Tajemnice życia i śmierci/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Tajemnice życia i śmierci
Wydawca Wydawnictwo Księgarni F. Korna
Data wyd. 1924
Druk Drukarnia „Gloria“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ II.
Rozwój nauk tajemnych w XVIII wieku. Duchanteau. Jak posiąść wieczną młodość. Niema śmierci. Hr. Saint Germain.

Specyalnie bogatym i obfitym w te tajemnicze osobistości jest wiek XVIII, wiek bodajże największego rozkwitu zamiłowania do nauk tajemnych, o ile nie brać pod uwagę, naszego XX w. — Na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwnem. Wszak wiek XVIII jest wiekiem Voltair’a, Leibnitz’a, Diderot’a, wiekiem racjonalizmu, pozytywizmu i „czystego rozumu” — w gruncie rzeczy jednak dziwnego tu nic nie ma — wszystkie epoki o silnie pozytywistycznem zabarwieniu jednocześnie przez kontrast może, wykazują skłonność do mistycyzmu i nadprzyrodzoności — czego chyba najlepszym dowodem nasz wiek rozpasania realistycznego przy jednoczesnem zamiłowaniu do wiedzy hermetycznej.
Jak powiedziałem więc, żaden wiek nie obfituje tyle w tajemnicze jednostki, co wiek XVIII. Na jego horyzoncie raz po raz ukazują się meteory, jak Swedenborg, Schrepfer, hr. St. Germain, Mesmer, Casanova, Cagliostro. Zaraz tu zrobić muszę jedno zastrzeżenie. Wszystkie te jednostki, są na tyle tajemnicze, że częstokroć ciężko jest odróżnić, gdzie kończy się dobra wola, a zaczyna szarlatanizm.
Bo w XVIII stuleciu studyują nauki tajemne i to nie na żarty. Prawie każda loża masońska gwałtownie poszukuje kamienia filozoficznego.
Przytoczę przykład.
Istniał w Paryżu pewien adept, nazwiskiem Duchanteau, który ogłosił, że odnalazł sposób wytworzenia substancyi witalnej, czyli pierwiastku życia. Ponieważ średniowieczni alchemicy przekazali w swych księgach, że kamień filozoficzny może powstać jedynie wtedy, o ile materya, z którego ma być przygotowiony i naczynie, w którym ma być wygotowiony, mają tworzyć jedność, Duchanteau wynalazł następującą operacyę, którą wykonał w loży masońskiej Zjednoczonych Braci w Paryżu. Kazał się on zamknąć nago w pustym pokoju na dni 40. Nie przyjmował przez ten okres czasu żadnego jedzenia ani napoju, jedynem zaś jego pożywieniem miał być płyn, nieco dziwny... mianowicie uryna.
I rzeczywiście doprowadził Duchanteau próbę swoją aż do 26 dnia. Co dziwniejsza, że przez 24 dni czuł się znakomicie, a siły jego duchowe zwiększały się, stawał się on wymowniejszym, dowcipniejszym, weselszym.
Bracia strzegli go pilnie — płyn zaś, którym się odżywiał i który oddawał, stawał się ciemno-czerwony, gęsty i kleisty, o zapachu niezwykle balsamicznym i nie wypełniał więcej niż pół filiżanki.
W 24 dniu wywiązała się silna gorączka, wobec której Bracia zmusili Duchanteau do zaniechania swego eksperymentu.
Kiedy Duchanteau w 26 dniu próby niemal siłą wyciągnięto z pokoju, zasiadł on wieczorem z Braćmi do kolacyi i zjadł sam jeden więcej niż 6 przytomnych osób. — Urynę, która wyglądała raczej na rodzaj kleiku czerwonawego, długo przechowywano w archiwach loży. Zaginęła ona wraz z aktami podczas Wielkiej Rewolucyi Francuskiej.
Wkrótce po tem powtórzył Duchanteau próbę na własną rękę. Doprowadził jednak eksperyment powtórny jedynie do 17 dnia, kiedy siły opuściły go nagle, wywiązała się gorączka, na skutek której wkrótce zmarł, tak że powtórna ta próba kosztowała go życie. Jak widzimy, w eksperymencie Duchanteau odnalezienia pierwiastkowej substancyi, mowy nie może być o szarlataneryi.
Natomiast inni, ogłaszający się za wtajemniczonych i adeptów, do szarlataneryi uciekają się obficie.
Specyalnie więc lubował się wiek XVIII w myśli, iż można przedłużyć wiek ludzki dowolnie i że w związku z tem zachować można wieczną młodość.
Myśl o tem, że śmierć następuje wskutek tego, iż nie umiemy jej zaradzić, iż nie wynaleźliśmy środka, który by jej zapobiegł — jest myślą nie nową i powtarza się wiecznie. Człowiek, dumny pan stworzenia, nie może pogodzić się z tem, że kiedyś zamieni się w kupę zgnilizny, że z niego nie pozostanie nic — prócz próchna.
Każdy wie, iż umrzeć musi — powiedział jakiś filozof — lecz nikt w to nie wierzy.
Rzeczywiście zawsze łudziła się ludzkość, że muszą istnieć, że muszą zostać odnalezione środki, któreby zwalczyły starość i śmierć.
Sama natura i jej wybryki dopomagały tym wierzeniom. — Czyż słynna Ninon de Lenclos nie wyglądała w 80 roku życia, dzięki pigułkom jakiegoś holenderskiego żyda, jak gdyby miała lat 20? — Jest to faktem historycznym, a najlepszym tego dowodem, że 80 letnia Ninon miała wówczas jeszcze 3 kochanków, walczących o nią na zabój! — Czyż taki przykład, nie kochanków, a wyglądu, nie nęcił każdej z pięknych pań?
Zacytuję jeszcze parę faktów zaczerpniętych z książki Hufelanda p. t. „Makrobiotyka czyli sztuka przedłużania życia“.
Tak pewnemu wieśniakowi z Pfalzu wyrosły w 98 roku życia nowe zęby — zmarł mając 120 lat.
Innemu znów w 102 r. życia odrosły włosy i zęby.
Niejakiej Joannie Boor, zmarłej w Penatie w Perigord, w 90 roku życia siwe włosy zamieniły się na czarne, w 10 lat później — posiwiały. Zmarła mając 130 lat.
Czyż te wszystkie przykłady nie zachęcały do dociekania czy nie ma środka na starość, czy nie ma środka na dowolne przedłużanie życia — dając jednocześnie szarlatanom bogate pole do popisu.
Takim przykładem wcielenia wiecznej młodości i życia jest w wieku XVIII hr. Saint Germain, szarlatan genialny, szarlatan w tym względzie niemal niezrównany w dziejach świata.
O ile innym awanturnikom, jak np. Cagliostro, gdy twierdzili, że żyją nieskończoną ilość lat, łatwo udowadniano, gdzie i w którym roku się urodzili, o tyle o St.-Germain, nie można było zebrać nic, ale to absolutnie nic, ani daty urodzenia, ani też istotnego jego pochodzenia. Złośliwi twierdzili, że hr. St. Germain jest synem portugalskiego żyda, on sam zaś o sobie mawiał, że żyje od początku świata. Faktem jest jednak, że współczesny pisarz francuski, Rameau, kategorycznie stwierdza, iż widział w 1710 r. hr. St Germain w Wenecyi i że miał on wówczas lat 50, w roku zaś 1769 czyli w 59 lat później, wydawał się mieć również co najwyżej 50 lat i zachował ten swój wygląd aż do końca życia czyli do r. 1784 t. j. 15 lat jeszcze, gdyż zmarł, niestety, St. Germain, jak i każdy inny przeciętny śmiertelnik. Fakt ten zachowania jednakowego wyglądu w ciągu 74 lat jest jednak frapujący i trzeba przyznać, że musiał St. Germain posiadać świetnie konserwujące środki.
Sam St. Germain starał się za wszelką cenę utrzymać wiarę w swą długowieczność.
Lubił on często opowiadać, iż żył jeszcze za czasów pogańskich, że znał Mojżesza i ucztował z Sardanapalem. Gdy mówiono o odległych z przed paru wieków czasach, St. Germain przytaczał takie szczegóły, tak świetną charakterystykę osób iż miało się wrażenie, że żył podówczas istotnie. Czasami jednak bywał St. Germain szczery. Tak rzekł on razu pewnego do bar. von Gleichen:
„Te osły paryżanie myślą, iż żyję od początku świata. — Utrzymuję ich w tym przekonaniu, gdyż nic mnie to nie kosztuje, a im to sprawia tyle przyjemności“.
St. Germain żył nadzwyczaj umiarkowanie. Nie pił nigdy przy jedzeniu — i bardzo często zażywał środki, przeczyszczające, które sam sobie sporządzał. Wiemy tylko, że w skład ich w znacznej ilości wchodziło rumbarbarum. Ten tryb życia zalecał on znajomym, gdy zapytywali go, co czynić należy, by długo żyć.
St. Germain posiadał sporo tajemniczych środków chemicznych, mikstur, szminek, środków upiększających, płynów i olejków etc.
Był przeważnie alchemikiem i prócz sztuki wiecznego życia, twierdził, iż posiadł, drugą jeszcze — mianowicie przetwarzania kruszców na złoto. Umiejętności te bezwzględnie były bardzo intratne, gdyż St. Germain posiadał znaczny majątek.
Co się tyczy sprawy przetwarzania kruszców na złoto przez St. Germain alchemicznym sposobem, to słynny awanturnik Giacomo Casanova w swych pamiętnikach (tom V. str. 485), tak opisuje wizytę u genialnego szarlatana:
„W pewnym momencie, gdy siedziałem u niego, zapytał mnie hr. St. Germain, czy nie posiadam jakiej drobnej monety przy sobie. Wyciągnąłem parę sztuk i położyłem na stole. Nie mówiąc nic, co zamierza zrobić, wziął on rozżarzony węgiel z komina i rzucił go na metalową płytę.
Na węgiel ten położył jedną z monet, na monetę zaś czarne ziarenko poczem począł dmuchać w jakąś szklaną rurkę. W przeciągu paru minut moneta rozżarzyła się do czerwoności — w przeciągu zaś paru następnych minut ostygła całkowicie.
— „Proszę ją wziąść“ — rzekł alchemik — „należy do pana“! Wziąłem monetę — było to złoto. Nie wątpiłem ani na chwilę, że St. Germain zamienił monetę i zamiast mojej położył swoją złotą, z góry przygotowaną. Nie mogłem mu tego wyraźnie powiedzieć, lecz by mu dać do zrozumienia, że nie wierzę w jego szwindle, rzekłem:
— „To nadzwyczajne, hrabio, — lecz aby niedowiarka przekonać, winien pan na przyszłość uprzedzać iż chce pan dokonać zamiany na złoto, wówczas można uważnie śledzić i dokładnie srebrną monetę obejrzeć, zanim pan ją położy na rozżarzone węgle!”
Na to odrzekł mi szalbierz:
— Kto wątpi we mnie, nie jest godzien mówić ze mną!
Takie aroganckie zachowanie było typowem u St. Germain’a i potrafił on nawet książąt krwi traktować przez nogę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.