Tajemnice życia i śmierci/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Tajemnice życia i śmierci
Wydawca Wydawnictwo Księgarni F. Korna
Data wyd. 1924
Druk Drukarnia „Gloria“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


BIBLJOTEKA WIEDZY TAJEMNEJ
ST. A. WOTOWSKI
TAJEMNICE
ŻYCIA I ŚMIERCI
WYDAWNICTWO KSIĘGARNI F. KORNA
W WARSZAWIE ◆ ◆ MARSZAŁKOWSKA 65.



Druk. „GLORIA“ Warszawa, Solna 9.







WSTĘP.

Nous marchons tous entourés de tenebres.
Eliphas Levi.

Wszyscy błądzimy w ciemnościach! I do tej pory nierozwiązanemi pozostały zagadki najbardziej ludzkość dręczące — mianowicie zagadnienia istoty życia ludzkiego oraz tego, co z człowiekiem po śmierci się staje.
Rozwiązania tych zagadnień, tajemnic życia i śmierci — niejednokrotnie usiłowano dokonać. Cała wiedza tajemna szła w kierunku zbadania czem istotnie jest nasz żywot doczesny, czy tajniki takie jak starość i śmierć są koniecznością na którą rady niema, czy też istnieją skryte jakieś dotychczas siły i środki dzięki którym, człowiek mógł by stać się władcą tego co zwiemy „prawami natury.”
I w dobie naszej wysiłki te trwają. Dość będzie wspomnieć tu czy o metodzie odmładzania za pomocą przeszczepień dr Steinacha czy też o metodzie walki z chorobami i śmiercią dr. Cué. Lecz o ile obecne badania idą w ściśle naukowym kierunku, o tyle dociekania okultystów polegały na tem, iż twierdzili oni, że istnieje wiedza tajemna, dostępna bardzo niewielu, kto zaś ją posiąść potrafi jednocześnie zdobędzie wieczną młodość, bogactwo i nieśmiertelność.
To też raz po raz w przeróżnych wiekach i czasach ukazywały się różne tajemnicze jednostki głoszące, iż one właśnie, posiadły arkana owej tyle osławionej mądrości i, że dzięki nim, są panami wszelkich zagadnień.
Głosili oni o sobie, że są magami, istotami wyższemi od zwykłych śmiertelników — świat zaś zwykle chrzcił ich imieniem szarlatanów.
Tym to właśnie magom głoszącym, iż posiedli niezbadane tajniki życia i śmierci, niniejszą książeczką poświęcam.

St. A. Wotowski.

Część niniejszego dziełka była wygłoszoną przez autora w formie odczytu p. t. „Nauki tajemne a szarlatani“ w sali Muzeum Przemysłu i Rolnictwa dn. 29 września 1923 r.



ROZDZIAŁ I.
Pojęcie nauk tajemnych. Wtajemniczeni. Poszukiwania kamienia filozoficznego.

Co znaczy słowo: „nauki tajemne”? Dążenie do poznania tego wszystkiego co ukrywa się za tajemnicą życia pozagrobowego, dążenie do uchylenia rąbka zasłony z zagadek życia i śmierci, chęć zbadania niezbadanych tajników — wytworzyło nazwę nauki tajemnej.
Słowo „nauka tajemna” zgoła dawniej inne miało znaczenie.
Tajemną była wszelka nauka w starożytności, gdyż kapłani dzięki swej wiedzy panując nad tłumami, zazdrośnie swe wiadomości chronili przed profanami. Tak postępowali chaldejscy, asyryjscy, egipscy kapłani.
Tajemną również była nauka w średniowieczu, gdyż wszelkie nowych prawd badanie poczytywano za herezyę, ludzi zaś oddających się studyom, uważano za pachołków szatana, którzy winni być karani śmiercią, winni zostać spaleni na stosie.
W dobie dzisiejszej badanie wszystkiego nadprzyrodzonego określane jest również jako nauka tajemna — sciencia oculta — okultyzm.
Nazwa ta, która w gruncie rzeczy żadną nazwą nie jest, ukrywa poza sobą następujące: na początku stworzenia świata, człowiek stał blizko Boga, spoglądał mu niemal twarzą w twarz. Od Najwyższego Stwórcy brał nauki i wskazania — wiedział co dalej z nim będzie.
Wskazania te właśnie w następstwie zazdrośnie przechowywała sekta kapłańska. Drogą tradycyi przekazywała ona nakazy Boga do człowieka, przekazywała je z pokolenia w pokolenie. Posiadali też kapłani starożytni sposoby leczenia, przepowiedni i mądrości boskiej — sposoby nam zwykłym śmiertelnikom niedostępne.
Z biegiem czasu nauki te zostały zagubione. Mieli je przekazać kapłani czy to w egipskich i asyryjskich hieroglifach, czy też pozostały resztki tej mądrości boskiej w żydowskiej Kabale, czy też jak chcą najnowsze kierunki okultystyczne — przekazaną jest ona symbolicznie w kartach gry cygańskiej zwanej „Tarokiem“.
A więc wiedza tajemna jest to właśnie ta wiedza, która rozwiera człowiekowi wszystkie rzeczy będące dlań dręczącą zagadką — o to tylko chodzi, by wiedzę tę posiąść, by zgłębić jej tajemnicę.
Więc, powiadają dalej okultyści, istnieją wtajemniczeni inaczej adepci.
Wtajemniczony, adept, jest to właśnie taki, który czy to trudem własnym, czy też będąc wtajemniczony przez innych, wszystkie tajniki zbadał, który posiadł rozwiązanie, a dzięki temu daną mu jest moc rozkazywania siłom przyrody i duchom. Wiedza bowiem tajemna ma dać odpowiedź na te wszystkie rzeczy, które najbardziej dręczą człowieka — a więc ma dać środek na choroby, starość i śmierć.
Wtajemniczony jest to taki, który nie podlega prawom natury, który mocen jest rozkazywać naturze, który nie jest jej sługą, lecz władcą.
To też we wszystkich czasach i we wszystkich wiekach natykamy się na tajemnicze jednostki, głoszące o swym posłannictwie i swym wtajemniczeniu.
W Erze Chrystusa pierwszym najwybitniejszym wtajemniczonym jest niezrównany Apolonius z Tyany.
Apolonius z Tyany, żywot którego został opisany przez Filostrata, urodził się w 3 roku naszej Ery i żył 130 lat. Podróżował on po Wschodzie i tam posiadł wiadomości tajemne. Opowiadają o nim, iż mógł on przenosić się dowolnie z miejsca na miejsce, że mógł zamieniać się w ptaki i zwierzęta, przepowiadać przyszłość i rozmawiać ze zmarłemi.
Opowiadają, że gdy został w Rzymie osadzony w ciemnicy i przybył doń sędzia, by przeczytać mu oskarżenie, pismo z aktu oskarżenia nagle znikło. Gdy następnie sędziowie poczęli badać Apoloniusa, utworzył się koło niego obłok, w którym on się skrył.
Gdy w parę lat później za panowania cesarza Domicyana powtórnie zamknięto Apoloniusa w więzieniu i okuto w łańcuchy, nazajutrz w turmie znaleziono... tylko łańcuchy.
Po śmierci Apoloniusa, uczniowie jego rozpuścili wieść, iż duchy uniosły go do nieba.
Takie chodziły legendy o niezrównanym Apoloniusie z Tyany, jednym z ojców współczesnej wiedzy okultystycznej, o tym który posiadł rozwiązanie nierozwiązanych zagadek.[1]
Również w Wiekach Średnich najtęższe umysły głowy łamią nad nadprzyrodzonemi dociekaniami. Wystarczy, że wymienię tu Paracelsa, Alberta zwanego Wielkim, Flamela Corneliusa Agrippę. Nie brak i papieży zajmujących się naukami tajnemi, jako to, Sylwester II, Leon III i Honoryusz III.
Nie brak i stowarzyszeń tajemnych.
Tak Zakon Templaryuszy podczas swych wypraw krzyżowych zdobywa na Wschodzie ważne tajemnice. Oskarżeni o uprawianie nauk tajemnych i stosunki z szatanem giną oni wszyscy na stosie wraz ze swym Wielkim Mistrzem Jackiem Molay a Zakon zostaje zniesiony przez Filipa Pięknego.
Bezpośrednio tajemnice po nich ma przejąć tajemniczy Zakon Róży + Krzyża, istniejący i po dziś dzień — z drugiej zaś strony za następców Templaryuszy uważają się masoni. Ta tylko zachodzi różnica że o ile Różokrzyżowcy przechowali się w dalszym ciągu, jako stowarzyszenie tajemne, jak sami się zwą „Zakon kabalistyczny, wielki depozytaryusz wiedzy hermetycznej“, o tyle masoni zagubili całkowicie przechowywane tradycye i przetworzyli się w Stowarzyszenie o tajemniczym rytuale, lecz zadaniach ściśle politycznych.
Na czem polegają te tajemnice i na czem polega ich rozwiązanie?
Polegają one na tem, co ludzi najwięcej interesuje, a ludzi najwięcej interesują problemy bogactwa, starości i śmierci.
Gdyż kto posiadł bogactwo, będąc starym nie może go użyć, tem bardziej zaś użyć go nie może, gdy umrze.
To też wszyscy wtajemniczeni głoszą, że posiedli zagadki życia i śmierci, że dzięki nim biedak stać się może bogaczem, a starzec młodzieńcem.
Jakiż jest ten uniwersalny środek wynaleziony przez nich? — Środkiem tym ma być uniwersalna pierwotna substancya, inaczej, jak zwą to alchemicy, kamień filozoficzny.
Kamień filozoficzny ma odpowiadać trzem warunkom:
I.II0 Ma zamieniać kruszce na złoto
II.I0 Ma być lekarstwem na choroby i śmierć a również środkiem odmładzającym t.j. przedłużać życie dowolnie
III.0 Ma dawać możność porozumiewania się ze zmarłemi i duchami.
Tak twierdzili alchemicy, że osobnik będący w posiadaniu kamienia filozoficznego, jeżeli zużyje choć najdrobniejszą jego cząsteczkę cieszyć się będzie wieczną młodością i zdrowiem a żyć będzie do czasu, póki życie samo mu się nie sprzykrzy.
Za pomocą takiego kamienia w Wiekach Średnich mnich Fryderyk Gualdo miał żyć do 400 lat, a niejaki Atrefius w r. 1130 zapewniał, że żyje z górą 1000 lat.
Również alchemik Trimozen przechwalał się, iż jest on w posiadaniu eliksiru życia, że żyć będzie dowolną ilość lat i że jest w stanie odmłodzić każdą 90-letnią staruszkę na 17-letnią pannę!
Tyle nam podają o nich starożytni kronikarze; szkoda jednak, że nie podają nam jak długo w rzeczywistości żyli posiadacze owych niezrównanych eliksirów młodości.
Obawiam się, że wówczas spotkałby nas może zawód i powtórzyła się historya ta sama, co ze słynnym Paracelsem.
Jedyny niezrównany Filip Teofrast Bombast z Hohenheimu Paracelsus, żyjący w w. XVI, również twierdził, iż posiadł duch ożywczy ciała i że jest w stanie wytworzyć człowieka sposobem chemicznym (homunculusa).
Niestety! zmarł ten dobroczyńca ludzkości w 48 roku życia, w szpitalu, „duch” zaś jego „ożywczy” znikł wraz z nim, jak wszystko znika wraz z człowiekiem.
Jak łatwo się domyśleć — niema chyba dziedziny bardziej podatnej do oszustwa i szarlataneryi, niż właśnie dziedzina nauk tajemnych. To też raz po raz na powierzchni ukazują się jednostki, korzystające z naiwności i przesądów ludzkich. W wiekach Średnich i czasach Odrodzenia aż roi się od adeptów. Skoro wieść rozchodzi się o jakimś adepcie, możni na wyścigi starają się go ściągnąć, aby potem obietnicami lub torturą tajemnicę zdobyć.
Szarlatani skwapliwie korzystają z chciwości ludzkiej — lecz i ich los jest nie do pozazdroszczenia — najczęściej spotyka ich śmierć haniebna.
Tak np. kardynał Richelieu kazał powiesić niejakiego Dubois — udającego przez czas dość długi adepta i twierdzącego, że może przerabiać metale na złoto.
Sławny swego czasu hrabia Mamugna de Bragadino, po długim zawodzie pełnym sławy, zawiódłszy nadzieje wielu książąt niemieckich, zbyt łatwowiernych, został powieszony w 1590 r. w Münichu.
Ten sam los spotkał hr. Rugiero, bawarskiego feldmarszałka, pruskiego jenerała, który w 1709 r. w Berlinie z rozkazu króla powieszonym został.





ROZDZIAŁ II.
Rozwój nauk tajemnych w XVIII wieku. Duchanteau. Jak posiąść wieczną młodość. Niema śmierci. Hr. Saint Germain.

Specyalnie bogatym i obfitym w te tajemnicze osobistości jest wiek XVIII, wiek bodajże największego rozkwitu zamiłowania do nauk tajemnych, o ile nie brać pod uwagę, naszego XX w. — Na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwnem. Wszak wiek XVIII jest wiekiem Voltair’a, Leibnitz’a, Diderot’a, wiekiem racjonalizmu, pozytywizmu i „czystego rozumu” — w gruncie rzeczy jednak dziwnego tu nic nie ma — wszystkie epoki o silnie pozytywistycznem zabarwieniu jednocześnie przez kontrast może, wykazują skłonność do mistycyzmu i nadprzyrodzoności — czego chyba najlepszym dowodem nasz wiek rozpasania realistycznego przy jednoczesnem zamiłowaniu do wiedzy hermetycznej.
Jak powiedziałem więc, żaden wiek nie obfituje tyle w tajemnicze jednostki, co wiek XVIII. Na jego horyzoncie raz po raz ukazują się meteory, jak Swedenborg, Schrepfer, hr. St. Germain, Mesmer, Casanova, Cagliostro. Zaraz tu zrobić muszę jedno zastrzeżenie. Wszystkie te jednostki, są na tyle tajemnicze, że częstokroć ciężko jest odróżnić, gdzie kończy się dobra wola, a zaczyna szarlatanizm.
Bo w XVIII stuleciu studyują nauki tajemne i to nie na żarty. Prawie każda loża masońska gwałtownie poszukuje kamienia filozoficznego.
Przytoczę przykład.
Istniał w Paryżu pewien adept, nazwiskiem Duchanteau, który ogłosił, że odnalazł sposób wytworzenia substancyi witalnej, czyli pierwiastku życia. Ponieważ średniowieczni alchemicy przekazali w swych księgach, że kamień filozoficzny może powstać jedynie wtedy, o ile materya, z którego ma być przygotowiony i naczynie, w którym ma być wygotowiony, mają tworzyć jedność, Duchanteau wynalazł następującą operacyę, którą wykonał w loży masońskiej Zjednoczonych Braci w Paryżu. Kazał się on zamknąć nago w pustym pokoju na dni 40. Nie przyjmował przez ten okres czasu żadnego jedzenia ani napoju, jedynem zaś jego pożywieniem miał być płyn, nieco dziwny... mianowicie uryna.
I rzeczywiście doprowadził Duchanteau próbę swoją aż do 26 dnia. Co dziwniejsza, że przez 24 dni czuł się znakomicie, a siły jego duchowe zwiększały się, stawał się on wymowniejszym, dowcipniejszym, weselszym.
Bracia strzegli go pilnie — płyn zaś, którym się odżywiał i który oddawał, stawał się ciemno-czerwony, gęsty i kleisty, o zapachu niezwykle balsamicznym i nie wypełniał więcej niż pół filiżanki.
W 24 dniu wywiązała się silna gorączka, wobec której Bracia zmusili Duchanteau do zaniechania swego eksperymentu.
Kiedy Duchanteau w 26 dniu próby niemal siłą wyciągnięto z pokoju, zasiadł on wieczorem z Braćmi do kolacyi i zjadł sam jeden więcej niż 6 przytomnych osób. — Urynę, która wyglądała raczej na rodzaj kleiku czerwonawego, długo przechowywano w archiwach loży. Zaginęła ona wraz z aktami podczas Wielkiej Rewolucyi Francuskiej.
Wkrótce po tem powtórzył Duchanteau próbę na własną rękę. Doprowadził jednak eksperyment powtórny jedynie do 17 dnia, kiedy siły opuściły go nagle, wywiązała się gorączka, na skutek której wkrótce zmarł, tak że powtórna ta próba kosztowała go życie. Jak widzimy, w eksperymencie Duchanteau odnalezienia pierwiastkowej substancyi, mowy nie może być o szarlataneryi.
Natomiast inni, ogłaszający się za wtajemniczonych i adeptów, do szarlataneryi uciekają się obficie.
Specyalnie więc lubował się wiek XVIII w myśli, iż można przedłużyć wiek ludzki dowolnie i że w związku z tem zachować można wieczną młodość.
Myśl o tem, że śmierć następuje wskutek tego, iż nie umiemy jej zaradzić, iż nie wynaleźliśmy środka, który by jej zapobiegł — jest myślą nie nową i powtarza się wiecznie. Człowiek, dumny pan stworzenia, nie może pogodzić się z tem, że kiedyś zamieni się w kupę zgnilizny, że z niego nie pozostanie nic — prócz próchna.
Każdy wie, iż umrzeć musi — powiedział jakiś filozof — lecz nikt w to nie wierzy.
Rzeczywiście zawsze łudziła się ludzkość, że muszą istnieć, że muszą zostać odnalezione środki, któreby zwalczyły starość i śmierć.
Sama natura i jej wybryki dopomagały tym wierzeniom. — Czyż słynna Ninon de Lenclos nie wyglądała w 80 roku życia, dzięki pigułkom jakiegoś holenderskiego żyda, jak gdyby miała lat 20? — Jest to faktem historycznym, a najlepszym tego dowodem, że 80 letnia Ninon miała wówczas jeszcze 3 kochanków, walczących o nią na zabój! — Czyż taki przykład, nie kochanków, a wyglądu, nie nęcił każdej z pięknych pań?
Zacytuję jeszcze parę faktów zaczerpniętych z książki Hufelanda p. t. „Makrobiotyka czyli sztuka przedłużania życia“.
Tak pewnemu wieśniakowi z Pfalzu wyrosły w 98 roku życia nowe zęby — zmarł mając 120 lat.
Innemu znów w 102 r. życia odrosły włosy i zęby.
Niejakiej Joannie Boor, zmarłej w Penatie w Perigord, w 90 roku życia siwe włosy zamieniły się na czarne, w 10 lat później — posiwiały. Zmarła mając 130 lat.
Czyż te wszystkie przykłady nie zachęcały do dociekania czy nie ma środka na starość, czy nie ma środka na dowolne przedłużanie życia — dając jednocześnie szarlatanom bogate pole do popisu.
Takim przykładem wcielenia wiecznej młodości i życia jest w wieku XVIII hr. Saint Germain, szarlatan genialny, szarlatan w tym względzie niemal niezrównany w dziejach świata.
O ile innym awanturnikom, jak np. Cagliostro, gdy twierdzili, że żyją nieskończoną ilość lat, łatwo udowadniano, gdzie i w którym roku się urodzili, o tyle o St.-Germain, nie można było zebrać nic, ale to absolutnie nic, ani daty urodzenia, ani też istotnego jego pochodzenia. Złośliwi twierdzili, że hr. St. Germain jest synem portugalskiego żyda, on sam zaś o sobie mawiał, że żyje od początku świata. Faktem jest jednak, że współczesny pisarz francuski, Rameau, kategorycznie stwierdza, iż widział w 1710 r. hr. St Germain w Wenecyi i że miał on wówczas lat 50, w roku zaś 1769 czyli w 59 lat później, wydawał się mieć również co najwyżej 50 lat i zachował ten swój wygląd aż do końca życia czyli do r. 1784 t. j. 15 lat jeszcze, gdyż zmarł, niestety, St. Germain, jak i każdy inny przeciętny śmiertelnik. Fakt ten zachowania jednakowego wyglądu w ciągu 74 lat jest jednak frapujący i trzeba przyznać, że musiał St. Germain posiadać świetnie konserwujące środki.
Sam St. Germain starał się za wszelką cenę utrzymać wiarę w swą długowieczność.
Lubił on często opowiadać, iż żył jeszcze za czasów pogańskich, że znał Mojżesza i ucztował z Sardanapalem. Gdy mówiono o odległych z przed paru wieków czasach, St. Germain przytaczał takie szczegóły, tak świetną charakterystykę osób iż miało się wrażenie, że żył podówczas istotnie. Czasami jednak bywał St. Germain szczery. Tak rzekł on razu pewnego do bar. von Gleichen:
„Te osły paryżanie myślą, iż żyję od początku świata. — Utrzymuję ich w tym przekonaniu, gdyż nic mnie to nie kosztuje, a im to sprawia tyle przyjemności“.
St. Germain żył nadzwyczaj umiarkowanie. Nie pił nigdy przy jedzeniu — i bardzo często zażywał środki, przeczyszczające, które sam sobie sporządzał. Wiemy tylko, że w skład ich w znacznej ilości wchodziło rumbarbarum. Ten tryb życia zalecał on znajomym, gdy zapytywali go, co czynić należy, by długo żyć.
St. Germain posiadał sporo tajemniczych środków chemicznych, mikstur, szminek, środków upiększających, płynów i olejków etc.
Był przeważnie alchemikiem i prócz sztuki wiecznego życia, twierdził, iż posiadł, drugą jeszcze — mianowicie przetwarzania kruszców na złoto. Umiejętności te bezwzględnie były bardzo intratne, gdyż St. Germain posiadał znaczny majątek.
Co się tyczy sprawy przetwarzania kruszców na złoto przez St. Germain alchemicznym sposobem, to słynny awanturnik Giacomo Casanova w swych pamiętnikach (tom V. str. 485), tak opisuje wizytę u genialnego szarlatana:
„W pewnym momencie, gdy siedziałem u niego, zapytał mnie hr. St. Germain, czy nie posiadam jakiej drobnej monety przy sobie. Wyciągnąłem parę sztuk i położyłem na stole. Nie mówiąc nic, co zamierza zrobić, wziął on rozżarzony węgiel z komina i rzucił go na metalową płytę.
Na węgiel ten położył jedną z monet, na monetę zaś czarne ziarenko poczem począł dmuchać w jakąś szklaną rurkę. W przeciągu paru minut moneta rozżarzyła się do czerwoności — w przeciągu zaś paru następnych minut ostygła całkowicie.
— „Proszę ją wziąść“ — rzekł alchemik — „należy do pana“! Wziąłem monetę — było to złoto. Nie wątpiłem ani na chwilę, że St. Germain zamienił monetę i zamiast mojej położył swoją złotą, z góry przygotowaną. Nie mogłem mu tego wyraźnie powiedzieć, lecz by mu dać do zrozumienia, że nie wierzę w jego szwindle, rzekłem:
— „To nadzwyczajne, hrabio, — lecz aby niedowiarka przekonać, winien pan na przyszłość uprzedzać iż chce pan dokonać zamiany na złoto, wówczas można uważnie śledzić i dokładnie srebrną monetę obejrzeć, zanim pan ją położy na rozżarzone węgle!”
Na to odrzekł mi szalbierz:
— Kto wątpi we mnie, nie jest godzien mówić ze mną!
Takie aroganckie zachowanie było typowem u St. Germain’a i potrafił on nawet książąt krwi traktować przez nogę.





ROZDZIAŁ III.
W jaki sposób dokonał Casanova odmłodzenia margrabiny d‘Urfé. Recepta Cagliostra.

Opis wizyty Casanovy u hr. St. Germain jest mocno złośliwy — lecz trzeba tu przyjąć jedną rzecz pod uwagę — mianowicie to, że St. Germain był współzawodnikiem Casanovy.[2]
Casanova, bowiem, ten słynny Casanova, którego imię jest synonimem powodzenia u kobiet, ten Casanova, który z całym cynizmem opisuje swe przygody w swych osławionych pamiętnikach — czerpał swe główne źródła utrzymania z fałszywej gry w karty oraz z szalbierstw na tle nauk tajemnych.
Jako curiosum opowiem tu sprawkę Casanovy z margrabiną Joanną d‘Urfé.
Wynalazł był sobie Casanova, jak sam pisze w swych pamiętnikach, starą warjatkę lecz niesłychanie bogatą, margrabinę d‘Urfé.
Margrabina była całkowicie zwarjowana na tle nauk tajemnych i święcie wierzyła, iż może się ona odrodzić, odzyskać swą młodość, a nawet za pomocą kabalistycznych operacyi przerodzić się w chłopca.
Te to operacye na margrabinie[3] przyobiecał był dokonać Casanova, który jej wytłomaczył, iż należy do przepotężnego Zakonu Różokrzyżowców i że dana mu jest moc rozkazywania duchom.
Margrabina była zachwycona i bogato finansowała antrepryzę, składając datki na przeróżne stowarzyszenia tajemne naturalnie na ręce Casanovy. Lecz że operacya „przerodzenia” postępowała nader powoli, znudziło się to starszej pani, której spieszno było do odzyskania młodości i celem przyśpieszenia tejże postanowiła na własną rękę złożyć ofiarę planeto-gwiazdom, dzięki których wpływowi miała się odbyć regeneracya.
Casanova pisze: „Markiza wyciągnęła kasetkę, w której znajdowało się siedem pakietów owiniętych w blado-niebieski papier, — ofiarę, przeznaczoną jako całopalenie siedmiu planetom. Każdy z tych pakiecików zawierał funt złota, który stara warjatka, niewiadomo dla czego przetarła na proszek oraz siedem drogocennych kamieni: brylant, rubin, szafir, szmaragd, opal, topaz i chryzolit. Każdy z kamieni ważył po 7 karatów.
Cudne! zawołałem głośno — po cichu zaś dodałem — przysięgam, że żaden z demonów nieba i ziemi prócz mnie nie otrzyma tych prezentów!“
Długo łamał sobie Casanova głowę, jak otrzymać dary przeznaczone dla planet, wreszcie wpadł na koncept.
Oświadczył margrabinie, iż kabała orzekła, że dzień jej odrodzenia nadszedł, że zamieni się ona w młodą dziewczynę, lecz pod warunkiem, ukazania się boginki wód, Ondyny, i dokonania przez nią aktu całopalenia darów osobiście.
Dodawał Casanowa, że jest przekonany, iż uda mu się boginkę wód, Ondynę, wywołać.
Margrabina nie posiadała się z radości.
O Ondynę, boginkę wód, Casanova wystarał się szybko. Została nią najświeższa jego kochanka, panna Marcolina. Również szybko postarał się o kasetkę identyczną do tej, w jakiej były umieszczone dary dla planet.
Gdy nadszedł wielki dzień „odrodzenia“, ukrył Casanova Marcolinę wraz ze szkatułką w komórce, sam zaś wieczorem legł razem z margrabiną do łóżka, będąc całkowicie ubrany, w myśl rytuału przy szpadzie i w butach z ostrogami. O 12-ej ukazała się Ondyna, której margrabina na klęczkach wręczyła szkatułkę.
Ondyna przyjęła ją łaskawie i oświadczyła, że z woli duchów od dziś za rok margrabina przerodzi się w ślicznego chłopca.
Gdy margrabina wyrok ten przyjmowała ze łzami zachwytu, Casanova przemienił szkatułki, poczem Ondyna własnoręcznie na przygotowanym na ten cel trójnogu dokonała spalenia lecz... pustej szkatułki, poczem — znikła.
Taki miała przebieg scena odrodzenia margrabiny d’Urfé, z której wszyscy, nie wyłączając Ondyny, pozostali mocno zadowoleni....
Dotychczas pisałem tylko, że głównie popisywali się szarlatani możnością przedłużania życia i przywracania młodości, lecz nie przytoczyłem, jak winno się to odbywać. Istnieje w tym względzie recepta słynnego Cagliostro, która głosi, że za jej pomocą można dojść do wieku, w którym chyba samemu człowiekowi życie się znudzi, mianowicie do wieku ni mniej ni więcej tylko 5557 lat!
Dla wykonania potrzeba; wyjazdu na wieś, przyjaciela no i jednej rzeczy — cudownych kropel Cagliostra, które... niestety zaginęły — zresztą moglibyśmy tę receptę wypróbować — i czytać to moje dziełko jeszcze i za 5 tysięcy lat!
Sposób ten przedłużania życia polega na następującem:
Należy z zaufanym przyjacielem udać się na wieś i tam nie widywać się z nikim. Przez 32 dni należy zachować b. ścisłą dyetę, żywić się wyłącznie lekkim rosołem i jarzynami. 17 i 32 dnia należy puścić krew oraz przyjąć 6 kropel białej mikstury (skład mikstury pozostał tajemnicą Cagliostra). 33 dnia pacyent kładzie się do łóżka na tydzień i otrzymuje pierwsze ziarenko pierwotnej substancyi stworzonej przez Pana Boga, utraconej przez grzech pierworodny a odzyskanej dzięki zasługom masonów.
Połknąwszy to ziarenko, człowiek traci dar słowa i przytomność na 3 godziny, podczas których następują obfite poty oraz wydzieliny wszelakiego rodzaju.
Następnego dnia pacyent znów zażywa jedno ziarenko. Przykre objawy powtarzają się i podczas tego ataku traci on zęby, włosy i skóra schodzi mu z ciała.
Następnego t. j. 35 dnia kuracyi otrzymuje pacyent ciepłą kąpiel — 36 zaś dnia połyka w kielichu mocnego wina trzecie i ostatnie ziarenko — poczem zapada w sen głęboki, podczas którego odrastają zęby i włosy.
37 dnia po przebudzeniu się należy wziąść kąpiel z traw aromatycznych, a następnie zwykłą kąpiel.
39 dnia otrzymuje pacyent 10 kropel specjalnego balsamu w dwóch łyżkach czerwonego wina, a dnia 40 jest człowiekiem odmłodzonym i odrodzonym, jak gdyby po raz wtóry przybył na świat.
Taką jest recepta Cagliostra.
Powiecie, państwo, szarlatanerja i oszustwo, gdzież ten eliksir, na którym wszystko się zasadza?”.[4]
Prawda — lecz jednak, a jest to fakt stwierdzony i opisał go później A. Dumas w swej powieści, „Józef Balsamo” — Cagliostro podczas pewnej kolacyi w Paryżu dał zażyć 80 letniemu starcowi, ks. de Choiseul w kielichu wina jakichś tajemniczych kropel i istotnie starzec co prawda na czas krótki, lecz..... przerodził się w młodzieńca.
Fakt zadziwiający, na który dzisiejsza nauka odpowie — wszyscy zostali prawdopodobnie zahypnotyzowani przez Cagliostra.





ROZDZIAŁ IV.
Hr. Cagliostro. Jego przygody. Cudowne uzdrawianie, jasnowidzenie i przepowiednie. Biesiada z nieboszczykami.

Pośród plejady różnych magów i cudotwórców trudno dłużej się nie zatrzymać nad osławioną postacią hrabiego Cagliostro. Genialny ten awanturnik, będąc może znacznie mniej zręcznym niż hr. St. Germain, potrafił zyskać sobie europejski rozgłos a sława jego przechowała się po dziś dzień. Szczegółów z życia Cagliostro powtarzać nie będę, gdyż są zbyt znane.
Wystarczy nadmienić, że Cagliostro również twierdził, że żyje od niepamiętnych czasów. Niestety, rzymskiej policyi łatwo udało się ustalić zarówno miejsce jego urodzenia jako też istotne nazwisko, które brzmiało: Józef Balsamo. Jako Balsamo[5] przez długi szereg lat pędził Cagliostro żywot awanturniczy, żyjąc z drobnych szalbierstw i oszustw, a gdy pod nazwiskiem Balsamo stał się już zbyt znany — zmienił je na lepiej brzmiące i arystokratyczne: hr. Cagliostro. —
Wielkość Cagliostra datuje się właściwie od czasu pobytu jego w Anglii, mianowicie w Londynie, gdzie będąc przyjętym do loży masońskiej, posiadł pewne wtajemniczenie oraz uzyskał poparcie Braci we wszystkich znaczniejszych stolicach Europy.
Od tej też chwili występuje Cagliostro jako niemal pół bóg — w tryumfalnym pochodzie bawi w Rosyi, w Polsce,[6] nakoniec osiada w Paryżu, gdzie osiąga zenit swej sławy.
Występuje Cagliostro w przeróżnych charakterach. To jako najwyższy Mistrz, Wielki Kofta, jak sam się zwie, Wolnomularstwa, przy czem stwarza nowe wolnomularskie loże według wymyślonego przez siebie egipskiego rytuału, — to znów występuje jako lekarz cudotwórca, nieomal wskrzeszający umarłych — nakoniec jako ten, który niema ani początku ani końca władca dusz ludzkich i zaświatowych duchów. — Na pytania kim jest, zwykle odpowiadał dumnie Cagliostro „sum, qui sum“ — „jestem, który jestem”, przyrównywując się tem do bóstwa. —
To też współcześni jego zwolennicy składają mu niemal boską cześć — w lożach masońskich są poustawiane jego posągi z napisami „Divo Cagliostro“ — boskiemu Cagliostro, a Cagliostro występuje wszędzie z szalonym przepychem, rzucając olbrzymiemi sumami, które nie wiadomo zkąd pochodziły.[7]
Cagliostro był nizkiego wzrostu, o szerokich barkach i wypukłej klatce piersiowej, o dużej głowie pokrytej czarnym kędzierzawym włosem zaczesanym od czoła. Krótka gruba szyja, wysokie czoło, nos silnie zaokrąglony, białe mocne zęby nadawały jego postaci znamiona fizycznej siły, którą często można spotkać u hypnotyzerów.
Powiadają, że wielu ludzi nie mogło znieść wzroku Cagliostro — takie miał przenikliwe spojrzenie.
Niektóre jego czyny istotnie zdaleka zakrawają na cuda. Tak podczas pobytu w Petersburgu[8] zostaje on zawezwany do pałacu pewnego magnata rosyjskiego księcia Gagarina, którego jedyny synek leży w agonji, a lekarze zrzekli się już dalszych zabiegów, uważając je za bezowocne. Cagliostro przybywa i oświadcza, że podejmuje się sprawy niechętnie, gdyż nie lubi robić konkurencji zawodowym lekarzom a gdy ci odpowiadają, że o konkurencji mowy być nie może, gdyż wszelka nadzieja uratowania dziecka stracona, zaznacza Cagliostro, że podejmuje się kuracyi, raczej wskrzeszenia dzieciaka, pod warunkiem jednak, że zabierze go z sobą i że ojcu nie wolno go będzie widzieć przez 3 dni. Zrozpaczony magnat zgadza się na wszystko. — Napół umarłego dzieciaka zabiera Cagliostro — i istotnie zwraca po upływie trzech dni rodzicom jaknajzdrowszego!
Książę niemal ubóstwia cudotwórcę, cały Petersburg pędzi, by złożyć mu hołd — Cagliostro jest pierwszą osobą — niestety na czas krótki — gdyż rozchodzi się wieść, iż dzieciak został zamieniony. Aczkolwiek nic nie zdołano udowodnić Cagliostrze, dla świętego spokoju uważała Imperatorowa Katarzyna II za wskazane udzielić cudotwórcy rady jaknajszybszego opuszczenia Petersburga i Rosyi.
Zwykle operował Cagliostro za pomocą dzieci, które nazywał swemi „Gołąbkami prawdy”.
Rola owych „Gołąbków prawdy“ polegała na tem, iż były one rodzajem medyum Cagliostra, który za ich pomocą udzielał przepowiedni na przyszłość, oraz dawał odpowiedzi na najbardziej skomplikowane pytania. Procedura z owemi „gołąbkami” odbywała się w ten sposób, iż przyprowadzano do Cagliostra dziecko[9] w wieku lat 10–12. Udzielał on mu poświęcenia przez położenie rąk na głowie. Następnie ustawiał dziecko na przeciw karafki z wodą i rozpoczynał zaklęcia mające na celu zjawienie się duchów.[10]
Po tych zaklęciach, duchy ukazywały się dzieciom w karafce i dawały im odpowiedzi na postawione pytania. Duchy odpowiadały częstokroć słowami, jedynie zrozumiałemi dla dzieci, przeważnie zaś piśmiennie — pismem jedynie widocznem dzieciom. Dzieci odczytywały odpowiedzi głośno. —
Należy tu zauważyć, iż odpowiedzi zawsze były trafne. — W ten sposób przepowiedział Cagliostro w Rzymie Wielką Rewolucyę Francuską.
Cały ten aparat, który miał dawać wrażenie ukazywania się duchów, tak zagadkowy dla współczesnych, jest dla nas zupełnie zrozumiały. Odrzucając ceremonię poświęcenia i zaklęć, dzieci nie były niczem innem jak znakomitemi medjami w ręku tak wybitnego hypnotyzera, jakim był Cagliostro.
Zresztą sposób ten osiągania odpowiedzi i wróżb przy pomocy dzieci, nie jest rzeczą nową i szeroko był praktykowany przez różnych „czarnoksiężników” na Wschodzie. Wspomina Ochorowicz w swej książce „Wiedza tajemna w Egipcie”. — Prawdopodobnie też podczas pobytu na Wschodzie musiał Cagliostro zapoznać się z tym sposobem.
Coprawda, podczas procesu Cagliostra w Rzymie, żona jego Lorenza, przy badaniu, oświadczyła, że zachodziło tu oszustwo i że niejednokrotnie przed seansem Cagliostro długo uczył dzieciaki, jak mają odpowiadać. Należy tu jednak zauważyć, że Lorenza złożyła to zeznanie, gdy zagrożono jej torturami. Sądziła przytem że oczerniając męża, tem lżejszą otrzyma karę.
Zrozumiałem jest, że Cagliostro nie mógł przewidywać, jakie zostaną dzieciom postawione pytania, zresztą fakt jasnowidzenia jest dawno znanym i uznanym — pokazuje się tylko, że dzieci należą do kategoryi najwraźliwszych medjów.
Wogóle należy zauważyć, że Cagliostro nie był szarlatanem w przeciętnem znaczeniu tego słowa. Posiadał on, bezwzględnie, olbrzymie zapasy wiedzy, specyalnie z dziedziny hermetycznej, nabyte zarówno podczas długich podróży, jako też dzięki lożom masońskim.
Natomiast chęć niezrównanego imponowania, chęć występowania w charakterze istoty nadprzyrodzonej — ta to właśnie chęć z konieczności — zmuszała Cagliostra do szalbierczych sztuczek. Specyalnie w tej mierze celował Cagliostro w dziedzinie wywoływania duchów.
Słynnym i po dziś dzień pozostał opis kolacyi, urządzonej przez niego, do której przy pełnym świetle zasiąść miało 6 żywych i 6 zmarłych osób.
W „Memoires authentiques pour servir à l’histoire de Cagliostro“ znajdujemy:
„O północy zebrali się zaproszeni. Sześciu magnatów francuskich zasiadło do stołu wspólnie z Cagliostrem. Służby nie było. Każdy z gości napisał na karteczce imię zmarłego, z którym pragnął rozmawiać. Cagliostro włożył kartki do kieszeni i oświadczył, że na jego rozkaz zmarli się zjawią. Stawić się mieli ni mniej ni więcej tylko Voltaire, d’Alambert, ks. Choiseul, Diderot, ksiądz Voisini, Montesquieu.
Te sześć z imion powoli i dobitnie wymówił Cagliostro. Nastąpiła chwila przerażającej ciszy. Światło przyciemniło się na chwilę — a gdy rozwidniło się — na sześciu niezajętych miejscach siedziało sześciu wyżej wymienionych umarłych.
Rozpoczęła się rozmowa:
Tamtego świata wcale nie ma — mówili zmarli. Śmierć jest niczem innem jak zakończeniem naszych cielesnych cierpień. Po drugiej stronie bytu nie ma żadnych rozkoszy, lecz nie ma i przykrości.
Tak mniej więcej przemawiali zmarli...
Fakt ten opisany we wszystkich paryskich pismach, wzbudził sensacyę.
Stawiły się duchy w obecności sześciu przytomnych osób — widziano je przy pełnem świetle — rozmawiano z niemi.
I my nie wiedzielibyśmy co sądzić o tem, gdyby późniejsze badania, nie dały klucza do rozwiązania zagadki. — Zmarli nie byli przebranymi żywymi ludźmi, jak to zrobiono razu pewnego słynnemu amerykańskiemu medyum Home‘owi, kiedy podczas seansu spirytystycznego, ukazano mu za ducha przebranego człowieka, co tak podziałało na Home‘a, że zemdlał ze strachu — w wypadku Cagliostra rzecz się miała inaczej.
Nazwiska żywych uczestników seansu trzymane były w największej tajemnicy i istotnie nie można było sprawdzić kto był na seansie, gdyż osoby, które o to zapytywano, potwierdzały fakt celem osobistej reklamy i przez snobizm. — Z tego względu szybko ustalono, że cała ta kolacya była, prawdopodobnie humbugiem, a wzmianka o niej — dobrze płatną dziennikarską reklamą.
Wielki, niezrównany Cagliostro miał koniec żałosny. — Został on w Rzymie schwytany przez Inkwizycyę i osadzony w dożywotnem więzieniu. Była to zemsta kościoła, wymierzona przeciw wolnomularstwu. Nieszczęsnego torturowano i morzono głodem, a gdy ryczał z cierpień, kazał go gubernator Zamku Św. Anioła smagać kijami, twierdząc, że zwarjował. Działo się to na schyłku XVIII wieku i był chyba ostatnim ten i bohaterski czyn Inkwizycyi, gdyż wkrótce zlikwidowaną ona została przez rewolucyjne wojska Bonapartego.
Niestety nie zastali francuzi w więzieniu nawet trupa Cagliostra. — Ze skromną miną oświadczyli mnisi, że w przystępie szału, odebrał on sobie życie. W istocie prawdą jest to, że biedak został umyślnie uduszony, przed wejściem zwycięskich wojsk francuskich w obawie rewelacyi. Barbarzyński i zwierzęcy postępek Inkwizycyi, nie dający się niczem usprawiedliwić, gdyż podczas procesu nie udowodniono nic Cagliostrowi — czyn, ten który co do swej potworności nie ma równego w dziejach świata a spełniony został nieomal w XIX wieku, — wstrząsnął całą Europą i nie przysporzył chyba Kościołowi zwolenników. Nie dziwmy się też nieubłaganej walce, jaką wypowiedziała masonerya Papieżom. Był to odwet za Cagliostra!





ROZDZIAŁ V.
Inwokacye duchów. Schrepfer. Rewelacye co do inwokacyi duchów. Fryderyk Wielki i profesor z Halli.

Co się tyczy samej inwokacyi duchów, to pojawił się w wieku XVIII w Niemczech niejaki Schrepfer, który wywoływał zjawy zmarłych. Schrepfer jest wysoce tajemniczą osobistością a jego inwokacye po dziś dzień pozostały zagadką.
Johann Georg Schrepfer, (1730–1774) nie urodził się odrazu władcą demonów, z zawodu był on kelnerem, utrzymywał jakiś czas szynkownię, następnie, jak wszyscy wtajemniczeni, dostał się do loży masońskiej — i odtąd wypłynął na szerokie horyzonty.
Karjera Schrepfera zatem podobną jest, jak widzimy, do karjery Cagliostra, wielkość jego zaczyna się od chwili przyjęcia go do loż masońskich. Również jak Cagliostro zmienia on nazwisko. Przestaje się zwać Schrepferem, a występuje odtąd jako baron von Steinbach.
Za teren działalności obiera sobie Schrepfer Lipsk i Drezno. Inwokacye duchów dokonywane przez niego, robią tak przepotężne wrażenie, iż zdobywa on całe zastępy zwolenników. I co jest najdziwniejsze — wszyscy wiedzą kim jest Schrepfer istotnie, wiedzą, że tytuł jego jest fikcyjny, że z zawodu jest on knajpiarzem — nie zmniejsza to bynajmniej jego znaczenia. Więcej jeszcze, Książę Karol Kurlandzki, ten sam, który kazał za jakąś sprawkę osmagać ongi batami Schrepfera, staje się obecnie najgorętszym jego zwolennikiem, oddaje swój pałac do jego dyspozycyi i w pałacu tym odbywa się wywoływanie zmarłych.
Ponieważ zamieszkiwał tam kiedyś Maurycy Saski — duch jego zostaje zawezwany. Stawia się on, lecz obsypuje zebranych takim potokiem wymysłów, iż ci w przerażeniu uciekają.
Seanse odbywały się w lokalu zlekka oświetlonym. Uczestnicy siedzieli w półkole, którego w żadnym razie nie wolno było opuścić pod groźbą najfatalniejszych skutków, ani też badać specyalne przyrządy, któremi się posługiwał Schrepfer. —
Ówczesne inwokacye duchów silnie różniły się od obecnych spirytystycznych seansów. Obecnie seanse odbywają się przeważnie w kompletnie ciemnym pokoju i konieczną jest obecność medyum. Bez medyum niema zjaw. Zjawy ukazują się w postaci bardzo mglistej i bardzo nieokreślonej, są widzialne zaledwie jednej osobie, rzadko kiedy następuje t. zw. kompletna materyalizacya, by zjawa mogła być widoczną wszystkim jednocześnie.[11]
Inwokacye duchów XVIII wieku, miały inny charakter. Medyum nie było. Duch przybywał na skutek zaklęć wtajemniczonego. Ukazywał się nie przygodny duch, lecz duch tego, którego obecni żądali; ponieważ w pokoju panował półmrok był on widzialny dla wszystkich, poruszał się, i ze wszystkiemi rozmawiał. Był nawet wypadek na seansie Schrepfera, że przybyła zjawa konno, i zebrani zaledwie zdołali się uratować ucieczką od piekielnego jeźdźca i szatańskich kopyt jego rumaka.
Takiemi były seanse Schrepfera.
Na rozkaz jego zjawiały się duchy, przeważnie demony i widma straszliwe. Wrażenia z tych eksperymentów były tak silne, że obecni wychodzili na pół przytomni, Szambelan von Heinitz o mało nie dostał pomięszania zmysłów.
Koło Schrepfera zbierała się coraz większa ilość zwolenników, oddanych mu duszą i ciałem. Specyalnie pasyonowali się, minister v. Wurb i szambelan Bischofswerder.[12] Seanse stawały się coraz straszliwsze, zagadka jego potęgi coraz bardziej fascynującą, gdy w tem pewnego dnia podczas seansu Schrepfer wystrzałem z pistoletu odebrał sobie życie.
Uczynić to miał w przystępie szalonego zdenerwowania, pod wpływem przeraźliwych zjaw. Tak chce legenda. — Nudna, wstrętna rzeczywistość powiada inaczej. Twierdzi ona, że Schrepfer prowadził zbyt wystawne życie — a środki po temu miał czerpać z oszustw i szantaży. To też, gdy poczuł że jest ze wszech stron przyparty do muru, nie widząc wyjścia, wolał wystrzałem z pistoletu przeciąć pasmo swych dni.
Faktem jednak, że pozostał Schrepfer, oraz jego inwokacye duchów nierozwiązaną zagadką i dotychczas nie zdołano odsłonić nawet rąbka tajemnicy.
Może nieco światła rzucą w tej sprawie materyały zaczerpnięte ze wspomnień barona von Gleichen a pochodzące z tajnych akt pruskiego królewskiego Archiwum.
Baron von Gleichen pisze w swych pamiętnikach, iż w tym właśnie czasie co i Schrepfer żył profesor uniwersytetu w Halli znany z tego, iż podobnie do Schrepfera posiadł zaklęcia inwokacyi duchów. Fryderyk II Wielki, któremu oficerowie znani z wypróbowanej odwagi, opowiedzieli, iż byli na tych seansach i trzęśli się jak małe dzieci, zawezwał pomienionego profesora do Berlina, a gdy ten przybył, zaproponował mu urządzenie, doświadczenia.
Profesor odmówił kategorycznie, a gdy król nalegał, zwrócił się temi słowy do monarchy:
„Najjaśniejszy Panie, nie wiem czy moja tajemnica nie wywiera zgubnego wpływu na mózg, wobec tego nie ośmielę się jej nigdy demonstrować W. król. Mości, natomiast uczynię więcej — wyświetlę ją. Polega ona na paleniu różnych substancyi odurzających, które mają za zadanie 1) pogrążyć obecnego w rodzaj snu na tyle lekkiego, by rozumiał wszystko co się do niego mówi, a wystarczająco głębokiego by przeszkodzić mu w konsekwentnem myśleniu, 2) podniecić do tego stopnia jego fantazję, aby w tym stanie, słowa wymawiane wytwarzały w mózgu obrazy, które uchodziłyby za istotną rzeczywistość t. j. pogrążyć obecnego w stan, który można określić, jako sen na jawie. —
Przed seansem dopytuję się — wyjaśniał dalej profesor — uczestnika o wygląd i szczegóły ubrania osoby zmarłej, która ma się ukazać oraz o szczegóły z jej życia. Następnie każę mu wejść do ciemnego pokoju, a gdy jestem przekonany, że kadzidło-narkotyk rozpoczęło swe działanie, udaję się w ślad za nim, przyczem zabezpieczam się od właściwości narkotyku, tem, że trzymam przy twarzy gąbkę, zmoczoną specyalnym płynem. Potem mówię: widzi pan takiego a takiego, wygląda on tak a tak — a w podnieconej wyobraźni mego klienta ukazuje się natychmiast odpowiedni obraz. Następnie głuchym głosem zapytuję „czego pragniesz?“ — wówczas ma wrażenie, że istotnie duch do niego przemawia. Jeśli ma odwagę, rozpoczyna rozmowę, ja mu odpowiadam. Rozmowa ta kończy się zawsze omdleniem.
Jest to właśnie ostatnie stadyum działania Kadzidła-Narkotyku, które pokrywa zasłoną to wszystko co działo się na seansie, i nie dopuszcza do wątpliwości i podejrzeń, które mógłby powziąść uczestnik — przeciwnie po dojściu do przytomności będzie on się zaklinał i przysięgał, iż wszystko miało miejsce istotnie.“
Na rozkaz Fryderyka II pomieniony eksperyment odbył się i miał opisany przebieg — poczem receptę narkotyku złożono do tajnego królewskiego archiwum, gdzie przechowywano ją w specyalnym zabezpieczeniu, — von Gleichen przypuszcza, iż została ona z tamtąd wykradzioną przez wspomnianego Bischofswedera, który za jej pomocą wywoływał duchy i ogłupiał Fryderyka Wilhelma II, wielce skłonnego do mistycyzmu. Nie wykluczonem jest, że profesor z Halli nie był jedynym posiadaczem tajemnicy, — a rzeczą bardzo prawdopodobną, że słynne inwokacye Schrepfera mogły mieć przebieg wyżej opisany.
W każdym razie są to niezwykle ciekawe rewelacye, wyświetlające i dające klucz do wielu pozornie nierozwiązalnych zagadek.
Wogóle należy zauważyć, że wywoływanie zmarłych, znane było od najdawniejszych czasów pod nazwą „nekromancyi” i uchodziło za jeden z najstraszliwszych atrybutów czarnej magii.

Nekromancya surowo zabroniona żydom przez Mojżesza, również kategorycznie zakazywana była przez kościół Katolicki i stale poczytywano nekromancyę jako „sztukę dyabelską“, twierdząc, iż na zawołanie, może się pojawić jedynie demon lub szatan. Według rytuału wyższej magii (Eliphas Levi) mag, wywołujący ducha, winien odbyć parotygodniowy post, następnie musi do „wywoływania“ mieć specyalnie urządzoną komnatę. Pośrodku tej komnaty kreśli t. zw. koło magiczne, którego duch nie jest w możności przekroczyć. Sam jednak Eliphas Levi, który wywołał w Londynie ducha, wspomnianego przezemnie Apoloniusa z Tyany, przyznaje, że mag częstokroć nie wie, czy nie uległ złudzeniu zmysłów, gdyż podczas ceremonji palone są aromatyczne, odurzające kadzidła. Były jednak wypadki, jak np. ze słynnym satanistą marszałkiem Gilles de Retz, który na ofiarę szatanowi złożył w przeciągu paru lat około 600 zamordowanych przez siebie dzieci; że został on, będąc w swym pustym pokoju straszliwie podczas ceremonji wywoływania przez siły niewidzialne pobity.





ROZDZIAŁ VI.
Stowarzyszenia tajemne. Różokrzyżowcy.
Masonerya.

W historyi nauk tajemnych rzecz jedna chyba zwróciła uwagę i nie potrzebuje tu podkreślenia, mianowicie rola stowarzyszeń tajemnych. Jak widzimy, wszyscy adepci opierają się na lożach masońskich, dzięki tym lożom otrzymują wtajemniczenie, potęgę i władzę. Rola stowarzyszeń tajemnych w dziedzinie badania nauki okultystycznej jest dawno znana. Wszak po dziś dzień loże masońskie rytuału szkockiego ponoć zajmują się inwokacyą duchów i wywoływaniem djabła. O masoneryi mówić tu nie będę, gdyż, chcąc wyczerpać ten temat, musiałbym mu poświęcić zbyt wiele miejsca; zresztą masonerja jest dziś organizacją ściśle polityczną. — Pragnąłbym tylko wyświetlić tu genezę stowarzyszeń tajemnych. Niejednokrotnie wspominałem, że Stowarzyszeniem tajemnem w najściślejszem tego słowa znaczeniu miał być Zakon Róży Krzyża, Zakon podobno istniejący i w dzisiejszych czasach.
Hasłem tego Zakonu, wtajemniczonych było wiedzieć, módz, chcieć, milczeć (savoir, pouvoir, oser et se taire).
Wszyscy adepci, mienili się jego członkami, samo należenie do Zakonu Róży Krzyża dawało tę tajemniczą władzę, którą szczycili się wtajemniczeni. Prawdę o tym Zakonie zawsze rozpalającym imaginacyę i wyobraźnię ludzi, da się ustalić w ten sposób.
W końcu XV i na początku XVI wieku niespodzianie poczęła szerzyć się pogłoska, jakoby istniało jakieś tajemne towarzystwo, posiadające całą tyle sławioną wiedzę ukrytą, wraz z jej potężnemi zastosowaniami. Towarzystwo to zwało się Bractwem Różowego Krzyża.
Miał je założyć Chrystyan Rosenkreutz (z tąd nazwa: Rose i Kreutz — Róża i krzyż).
Chrystyan Rosenkreutz urodził się w 1378 r. i miał być wychowańcem kółka niemieckich adeptów.
Dwudziestoletni Rosenkreutz przebiega różne kraje. Bawi w Turcji, Palestynie, Arabji, wszędzie starając nawiązać blizki kontakt z wtajemniczonymi. W Damcarze ma otrzymać tyle pożądane wtajemniczenie w tradycje ezoteryczne, ostatecznie zaś rozwartą, ponoć, mu zostaje zasłona z zagadek życia i śmierci w Efezie.
Po powrocie do kraju rodzinnego, Niemiec, miał Rosenkreutz przypuścić paru najbliższych do swej tajemnicy. Początkowo stowarzyszenie składało się prócz Rosenkreutza z trzech członków, jak chcą niektórzy, jego synów. W następstwie liczba wzrosła do 8 — wszyscy członkowie byli kompletnie niewinni.
Zbierali się Bracia w kapliczce zwanej Kaplicą Św. Ducha i tam udzielali porad, nauk i wyjaśnień.
Zmarł Chrystyan Rosenkreutz w 1484 r. w wieku 106 lat. Ostatnie lata spędził w kompletnej samotności, żyjąc jak anachoreta, w grocie.
Grób jego został odszukany dopiero w 1604 r., a w grobie tym miały się znajdować przeróżne tajemnicze papiery, miała się tam również znajdować księga mądrości tajemnej. Zarówno osoba Chrystyana Rosenkreutza jako też przytoczone przezemnie szczegóły powstania pomienionego Bractwa są legendarne i dotychczas ściśle przez historyków sprawdzonemi nie zostały.
Faktem jest jednak, że w 1613 roku pojawia się t. zw. Manifest Różokrzyżowców (Fama fraternitatis Rosae Crucis), który właśnie głosi, że tajemnice pozostawione przez Chrystyana Rosenkreutza żyją, że Bractwo założone przez niego nie przestało istnieć, że przeciwnie jest potężniejszem niż kiedykolwiek.
Właściwie zasadnicze warunki przynależności, do Bractwa były dość proste. Streszczały się one w następującem:

1.   Leczyć wszystkich darmo.
2.   Nosić strój kraju w którym się mieszka.
3.   Co rok przybywać na miejsce ogólnych zebrań lub na piśmie wytłomaczyć powód niemożności przybycia.
4.   W chwili śmierci wyznaczyć godnego w Bractwie następcę.
5.   W razie śmierci starać się by miejsce pochowania pozostało nieznanem.
6.   Trzymać w ukryciu w przeciągu 120 lat wszelką wiadomość o istnieniu Bractwa i mocno w to wierzyć, że nawet gdyby Bractwo zniszczonem zostało, może ono w każdej chwili zmartwychwstać.
Zachowanie tych prostych i nieskomplikowanych warunków miało zapewnić Różokrzyżowcom ową nadprzyrodzoną władzę, o której francuski pisarz XVII w. G. Naude w swym dziele „Instructions a la France sur la vérité de l’histoire des Fréres de la Rose—Croix” podaje:
Że członkowie tego Bractwa nie znają uczucia ani głodu ani pragnienia. Nie podlegają chorobom śmierci i starości.
Że posiadają książkę z której mogli się nauczyć wszystkiego, co w innych książkach napisanem zostało.
Że mogą rozkazywać duchom i demonom i że na rozkaz ich larwy znoszą im żądane skarby.
Że mogą przetwarzać wszelkie kruszce na złoto.
Że pierwsi 8 Bracia mieli dar leczenia wszystkich chorób.
Że Bractwo ich nigdy nie może uledz zagładzie.
Że w jakiemkolwiek miejscu by się znajdowali wiedzą wszystko co się dzieje na pozostałym świecie.
Że cała mądrość ich jest zawarta w księdze, księdze ważniejszej od Biblii. Księgę tę trzymał Brat Oświecony Chrystyan Rosenkreuz, w prawym ręku po śmierci, gdy zmarł mając 106 lat.
Że głoszą oni iż papież jest Antychrystem i że oni mają moc zniweczenia potrójnej jego tyary i przywrócenia prawdy na świecie.

Ostatni ten punkt jest zupełnie zrozumiały: Różokrzyżowcy mieli być między innemi i spadkobiercami Templaryuszy i dla tego wypowiedzieli walkę Kościołowi i Monarchji. Jak już wspominałem Wielki Mistrz Zakonu Templaryuszy Jakób Molay został w podstępny sposób zwabiony i zamordowany przez Filipa Pięknego, (13 października 1307 r.) Zakon zaś Templaryuszy doszczętnie zniszczony pod pretekstem, że utrzymywał stosunki z djabłem. Działo się to za aprobatą papieża Klemensa V w 1312 r.
Ztąd też jest rzeczą jasną, że ci co przejęli po nim bezpośrednie tradycye musieli tym potęgom wypowiedzieć zdecydowaną walkę, ztąd rzeczą jasną i stanowisko masonów, również mieniących się spadkobiercami Zakonu, Templaryuszy, ztąd ta przyrodzona nienawiść do religii mieczem wojującej i do despotycznej drakońskiej monarchji.
Tyle odnajdujemy o tym tajemnym Bractwie w historycznych dokumentach. Trudno stwierdzić, czy podobne Bractwo istniało kiedykolwiek, fakt jest jednak, że wszyscy adepci opierali się nań i twierdzili, że do niego należą, bliższych zaś szczegółów wyjawić nie chcieli pod pretekstem, iż najmniejsza zdrada tajemnicy zagraża nie tylko ich władzy lecz życiu. Również niektóre loże masońskie twierdziły, iż są depozytaryuszami i spadkobiercami pomienionego Bractwa.
W roku 1888 w Paryżu pod nazwą Ordre Kabbalistique de la Rose et Croix powstał niby to zakon — Róży + Krzyża, w skład którego weszli najwybitniejsi okultyści francuscy, jako to Sar Peladan, Papus, Stanislas de Guaita i inni. Zakon ten sam się mienił jako „Zakon kabalistyczny, wielki depozytarjusz wiedzy hermetycznej“, wątpię jednak silnie, by jego członkowie na seryo twierdzili, iż posiadają sekrety przypisywane Różokrzyżowcom. Było to stowarzyszenie częściowo powstałe celem po prostu imponowania burżujom i snobom, częściowo zaś celem wspólnych studyów nad wiedzą hermetyczną.
Muszę jednak zauważyć, że współcześni okultyści lubią również popisywać się swą nadprzyrodzoną władzą. I tak pod koniec XIX w. niejaki exkomunikowany ksiądz, Babtysta Boulau, począł szerzyć nieomal publiczny kult djabła w Paryżu i Lyonie, odprawiać „czarne msze“ i rzucać zaklęcia. Znużyło się to wspomnianemu przeze mnie zakonowi odnowionemu Róży † Krzyża, który wydał nań wyrok śmierci... magicznej. Gdy Boulau zmarł w 1893 roku, Stanislas de Guaita napisał w swym „Temple de Satan“: „Okultyści zebrani 23 maja 1887 roku na tajnym posiedzeniu, orzekli jednogłośnie wyrok śmierci na ex księdza Boulau. Wyrok ten został opóźniony, gdyż dano winnemu czas do pokuty i namysłu. Ze względu jednak, iż nie okazał on skruchy, wyrok został spełniony magicznie i dopiero w r. 1893 otrzymał spóźnione wykonanie.“
Oświadczenie to Guaity wywołało łatwo zrozumiałą wrzawę, a nawet zainteresowanie ze strony władz sądowych i prokuratorskich — faktu jednak śmierci „magicznej” bliżej określić się nie udało.
Od komentarzy wstrzymuję się, gdyż czasem chęć reklamy jest rzeczą równie niezbadaną jak i nauki tajemne!
Zauważyć należy, że niektóre związki tajemne odznaczają się jednocześnie arcy religijnym katolickim kierunkiem.
Tak np. znany pisarz i okultysta francuski Sar Péladan początkowo wspólnie z dr Cucosse-Papusem i Stanislasem de Guaitą należał do wspomnianego odnowionego zakonu Różokrzyżowców. Będąc jednak niezadowolony z kierunku jaki Zakon sobie obrał, wystąpił zeń Sar Péladan i założył t. zw. R. C. C. (Rose Croix Catholique), — zakon Róży † Krzyża Katolicki, poczem począł miotać gromy na zajmujących się magią ex kolegów.
Dewizą R. C. C. było: „Per rosam in crucem, per crucem in rosam in ea per eis gemmatus resurgeo.“





ROZDZIAŁ VII.
Swedenborg. Mesmer. Zakończenie.

Aby zakończyć całkowity obraz tych tajemniczych osobników, w które tak obfitował XVIII w. muszę jeszcze nadmienić o dwóch niezwykle interesujących jednostkach; mianowicie o szwedzkim iluminacie Swedenborgu, oraz o lekarzu cudotwórcy Mesmerze. Zarówno Swedenborg jako też i Mesmer nie byli adeptami wiedzy hermetycznej w sensie uprzednio przeze mnie wspomnianym, aczkolwiek działalność ich i nauki ścisłe do dziedziny okultyzmu przywierają.
Szweda Swedenborga nazwać by można przynajmniej, ojcem dzisiejszych jasnowidzów i medjów, teorje zaś jego, być może, głoszone w najlepszej wierze, z zapałem podchwycone zostały przez wszelkich zwolenników „nadprzyrodzonego“ dając jednocześnie przeróżnym adeptom potężną broń i atut do ręki.
Naukę Jasnowidza Swedenborga, której rozpatrzenie wymagałoby grubych tomów, streścić mogę jedynie w paru słowach, pokrótce.
Illuminat[13] Swedenborg począł około 1745 r. głosić, że miewa wizje, że podczas tych wizji obcuje bezpośrednio z duchami, że rzecz cała polega na tem, by opanować ducha, umieć kierować nim i za życia przebywać w zaświatach. Tak twierdzi Swedenborg np., że podczas swego pobytu w Londynie, gdy przyjaciółka jego, pewna szwedzka dama znajdowała się na balu dworskim w Sztokholmie, w tym to czasie dusze ich spotykały się w pewnym wiejskim zamku i tam wiodły długie biesiady. Nauka Swedenborga odznaczała się dużym uduchowieniem i czystością — w gruncie zaś rzeczy było to filozoficzne komentowanie tego, co dziś nazywany wydzieleniem się astralnego ciała z człowieka.
Drugi wspomniany przezemnie Mesmer, twórca mesmeryzmu — doktór cudotwórca — również swego czasu narobił dokoła siebie porządnej wrzawy. Rozgłosił on bowiem, iż posiada cudotwórczy uniwersalny sposób leczenia wszystkich chorób — sposobem tym miały być magnetyczne passy, wykonywane na chorych, cały zaś mesmeryzm sprowadzał się w gruncie rzeczy do magnetyzmu t. zw. zwierzęcego magnetyzmu. Poczęły do niego napływać całe tłumy pacjentów, rozgłaszających, że zostali ze wszystkich swych chorób wyleczeni cudotwórczym sposobem Mesmera. Ponieważ oficyalne lekarskie czynniki np. Król. Akad. Nauk i Tow. Lekarskie w Paryżu, nic nie chciały słyszeć o mesmeryzmie i Mesmerze a na parokrotną jego prośbę zbadania jego systemu odpowiadały pogardliwem milczeniem — trudno nam dziś określić ile było prawdy w owych cudownych kuracyach i czy były one istotne i trwałe. Czy było to rzeczywiście coś poważniejszego, czy też moda, szarlatanerja a może przynoszenie chwilowej ulgi w cierpieniach.
Faktem jest, że Mesmer wytworzywszy w Paryżu cały instytut mesmeryczny, zrobił tam szalony majątek, a gdy kuracye zaczęły się mniej udawać, gdy zaczęto zbytnio napadać o szarlataneryę szczęśliwie wyniósł się z Francyi przed samą Wielką Rewolucyą. Niestety i ten cudotwórca zmarł, pomimo swego mesmeryzmu w 1815 r. mając lat 81. —
Nie był Mesmer, w ścisłem znaczeniu, adeptem nauk tajemnych i nie stał z niemi w żadnym związku, lecz gdyby nie wiara w nadzwyczajne czynniki, jeszcze niezbadane, a ukryte w naturze ludzkiej, nie była pod wpływem nauk tajemnych tak powszechną, nie był by odegrał Mesmer roli, którą odegrał.
Z krótkiego mego szkicu historycznego, jasnem jest chyba, że nie ma dziedziny bardziej podatnej do szarlataneryi i oszustwa — jak dziedzina nauk tajemnych.
Wiara w nadprzyrodzone jest tak przyrodzoną naturze człowieka, że po koniec świata ludzie w zjawy, duchy, środki odmładzające i środki przeciw starości i śmierci wierzyć będą.
Może, gdyby odebrać tę wiarę ludziom byliby oni z tego bardzo niezadowoleni i bardzo nieszczęśliwi. Ztąd się morał wywodzi, że wszelkim szarlatanom i pseudo-adeptom zawsze się dobrze powodziło i powodzić będzie.
Grubo by się ten mylił, kto by przypuszczał, że i w naszym wieku niem a różnych cudotwórców, że niema najprzeróżniejszych związków tajemnych. Dość będzie tu nadmienić o takich curiosach, jak związki satanistyczne, które trudnią się ni mniej ni więcej tylko wywoływaniem szatana, mającego im zapewnić wszelką szczęśliwość i władzę, a wywoływanie to dzieje się podczas najpotworniejszych orgii płciowych.
W czasach dzisiejszych równorzędnie z naukowym badaniem zjawisk psychicznych i zjawisk nadprzyrodzonych — odbywają się niesłychane oszustwa i szalbierstwa na tem tle, różni zaś, coraz to nowi, „magowie” i „czarodzieje“ ukazują się na horyzoncie.
Człowiek bowiem w zakresie nadprzyrodzonego pożąda, pragnie uchylenia choć rąbka tajemnicy — tajemnica jednak po dziś dzień pozostaje tajemnicą — a świat w dalszym ciągu powtarza: a może uda się choć nieco uchylić zasłony.

KONIEC




ŹRÓDŁA.
1.   
Papus: Traité methodique des sciences ocultes
2.   
Chłędowski: Roccoco we Włoszech
3.   
Chotinski: Istoria magii i czarodiejstwia (wyd. 1863 r.)
4.   
Hufeland: Makrobiotyka (wyd. 1828 r.)
5.   
Nuaré: Sztuka życia ponad 100 lat (wyd. 1833 r.)
6.   
Casanova: Pamiętniki t. V. (wyd. francuskie)
7.   
Bławatska: Zasłona Izydy (wyd. francuskie)
8.   
Memoires pour servir a l’histoire du comte Cagliostro
9.   
V. Gleichen: Denkwürdigkleiten
10.   
Ochorowicz: Wiedza tajemna w Egipcie
11.   
Eliphas Levi: Dogme et Rituel de la haute magie
12.   
G. Vitoux: Les coulisses de l’au-delà
13.   
I. B. Dziekoński: Sędziwoj.
14.   
Des Mousseaux: Les hauts phénomènes de la magie
15.   
Chotiński: Tainstwennyja jawlenija
16.   
Stanislas de Guaita: Le serpent de la Gense
17.   
Randolph: Dhoula Bel
18.   
Cagliostro comte: Compandio della vita e delle geste di Giuseppo Balsamo
19.   
A. Dumas: Józef Balsamo
20.   
Du. Polet: Mesmerisme
21.   
St. de Guaita: Au seuil du mystere
22.   
St. de Guaita: Le Temple de satan
23.   
Memoires pour servir a l‘histoire du comte Cagliostro
24.   
Lytton Bulwer: Zanoni.









  1. Jako drugi Mistrz magii, zwykle jest wymieniony Szymon Mag, o którym wspomina Pismo Święte. Miał on posiadać dar czynienia cudów.
  2. Giacomo Casanova ur. 1724—1798, pozostawił po sobie pamiętniki, będące znakomitym obrazem obyczajów XVIII stulecia, Casanova bawił również w Polsce, gdzie miał pojedynek z hetmanem Branickim, podczas którego ranił go ciężko.
  3. Mgr. d’Urfé liczyła podówczas 73 lata. Zmarła ona w 1763 r.
  4. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zbędny cudzysłów zamykający lub brak otwierającego.
  5. Józef Balsamo-Cagliostro ur. 8 czerwca 1743 r. pochodził z żydowskiej rodziny w Palermo we Włoszech. Młody Balsamo odebrał początkowe nauki u Braci miłosierdzia w Cartagirone, lecz uciekłszy ze szkół począł pędzić żywot awanturniczy. Z powodu rozmaitych fałszerstw musiał szukać schronienia w Messynie, gdzie poznał greka Altholasa, który go wtajemniczył w t. zw. „wiedzę tajemną“. Z Altholasem podróżował Cagliostro po Wschodzie, następnie znalazł się na Malcie i zdołał tam pozyskać zaufanie Wielkiego Mistrza Zakonu Maltańskiego, Pinto, miłośnika zapalonego umiejętności hermetycznych. W. Mistrz Pinto polecił Cagliostra różnym wpływowym osobom w Rzymie, dokąd z Malty udał się Cagliostro. W Rzymie ożenił się Cagliostro z piękną dziewczyną z ludu Lorenzą Felicyani w 1770 r., lecz sfałszowawszy weksle musiał z Rzymu uciekać i począł znowu błąkać się po świecie. Lorenza Felicjani dużo dopomagała Cagliostrze, który był b. pobłażliwym mężem i twierdził że kobieta tylko wtedy po pełnia niewierność.... o ile zdradza z miłości. W roku 1777 Cagliostro przybywa do Londynu i odtąd losy jego całkowicie zmieniają się.
  6. Król Stanisław August polecił Cagliostro opuścić Warszawę, ze względu na to iż Cagliostro zbyt wielkie summy wyciągnął z ks. Ponińskiego na rzekomą fabrykacyę złota.
  7. Przypuszczają ogólnie, że owych środków dostarczali masoni, gdyż Cagliostro znakomicie szerzył propagandę wolnomularstwa.
  8. Przypis własny Wikiźródeł W tekście jest zaznaczony odsyłacz do nieistniejącego przypisu.
  9. Dziecko musiało być bezwzględnie niewinnem.
  10. Podczas podobnych ceremonii występował Cagliostro w stroju... jakby kapłańskim. Przywdziewał on wówczas białą szatę bogato tkaną złotem i ściągniętą złotym pasem. Na głowie nosił złotą, bogato wysadzoną ciemnemi kamieniami opaskę, kształtu korony, lub tyary.
  11. Jak widzimy, jest to właśnie różnica pomiędzy okultyzmem a spirytyzmem. Okultysta twierdzi, że może on wywołać ducha za pomocą zaklęć, lecz że, będąc obdarzony władzą tajemniczą, nad duchem tym panuje. Na spirytystycznych seansach, odwrotnie, medyum jest igraszką nieświadomą w ręku zaświata, gdyż przybywa dowolny duch i posługuje się medyum, jak by swoim aparatem. Tak twierdzi między innemi, Eliphas Levi.
  12. Johann Rudolf Bischofswerder († 1803 r.) generał, minister i poseł pruski w Paryżu.
  13. Illuminat — oświecony, ten który posiadał „oświecenie“ z zaświatów.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.