Wiązanka uwag ziemianina
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiązanka wspomnień ziemianina |
Pochodzenie | Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891) |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz |
Data wyd. | 1893 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków – Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały zbiór |
Indeks stron |
Sztuka i piśmiennictwo danego kraju takiemi są, jakiemi w warunkach życia być muszą. Malarz, poeta, autor, mówca, publicysta, satyryk, biorą wzory z otoczenia i odtwarzają je według uzdolnień: pędzlem, dłutem, ołówkiem, żywem słowem lub piórem. Wprawdzie rodzą się z tego łona bastardy, płód nieprawy, jakiemi były i zdarzają się ciągle: panegiryki, obłudne apologje, złośliwe paszkwile, oszczerstwa, rzeczy rozmijające się z celem społecznym, — odzwierciadlają tylko onego smutny charakter...
Zadaniem prawdy jest regulowanie wszelkich zboczeń ducha ludzkiego i ona pomimo swej ostrożności, tak jak silny specyfik w porę zadany organizmowi, uzdrawia niemoce duchowe... Kto badał dzieje umysłowości, ten wie, że w chwilach najkrytyczniejszych przemawiano najsilniej. Nie przypadkiem się znaleźli: Focyon, Juvenalis, Voltaire, Rousseau, Swift, Rabener i tysiące innych przywołujących rodaków do upamiętania; a nasi mistrze pióra i weredycy wszystkich wieków nie zjawili się też niby Deux ex machina na padole Piasta i Giedymina!... Gwiazdy te pierwszej wielkości, ze względu na wygłoszone prawdy, miały i mają swych drobnych satelitów; bo skoro się znalazł który w pasie ich ciążenia, siłą atrakcji musi tam już krążyć, wierny prawu przyrody. My, maluczcy, możemy być mądrymi jeno mądrością mistrzów, lecz niestety! ich zasady zbawcze nauczyły nas mało, nawet po szkodzie; bo według słów serdecznego Syrokomli: „Zastygliśmy w wadach tradycyjnych i nałogach“...
Dziś jeszcze bezczelna pochwała więcej się nam podoba niż szczera prawda, wbrew orzeczeniu Mędrca Pańskiego „Pocałuj wargi tego, co mówi słowa prawdziwe“ (proverbia). Na takie słowa miotano u nas obelgi, zacząwszy od Długosza aż do Staszyca i Kraszewskiego.
Tymczasem wciąż źle z nami. Lud wiejski, chociaż wolny i uwłaszczony, nie wyrobił jednak w sobie oświaty i poczucia obywatelskiego, mając mało wzorów do naśladowania; najbliżej zaś jego stojąca inteligencja, bawiąc się zawsze w panów, zawiniła w dziejach kapitalnie i teraz owocem wielkopańskości jest sumaryczne obdłużenie większej własności, ustawiczna ruina fortun i co za tem idzie — upadek godności i charakterów. Jedyną deską zbawienia może, być moralne przetworzenie się ziemian w duchu pracy uczciwej, umiejętnej przy warunkach zabiegliwości i oszczędności rzetelnej. Ojciec i matka przy zielonym stoliku — to zgorszenie dla dzieci! Lenistwo, które Kraszewski trafnie nazwał „rdzą na umyśle“, pycha lub bierność w rodzicach względem ideałów swojskich, to potok jadów trujących puszczony we wrażliwe serca młodszego pokolenia, a tego tak wiele wszędy w kraju biednym!... Niech synowie i córki widzą pracę rodziców w pocie czoła, ich ład i porządek, ich gorące uczucie i prawość w życiu, a sami pokochają trud i swojskość żarliwie; potrafią już wtedy utrzymać się i gospodarzyć na ojczystym zagonie i nie wypuszczą piędzi ziemi z rąk umiejętnych.
Źle z nami! Kraj, jak szeroki, pokryty całunem bierności, — istna pustynia śmierci!... Ohydne sobkowstwo zamyka serca i szkatuły na rygle stalowe, hultajstwo płynie przez brzegi „naczyń poważnych“ i plami wszystko dokoła... przez dziurawe nałogi przecieka czas drogi i pieniądze w ręce czyhających pasożytów, a jak się zdarzy potrzeba społeczna, to zaledwo setny obywatel (de nomine) skąpo obdarzy mizerję swojską... Nie wahajmy się powiedzieć głośno, iż niezależnie od pozorów, na tle bierności u nas: chciwość, rozrzutność, lekkomyślność i pycha są typami najpowszechniejszemi, a dach obywatelski zjawiskiem wyjątkowem! Leszczyńskich, Staszyców, Działyńskich, Baworowskich, Zamojskich, Moniuszków, Walewskich (świeżo zgasły) nam trzeba, a wieleż ich było i jest?!... Powtarzam: źle z nami!
Nietylko, że już nie mamy grosza do stracenia, lecz nawet szelągi zdobywać potrzeba w mozołach, aby z nich, według mądrej uwagi biskupa Warmińskiego, zrodziły się stopniowo trwałe bogactwa krajowe (satyra III). Któż nie zna owych wstrętnych parjasów ziemiaństwa, którzy, przez niedołęstwo i lekkomyślność potraciwszy fortuny naddziadów, napełniają bruki, poddasza i szpitale miejskie, ku przestrodze tych, co jeszcze nie opuścili zagona i penatów rodzinnych. Stokroć smutny i pouczający to widok, a jednak ogół nieopatrzny ziemian zdaje się nie pojmować groźnej przyszłości, skoro jedni po dawnemu hołdują tytułomanji, obczyźnie, złotemu cielcowi, nieustannym rozrywkom; inni uprawiają karciarstwo, tracą czas drogi, zadłużają się, wszyscy zaś niemal niecierpią prawdy szczerej, bez ogródek...
Żaden komunał domorosły o potrzebie zachowania, a więc i oszczędzania samych siebie, nie ostoi się wobec rozsądku. Bogdajby każda prawda wywoływała zawsze restytucje w czynach obywatelskich.
Marne są słowa i czyny oglądające się bojaźliwie na teraźniejszość, gdyż człek prawy tylko dla przyszłości działać powinien całem sercem, kładąc prawdę w osnowę swych obowiązków (Orzeszkowa w „Niwie“ za rok 1874, str. 632). Mówmy więc sobie prawdę śmiało, nie zaprzątając się zgoła niewczesnemi skrupułami i fałszywym wstydem przed obcymi, którzy nas wtedy uszanują bardziej.
Pracy obywatelskiej pole leży u nas odłogiem; gdy ktoś rzetelnie cnotliwy umiera i stanowisko jego zawakuje, zawsze rodzi się strach poważny o to, czy się znajdzie godny następca, chociaż duch obywatelski powinienby się objawiać w najgorętszej konkurencji o zaszczytną ze wszech miar rolę mecenasów, dobroczyńców, opiekunów wszelkich spraw żywotnych w kraju. Wprawdzie miewaliśmy i mamy zachwycające przykłady cnoty narodowej i te czyny są chlubą nietylko naszą, lecz wogóle całej ucywilizowanej ludzkości; tem niemniej, nie mówiąc o ujemnościach typowych, często nawet ofiarność nasza nosiła na sobie charakter dziwactwa, graniczącego prawie z niedorzecznością. Panowie nasi zwykle mają pieniądze dla siebie lub niemi szafują fantastycznie, zapisując setki tysięcy franków chociażby na akademję paryską... gdy tymczasem w kraju ucząca się młodzież pracuje o głodzie; literaci, autorowie, artyści, nie znajdują poparcia, a dzieła ich ducha najczęściej są skazane na butwienie w domowych archiwach. Zaprawdę, smutny, bezbrzeżnie smutny widok!