Targowisko próżności/Tom I/XX

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom I
Rozdział Kapitan Dobbin swatem
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XX.
Kapitan Dobbin swatem.

Związek Jerzego i Amelji nigdy nie przyszedł by był do skutku bez czynnego udziału kapitana Dobbin, który z gorżkim uśmiechem zapytywał siebie dla czego los wybrał jego z pomiędzy tylu innych, do spełnienia tak drażliwej, a w tym wypadku może nazbyt przykrej roli swata. Ale kapitan był jednym z tych ludzi, którzy się nigdy przed obowiązkiem nie cofają. Przekonany że Amelja życiem swój zawód opłaci, postanowił wszelkich użyć środków żeby ją ocalić.
Nie będziemy tu przytaczać rozmowy dwojga kochanków, kiedy pani Sedley wprowadziwszy Jerzego do pokoju córki, wróciła do sali, gdzie się kapitan Dobbin znajdował. Pani Sedley nie łudziła się nadzieją bo znając dobrze swego męża, była przekonaną, że ten nigdy, po tem co zaszło, na związek córki z Osbornem nie zezwoli. Dla uwydatnienia niewdzięczności pana Osborn’a miss Sedley wyjaśniła kapitanowi wzajemny stosunek dwóch rodzin, sięgając ubiegłych czasów, kiedy rodzice Jerzego z tysiącem podziękowań przyjmowali dla dzieci swoich cacka i zabawki któremi mały Jos nie chciał już się bawić.
— Nie — mówiła pani Sedley — mój mąż nie odda córki swojej synowi człowieka, który mu się taką niewdzięcznością odpłacił. Nigdy on, pewna jestem, na ten związek zezwolić nie zechce; nigdy, nigdy!
— To się wszystko zrobi bez jego zezwolenia — odpowiedział Dobbin śmiejąc się — kapitan Rawdon i dawna przyjaciółka panny Amelji dali nam przykład jak się zwycięża trudności.
Pani Sedley nie wierzyła swoim uszom; kapitan Dobbin nie dał jej czasu ochłonąć z pierwszego, wrażenia i tak dalej mówił:
— Największa przeszkoda, jakiej obawiać się można, grozi nam ze strony pana Osborne, tego nieugiętego despoty; ale i na to jest środek. Wojna obecna podaje sposobność Jerzemu odznaczyć się na polu bitwy; a wtenczas ojciec będzie rozbrojony i musi dać się przebłagać. Zresztą fundusz przypadający Jerzemu po matce, wystarczy młodej parze na zapewnienie skromnego, ale spokojnego życia.
Dobbin w swojej prostocie nie przewidywał wcale żeby niemożność dawania smacznych objadów i jeżdżenia pięknemi powozami przeszkadzała Jerzemu do połączenia się z Amelją. Jedną tylko myślą przejęty, kapitan nie obawiał się ściągnąć na siebie gniewu i nienawiści ojców, tych rodzin, i przedstawiał Jerzemu konieczność natychmiastowego działania przed wystąpieniem pułku na linję bojową. Poparty moralnie przez panią Sedley, która nie miała odwagi wystąpić otwarcie do traktowania z mężem w tak drażliwym przedmiocie, Dobbin udał się do kawiarni, gdzie pan Sedley zawsze bywał w pewnej porze dnia.
Niegdyś w tej samej kawiarni, kiedy pan Sedley wyprawiał suty objad dla Jerzego i Willjama, cała służba miejscowa zwijała się, bacząc na każde jego skinienie. Dziś pusto było w około pana Sedley, którego opuszczenie i zaniedbany ubiór przykre na kapitanie sprawił wrażenie.
— Bardzo mi przyjemnie widzieć pana, powiedział staruszek z wyrazem smutku, ściskając rękę kapitana.
Wyciągnięta postać Willjama i jego ruchy wojskowe zaostrzyły ciekawość posługujących i rozbudziły staruszkę siedzącą przy kantorze, na którym widać było kilkanaście wyszczerbionych filiżanek.
— Jakże się ma szanowny alderman i milady, zapytał pan Sedley rzucając spojrzenie na garsona jakby mu chciał powiedzieć: — Patrz, mam jeszcze znajomych i przyjaciół pomiędzy ludźmi pewnego znaczenia w świecie.
— Czy masz pan co do rozkazania mi, panie kapitanie? mówił dalej pan Sedley. — Moi przyjaciele Dale i Spiggot prowadzą teraz moje interesa, aż do otwarcia, a raczej zreorganizowania mego biura; ale jeżeli mogę wyrządzić panu jaką przysługę...
Dobbin, jak zawsze zmieszany, upewniał pana Sedley, jąkając się że nie przyszedł w żadnym interesie, ale tylko dla uściśnienia ręki dawnego przyjaciela i dla dowiedzenia się o jego zdrowiu.
— Moja matka zdrowa jest... mówił Dobin — To jest... była bardzo cierpiącą: jak tylko będzie mogła wyjeżdżać, to natychmiast odwiedzi żonę pańską. Jakże się ma miss Sedley?
Dobbin zatrzymał się nagle, jak gdyby się swojej hipokryzji sam przeraził.
— Moja żona będzie bardzo szczęśliwa z odwiedzin matki pana — mówił Sedley wyciągając jakieś papiery z kieszeni. Lady Dobbin znajdzie nowy nasz dom znacznie szczuplejszym od dawnego; ale zawsze ją z równą przyjemnością witać będziemy, tak jak wszystkich życzliwych nam przyjaciół. Zmiana powietrza bardzo posłużyła mojej córce, której pobyt w mieście zgubnie wpływał na zdrowie.
Pan Sedley, widocznie roztargniony, przewracał w ręku zwój swoich papierów i po krótkiej przerwie tak się odezwał:
— No, proszę cię, kapitanie, ktoby się tego spodziewał że ten szalony Korsykanin wymknie się z wyspy Elby? Kiedy przyjmowaliśmy monarchów sprzymierzonych w naszej stolicy, przeszłego roku, komu na myśl przyjść mogło że po owych ucztach, świetnych fajerwerkach i po odśpiewaniu uroczystego Te Deum, pokój tak prędko będzie znowu zakłócony? Nie jest że to widoczny podstęp wszystkich europejskich mocarzy w celu zniżenia wartości papierów i zrujnowania tym sposobem naszego kraju? Temu to manewrowi zawdzięczam moje obecne położenie, jak również i to, że moje imię znajduje się w gazetach. Tak, szanowny kapitanie zaufałem cesarzowi rosyjskiemu i księciu Regentowi; a teraz drogo to zaufanie opłacać muszę. Patrz pan na te papiery i porównaj pan kursa dzisiejsze z temi, po jakich ja płaciłem za nie przed pierwszym marca... Co robił ten komisarz angielski, który nic nie wiedział o zamiarach ucieczki cesarza i nie umiał temu zapobiedz? Ten nikczemnik powinien być stawiony przed sąd wojenny i we 24 godzin rozstrzelany!
— Badź pan spokojny; urządzimy obławę na tego lisa, nie ujdzie on rąk naszych — odrzekł kapitan nie bardzo rad z uniesienia pana Sedley, który uderzając pięścią o swoje papiery mówił dalej:
— Nie oszczędzajcie tego łotra, jemu się szubienica należy! Całe życie pracowałem uczciwie, a dziś jestem zrujnowany przez tego nędznika i przez najnikczemniejszych rabusiów!
Widok nieszczęśliwego starca, oddającego się bezsilnym wybuchom gniewu, sprawił na Willjamie dosyć przykre wrażenie.
— Tak — mówił pan Sedley na wpół zachrypniętym głosem — to są jadowite gadziny, które chowamy w zanadrzu; wybaw ich z nędzy, a oni będą najpierwsi żeby cię w przepaść popchnąć przy pierwszej sposobności. Pan wiesz o kim ja mówię, panie Willjamie; chciałbym dożyć chwili kiedy ten człowiek bez serca a raczej ten worek złota wróci do takiej nędzy, w jakiej go przed laty poznałem.
— Mój przyjaciel Jerzy — powiedział Dobbin — mówił ze mną o tem z prawdziwym smutkiem; mam właśnie od niego polecenie do pana...
— A więc to jest powód który pana tu sprowadza? — zawołał starzec żywo poruszony — Ha! zapewne mi przysyła wyrazy współczucia i litości, nie prawdaż? To bardzo szlachetny krok ze strony arystokratycznego młodzieńca; nie radzę mu jednak zbliżać się bardzo do mojego domu. Jest to taki sam infamis jak i jego ojciec. Gdyby mój syn miał trochę męskiej odwagi, toby mu już dawno kulą łeb roztrzaskał. Przekląłem tę chwilę, w której mu otworzyłem drzwi mojego domu; nie chcę żeby jego imię w mojej przytomności wymawiano, i wolałbym tysiąc razy widzieć moją córkę w grobie, jak żeby miała zostać żoną tego człowieka.
— Niesłusznie jest przypisywać Jerzemu uchybienia ojcowskie. Nie zapominaj pan że może i sam przyczyniłeś się nie mało do rozbudzenia w swojej córce uczuć, jakie ma dla Jerzego; czyż nie należy zatem te uczucia szanować?
— Nie, kochany kapitanie, dziś przepaść nieprzebyta dzieli na zawsze nasze rodziny. Jakkolwiek wielki jest mój upadek, nie upadłem jednak tak nisko żebym o tym przydziale mógł zapomnieć. Możesz pan im tę odpowiedź powtórzyć.
— Mnie się zdaje — rzekł Dobbin zniżając głos — że pan nie masz prawa rozrywać ten związek, który w moich oczach ma taką wagę jak gdyby zapowiedzi we wszystkich kościołach londyńskich czytane były. Zresztą jakiemże prawem możesz pan skazywać swoją córkę na łzy i wieczne cierpienie, gotować jej najnieszczęśliwszą przyszłość a może i śmierć przyśpieszyć? I to wszystko dla pogodzenia osobistej niechęci! Powiedz mi pan teraz czy może być lepsza odpowiedź przed światem na wszystkie zarzuty pana Osborn’a, jak gdy syn jego wejdzie do pańskiej rodziny?
Te słowa wywołały na twarzy starca wyraz zadowolenia, ale pomimo to nie przestawał upewniać że nigdy nie pozwoli swej córce wyjść za Jerzego.
— A więc można się obejść bez zezwolenia rodziców — odpowiedział żartobliwie Dobbin.
Kapitan opowiedział historję Rebeki staruszkowi, który szczerze się uśmiał i rzekł wesoło zbierając swoje papiery:
— Jeżeli wszyscy kapitanowie są tak niebezpieczni jak wy, to należy bardzo się was obawiać.
Od czasu kiedy pan Sedley zaczął do tej kawiarni uczęszczać, nie widziano go jeszcze z tak wypogodzoną twarzą. Po tej rozmowie Dobbin i ojciec Amelji rozstali się jako najlepsi przyjaciele.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Moje siostry utrzymują że ona ma brylanty wielkości gołębiego jaja — mówił Jerzy do Amelji śmiejąc się swobodnie — a ja pewny jestem że kiedy będzie prezentowana u dworu to włoży na koniec nosa pierścień wysadzany drogiemi kamieniami. Jeżeli pamiętasz włosy kędzierzawe waszego Samba, to jej warkocze więcej jeszcze do wełny są podobne.
Jerzy żartował sobie w ten sposób z młodej Amerykanki, którą nie tylko ojciec jego, ale i siostry były oczarowane, chociaż znajomość ta do najświeższych należała. Tyle mówiono o wielkich plantacjach, jakie ta młoda osoba posiadała w Indjach zachodnich, o licznych akcjach w kompanji indyjskiej i o znacznych jej kapitałach, że niepodobna było nie zachwycać się jej wdziękami, które już nawet w Morning Post podobno opisane były. Mistress Haggistoun, wdowa po pułkowniku, miała w swojej opiece tę panienkę, która niedawno opuściła pensję i poznała się z rodziną Osbornów na balu, w domu Hulker-Bullock i spółki.
Panny Osborne obsypały czułościami posażną panienkę która dosyć obojętnie przyjmowała wszystkie grzeczności swoich hołdowniczek. Nazajutrz rano powóz familijny Osbornów był już przed mieszkaniem pani pułkownikowej Haggistoun, krewnej lorda Blinkie. Ktokolwiek miał szczęście w swem życiu parę minut z panią pułkownikową rozmawiać, dowiedział się natychmiast o tem pokrewieństwie. Że zaś siostry Jerzego miały wielką słabość do świetnych aljansów, naturalnym tej słabości wynikiem było to, że pani Haggistoun zawróciła im głowę. Jej bogata pupilka nie miała czasu jeszcze nabyć znajomości zwyczajów światowych, ale zresztą posiadała tyle miłych przymiotów, że panny Osborne od razu ją ukochały i nazywały ją już po imieniu.
— Wiele dałbym za to — mówił Osborne do Amelji żebyś mogła zobaczyć ogoniastą suknię z żółtego atłasu, w której ta panna ma być prezentowana u dworu przez lady Blinkie. Blask jej brylantów zaćmiłby oświecenie Vauxhalu owego wieczora, pamiętasz, kiedy Joe w gorącym zapale nazywał Rebekę synogarlicą.
— W jakim ona jest wieku? spytała Amelja.
— Piękna królowa Congo musi mieć ze dwadzieścia trzy lat, chociaż dopiero teraz pensję opuściła. A gdybyś widziała jej pisownię! Pułkownikowa Haggistoun zawsze sama listy za nią pisuje; ale moje siostry dostąpiły tego szczęścia że posiadają szacowny autograf, gdzie Saint-James pisze się Sain Geams
— To nie może być kto inny, jak tylko miss Schwartz, rzekła Amelja, przypominając sobie poczciwą i czułą mulatkę, która dostała spazmów w dzień jej wyjazdu z pensji panny Pinkerton.
— A tak, to właśnie jest jej nazwisko, którego sobie przypomnieć nie mogłem — odpowiedział Jerzy — jej ojciec był podobno z żydów niemieckich, prowadził handel murzynami, a po jego śmierci miss Pinkerton zajęła się wykształceniem jego córki; tym sposobem ta panienka umie grać jakieś warjacje na fortepianie, śpiewa trzy romanse i pisze mniej więcej poprawnie, kiedy pułkownikowa dyktuje jej litera po literze. Jane i Marja pokochały ją jak siostrę i nie mogą żyć bez niej.
— Czemu one mnie tak nie polubiły? — rzekła Amelja ze smutkiem — Nie wiem dlaczego twoje siostry okazywały mi zawsze tyle obojętności?
— Gdybyś miała dwakroć stotysięcy sterlingów to byłabyś także przedmiotem ich uwielbienia — odpowiedział Jerzy. Cóż chcesz? Moje siostrywychowane w tych zasadach i żyją w towarzystwie bankierów City, gdzie pieniądz tylko ma pewne znaczenie. W tym świecie, chcąc być szanowanym, potrzeba często brzękać złotem w kieszeni. Ja tak przywykłem żyć z ludźmi dobrego tonu, że nic nie masz dla mnie nieznośniejszego nad towarzystwo tych nieokrzesanych kupczyków, jak ten niedźwiadek Bullock, który ma zostać moim szwagrem, albo Dipley, nasz współzawodnik, handlujący łojem — dodał Jerzy z wymuszonym śmiechem i rumieniąc się trochę. Nic nie znam równie nudnego jak ich zebrania i objady! Ile tam jest przesady i śmiesznych pretensji! Czy wiesz Ameljo, że ty jedna wyróżniasz się układem i sposobem mówienia od wszystkich kobiet naszego stanu? Ale to nic dziwnego, bo ty jesteś prawdziwym aniołem...
Nasza para zakochana pędziła znowu błogie chwile jak za dobrych czasów. Amelja odzyskała dawną wesołość, a kiedy kapitan Dobbin wróciwszy zdać sprawę ze swego poselstwa, nie mógł wyjść z podziwienia na widok zmiany jaka zaszła w kolorze twarzy i ożywionym humorze Amelji, która śpiewała przy fortepianie, gdy odgłos dzwonka, zwiastujący przybycie pana Sedley, zmusił Jerzego do odwrotu.
Po uprzejmem powitaniu, ojciec Amelji zdawał się nie zwracać prawie uwagi na kapitana, który nie mógł się nacieszyć tą myślą że się przyczynił do uszczęśliwienia Amelji.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.