Targowisko próżności/Tom I/XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom I
Rozdział Sprzeczka z powodu posażnej panny
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXI.
Sprzeczka z powodu posażnej panny.

Stary Osborne z radością widział gwałtowną czułość jaką córki jego okazywały pannie Schwartz i prawdziwie złote plany roił sobie na przyszłość.
— W naszem skromnem zaciszu Russel Square — mówił do miss Schwartz — nie szukaj pani tej wystawy i przepychów, jakie dają się widzieć w arystokratycznych salonach stolicy. Moje córki są szczere, otwarte i pełne naturalnej prostoty; ale mają serca obdarzone tak trafnym instynktem, że od razu panią pokochały, co im nie mało pochlebia. Co do mnie, jestem człowiekiem prawym w interesach, co mogą potwierdzić Hulker i Bullock, którzy byli w ścisłych stosunkach ze śp. ojcem pani. Jestem tylko negocjantem, ale wierz mi pani że nie umiem sam sobie zdać sprawy z sympatji jaką mię pani natchnęłaś. W naszym domu, powiadam, nie znajdziesz pani zbytku, ale znajdziesz dostatek, skromne obyczaje, wygodne i przyjemne życie, a co więcej, prawdziwą życzliwość. Powtarzam pani że serce moje wyrywa się z radości na widok kochanej Rhod’y, jeżeli mi pani pozwolisz tak się nazywać. Hicks, podaj butelkę szampańskiego wina — za zdrowie naszej miss Schwartz!
Dla czegóżby wątpić o szczerości starego Osborna i jego córek względem miss Schwartz? Czyż mało widzimy ludzi, których serce zwraca się zawsze w stronę, gdzie są worki pełne złota? Nie można zatem dziwić się że panny Osborne w przeciągu lat piętnastu nie objawiały najmniejszej sympatji do Amelji, kiedy przeciwnie uczuły najsilniejsze przywiązanie do miss Schwartz i oceniły jej wysokie zalety w ciągu jednego dnia.
— Byłaby to prawdziwie świetna partja dla Jerzego — mówiły obie siostry do panny Wirt — cóżto za porównanie do tej niesmacznej i ckliwej Amelji!
Ojciec Jerzego myślał podobnie i z rozkoszą wyobrażał sobie jak syn jego porzuci służbę wojskową, wejdzie do parlamentu, zajmie zaszczytne stanowisko w świecie politycznym i w salonach, a nakoniec uszlachetni swoją rasę i zostanie głową licznego pokolenia baronetów. Podczas kiedy panny Osborne mówiły ciągle o Jerzym przed swoją nową przyjaciółką, ojciec ich zbierał jak najdokładniejsze wiadomości o rzetelnym stanie majątkowych interesów panny Schwartz. Młody Bullock, który mu w tem pomagał, wyznał że uważa to za najlepszy interes; nie taił się nawet że samby o tem pomyślał gdyby nie był narzeczonym miss Marji Osborne. Nie mogąc więc mieć bogatej dziedziczki za małżonkę, pan Fryderyk Bullock dokładał usilnych starań żeby zostać przynajmniej jej szwagrem.
Otoż w chwili kiedy niestały młodzieniec wrócił do swojej dawnej kochanki, rodzina jego pracowała nad tem żeby go ożenić, nie przypuszczając wcale żadnej przeszkody z jego strony.
Ojciec Jerzego przyrzekł pułkownikowej że w dzień ślubu syna z jej wychowanką podpisze na imie pani Haggistoun weksel na dziesięć tysięcy sterlingów. Dumny z tego dyplomatycznego wybiegu, objawił Jerzemu stanowczo swoją wolę i kazał mu składać hołdy u stóp bogatej mulatki.
Młody Osborne przedstawiał ojcu że pora do tak uroczystego aktu nie jest stosowna, że pułk jego może co chwila odebrać rozkaz do wymarszu, że lepiej zatem byłoby odłożyć to na później, kiedy się skończy wojna, dająca mu sposobność odznaczenia się i do szybkiego awansu. Jerzy spodziewał się że późniejsze okoliczności i zwłoka czasu uwolni go od więzów, które mu w tej chwili mniej niż kiedykolwiek się uśmiechały.
Papa Osborne nie dawał się temi argumentami przekonać i zbił je tą jedną uwagą że narażać swoje życie wówczas kiedy się ma pod ręką dziesięć tysięcy funtów szterlingów rocznego dochodu, jest największem jakie popełnić można, szaleństwem.
— Więc ojciec chcesz ażeby mnie osądzono jako nikczemnego tchórza, i żebym shańbił nasze imię dla zdobycia szkatułki panny Schwartz? odpowiedział Jerzy z oburzeniem.
Stary zdawał się trochę zakłopotany tą uwagą, ale ulegając wrodzonemu uporowi, odrzekł po chwili:
— Jutro będziesz u nas na objedzie; chcę żebyś tu był zawsze jak tylko miss Schwartz zapowie nam swoją wizytę. Jeżeli potrzebujesz pieniędzy, to możesz zajść do pana Schopper’a.
Nowy zatem przedział wznosił się pomiędzy Jerzym i Amelją, nowa przeszkoda groziła im wiecznym rozdziałem. Dobbin i jego przyjaciel odbywali ciągle wspólne narady; ten ostatni nie zrażał się przeciwnościami i gotował się do zaciętego oporu.
Interesująca mulatka nie przeczuwała intryg przez rodzinę Osbornów prowadzonych; nie podejrzywała nigdy szczerości pieszczot, jakiemi ją siostry Jerzego obsypywały i przyjmowała chętnie ich zaprosiny żeby się przypatrzeć czarnym wąsom kapitana, które dosyć przyjemne na niej sprawiały wrażenie.
Jerzy dziwną posiadał zręczność że umiał być sentymentalno-melancholicznym, co, jak wiemy, porywa często serca tkliwej natury. Czy to się skarżył na gorąco, czy nawet zapraszał kogo na lody, nadawał swoim wyrazom taką barwę smutku i tęsknoty, że przeszłość jego stawała ci natychmiast przed oczami w formie jakiegoś strasznego i burzliwego dramatu. Spoglądał z szyderskim uśmiechem lub z wyrazem politowania na lwów trzeciego rzędu, których na salonach swego ojca spotykał. Jedni śmieli się z niego, drudzy nienawidzili go, a inni nakoniec, jak kapitan Dobbin naprzykład, posuwali uwielbienie dla niego aż do fanatyzmu. Cokolwiekbądź miss Schwartz dawała się coraz więcej oplątać siecią czarnych wąsów.
Ta naiwna istota nie szczędziła sukni nowych, bransolet i kapeluszów, obficie piórami i kwiatami ubranych, żeby tem pewniej ściągnąć na siebie uwagę nadobnego kapitana i jego serce pozyskać. Ile razy panny Osborne ją poprosiły, śpiewała swoje trzy romanse i wygrywała warjacje z niezmordowaną wytrwałością.
Nazajutrz po rozmowie z ojcem, Jerzy odwiedził pana Schopper’a i zabawił parę godzin w Fulham, w nowem mieszkaniu państwa Sedley, zkąd przyszedł do sióstr, gdzie miał już zostać na objedzie. Panna Wir i pułkownikowa Haggistoun przewracały karty Dykcjonarza szlachty i rozmawiały z wielkiem zajęciem o herbach i o starych rodzinach szlacheckich. Miss Szwartz była w swojej ulubionej sukni z żółtego atłasu, miała turkusowe bransolety na rękach, sporą wiązkę kwiatów i piór na głowie i niezliczoną moc pierścieni na palcach.
Jerzy wyciągnął się na sofie w pozycji najodpowiedniejszej melancholicznemu usposobieniu zamyślonego młodziana, i igrał od niechcenia swemi brelokami. Panny Osborne nie mogły od brata ani słowa wydobyć; więc po długich i daremnych usiłowaniach zaczęły rozmawiać o strojach ostatniej mody i o recepcji dworskiej. Miss Schwartz siedziała nieruchoma z rękami symetrycznie ułożonemi na żółtej sukni i zdawała się mówić: „Patrzcie na blask tych kamieni i podziwiajcie moje bogactwa i moją urodę.“ Siostry Jerzego zachwycały się pięknością wytwornej tualety i zapewniały pannę Szwartz że atłas żółty nadzwyczajnie jej do twarzy przypada. Rozmowa nakoniec szła coraz trudniej i panny Osborne zaczęły grać Bitwę pod Pragą.
— O! proszę was, przestańcie — ozwał się Jerzy leżąc na sofie. — Gdyby przynajmniej miss Szwartz zechciała nam co zaśpiewać, to jeszcze rozumiem: ale i w takim razie proszę żeby nie Bitwę pod Pragą.
— Chcesz pan żebym zaśpiewała Błękitne oczy — zapytała miss Szwartz — albo Wianki może?
— Ach, to prześliczny śpiew — zawołały razem obie siostry.
— Znamy go już od dawna — przemówił mizantrop nie ruszając się z sofy.
— Mogę panu zaśpiewać jeszcze Nad brzegiem Tagu — zawołała panna Szwartz z pośpiechem — ale mi słów brakuje.
Na tym śpiewie kończył się cały repertoar młodej mulatki.
— Ach tak! nad brzegiem Tagu — wykrzyknęła miss Marja — ja mam nuty do tego śpiewu.
Panna Osborne miała te nuty od jednej ze swoich przyjaciółek, której imię było wypisane na pierwszej stronnicy. Miss Szwartz po odśpiewaniu romansu miała nadzieję że ją o powtórzenie poproszą i przewracała kartki machinalnie, gdy wzrok jej zatrzymał się na imieniu Amelji Sedley, napisanem u góry pierwszej stronnicy.
— Czy to jest ta dobra Amelja, która była u panny Pinkerton na pensji? — zawołała miss Szwartz zrywając się z krzesła. — Gdzież ona jest teraz? Co się z nią dzieje?
— O! nie mów o niej — rzekła Marja Osborne krzywiąc się — Jej rodzina bardzo nisko upadła. Jej ojciec nadużył naszego zaufania, a my nawet imienia jej nie wspominamy.
— Czy pani jesteś przyjaciółką Amelji? — zapytał Jerzy podnosząc się z sofy. — Nie wierz pani zupełnie tym plotkom; Amelji nic zarzucić nie można. Jest to najlepsza w świecie...
— Wiesz przecie, Jerzy — zawołała miss Jane z przerażeniem — że nie powinieneś mówić w ten sposób; papa tego zabrania.
— Chciałbym wiedzieć kto może mi zabronić mówić o niej kiedy mi się podoba? Otóż powtarzam że w całej Anglji nie ma ani jednej młodej osoby, którąby można do Amelji porównać. Czy jej ojciec jest bankrutem lub, nie, to pewna jednak że moje siostry nie warte są Amelji trzewika rozwiązać — dodał Jerzy zapalając się coraz więcej gniewem. Miss Szwartz, jeżeli pani sprzyjasz Amelji, to zechciej ją pani odwiedzić teraz, kiedy jej bardzo mało przyjaciół zostało. Kto o niej dobrze mówi, jest moim przyjacielem: gdy przeciwnie, uważam za wroga każdego, kto jest przeciw Amelji.
To mówiąc Jerzy uścisnął rękę panny Szwartz.
— Jerzy, Jerzy! dosyć! — mówiła błagalnym głosem miss Jane.
— Otóż zawsze będę mówić — zawołał gwałtownie Jerzy — że wdzięczny jestem tym, którzy kochają Amelję Sed...
Młody Osborne spostrzegł przed sobą bladą postać ojca i wyraz zaczęty zamarł mu na ustach. Wzrok starego zdradzał silne wzruszenie; potrafił jednak powstrzymać się od wybuchu i rozkazawszy synowi podać rękę bogatej mulatce, sam poprowadził do stołu pułkownikowę Haggistoun.
— Miss Szwartz — mówił Jerzy prowadząc pod rękę właścicielkę obszernych posiadłości z Saint Kitto. Od wielu lat kocham Amelję i jesteśmy z sobą od dzieciństwa zaręczeni.
W czasie objadu nerwy pana Osborne były coraz więcej drażnione gadatliwością Jerzego. Chmury się gromadziły, burza była nieunikniona. O ile ojciec był pod wpływem silnego gniewu, o tyle syn zimną krew zachować potrafił i jadł z wielkim apetytem, co więcej jeszcze gniewało pana Osborna.
Kiedy wstano od stołu i kobiety przeszły do salonu stary nie mógł się już powstrzymać i trzęsąc się z gniewu rzekł do syna:
— Ośmieliłeś się wymówić nazwisko tej osoby w moim domu i w obecności miss Szwartz. Cóż to ma znaczyć? Zkądże ta zuchwałość?
— Zrobiłbym ojcu uwagę — odpowiedział Jerzy — że wyraz zuchwałość nie dobrze brzmi w uszach kapitana wojsk angielskich.
— Być może; ale wyrazy przez ojca wymówione zawsze powinny dobrze brzmieć w uszach syna, który, jeżeli zechcę, może nie mieć szeląga w kieszeni i zejść na ostatniego żebraka. Pozwól mi więc mówić jak mi się podoba, i nie miej pretensji kierować mojemi wyrażeniami.
— Jeżeli obowiązkiem syna jest przyjmować uwagi ojcowskie, to jednak mam prawo wymagać żeby te rady lub rozkazy w przyzwoitej formie wypowiedziane były i nie przekraczały granic grzeczności; odparł dumnie Jerzy.
— Gdyby mój ojciec wydał był na moje wychowanie tyle pieniędzy ile mnie mój syn kosztował, byłbym mógł uczęszczać w wyższe towarzystwa, gdzie pewien młody człowiek z mojej łaski jest przyjętym; wtenczas zapewne mój syn nie byłby tak dumnym z nabycia owych pańskich manjer, któremi się zwykł wynosić przedemną. O! za moich czasów nie pozwalano sobie znieważać ojców. Gdybym się był na coś podobnego ośmielił, znalazłbym się niezawodnie za drzwiami, mój panie.
— Ja nie chciałem wcale znieważać nikogo; przypomniałem tylko że jestem takim samym jak ojciec szlachcicem i że należałoby mnie inaczej może jak dotąd traktować. Wiem zresztą że mi ojciec daje pieniądze na moje potrzeby; ale na cóż to ciągle wypominać, jak gdyby z obawy żebym tego nie zapomniał.
To mówiąc Jerzy cisnął w kieszeni konwulsyjnie papiery, które mu Schopper z rana wypłacił.
— Jeżeli zatem masz tak dobrą pamięć, to powinieneś był nie zapominać — mówił ojciec podnosząc coraz więcej głos — że ja jestem panem w tym domu, i że nie chcę żeby to imię... żebyś...
— Żebym co? powtórzył ironicznie Jerzy, napełniając swoją szklankę winem.
— Do kroćset miljon djabłów! — zawołał ojciec — Nie zniosę, żeby mi przypominano imię tego przeklętego plemienia Sedlejów!
— Wszakże nie ja pierwszy wymieniłem miss Sedley; moje siostry mówiły źle o niej przed panną Szwartz, a ja dałem sobie słowo że będę stawać zawsze w jej obronie i nie pozwolę nigdy mówić źle o niej w mojej przytomności. Dosyć już odebrała ona zniewag od naszej rodziny, żeby jeszcze dziś dodawać do tych niesprawiedliwości oszczerstwo i potwarze. Pierwszy, który się na coś podobnego odważy, będzie miał ze mną do czynienia.
— Milcz waspan! — wolał ojciec unosząc się gniewem — dosyć już tych bredni.
— Nie myślę bynajmniej zmienić uczucia dla tej prawdziwie nadziemskiej istoty. Miłość moja jest może w części dziełem ojca; a dziś, kiedy jej serce do mnie należy, godzisz się wymagać żebym ją opuścił, żebym ją zabił może za winy, które na niej nie ciężą wcale. Otóż tu właśnie byłaby podłość, to byłaby najohydniejsza infamja!
— Nie chcę i nie przystoi mi słuchać podobnych niedorzeczności i wybryków sentymentalnych; zawołał ojciec. To pewna że nie przełożę ręki do tego związku i nie pozwolę wprowadzić do mojej rodziny nędzników, którzy się na bruku walają. Zresztą twoja rzecz wziąć albo odrzucić ośm tysięcy szterlingów rocznego dochodu. Ale w ostatnim razie nie masz tu co robić, i dla tego zapytuję cię ostatecznie czy zgadzasz się, na to lub nie?
— Co? żenić się z tą mulatką? powiedział Jerzy poprawiając sobie kołnierzyk. — Lepiejby może było zrobić tę propozycję murzynowi, który zamiata ulice na Fleet Market; co do mnie nie mam najmniejszej chęci posiadania tej Wenery hotentockiej.
Pan Osborne pochwycił gwałtownie za dzwonek kazał służącemu sprowadzić dorożkę dla kapitana.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Otóż interes skończony! mówił Jerzy w godzinę potem wchodząc do Slaughter’a z twarzą bladą i zmienioną.
— Jaki interes? zapytał Dobbin.
Jerzy opowiedział całą rozmowę z ojcem i dodał:
— Jutro ślub z nią biorę, niech... Ah! Willjamie, z każdym dniem uczucie moje dla niej wzrasta i nabiera siły.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.