Tajemnice Paryża/Tom II/Rozdział XXXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXIII.
MURF I POLIDORI.

Twarz Sir Waltera Murfa jaśniała; radością.
— Dobre niosę nowiny! — rzekł do Rudolfa; zbrodniarze wykryci, hrabia d’Orbigny ocalony! przyjechaliśmy w samą porę, gdyby godzinę później, nowa zbrodnia zostawałby popełniona!
— A pani d‘Harville?
— Nie posiada się z radości, że odzyskała miłość ojcowską.
— Więc Polidori?
— Przywiozłem go ze sobą. Siedzi pod strażą w domu przy Wdowiej Alei. Pojechał dobrowolnie; dałem mu do wyboru, albo być natychmiast aresztowanym przez policję francuską, albo być moim więźniem — wybrał to ostatnie.
— Dobrześ zrobił! Lepiej tym sposobom mieć go w ręku. Złoty z ciebie człowiek, Murfie kochany; ale opowiedz mi swą podróż, jak zdarłeś maskę z tej niegodnej kobiety i jej wspólnika?
— Trzymałem się co do joty odebranej instrukcji. Racz książę najprzód czytać list markizy d‘Harville; w nim wszystko opisane.
— List od miej? — daj go prędzej.
Rudolf przeczytał co następuje:
„Po wszystkiem co księciu winnam, winnam mu jeszcze i ocalenie najdroższego ojca! Uznając całą ważność rad Waszej Książęcej Maści, udzielonych mi za pośrednictwem sir Waltera Murfa, pośpieszyłam bez zwłoki do Normandji, do zamku ojcowskiego. Twarze sług zrobiły na mnie przykre wrażenie; z dawniejszych nie było ani jednego. Musiałam powiedzieć im kto jestem i dowiedziałam się od nich, że od kilku dni ojciec mój bardzo jest chory, a macocha moja przywiozła do niego doktora z Paryża. Idąc do sypialni ojca, spotkałam macochę. Zbladła, ujrzawszy mnie, nie chciała mnie puścić; straszyła, że nagłem ukazaniem się ojcu, wstrząśnieniem, którego stąd dozna, mogę go dobić. Wyrwałam się z rąk macochy i weszłam do sypialni. Ojciec leżał na fotelu, blady, wycieńczony, ledwiem go poznała. Polidari spuszczał do filiżanki krople lekarstwa z kryształowej flaszeczki, którą trzymał w ręku. Zobaczywszy mnie, zatrząsł się i natychmiast postawił flaszkę na kominku. Wiedziona instynktem pochwyciłam flaszeczkę, a dostrzegając przerażenie na twarzach macochy i Polidoriego, w obawie jakiego przeciw mnie gwałtu, zadzwoniłam i posłałam lokaja mego po Murfa. „Co to wszystko znaczy?, spytał ojciec mój słabym głosem, z gniewem; poco tu przyjechałaś, Klemencjo, bez mojego zezwalania?“ — Znajduję się tu, odpowiedziałam, bo, drogi ojcze, od dnia wczorajszego jestem wdową, od wczoraj także wiem, że twoje życie jest zagrożone.
— Przez kogo? — zapytali razem macocha i Polidori.
— Przez was — odpowiedziałam obojgu.
— Bezczelne kłamstwo! — krzyknęła macocha.
Polidori chciał wybiec z pokoju, lecz we drzwiach spotkał sir Waltera Murfa“.
Rudolf przestał czytać, uścisnął rękę Murfowi.
— Twoja obecność musiała zbrodniarza razić jakby piorunem.
— Tak jest, Mości Książę. Gdy mnie zobaczył, cofnął się, zbladł, zdrętwiał; lecz i hrabina d‘Orbigny nie mniej od niego była przerażona, kiedym jej powiedział w oczy, że w Paryżu odwiedzała szarlatana Bradamanti na ulicy Temple.
Rudolf czytał dalej:
„Polidori osłupiał, macocha moja zdziwiła się. Murf zamknął drzwi na klucz i powiedział ojcu memu:
— Chciej mi pan hrabia wybaczyć, że zakłócam jego spokojność, zmusza mnie do tego własne dobro pana. Jestem sir Walter Murf, tajny radca księcia Rudolfa Gerolsteinskiego. — Sir Walter, powiedziałam ojcu, wspólnie ze mną ma wykryć zbrodnicze zamachy, których o mało nie padłeś ofiarą. Oddałam Murfowi flaszeczkę kryształową z kroplami. Aptekarz — rzekł Murf, rozbierze wobec pana hrabiego te krople, jeśli w nich zawiera się trucizna powolna i pewna, nie będziesz już wątpił o niebezpieczeństwie, którego uniknąłeś dzięki przywiązaniu córki. — O mój Boże! — zawołał ojciec, zasłaniając twarz rękoma, wszystko to jest dziwne, straszne, niepodobne do wiary! czy to sen? — Ojciec mój zdawał się być w takiej pogrążony rozpaczy, że radabym była położyć koniec tej okropnej scenie. Sir Walter odgadł myśl moją, rzekł: — Jeszcze tylko chwilę racz zaczekać panie hrabio. Ze smutkiem przekonasz się, że kobieta, którą uważałeś przejętą najczystszem przywiązaniem, zawsze cię oszukiwała. — To już przechodzi wszelkie granice! — zawołała macocha rozjątrzona. Jakiem prawem pan śmiesz rozsiewać takie potwarze? na jakich opierasz je dowodach? — Tak, gdzież są dowody? — powtórzył mój nieszczęśliwy ojciec. — Nie przybyłem tu bez dowodów, panie hrabio — rzekł sir Walter — odpowiedzi tego nędznika przekonają, że prawdę mówiłem.
— Tu Murf zaczął rozmawiać po niemiecku z Polidorim“.
— Cóżeś mu powiedział? — zapytał Rudolf, przerywając czytanie listu markizy.
— Rozmówiłem się, z mim krótko, ale wyraźnie. Po wyroku — rzekłem doń, — którym w Niemczech zostałeś ukarany, ratowałeś się ucieczką, mieszkasz w Paryżu, przy ulicy Temple, pod fałszywem nazwiskiem Bradamanti, wiem jak haniebnem zajmujesz się rzemiosłem, wiem, że otrułeś pierwszą żonę hrabiego, że teraźniejsza namówiła cię do nowej zbrodni, książę posiada na to wszystko dowody. Jeżeli wyznasz prawdę, obiecuję ci ulżenie kary, jeżeli nie, oddam cię natychmiast w ręce policji. Wybieraj. Zbrodzień struchlał. Lecz chciej książę przeczytać opis końca tej bolesnej sceny.
Rudolf czytał dalej list markizy: „Pomówiwszy a Polidorim po niemiecku, sir Walter Murf rzekł do niego: — Teraz odpowiadaj na me pytania. Czy ta pani (i Murf wskazał na moją macochę) sprowadziła cię tu w czasie choroby nieboszczki żony hrabiego? — Tak jest, ona, odpowiedział Polidori. — Czy podmówiła cię, abyś dla jej widoków, lekką zrazu słabość hrabiny d’Orbigny, uczynił śmiertelną przez zabójcze twoje leki? — Tak jest, wyznaję, odpowiedział Polidori. Ojciec mój jęknął i załamał ręce. — To fałsz, kłamstwo i potwarz! zawołała macocha, umówili się, żeby mnie zgubić. — Milcz pani — rzekł do niej Murf tonem rozkazującym, a potem dalej do Polidoriego: — Czy ta pani — zapytał — przyjeżdżała do ciebie przed kilku dniami na ulicę Temple, gdzie mieszkasz pod nazwiskiem Bradamanti? — Tak. — Czy nie namówiła cię, żebyś tu przyjechał, pozbawić życia hrabiego d’Orbigny, jak dawniej pozbawiłeś życia jego pierwszą żonę? — Niestety! i temu zaprzeczyć nie mogę, odparł Polidori. — Słysząc to potępiające zeznanie, ojciec mój wstał, groźnie spojrzał na macochę, pokazał jej drzwi, uścisnąwszy mnie rzekł: — W imię nieszczęśliwej matki twojej błagam cię o przebaczenie, przysięgam, ja nie miałem udziału w zbrodni, która ją wtrąciła do grobu. — I nim go mogłam zatrzymać, padł przede mną na kolana. Podnieśliśmy go, zemdlał! Gdy przyszedł do siebie, chciał aby z macochą postąpiono według całej surowości prawa i ledwie dał się uprosić, żeby poprzestać na wypędzeniu jej z domu, nie rozpoczynając gorszącego procesu. Dawniejszy nasz doktór domowy został przyzwany, czyni mi najlepsze nadzieje, doradził ojcu rozerwać się małą podróżą. — Dałam doktorowi flaszeczkę odebraną od Polidoriego, powiedział mi, że to krople są trucizną powolną ale nieomylną. Dziś wyjeżdżam, z ojcem do Fontainebleau. Dzięki radom waszej książęcej mości, pomocy sir Waltera Murfa wybawiłam najdroższego ojca od pewnej zguby, odzyskałam jego przywiązanie. Nie zdołam wyrazić wszystkiego, co czuję.
W więzieniu św. Łazarza znalazłam nieszczęśliwą dziewczynę, której losem książę się zająłeś. Pozwól mi także książę przypomnieć sobie nieszczęsne kobiety, matkę i córkę, wyzute z majątku przez notarjusza Jakóba Ferrand“.
— Więc Gualeza nie jest już na folwarku? — zawołał Murf równie jak Rudolf zdziwiony tą nową wiadomością.
Wszedł kamerdyner i oddał dwa listy: jeden księciu, drugi Murfowi.
— Od pani George! — zawołał Rudolf przebiegając pismo oczyma. — Donoszą mi, że tegoż wieczoru kiedy Gualeza zniknęła z folwarku, nieznajomy człowiek, mieniący się przysłanym ode mnie, przyjechał konno i powiedział jej w mojem imieniu, że wiem, gdzie Gualeza się znajduje i za dni kilka sam ją na folwark odwiozę.
— Mości książę — rzekł Murf po chwili namysłu — hrabina Sara niewątpliwie nie jest obcą temu porwaniu.
— Skądże ci przyszła taka myśl?
— Proszę tylko księcia przypomnieć sobie, jakie potwarze rzucała potajemnie na markizę d‘Harville.
— Prawdę mówisz! Trzeba położyć koniec tak nieznośnemu prześladowaniu. Poślij natychmiast Grauna do hrabiny Sary.
— Według listu markizy d’Harville zdawałoby się, że Gualeza siedzi w więzieniu św. Łazarza.
— Tak jest, ale Rigoletta mówiła mi, że widziała ją swobodną, wychodzącą stamtąd. Jest w tem tajemnica, którą trzeba wyświetlić natychmiast.
— Zaraz powiem baronowi Graun, co ma zrobić, proszę tylko o pozwolenie przeczytania listu. Pisze mój korespondent z Marsylji u którego miał się meldować Szuryner. Rzecz dziwna! — zawołał Murf, przebiegłszy list, Szuryner nie pojechał do Algieru, oświadczył, że wraca do Paryża. Chociaż miał w Marsylji przeznaczoną dość znaczną sumę, wziął tylko tyle, ile mu koniecznie trzeba na powrót, lada dzień tu stanie.
— Co za dziwactwo!
W godzinę później baron Graun wrócił od hrabiny Sary Rudolf spostrzegł jego zmieszanie.
— Co ci jest, baronie? — zapytał.
— Przygotuj się wasza książęca mość do usłyszenia nader bolesnej wiadomości, hrabina Sara...
— Umarła?
— Nle, ale stan jej jest beznadziejny, znaleziono ją przebitą sztyletem, nieznani dotąd złoczyńcy wdarli się do jej gabinetu i zabrali wszystkie klejnoty.
W tej chwili Murf powrócił od św. Łazarza.
— Dowiedz się o smutnej nowinie — rzekł doń Rudolf — hrabina Sara została napadnięta przez morderców, życie jej w największem niebezpieczeństwie.
— O! mości książę, chociaż wiele uczyniła złego, nie mogę jednak nie ubolewać nad nią.
— Ach tak, kochany Murfie, taki zgon byłby okropny. Cóż Gualeza?
— Uwolniona od wczoraj, zdaje się, że została wypuszczona na wolność wskutek wstawienia się markizy d’Harville.
— To być nie może! markiza prosi mnie w liście swoim, abym się wystarał o uwolnienie tej nieszczęsnej dziewczyny! któż więc prosił za nią? kto ją zabrał z więzienia? dokąd ją uprowadzili?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.