Wesołe wakacje/Ze wspomnień Zosieńki

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Wesołe wakacje
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1937
Druk „Grafia“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Źródło Skany na Commons
Inne Całe Wesołe wakacje
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ze wspomnień Zosieńki.

W pierwszej wolnej chwili dzieci udały się do ulubionej chatki, żeby tam swobodnie pomówić i wysłuchać zapowiedzianego opowiadania Zosi o jej przygodach na morzu.
— Miałam zaledwie lat cztery kiedy to się wszystko działo — rozpoczęła Zosia. — Sądziłam, że mi to już wyleciało z głowy, ale dziś przypominam sobie najwyraźniej jak mamusia jechała zemną do Paryża; Pawełek był też z nami. Tatuś zawiózł nas do jakiegoś miasta portowego. Wsiedliśmy na okręt, tatuś z mamusią i zemną i ciocia Aurelja z wujkiem ze swym synkiem, Pawełkiem. Pamiętam, że twój tatuś, Stokrotko, był bardzo dobry dla nas i ten Lecomte ciągle się też uwijał. Jego twarz doskonale wraziła mi się w pamięć. Płynęliśmy bardzo długo. Naraz usłyszeliśmy jakiś huk straszny i tak mocne uderzenie od spodu okrętu, że wszyscy się przerazili. Krzyk, wrzask był niesłychany, biegano w różne strony, padano na kolana. Ojciec, mama i wujek z ciocią stali na pokładzie. Pawełek uczepił się twego tatusia, Stokrotko, i nie chciał go odstąpić ani na chwilę, gdy ten wydawał rozkazy: „Spuścić szalupy! Prędzej! Prędzej! Prędzej!“ Ojciec schwycił mnie na ręce i chciał wskoczyć do łodzi, w której siedziała już mama, ciocia i wujek ale nie zdążył. Pamiętam, że wołałam: „Poczekajcie na nas!“ Łódź przepełniona ludźmi już była daleko. Ojciec był strasznie blady i nie mówił ani słowa, patrzył tylko na mnie ogromnie smutnemi oczami. Mamusia i ciocia krzyczały rozpaczliwie. Zosiu! Pawełku! Mój mąż! Moje dziecko! Nie trwało to długo. Olbrzymia fala pogrążyła łódź w morze. Nie pozostało po niej ani śladu. Potem tatuś coś mówił do kapitana, ucałował Pawełka. Lecomte pomógł mu spuścić się na łódeczkę. Wołałam Pawełka, który płakał i ja płakałam rzewnie, ale nic nie pomogło, został na ręku kapitana, a ja płynęłam z tatusiem. Nudziło mi się bez mamusi. Tatuś dawał mi biszkopty i wodę z beczułki. Ciągle był smutny i milczący. Nie wiem jakim sposobem dostaliśmy się na duży okręt. Wówczas tatuś mi powiedział, że Pawełek z kapitanem i Normandczykiem zatoną, podczas uderzenia się statku o podwodną skałę, ale teraz widzę, że zostali uratowani. Ja z tatusiem oparliśmy się w Ameryce tam mieszkaliśmy u pana Fischini, ten umarł i pozostawił podobno testament w którym przeznaczył cały swój wielki majątek memu ojcu i jego siostrze matce Pawełka. Postawił jednak warunek żeby tatuś przyjął nazwisko Fischini i zaopiekował się wychowanicą zmarłego, panną Teodorą. Okazywała ona wiele życzliwości mnie i tatusiowi. Po pewnym czasie tatuś ją zaślubił. Na swoje nieszczęście to zrobił, gdyż jako żona zmieniła się do niepoznania, kłóciła się wciąż, a mnie biła nielitościwie. Miałam nieraz szyję, ręce i plecy we krwi.
Raz pobiegłam na skargę do tatusia, który w najwyższem oburzeniu chwycił szpicrutę i pomścił mnie porządnie. Teodora darła się w niebogłosy, a potem odgrażała się że wszystkie otrzymane uderzenia odda mi w dwójnasób. Tatuś wziął mnie na ręce i przemawiał tak tkliwie jak nigdy przedtem.
— Jak mogłem tak się omylić! Jak mogłem wybrać ci tak niegodziwą macochę! powtarzał wciąż. Obawiałem się, że gdy umrę pozostaniesz sama jedna na świecie i dlatego tak fałszywy krok zrobiłem. Przebacz mi, dziecinko kochana! Przebacz!
Płakałam razem z tatusiem; obiecał oddać mnie do jakiejś bardzo zacnej pani, która będzie mną się opiekować, ale projekt ten nie przyszedł do skutku. Tejże nocy dostał gwałtownego krwotoku i zmarł, a ja pozostałam nadal przy coraz okrutniejszej dla mnie macosze. Znęcała się nademną, wydalała sługi, które okazywały mi życzliwość i zabroniła pod srogą karą wspominać przed kim bądź o tatusiu i mamusi, jak gdyby ich nigdy nie było.
— Dlaczego taiłaś to wszystko przed nami zapytała Madzia, wzruszona do głębi.
— Nie mając prawa mówić, powoli zapominałam to co przeszłam, a teraz tak mi żywo wszystko stanęło w pamięci, jakby to było wczoraj!
Podczas dość długo trwającej nieobecności dzieci przygotowano panią Rosburgową do wysłuchania opowieści Lecomte’a.. Błysk nadziei wrócił do jej zbolałego serca na myśl, że i jej mąż ukochany i przez tyle lat opłakiwany może odnaleść się jeszcze.
Pan Fraypi postanowił pojechać niezwłocznie do Paryża i zasięgnąć wiadomości w ministerstwie marynarki. Opowiedzieć miał przytem o powrocie żeglarza z zatopionego okrętu i o niewoli Rosburga wśród dzikich.
— Może da się co zrobić? rzekł uprzejmie żegnając dobrą panią Rosburgową, która nie miała dość słów wdzięczności dla pani Marji i całej jej zacnej rodziny.
Po dwugodzinnej prawie rozmowie z Lecomtem, który opowiedział najdrobniejsze szczegóły pobytu swego u boku jej męża, matka Stokrotki nabrała przekonania, że Bóg dobry jej próśb wysłucha i pozwoli po długich troskach i niepokojach odzyskać jeszcze szczęście stracone.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.