Wędrowcy (Kasprowicz)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wędrowcy |
Pochodzenie | O bohaterskim koniu i walącym się domie z Dzieła poetyckie Tom 6 |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze E. Wende i Sp. (T. Hiż i A. Turkuł) |
Data wyd. | 1912 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór Cały tom 6 |
Indeks stron |
Biedni wędrowcy, w mocno nadwerężonych łapciach, zapewne nabytych na tandecie lub wygrzebanych z śmietniska, siedli na podszarzałej burcie przydrożnego rowu.
U stóp złożyli pstrokate węzełki i z lekceważeniem patrzą na raba, tłukącego kamienie.
Rzęsiste światło oblewa im grzbiety, a rosły jawor rzuca cień na twarze i piersi.
Na dnie rowu pcha się leniwie wązki strumyk wody.
Skąd idziecie i dokąd? zapytam.
Odrzeknie mi człowiek o licach barwy starego rzemienia, który, odpadłszy od uprzęży, spłukał się w deszczu i skurczył się w słońcu.
Słyszeliśmy — powiada — że gdzieś przed nami rozdają darmo chleb i wino: wędrujemy tam od świtu, albowiem głodni jesteśmy i spragnieni.
Ogłoszono orędzie, napisane przez świętego Pawła, że orzący i siejący zaniedbują dusze, a ten niewolnik tłucze kamienie.
Z trudem podnieśli się z miejsca i powlekli się dalej.
Szli w kierunku południa: prowadziło ich widmo, utkane z sierpniowych promieni — postać, która ongi uśmiechnęła się do mnie przy łóżku konającego przyjaciela.
Spocząłem na chwilę z oczami, wlepionemi w trawę: zmięta przez biednych wędrowców, prężyła się zwolna do góry.
Z pod ciężkiego młota potoczyło się ku mnie kilka odłamków piaskowca i kurz osypał mi stopy.
Rzęsiste gorące światło oblewało mi plecy, a rosły jawor rzucał mi cień na twarz i piersi.