Targowisko próżności/Tom I/XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom I
Rozdział Miss Crawley i jej anioł-stróż
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XIX.
Miss Crawley i jej anioł-stróż.

Widzieliśmy już z jaką gorliwością ochmistrzyni Firkin donosiła pani pastorowej o wszystkiem, co się w domu miss Crawley działo. Bo też mistress Butte miała wielki dar ujmowania sobie ludzi; Briggs i Firkin były jej oddane duszą i ciałem. Już to, mówiąc prawdę, pastorowa zasługiwała na to, bo zawsze mówiła tym kobietom o swojem do nich przywiązaniu i o tem, coby dla każdej z nich zrobiła, gdyby oddziedziczyła cały majątek po siostrze swego męża.
Rawdon Crawley przeciwnie nigdy nie zadawał sobie pracy żeby pozyskać względy adjutantek swojej ciotki; owszem okazywał im nawet wyraźną pogardę. Miss Briggs służyła zawsze za cel jego dowcipnych żarcików, a Firkin musiała nieraz ściągać zabłocone buty kapitana, kiedy z polowania powracał.
Pastorowa innej zupełnie trzymała się polityki: radziła się zwykle panny Briggs w każdym trudniejszym wypadku, albo tam gdzie potrzeba było dobrego gustu; czasem zaś dawała ochmistrzyni sześć lijardów, ale z taką uprzejmością, że mistress Firkin była więcej ujęta tym skromnym datkiem, aniżeli gwineą Rawdona rzuconą jej w oczy.
Nic za tem dziwnego że niełaska, w jaką wpadł Rawdon nie obudziła w nikim żalu, ani współczucia; cały sztab miss Matyldy Crawley był prawie uradowany ze zmiany swego szefa. Z tem wszystkiem mistress Butte, znająca przebiegłość Rebeki, przewidywała że nieprzyjaciel nie zaśpi sprawy i rozpocznie zaczepne działania w celu odzyskania straconej pozycji. Ztąd podwojenie czujności stało się koniecznem. Pani pastorowa znała dobrze słabość ciotki dla Rawdona i wiedziała że nikt nie umiał tak zręcznie zabawić miss Crawley jak mała Rebeka. Najpiękniejsze duety, śpiewane przez córki pani Butte, usypiały miss Matyldę, a rozmowa pastora sprowadzała jej spazmatyczne poziewanie. Nie można więc było myśleć o zabraniu do siebie chorej, któraby z nudów uczuła może potrzebę widzenia Rebeki, co byłoby dla pani Butte wielce niebezpiecznem.
Ucieczka Rebeki mogłaby rozstroić nerwy daleko mocniejsze aniżeli te, jakiemi miss Crawley była od natury obdarzoną. Jej przekonania religijno-moralne, kiedy była w dobrem zdrowiu, zadowoliłyby samego Woltera, ale jak tylko ją co zabolało, wpadała w największą trwogę, spodziewając się co chwila śmierci. Mistress Butte myślała sobie teraz: „Gdyby mój mąż miał trochę rozumu, potrafiłby ją naprowadzić na dobrą drogę, przedstawiłby bezprawia i rozpustę Rawdona w całej nagości i natchnąłby ją nienawiścią do tej obrzydłej kusicielki Rebeki.“ Znając słabe zdolności męża, pani Butte wzięła się sama do pracy. Wmówiła wszystkim domowym i samej chorej, że stan jej bardzo jest niebezpieczny; kazała pod oknami rozścielić słomę na łokieć wysokości, sprowadzała dwa razy na dzień doktora i aptekarza o północy, poiła chorą bez ustanku rozmaitemi ziółkami, utrzymywała ciszę grobową w całym domu, kładła palec na ustach jak tylko kto wchodził do pokoju jej pacjentki, przybiegała do jej łóżka od czasu do czasu, patrzyła na nią z przerażeniem i czytała ponurym głosem ćwiczenia duchowne. Najwięcej zaś starała się obudzić w chorej obrzydzenie do grzechów i nieprawości Rawdona, i uwydatnić czarną niewdzięczność Rebeki.
Nazwiska niewinnych ofiar Rawdona, wszystkie szczegóły jego przewinień, rozpacz rodziców, których synowie zostali jego przykładem zepsuci i zgubieni, wszystko to było doskonałe wiadome pani pastorowej, umiejącej to opowiedzieć w porę i zrobić z tego najlepszy użytek.
Niezmordowana mistress Butte, upewniwszy się że żadna nieprzyjacielska korespondencja nie przeciśnie się do domu miss Crawley i będzie napowrót odesłaną, pojechała do panny Pinkerton dla oznajmienia jej że miss Sharp została uwiedzioną. Pastorowa chciała zaczerpnąć u samego źródła wiadomości co do urodzenia i przeszłości Rebeki. Przyjaciółka znakomitego leksykografa miała wiele do powiedzenia w tym ważnym przedmiocie. Na jej rozkaz miss Jemina przyniosła wszystkie karty i listy byłego nauczyciela rysunków. Pierwszy list był pisany z więzienia z prośbą o podwyższenie płacy, drugi zawierał wymowne podziękowania za przyjęcie Rebeki do domu, w trzecim zaś nieszczęśliwy artysta złożony śmiertelną chorobą polecał swoją córkę opiece dobroczynnej miss Pinkerton.
Mistress Butte udała się z tamtąd w celu dalszych poszukiwań na Greek-Street, gdzie miss Sharp mieszkała jakiś czas z ojcem na skromnem poddaszu. Portrety gospodarza i gospodyni domu, któremi artysta za mieszkanie zapłacił, zdobiły jeszcze ściany salonu. Mistress Stokes była dosyć rozmowna i opowiedziała wszystko co tylko mogła wiedzieć o nieporządnem życiu nieboszczyka Sharp i o jego wiecznych z wierzycielami zatargach. Gospodyni nie mogła bez oburzenia mówić o spóźnionym zanadto akcie ślubnym rodziców Rebeki, o zupełnej swobodzie tej dziewczyny, przynoszącej z sąsiedniego szynku butelki z gorącemi napojami i umiejącej zabawić całe towarzystwo wyśmiewaniem najszanowniejszych osób bez różnicy stanu i wieku.
Te wiadomości, zręcznie zebrane, były następnie miss Matyldzie z większą jeszcze zręcznością podane. Powiedziano jej że pani Rebeka Crawley była córką baletnicy, że sama przez jakiś czas skakała na deskach teatralnych, że służyła nieraz za model malarzom, że pomagała swemu ojcu wypróżniać butelki i że nakoniec była bardzo znaną we wszystkich szynkach i kawiarniach. Sens moralny tej historji był taki, że osoba, która siebie szanuje, nie może i nie powinna widzieć podobnej jak Rebeka kobiety, ani człowieka, który się z taką awanturnicą połączyć odważył.
Jeżeli troskliwość, jaką pani pastorowa otaczała chorą kuzynkę, mogłaby się czytelnikowi wydać podejrzaną, to możemy go upewnić że obawy aptekarza Clump o zdrowie miss Matyldy były zupełnie szczere. Dowiedziawszy się od lekarza że zbyteczne pielęgnowanie chorej, ciągła djeta i uporczywe trzymanie jej w łóżku, drażniąc nieustanie system nerwowy, mogą sprowadzić złe skutki, pan aptekarz Clump silnie był zatrwożony o stały dochód, który mu nerwy miss Matyldy co roku przynosiły. Postanowił więc wpływać na mistress Butte i skłonić ją do przyjęcia pewnych hygjenicznych reform, mogących zagrożoną egzystencję miss Crawley przedłużyć i dochód apteki na jakiś czas jeszcze zapewnić. Szczęściem dla pana Clump mistress Butte sama zagaiła z nim rozmowę; była ta sposobność, z której należało korzystać.
— Mój kochany panie Clump — mówiła do aptekarza, nie zaniedbałam nic a nic coby mogło przywrócić zdrowie naszej ukochanej Matyldzie, którą czarna niewdzięczność synowca wtrąciła na łoże boleści. Żadne zmęczenie mnie nie powstrzyma, potrafię dotrwać do końca i nie cofnę się przed żadną ofiarą.
— Poświęcenie pani jest prawdziwie godnem uwielbienia — odrzekł Clump z głębokim ukłonem — ale...
— Od mego przyjazdu nie zmrużyłam oka. Zapomniałam o sobie; sen, zdrowie, wygody, wszystko to ustąpiło przed poczuciem obowiązku. Tak samo było kiedy mój James był chory na ospę — nie odstąpiłam go ani na chwilę.
— Pani jesteś wzorem matek, to prawda, ale...
— Jako matka rodziny, jako żona sługi kościoła, mogę sobie przyznać w chrześcijańskiej pokorze, że jestem na dobrej drodze; i że dopokąd mi sił starczy z tego stanowiska nie zejdę. Mogłażbym dziś opuścić tę zacną kobietę, którą niegodziwość ludzka przyprawiła o ciężką chorobę? O! nie! wiem ja dobrze że oprócz pomocy lekarskiej, posiłek duchowny równie jest chorej potrzebny, i to właśnie jest moja rola, to moje posłannictwo!
— Tak, ależ ja chciałem tylko zwrócić uwagę pani że idąc za popędem uczuć, które jej zaszczyt przynoszą, pani niepotrzebnie się trwożysz — mówił aptekarz słodziutkim głosem.
— Ale bo jabym oddała moje życie dla mego męża i dla całej jego rodziny!
— Nie znam nic chwalebniejszego nad to uczucie, ale my wcale nie pragniemy widzieć palmy męczeńskiej w ręku czcigodnej mistress Butte Crawley. Doktor Squills i ja staraliśmy się zbadać dokładnie stan chorej z najżywszą, wierz mi pani, troskliwością. Jej osłabienie i stan nerwowy jest wynikiem wstrząśnień moralnych, tym nieszczęśliwym wypadkiem wywołanych...
— Oh! ten złoczyńca skończy na szubienicy! — zawołała mistress Butte jakby w proroczem natchnieniu.
— Głębokie wzruszenie moralne podkopało organizm wątły naszej pacjentki, kiedy szczęśliwem zrządzeniem losu pani przybyłaś prawdziwie jak anioł opiekuńczy, żeby czuwać nad chorą i nieść ulgę w jej cierpieniach. Jednak zgadzam się z doktorem Squills na to, że dłuższe trzymanie chorej w łóżku może raczej złe niż dobre sprowadzić skutki. Wierz mi pani, naszej chorej potrzeba powietrza, zmiany miejsca i rozrywki. Bez tego nerwy jej będą coraz więcej rozdrażnione i hypohondrja musi się rozwinąć w całej sile. Spokój, swoboda, wesołość, oto są najlepsze lekarstwa z mojej apteki. Namów ją pani żeby wstała z łóżka, przejechała się powozem, a wówczas zobaczysz pani że rekonwalescentka siły odzyska, a pani rumieńce powrócą.
— Ale pan zapominasz o tem, że wyjeżdżając na spacery miss Crawley może spotkać swego niegodnego synowca i wspólniczkę jego zbrodni. Takie spotkanie mogłoby ją o śmierć przyprawić! Nie, panie Clump, ona nie powinna wyjeżdżać, i dopokąd ja sama nad nią czuwam, to na to nie pozwolę. Co zaś do mego zdrowia, to je chętnie złożę w ofierze na ołtarzu świętych, jakie mam względem niej, obowiązków.
— A więc w takim razie — odparł żywo pan Clump, ja nie ręczę za jej życie, jeżeli zostanie dłużej w zamknięciu! Jeden atak nerwowy może ją zabić, przez co pani oddasz usługę kapitanowi Crawley, prawnemu na mocy testamentu spadkobiercy.
— Na Boga czy ona jest tak bliską śmierci? czemużeś mnie pan pierwej o tem nie uprzedził?
Po tej rozmowie mistress Butle nie wpuszczała nikogo do pokoju chorej i zaczęła usilnie pracować nad tem, żeby ją skłonić do zniszczenia dawnego testamentu. Ale miss Crawley doznawała takiej trwogi na samą myśl o śmierci, że nie chciała słyszeć o testamencie. Trzeba więc było wprowadzić ją pierwej w dobry humor, przywrócić spokój zakłócony i dlatego pastorowa zdecydowała się wynieść swoją kuzynkę, ale dokąd? W tem zachodziła największa trudność. Jedyne miejsce, gdzie możnaby uniknąć spotkania Rawdona i Rebeki, był kościół; ale pani Butte wiedziała że miss Crawley nie znajdzie w tem przyjemności.
Po długich namysłach, mistress Butte uderzyła się w czoło i rzekła do siebie:
— Będziemy zwiedzać przedmieścia Londynu; wszyscy utrzymują że nie ma nic więcej zajmującego nad te wycieczki.
Wsadziwszy swoją ofiarę do powozu, mistress Butte zachwycała się pięknością okolicy w Hampstead, Hornsey i Dulwich, przypominając co chwila jakiś nowy dowód niewdzięczności Rawdona i Rebeki.
Tymczasem usiłowania pani pastorowej zamiast obudzić w rekonwalescentce nienawiść do Rawdona i jego żony, sprawiły inny zupełnie skutek: miss Crawley czuła cały ciężar zbytecznej troskliwości i myślała już o tem żeby się wyrwać z rąk swego anioła stróża. Jednego dnia była jakoś silniejsza i podniosła chorągiew buntu: zamiast jechać do Highgate i Hornsey, miss Crawley kazała się zawieść do parku. Obawy mistress nie były płonne. Faeton Rawdona ukazał się z daleka i zbliżał się powoli ku powozowi, w którym siedziała miss Crawley obok swojej opiekunki i miss Briggs na przodzie z pieskiem. Kiedy powozy mijać się miały, Rebeka wychyliwszy głowę, spojrzała z czułością na ciotkę Matyldę a serce jej biło gwałtownie. Sam Rawdon nawet zdawał się lekko wzruszony, ale kapelusz miss Matyldy był ciągle zwrócony w stronę przeciwną. Mistress Butte obsypywała pieska serdecznemi pieszczotami; powozy się minęły, pastorowa swobodniej na koniec odetchnęła.
— Wszystko na nic — odezwał się Rawdon do żony.
— Próbój jeszcze raz, choćby przyszło o powóz zaczepić — odpowiedziała Rebeka.
Rawdon nie miał odwagi pójść za tą radą. Kiedy powozy powtórnie się mijały podniósł rękę do kapelusza, ale tym razem spotkał piorunujące spojrzenia obu ciotek.
Był to zapewne wieki tryumf dla mistress Butte, która jednakże zrozumiała całą doniosłość niebezpieczeństwa, na jakie ją narażały spacery w parku. Po kilku zręcznie naciągniętych frazesach, udało się pastorowej wmówić w pannę Matyldę że dla jej zdrowia wieś jest na jakiś czas koniecznie potrzebną, że nie ma na to stosowniejszego miejsca jak Brighton.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.