W płomieniach/Wojna z Serbją
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | W płomieniach |
Wydawca | Jerzy Bandrowski |
Data wyd. | 1917 |
Miejsce wyd. | Kijów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cokolwiekbyśmy myśleli o zamordowaniu austrjackiego następcy tronu, faktem jest, że wykonawcy zamachu byli poddanymi austrjackimi. Oczywiście, że istnienie Serbji tuż pod bokiem a przedewszystkiem ucisk Serbów w państwie austrjackiem mógł przyczyniać się do wzrostu propagandy wielko-serbskiej. Skoro jednak państwa serbskiego nie można było przenieść do Ameryki, należało może starać się raczej o jakiś inny „modus vivendi“, niż ten, który planowała nota austrjacka, domagająca się cenzurowania nawet serbskich podręczników szkolnych. Było rzeczą jasną, iż Serbja, ta Serbja, która zawsze prowadziła wojny z przemożnymi nieprzyjaciółmi, na takie warunki się nie zgodzi i wojny się nie ulęknie.
Innego zdania byli ludzie we Lwowie.
Kiedyśmy raz rozważali szanse ewentualnej wojny serbskiej, jeden z mych kolegów, dziennikarz galicyjski, rzekł stanowczo:
— A ja wam mówię, że do wojny serbsko-austrjackiej nie dojdzie. Serbowie teraz wojny wypowiadać nie zechcą.
— Dlaczego?
Kolega mój uśmiechnął się z politowaniem i wykrzyknął:
— Warjaty! Zapomnieliście, że w Serbji są na jesień zapowiedziane wybory do “skupczyny“!
Oczywiście. Cóż znaczy wojna — wobec wyborów!
O Serbji wiedziano we Lwowie bardzo mało. Wogóle społeczeństwo polskie w Galicji, nie paliło się zbytnio do Słowiańszczyzny a nawet czasami miało jej zadużo. Do Serbji daleko i nie było tam poco jeździć. Prawda, że ignoracja zawsze się mści, ale tu była ona poniekąd wytłomaczona. Powtóre — o Serbji informowała Galicję wyłącznie prasa wiedeńska i berlińska, a że te informacje musiały być jednostronne a co gorsza, tendencyjne, tego dowodzić nie potrzebuję. Zresztą cała Europa środkowa informowała się o stosunkach serbskich a nawet bałkańskich wogóle, w Wiedniu i w Peszcie, jednych jedynych Czechów wyjąwszy. Ci znali południową Słowiańszczyznę nieźle i utrzymywali z nią nieustanny kontakt, delegując tam nieraz swych polityków z głosem doradczym, zaznaczyć jednak trzeba, że nawet tak obznajomiony z południo-słowiańskiemi stosunkami polityk, jak Klofacz, strzelał czasem fatalne byki, równocześnie zaś ta propoganda czeska była bardzo źle w Wiedniu widziana i komentowana w sposób dyskredytujący.
Lecz, czemkolwiek moglibyśmy wytłomaczyć tę naszą nieznajomość południowej Słowiańszczyzny — nie mówiąc już o tem, że zaprawdę zbyt dużo mieliśmy do roboty w domu — srodze się ona zemściła na naszem społeczeństwie. Przy odrobinie znajomości stosunków i narodu serbskiego, z łatwością można było przyjrzeć się tej jaskrawej próbce politycznego, publicystycznego i strategicznego talentu, jaki wobec Serbji jak i ludów austryackich rozwijał rząd austrjacki. Przyczyniłoby się to znacznie do otrzeźwienia umysłów, nauczyłoby je ostrożności a co za tem idzie, oszczędziłoby społeczeństwu polskiemu w Galicji wielu zawodów i cierpień, krótko mówiąc, nauczyłoby je, czego się ma trzymać. Wobec znanej maksymy iż „eventus belli semper dubius est“, taka świadomość jest wszystkiem, na co się może i powinien zdobyć naród wbrew woli w wojnę wplątany a osobiście bezbronny.
Ultimatum, wystosowane do Serbji, zredagował hr. Tisza, Węgier.
Wojna serbsko-austrjacka mogła w razie zwycięstwa przynieść korzyść przedewszystkiem Węgrom, którzy obawiali się konkurencji rosnącej w siły Serbji. Dlatego-to z właściwą sobie bezwględnością i egoizmem nie cofnęli się przed rzucaniem na jedną kartę lasów całej monarchji austrjacko-węgierskiej. Albowiem któż nie przypuszczał, że w danym razie cała ta sprawa może przybrać obrót fatalny?
Pisma wiedeńskie donosiły, że ultimatum i wypowiedzenie wojny Serbji wywołało w Wiedniu niebywały entuzjazm. Wierząc, iż Rosja nie wmiesza się do wojny, cieszono się nadzieją łatwych zwycięstw. Olbrzym cieszył się, że będzie się mógł pastwić nad karłem. Czy my moglibyśmy podzielać tą radość?
Ale Austrja była boleśnie dotknięta zamordowaniem przez swoich własnych obywateli następcy tronu i pragnęła zadośćuczynienia, zaś prócz tego wojna kładła koniec niejasnej sytuacji politycznej a co za tem idzie i ekonomicznej. Niepewność stosunków tak się dała we znaki, iż wreszcie powiedziano sobie: — Wóz albo przewóz!
Szerokie warstwy ludności wierzyły, że wojna z Serbją będzie zwycięska i krótka, że Rosja nie wystąpi w obronie Serbji. A jeśli? Kto weźmie na swą głowę odpowiedzialność za tę straszną wojnę?
Hr. Tisza...
W imię czego? W imię ucisku węgierskich Chorwatów i Serbów, prześladowania Rumunów i nieludzkiego gnębienia Słowaków? Czy może w imię kultury czardasza i romansów Jokaja?
Zaznaczyłem już, iż społeczeństwo polskie w Galicji nie znało Serbji i nie zajmowało się nią. Mimo to, kiedy wojna austrjacko-serbska wybuchła, można było zauważyć pewien zapał tak wśród publiczności jak i wśród wojska. Cieszyli się żydzi, pewni, że się od wojska wykręcą a na dostawach zarobią. Ale z czego cieszyli się Polacy?
— Bądź co bądź ta jakaś Serbja wszystkim stanęła już kością w gardle. Dwa razy z jej powodu zarządzano częściową mobilizację, niepokojono ludzi, straszono wojną, potem znów trzeba było organizować specjalnych strzelców pogranicznych. Teraz to morderstwo. A, psia krew, tyle kłopotów! Trzeba raz z tem skończyć! — mówili ludzie.
Zapominano, że skończenie z Serbją, czyli zwycięstwo Austrji, byłoby równocześnie klęską dla nas, ponieważ oznaczałoby szkodliwy dla nas wzrost niemieckiego żywiołu. Podczas wojen bałkańskich Serbja spisała się znakomicie, w ogóle Serbowie zawsze bili się mężnie, walcząc niestrudzenie o wolność. Społeczeństwo polskie nie mogło Serbji ile życzyć, to byłoby niezgodne z jego duchem i tradycjami. Ta jakaś dziwna wojowniczość naszego społeczeństwa wobec Serbji, to były pierwsze objawy utraty przytomności, zatrucia społeczeństwa polskiego w Galicji przez czarno-żółty jad, symptom bardzo niebezpieczny, pociągający za sobą straszne konsekwencje... Czy wolno było o tem mówić? Nie.
Był też i drugi powód, dla którego nie można było podzielać tego wojennego zapału. Pomińmy już fakt wzrostu imperjalizmu niemieckiej Rustrji i niemieckiego żywiołu; mógłby ktoś powiedzieć, że wskutek wchłonięcia większej masy słowiańskiej Austrja musi się stać bardziej słowiańskiem państwem. Nie wierzyłem w to, lecz to kwestja podlegająca dyskusji. Za to nie ulegało wątpliwości, że wojsko, które tak dzielnie biło się z Turkami i Bułgarami, niemniej zacięcie bić się będzie z Austrją, że cała Serbja stanie jak jeden mąż, wiedząc, że tu idzie o życie, o egzystencję. W takich chwilach naród bije się strasznie. Czy powierzchowne pobudki austrjackiego entuzjazmu mogły austrjackich żołnierzy natchnąć tym duchem, jakim byli ożywieni Serbowie? Nie. A więc, co za tem idzie, wojna ta nie była bynajmniej orzechem łatwym do zgryzienia. Czyli — że wielu braci naszych polegnie, krew obficie się poleje i w najlepszym dla Austrji wypadku znowu jedno państwo słowiańskie padnie, straci swą niezależną egzystencję naród, który tylu ofiarami i trudami ją okupił i tylu dokonał bohaterskich czynów. O tem wszystkiem nie wolno było powiedzieć ani słowa.
Słabe narody broniące swej wolności przed znacznie potężniejszym nieprzyjacielem, bronią się rozpaczliwie, pazurami i zębami. Nie dla nich pojedynek przestrzegający rycerskich form i reguł. Historja przytacza na to dość dowodów. Cóż dopiero mówić o Serbach, wychowanych w tradycjach tureckiej srogości! Więc chciało się rzec:
— Żołnierzu polski, który idziesz do Serbji, wiedz o tem, że nie czekają cię manewry ani żadna wojna łatwa. Bić będziesz się nietylko z wojskiem, na co, jako żołnierz, jesteś przygotowany i spełnisz swój obowiązek. Wiedzże o tem, że będziesz musiał mordować starców, kobiety i dzieci, albowiem w kraju, do którego wkroczysz, każda żywa istota pragnąć będzie twej śmierci. Brzemienne kobiety strzelać do ciebie będą z za węgła, chłopcy nieletni z rewolwerami lub bombami podkradać się będą ku tobie, dziewczęta obleją cię wrzątkiem, dach ci zapalą nad głową lub szpilkami wykłują oczy, starcy bezsilni czołgać się będą ku tobie śpiącemu, drżącemi rękami szukając twego serca lub gardła, psy nawet będziesz miał przeciwko sobie. Każdy kamień, każdy głaz będzie twym śmiertelnym wrogiem, za każdem drzewem śmierć tam na ciebie czyha. Jeśli wpadniesz w ręce nieprzyjaciela, zginiesz śmiercią przeokropną, bo cierpiący na tobie będą chcieli pomścić śmierć swych najbliższych i na tobie dać przykład, co czeka najeźdźcę. Nie na wojnę idziesz, ale na krwawe polowanie, gdzie, zmieniony w dzikiego zwierza, za dzikiemi zwierzętami uganiać będziesz, a gonitwa to będzie bez miłosierdzia i odpoczynku na śmierć i życie. Nie znajdziesz kąta cichego ani chwili spokojnej i nawet źródła będziesz miał zatrute. A przedewszystkiem bierzesz na sumienie grzech straszny, bo idziesz mordować słabych, niosąc im niewolę.
To należałoby powiedzieć naszemu żołnierzowi, tym młodym tak cieszącym się na wojnę chorążym, ich dumnie uśmiechającym się rodzicom. Szedł ten polski żołnierz na śmierć, a mnie, jego bratu, nie wolno było prawdy mu powiedzieć. I nie wolno mi było powiedzieć, iż on idzie pomagać nakładać haniebne jarzmo niewoli na wolnych.
Historja a przedewszystkiem my sami wyrzucaliśmy sobie gorzko San Domingo, choć tam szło o dzikich, czarnych ludzi. Ale wówczas, tak świeżo po ogłoszeniu „Praw człowieka“ rozumiano już u nas, czego długo jeszcze nie mogła zrozumieć wolna Ameryka. Jakże zmieniły się stosunki!
Co za pohańbienie!
A Austrja z miejsca wystąpiła z całym aparatem kłamstw i cynicznych przechwałek. Dzień w dzień donoszono o zajęciu Białogrodu, o różnych bohaterskich czynach strażników skarbowych i strzelców pogranicznych, o tem, jakto jakiś oficer serbski szpicrutą „skarcił“ serbskiego następcę tronu za niewłaściwe zachowanie się wobec jego narzeczonej, jak wojska serbskie tysiącami uciekają za granicę Bułgarji, jakto „wojska nasze szczególnie upodobały sobie walkę na białą broń“, jakto „pierwszy strzał w stronę nieprzyjaciela skierował Chorwat“, jak to znów mężni Chorwaci wykłuli gdzieś w szańcu żołnierzy serbskich, rozjuszeni tem, że „ci mordercy ośmielili się wywiesić trikolorę słowiańską“. Tak szatan, wcisnąwszy Kainowi maczugę w dłoń, chełpił się potem jego bratobójczym ciosem.
Tak zwane liberalne czyli żydowskie pisma wyły z radości. Co chwila stwierdzały złamanie przez Serbów prawa międzynarodowego, jakieś okrucieństwa „wolnych strzelców“, zatrucie studzien i t. p. Miarkować tych zapałów nie można było. Brnęliśmy w kłamstwach, duszeni poczuciem — bezsilności i hańby. Świat mógł myśleć, że to społeczeństwo polskie w Galicji, tak wiele mówiące o wolności i poszanowaniu prawa narodów, zmieniło się w bandę Huronów, żeśmy się modlili tylko o to, aby wreszcie bratni naród został podbity.
Dziennik nazywa się nieraz organem. Niestety, w owym czasie dzienniki polskie w Galicji zmieniono w austrjackie fujary, w które dmuchał komisarz policji.
W tej bolesnej chwili, w przededniu wydarzeń, które przedewszystkiem wystawiały na niebezpieczeństwo strasznej wojny nasz naród, ukradziono mu najcenniejszą rzecz — prawo prawdy.
Mieliśmy przedsmak tego, co dalej miało nastąpić. Publicyści nasi, mężowie stanu, politycy, a raczej najlepsza, najuczciwsza i najmądrzejsza ich część skazana była na milczenie. W burzy, w ciemnościach zawieruchy, poomacku i z zawiązanemi oczami społeczeństwo nasze miało iść w przyszłość, targane za suknie i zwodzone fałszywemi głosami z bagniska.
Jeśli nie wolno było powiedzieć prawdy o wojnie serbskiej, to czyż mogliśmy się spodziewać, iż dadzą nam sposobność szczerego wypowiedzenia się w sprawie własnej?
To było pierwsze kłamstwo, które powlokło ze sobą cały łańcuch kłamstw coraz to gorszych i cięższych, zwracających się z każdym dniem przeciw tym, którzy w słabości ducha wierzyli, nie śmiejąc spojrzeć swej prawdzie w jej ciemne oczy.