Wicehrabia de Bragelonne/Tom V/Rozdział XLIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XLIII.
TESTAMENT PORTHOSA.

W Pierrenfond wszystko było smutne. Dziedzińce puste, ścieżki pozarastane, stajnie pozamykane. Wodotryski zatrzymane, niegdyś tak wesołe, świetne i huczne. Na drogach, prowadzących do zamku, kilka poważnych figur jechało na mułach, lub roboczych koniach. Byli to sąsiedzi, proboszcz i dzierżawcy, a wszyscy w milczeniu wchodzili do zamku, wprowadzani przez strzelca, czarno ubranego, Mousqueton zaś przyjmował ich na progu.
Wszyscy przybyli mieli na celu wysłuchanie testamentu Porthosa, na dziś zapowiedziane, a chciała tu być obecna jak chciwość tak i przyjaźń dla zmarłego, nie zostawiającego krewnych. Kiedy wszyscy się zgromadzili, za uderzeniem godziny dwunastej, przeznaczonej na otwarcie testamentu, zamknięto drzwi pokoju. Rejent Porthosa, a naturalnie był nim następca pana Coquenart, zaczął powoli rozwijać pargamin, na którym silna ręka Porthosa wypisała ostatnią wolę. Gdy oderwał pieczęcie, włożył na nos okulary, odkaszlnął poprzednio, wszyscy natężyli słuch.
Jednocześnie drzwi zamkniętego pokoju jakby cudem otworzyły się i szlachetna twarz męska ukazała się na progu. Był to d‘Artagnan, który, nie spotkawszy nikogo na swe przyjęcie, przywiązał konia na dziedzińcu i wszedł do sali.
Szmer obecnych, a bardziej jeszcze, instynkt wiernego psa, wyrwały Mousquetona z zadumania. Podniósł głowę, a poznając dawnego przyjaciela swego pana, rycząc z żalu, padł mu do nóg i łzy jego zrosiły marmurową podłogę. D‘Artagnan, podniósłszy go, uściskał jak brata, a po wzajemnem z obecnymi przywitaniu, usiadł, trzymając za rękę Mousquetona, siadającego przy jego nogach. Poczem rejent, również jak inni wzruszony, zaczął czytać.
Porthos, po wyznaniu wiary, prosił nieprzyjaciół swych, aby mu przebaczyli złe, które im wyrządził. W tem miejscu promień niezwykłej radości błysnął w oczach d‘Artagnana. Przypomniał sobie dawnego żołnierza i wszystkich nieprzyjaciół, powalonych waleczną ręką Porthosa, a przebiegłszy myślą ich liczbę, rzekł do siebie, że Porthos mądrze zrobił, nie wyliczając ich imiennie, w takim bowiem razie czytanie ich nazwisk byłoby utrudzeniem dla czytającego. Potem następowały wyliczenia w tych słowach:
— Posiadam z łaski Boga, w tej chwili:
— I-o Dobra Pierrefonds z polami, lasami, pastwiskami, wodami, otoczone mocnym murem.
— 2-o Dobra Bracieux, z zamkami, lasami, rolą dobrze uprawną, składające się z trzech folwarków.
— 3-o Małą wieś Vallon, tak nazwaną dlatego, że leży w dolinie.
— 4-o Pięćdziesiąt kolonij w Touraine, każda zawierająca 500 morgów.
— 5-o Trzy młyny na rzece Cher, dający rocznego dochodu po 600 liwrów.
— 6-o Trzy stawy w Berry, z których każdy przynosi rocznie 200 liwrów dochodu.
— Co się tyczy dóbr ruchomych, dlatego tak nazwanych, że się mogą przenosić z miejsca na miejsce, jak mi to wytlumaczył uczony mój przyjaciel biskup de Vannes.
D‘Artagnan zadrżał na posępne wspomnienie tego nazwiska.
Rejent bez przerwy czytał dalej:
— Składają się:
— 1-o z mebli, któremi przyozdobione są moje pokoje; nie wymieniam ich tu dla szczupłości miejsca, ale spis ich posiada mój rządca.
Obecni zwrócili oczy na Mosquetona, pogrążonego w boleści.
— 2-o Z dwudziestu koni wierzchowych i pociągowych.
— 3-o Z sześćdziesięciu psów.
— 4-o Z broni wojennej i myśliwskiej, zamkniętej w zbrojowni.
— 5-o Wina andegaweńskie, zebrane dla Athosa, który je niegdyś lubił, wina burgundzkie, szampańskie, bordeaux i hiszpańskie, umieszczone są w dwunastu piwnicach, rozmaitych moich mieszkań.
— 6-o Z posągów i obrazów.
— 7-o Z księgozbioru, złożonego z sześciu tysięcy tomów zupełnie nowych, gdyż ich nikt wcale nie otwierał nawet.
— 8-o Z naczyń srebrnych.
— 9-o Wszystkie te przedmioty, a do tego bielizna stołowa i inna, umieszczone są w mieszkaniu, które nad inne przekładałem.
Tu czytający zatrzymał się, aby odetchnąć, inni westchnęli, odkaszlnęli i natężyli uwagę.
Rejent zaczął znowu:
— „Żyłem bezdzietny, i zapewne mieć już dzieci nie będę, co jest dla mnie dotkliwą boleścią! Jednakże mylę się, mam bowiem syna, wspólnie z innymi mymi przyjaciółmi, a nim jest pan Raul, August-Julian de Bragelonne, rzeczywisty syn hrabiego de La Fere.
— „Młodzieniec ten wydał mi się godnym do odziedziczenia spadku po trzech walecznych ludziach, których jestem przyjacielem i najniższym sługą.
Tu dał się słyszeć brzęk, który sprawiła szpada d‘Artagnana, wypadłszy z pochwy na marmurową podłogę; wszyscy, obróciwszy się w tę stronę, dostrzegli, że bujna łza stoczyła się po twarzy d‘Artagnana.
— „I dlatego — czytał dalej rejent — zapisuję wszystkie moje dobra ruchome i nieruchome, wyżej wymienione, panu wicehrabiemu Raulowi Augustowi, Julianowi de Bragelonne, ażeby go pocieszyć w smutku, jakim jest dotknięty i dać mu możność noszenia z chlubą swego nazwiska“.
— „Z obowiązkiem, aby pan wicehrabia de Bragelonne dał panu d‘Artagnan, kapitanowi muszkieterów królewskich, te z dóbr moich, których rzeczony kawaler d‘Artagnan żądać będzie“.
— „Z obowiązkiem, ażeby pan wicehrabia de Bragelonne płacił stosowną do jego potrzeb pensję przyjacielowi mojemu panu d‘Herblay, jeżeli tenże przymuszony będzie żyć na wygnaniu“.
— „Obowiązuje również pana wicehrabiego de Bragelonne, aby zatrzymał tych z moich służących, którzy 10 lat przebyli w mej służbie, a innym dał po 500 liwrów każdemu.
— „Zapisuję rządcy mojemu Mousquetonowi, całą moją garderobę paradną, wojskową i myśliwską, w przekonaniu, że będzie ją nosił przez pamięć i przywiązanie do mnie“.
„Nadto polecam panu wicehrabiemu Bragelonne mojego starego sługę i wiernego przyjaciela, Mousquetona, z tym obowiązkiem, aby Mousqueton, umierając, oświadczyć mógł, że nigdy nie przestał być szczęśliwym“.
Mousqueton, słysząc te słowa, skłonił się, blady i drżący i powstał z twarzą, na której ciężka boleść wyrytą była, błądząc oczyma i szukając wyjścia z pokoju.
— Mousqueton! mój dobry przyjacielu, idź, przygotuj się do podróży, zabieram cię z sobą do Athosa, dokąd stąd pojadę.
Mousqueton, nic nie mówiąc, zaledwie oddychając, jakby wszystko dla niego było obce, powoli wyszedł z pokoju.
Rejent skończył czytanie, poczem wszyscy, którzy przybyli dla wysłuchania ostatniej woli Porthosa, odeszli przejęci szacunkiem dla nieboszczyka.
D‘Artagnan, po pożegnaniu z rejentem, podziwiał. głęboki rozsądek Porthosa, tak słusznie obdarzającego majątkiem najgodniejszego i to z delikatnością, w jakiej najbardziej ugrzeczniony i najszlachetniejszy dworak nie przeszedłby go zapewne.
Porthos, zalecając Raulowi de Bragelonne, ażeby dał to d‘Artagnanowi, czegoby tenże zażądał, wiedział dobrze, iż ten niczego nie zażąda, a gdyby zażądał nawet, wicehrabia nie odmówiłby mu tego udziału.
Porthos przeznaczał pensję dla Aramisa, który, gdyby się zanadto domagał, musiałby się powściągnąć, za przykładem d‘Artagnana; a słowo o wygnaniu, wtrącone jakby nieumyślnie, czy nie było najłagodniejszą ale zarazem i najwyszukańszą przyganą postępowania Aramisa, które spowodowało śmierć Porthosa.
Nakoniec w testamencie nie było wzmianki o Athosie, bo czyż mógł Porthos sądzić inaczej, że syn da najlepszą część ojcu; prostoduszny Porthos pojął to wszystko lepiej, niż najbieglejszy prawnik.
— Porthos miał szlachetne serce — rzekł z westchnieniem d‘Artagnan, i zdało mu się, że usłyszał jęki na górze.
Przyszedł mu natychmiast na myśl biedny Mousqueton, potrzebujący ukojenia w boleści i żalu. Wszedł na pierwsze piętro i spostrzegł rozrzucone po pokoju Porthosa suknie jego w rozmaitych kolorach, a na nich leżącego Mousquetona.
D‘Artagnan zbliżył się, aby go pocieszyć.
— Mój Boże!... — rzekł — nie rusza się, zemdlał zapewne!...
D‘Artagnan mylił się.
Mousqueton już nie żył; nie żył, podobnie jak pies, który, tracąc swego pana, kładzie się na jego sukniach i żyć przestaje.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.