera,

Ona się przecie o „niedosyć“ spiera.
A jebał-że pies te romanse modne!
Raz spróbowałem — ale niewygodne.
Na wsi ja wolę, gdy w lesie lub sadzie

150 
Jurna dziewica na trawie się kładzie;

A ja się zwalę na nią jak na łoże.
I ciasną dupę od ucha chędożę.

Tak Dorant wprawdzie nieźle rzecz dowodzi,
Jednak lenistwo nadto go uwodzi.

155 
Ja także lubię wieśniacze dziewczęta;

W nich zdrowie, piękność i natura święta.
Ale trudności potrzeba niewiele,
Bo kwiat jest zwiędły, gdy się sam już ściele.
W ciemnym przysionku czekałem czasami,

160 
Jak na przesmyku, ukryty za drzwiami,

I pokojówkę, gdy wyszła przypadkiem,
Wiodłem ze sobą, schwyciwszy ukradkiem.

„Ej Panie... ej pfe... kto nadejdzie... Panie!“
Szepcze, a jednak i chwili nie stanie,

165 
Lecz idzie w miejsce upatrzone wprzody,

Na jaki murek lub na ciemne schody.
Tam gniotąc usty o ścianę opieram,
Lekką spódniczkę z koszulką poddzieram....
Już me kolana między kolanami....

170 
Pieszczę się trochę z ciepłemi udkami,

Z małym kędziorkiem, który każdy lubi,
Co swą gęstwinkę aż na brzuszku gubi....
Nareszcie w krzyżach robię się wypięty,
By zamach z dołu potężniej był wzięty....

175 
Ach... ach już sunę, już mi jajca dzwonią...

I gdy miłośnie jedną chwytam dłonią
Cyckę sprężystą, co wesoło buja,
Drugą pakuję sterczącego huja.
Żwawo dopycham.... wznoszą się westchnienia....

180 
Moje rozkoszy — jej zaś głos sumienia.

Bo chociaż sama tęgo dupą chwieje,
Wciąż woła: „Ej! pfe!; ej to się źle dzieje!“

Zważajcie-ż teraz wy ludzie zepsuci,
Coście wśród miasta z czułości wyzuci,

185 
Jak we wieśniaczce natura jaśnieje,

Jak w jebcu biedna woła: „Źle się dzieje“.
Jak nawet dupą gdy najmocniej rusza,
Widzieć się daje najczystsza jej dusza.



W ciemnym przysionku czekałem czasami,
Jak na przesmyku, ukryty za drzwiami,
I pokojówkę, gdy wyszła przypadkiem,
Wiodłem ze sobą, schwyciwszy ukradkiem....“

Pieśń II. w. 159—62.


Mówcież więc, mówcież, czy choć jedna przecie,

190 
Czy choć raz jeden dama w waszym świecie,

W środku zbyt czułej jebliwej roboty,
Dozna cokolwiek sumienia zgryzoty?
Nie! — Jeszcze zawsze wierzgając nogami
Gniewliwie mówi: „Dopychaj mon Ami!“.

195 
I tylko wtenczas pewnie „ej pfe!“ woła,

Gdy ją kto jebać już więcej nie zdoła.








  1. Przypis własny Wikiźródeł Według informacji w katalogu Biblioteki Narodowej, drukowane nie w Suwałkach, ale we Lwowie.
  2. Podle — blisko.
  3. Klitoris, od greck. kleitoris, łechtaczka.
  4. Quotidianka (od łać. cotidie) broda codzień odrastająca.
  5. Typ poetycki Leona, w którego usta Fredro wkłada pewien morał ogólniejszego znaczenia — w tym wypadku pojęty, co jest zresztą zrozumiałe, wedle tenoru i pointy całego poematu — pojawia się już w najwcześniejszych znanych nam utworach autora. Pamiętnik lwowski z r. 1816, T. II, s. 80 pomieścił dwa bezimienne epigramaty, które, jak udowodnił Eug. Kucharski (Lwów Fredrowski), są niewątpliwie pióra Fredry; osnową jednego z tych epigramatów jest również osoba Leona:

    „Leon przeciwko światu prawi swe morały;
    Utrzymuje, że w zbrodni zanurzył się cały,
    Że jest zbiorem sromoty i nędzy.
    Dlaczegóż to?... Bo on bez pieniędzy.“

    W pierwotnym tekście „Pana Jowialskiego“ epigramat ten miał być obrazem poglądu poety na jedną z postaci komedji.

  6. Miejscownik od: ten schód, zamiast używanych dziś przeważnie tylko w liczbie mnogiej: te schody.
  7. Imię przejęte z klasycznej komedji francuskiej.
  8. O przesadnem bieleniu i różowaniu twarzy przez ówczesne panie prawi drugi epigramat Fredry, pomieszczony w tym samym Pam. lwowskim (1816, T. II, s. 80):

    „Widząc Lucynę dziwiło Damona,
    Że po chorobie jej twarz niezmieniona.
    Nie bądź zdziwiony, rzekł ktoś, rzeczy temi;
    Wszakże ruż i blansz nie były choremi.“

    Szczegół ten jest charakterystyczny dla analizy obyczajowego światopoglądu Fredry. Urabiał się ów pogląd już w tych najmłodszych chwilach poetyckich poczynali drogą obserwacji zjawisk, uwydatniającej się nawet w utworach, które jak niniejszy — przynajmniej za życia Fredry — skazane były na spoczywanie w lamusie poetyckim.

  9. Berżerka od franc. bergère — wielkie krzesło z poduszką.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.